Rozdział XII: Układ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spodziewał się ujrzeć każdego. Dosłownie każdego. Ale nie jednego z nich. Nie podmieńca. Coś w nim pękło.

- Masz dziesięć sekund, aby wytłumaczyć swoją obecność tutaj, albo zaciągnę cię w miejsce tak okropne, że nawet sam Discord omija je szerokim łukiem. - Wysyczał przez zaciśnięte zęby pegaz. Miał ochotę zrobić to od razu, ale wiedział, że z własnej woli by tu nie przyszedł. Ona musiała go wysłać. Ale po co? Ciekawość była jego słabym punktem.

- Mam wiadomość od Królowej. - Powiedział tym charakterystycznym dla nich głosem. - Ekhem, ekhem "Masz osiem godzin, żeby pojawić się przed Moim tronem z własnej, nieprzymuszonej woli, albo wszyscy tobie bliscy i ci których kochasz zginą w męczarniach z twojej winy" jakoś tak to szło. - Zakończył swój wywód, doskonale naśladując głos Kryśi.

- To wszystko? - Zapytał trochę zdziwiony kuc. Spodziewał się jakiejś trzydziestki innych mu podobnych czekających na dobry moment do ataku. To było coś... nowego.

- Tak. - Odparł beznamiętnie podmieniec.

- W takim razie wyp(squee)laj, albo spale cię żywcem. - Krzyknął wściekle. Groźba podziałała. Nieproszony osobnik najpierw postąpił krok w tył, a potem ile sił w jego owadzich skrzydłach poleciał na górę, żeby się stąd wydostać.

Co za utrapienie. Czasami zastanawiał się, dlaczego tyle razy chciał iść na jakiekolwiek ugody z tą rasą. Tęsknił za czasami bez zobowiązań, odpowiedzialności czy obowiązków.

Przeszłość jest jak zdjęcie, nieważne ile będziemy w nią patrzeć i tak jej nie zmienimy.

***

Mijając Kryształowe Królestwo spojrzał na zegarek, miał jeszcze sześć i pół godziny, więc postanowił tam zajrzeć. Ulice świeciły pustkami. Nie przeją się tym zbytnio. Zapewne mieli jakieś święto, które spędzali w domach czy coś podobnego.

Skierował się do pałacu, ciekaw czy od jego zniknięcia coś się tam zmieniło. Zatrzymał się na chwilę koło, jak zawsze przepięknego Kryształowego Serca, które odbijało promienie południowego słońca. Przy żadnym z wejść nie stał ani jeden strażnik, to go lekko zmartwiło, możliwe że mieli jakąś naradę. Wszedł przez południowo-wschodnie wejście. Pomimo upływu tylu lat nic się tutaj nie zmieniło. No może poza wazami.

Gdy się tak przechadzał po korytarzach, został nagle powalony i przygwożdżony do posadzki przez dwa rosłe kuce. Jego złamane, zabandażowane i ukryte pod płaszczem skrzydło zostało naruszone przez co zaczęło promieniować ostrym bólem.

- Zostajesz aresztowany. Masz prawo... - Szary pegaz przerwał wypowiedź kryształowego gwardzisty, co go trochę zaskoczyło.

- Słyszałem to oświadczenie więcej razy w tym miesiącu niż w ciągu reszty mojego życia. Możecie mi powiedzieć, dlaczego jestem aresztowany? - Zapytał, próbując wydostać się spod dwójki kuców ziemnych. Z marnym skutkiem.

- Jesteś podejrzany o bycie podmieńcem. - Past westchnął, ale nic nie powiedział. - Wszystkie takie przypadki mamy zgłaszać bezpośrednio Księżniczce Mi Amore Cadenze. - Pegaz nieznacznie się uśmiechnął. Cadence, nareszcie kolejny znajomy pyszczek.

Został poprowadzony do sali tronowej i postawiony przed jasnoróżowym alikornem. Obok niej siedział biały jednorożec z grzywą w dwóch odcieniach niebieskiego i ubrany w zbroję Kapitana Straży.

- Cadence, jak miło cię wi... - Alikorn przerwała mu krótkim.

- Zamilcz. - Past miał wrażenie déjà vu. - Kim jesteś i co tutaj robisz?

- Jeżeli ty mnie nie poznajesz to chyba naprawdę muszę wziąć się za siebie. - Zaczął oglądać resztę swojego ciała.

- Chwila... wujek Past? - Wyszeptała zaskoczona, a Kapitan i dwójka gwardzistów spojrzeli na nią zdziwieni.

- Już myślałem, że nigdy sobie nie przypomnisz. Kiedy widziałem cię po raz ostatni byłaś gdzieś taka. - Podniósł kopyto na jakieś dziewięćdziesiąt pięć centymetrów.

- O czym on mówi kochanie? - Szepnął biały jednorożec.

- To o waszym ślubie mówiła Celestia?

- Skoro o Celestii mowa, poinformowałaby mnie gdybyś wrócił. Chyba, że... - Zmrużyła oczy i przyjrzała mu się uważnie. - ...jesteś podmieńcem.- Dokończyła.

- No rzesz ku(yay)mać, nie jestem żadnym podmieńcem, ile razy będę musiał przez to przechodzić? - Wziął kilka głębokich wdechów i uspokoił się. - Jeśli mi nie wierzysz, a tak zapewne jest, zapytaj się Celestii bądź Luny. One wszystko ci wytłumaczą. Tylko zrób to szybko, niedługo mam ważne spotkanie z pewnym kucykiem.

- Kochanie, mógłbyś z nim zostać? Pójdę sprawdzić jego wersję. - Zapytała swojego męża.

- Oczywiście. - Odparł biały jednorożec. Kiedy Cadence wyszła, zapanowała niezręczna cisza. Pegaz postanowił ją przerwać.

- To skoro aktualnie jesteśmy na neutralnym gruncie, może się przedstawisz? Moje imię już znasz.

- Shining Armor i... - Zanim powiedział coś więcej, do sali wbiegł jasnoróżowy alikorn i przytulił pegaza prawie go przewracając.

- To naprawdę ty. Wybacz to całe zachowanie, ale w pobliżu widziano kilku podmieńców więc... - Przerwał jej Past odwzajemniając uścisk.

- Nic się nie stało. Pamiętasz nasze powitanie? - Zapytał z lekkim uśmiechem.

- Czy pamiętam? Nauczyłam go moją szwagierkę, kiedy była źrebakiem. - Uśmiechnęła się Cadence.

- Chwila, to ty wymyśliłeś tą rymowankę, którą śpiewają Cadence i Twilight kiedy się spotykają? - Armor nie krył zdziwienia.

- Oczywi... Twilight to twoja siostra? - Teraz to pegaz się zdziwił.

- Tak. A co, znasz ją?

- Można tak po... - Lewe skrzydło Past zaczęło drgać. Wyciągną spod niego kieszonkowy zegarek i otworzył go. - Święta matko Josepha, to już ta godzina. Przepraszam, że wychodzę tak nagle, ale śpieszę się na spotkanie. - Rzucił i udał się w kierunku wyjścia. - A, i jeszcze jedno. Czy była u ciebie jakiś czas temu klacz imieniem Widespread?

- Tak, dlaczego pytasz? - Odparł klacz.

- Tak z ciekawości. - Pegaz zniknął za kryształowymi drzwiami.

***

Miałem nadzieję nigdy tu nie wracać. Stał przed wielką strukturą, którą można określić jako kompletny chaos. Chociaż Discord by się z nim nie zgodził. Rój. Wielka góra z otwierającymi i zamykającymi się w losowych miejscach przejściami. Podleciała do niego dwójka podmieńców, przeszukała i prowadziła krętymi korytarzami do Niej.

- Więc znów się spotykamy. - oznajmiła Chrysalis. - Układ jest prosty. Ty ponownie zostajesz moim więźniem oraz pożywieniem, a ja zostawiam w spokoju twoją rodzinę i bliskich, zgoda? - Zapytała bez zbędnych ceregieli.

- Zgoda.

- Tak po prostu, żadnych przeciwwskazań, kontrofert czy gróźb. - Zdziwiła się Królowa. Spodziewała się po nim czegoś... więcej.

- Groźby na nic się nie zdadzą, nie mam czego zaoferować, a umowa wydaje się sprawiedliwa. Ale mam jeden warunek. - Zastrzegł pegaz.

- A jakiż to warunek?

- Zapieczętujemy ją uściskiem kopyt, zgada? - Wyciągną kopyto przed siebie i czekał na Jej ruch. Królowa podmieńców wstała i podeszła do Past po czym uścisnęła mu kopyto.

- Zgoda. - Pegaz szybko przyciągną ją do siebie, wyciągnął skrzydłem zegarek i wcisnął guzik. Zanim ktokolwiek zareagował oboje zniknęli w błysku białego światła.

***

Pojawili się przy jednym ze stołów alchemicznych. Past ponownie wcisnął jakiś przycisk, a wokół zaczęło migać czerwone światło.

- Nikt się stad nie wydostanie. - Oznajmił.

- Na to liczyła Królowa. - Nagle Chrysalis zmieniła się w normalnego podmieńca, który rzucił się na pegaza. Ten chciał się bronić, ale usłyszał systematyczny dźwięk silnika. Chciał się rozejrzeć, lecz otrzymał potężny cios w głowę.

Wokół zapanowała ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro