Okienko 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej, dziś przychodzę do Was z krótkim opowiadaniem :)

Eksperyment pielgrzyma

Henryk usiadł na starym, wysłużonym parapecie i przyglądał się skrzącym punktom porozwieszanym na niebie niczym lampki na świątecznym świerku. Zastanawiał się, czy gwiazdy także są jedynie ozdobą, czy jednak pełnią jakąś istotniejszą funkcję. Mimowolne kontemplował także nad swoim żywotem, pytając samego siebie czy i on jest ważny dla świata.

Henryk od zawsze był duszą towarzystwa. Każdy, kto przebywał z nim dłużej niż kilkadziesiąt sekund, wiedział, że czas spędzony na rozmowie z tak wesołym i pełnym życia mężczyzną nie będzie stracony. Był mądry i bardzo inteligentny. Zawsze odnalazł się w temacie, wtrącając swoje trzy grosze okraszone doskonałym poczuciem humoru. Słowem, wszyscy chcieli zapraszać go na swoje posiadówki, a on nigdy od nich nie stronił.

Henryk jednak po każdym powrocie do domu zasiadał na wysłużonym, kuchennym parapecie i zastanawiał się, dlaczego czuje się tak samotny, skoro wokół niego jest tak wielu przyjaznych ludzi. Ma z kim rozmawiać, z kim żartować, a i z kim napić się może na obie nogi. Ukończył przecież dobre studia i rozpoczął pracę, w której otrzymywał dobre wynagrodzenie. Dodatkowo od kilku tygodni spotykał się z przepiękną i przeuroczą kobietą, którą darzył niebagatelnym uczuciem. On jednak za każdym razem patrzył w niebo, czując się nieszczęśliwym.

Nie wiedział, dlaczego tak źle się czuje, lecz był świadomy, że musi coś zmienić, zanim mu się pogorszy. Przez jego głowę nagle przemknęła myśl, czy gdyby stracił to, co czyni go duszą towarzystwa, to czy wszyscy, którzy go otaczali, zostaliby na swoim miejscu, by go wspierać. Myślał i myślał tak przez długie godziny, aż jego powieki zamknęły się i spadł z parapetu z wielkim łomotem, zbijając donicę swojej jedynej rośliny, kaktusa o nazwie: głowa starca. Właśnie wtedy wpadł na pomysł, iście genialny, jak mniemał.

Postanowił zniknąć na dwa dni, pozostawiając wszystkie wiadomości i telefony bez odpowiedzi. Wysłał jedynie jednego SMS-a do szefa, którego poinformował, iż miał wypadek i nie pojawi się w biurze. Umowa pozwalała mu nie brać zwolnienia lekarskiego, dzięki czemu jego plan zdawał się jeszcze genialniejszy. W pracy głównie klikał w klawiaturę, rozstawiając kolejne elementy kodu na odpowiednich miejscach, a spotkania ze współpracownikami mógł ograniczyć do spisywania postępów na czacie. Właśnie dlatego to, co planował, wydawało mu się możliwe do zrealizowania także na poziomie zawodowym.

Henryk przez dwa dni naliczył dwadzieścia nieodebranych połączeń od znajomych, czterdzieści pięć wiadomości na Messengerze, dziewiętnaście SMS-ów (w tym trzy od swojej zmartwionej sympatii) i cztery wiadomości na Instagramie. Nie odpowiedział na żadną, choć musiał przyznać, że ucieszył się z tak pokaźniej ilości troski.

Po dwóch dniach ignorowania wszystkich powiadomień, rozesłał jedną skopiowaną wiadomość, a brzmiała ona następująco: „Miałem nieszczęśliwy wypadek. Straciłem mowę. Uczę się migowego i nie tracę entuzjazmu! Widzimy się niedługo!". Oprócz tej, wysłał jeszcze jedną wiadomość do swojego pracodawcy. Brzmiała ona bardziej formalnie, lecz sens został zachowany.

Henryk z niecierpliwością czekał na odpowiedź, a gdy się doczekał, z reguły brzmiała ona „O matko, co się stało?" lub: „Nie mogę uwierzyć, trzymaj się ciepło". Kilka osób nawet zadzwoniło, lecz rozłączyło się po pierwszym bądź drugim sygnale, zapewne zdawszy sobie sprawę z nietrafności swojego pomysłu. Jeszcze tego samego wieczoru zdecydowanie większa część jego znajomych oraz troje przyjaciół i Ewa – jego sympatia, odwiedzili go z kwiatami i prezentami. Henryk musiał bardzo pilnować się, by nie odezwać się słowem lub nie zaśmiać. Uznał bowiem, iż jeden wieczór to za mało, by sprawdzić czyjąś lojalność.

Podczas odwiedzin pisał na karteczkach i na klawiaturze tabletu, że przewrócił się i uderzył w krtań, że lekarze mówią o chorobie, przez którą może już nigdy nie odzyskać mowy. Reakcja ludzi była różna, choć na ogół wszyscy starali się traktować go normalnie. On jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wszystko zmieniło. Dobrze znane mu osoby patrzyły na niego jakoś inaczej, bardziej współczująco. Nawet jego pracodawca, choć osobiście przyjechał z koszem pełnym łakoci, dał mu odczuć, że coś jest nie tak, mimo iż zapewniał, że wszystko zostanie pod niego dostosowane. Henryk czuł, że coś mu odebrano, lecz jeszcze nie do końca wiedział, co to takiego. Zaczął mieć złe przeczucie.

Mijały kolejne dni, a wiadomości na ekranie telefonu Henryka pojawiały się coraz rzadziej. Znajomi przestali proponować wspólne wyjścia, a i w pracy Henryk zaczął być unikany przez współpracowników bojących się konfrontacji. Nawet jego sympatia, Ewa ograniczyła się do odpisywania na jego wiadomości półsłówkami i emotikonami, a na prośbę o spotkanie napisała: „No jasne, wkrótce się widzimy". Dla Henryka było już jasne, że się nie zobaczą, a to było niczym cios w twarz.

Choć Henryk czuł, że jego psychika zdecydowanie podupada, postanowił ciągnąć swój eksperyment, zastanawiając się do czego go doprowadzi. Uznał, że przecież w najgorszym wypadku po prostu przerzedzi się grupa jego znajomych, a on zostanie z tymi, którzy są najbardziej wartościowi. Henryk nie zdawał sobie sprawy, w jak wielkim błędzie może się znajdować i jak bolesne może okazać się zderzenie z rzeczywistością. Był jednak, zgodnie ze swoją naturą, pełen optymizmu.

Miesiąc po udawanym wypadku, Henryk zaczął jednak tracić entuzjazm. Zasiadł znów na parapecie, zastanawiając się, dlaczego tego zaprzestał i gdzie podziały się jego rozważania. W końcu czasu miał teraz o wiele więcej. Sęk w tym, że spotkania ze znajomymi zostały zastąpione przez sen lub rozwijanie swoich informatycznych zainteresowań i nie myślał nawet, by pomyśleć. Można powiedzieć, że bał się wejścia we własny umysł. Tego wieczoru jednak, siedząc w tak znaczącym miejscu, w ręce dzierżył swoją komórkę i uważnie obserwował jej ekran, oczekując jakiejkolwiek wiadomości lub połączenia. Był piątek, a on miał plany jedynie na sobotę. To się nigdy wcześniej nie zdarzało.

Zdał sobie sprawę, że mimo iż na początku odpowiadała mu większa ilość czasu dla siebie, to im dłużej to wszystko trwało, tym był bardziej znudzony i rozdrażniony. Nie spodziewał się, że straci aż tylu znajomych i że piątkowe wieczory spędzi wlepiając wzrok w ekran telefonu, w duszy błagając o chociaż jedną wiadomość. Serce go zakuło, gdy ze znudzenia zaczął przeglądać relacje udostępnione przez jego znajomych, świetnie bawiących się na imprezach, bez niego.

Mijały kolejne tygodnie, a Henryk czuł się coraz gorzej. Trzy miesiące po rozpoczęciu historii z utratą głosu został mu bowiem tylko jeden przyjaciel, którego znał od podstawówki. Mieszkali dość daleko od siebie, dlatego przez większość czasu pisali, jednak podczas comiesięcznych, fizycznych spotkań zawsze potrafili odnaleźć wspólny język, nawet po nabyciu przez Henryka rzekomej niepełnosprawności. Bardzo cieszył się, że ma osobę, która z niego nie zrezygnowała, jednak wciąż ubolewał nad stratą pozostałych. Brakowało mu spotkań pełnych śmiechu, żartów i zabawnych anegdotek. Tęsknił także za Ewą, do której przestał pisać, gdy zauważył, iż jej wiadomości ograniczają się jedynie do krótkich, wymijających odpowiedzi. Sama się nie odezwała. On też już nie zamierzał.

Mimo że stracił tak wiele i ciężko było mu okłamywać jedynego, wiernego przyjaciela, Henryk nie chciał przerywać eksperymentu, pragnąc dowiedzieć się, dokąd go doprowadzi.

Podczas kolejnych dni skupiał się na pracy. Spędzał wiele czasu w biurze, nie odchodząc od biurka, nawet na kawę, czy też obiad. Uczestniczył jedynie w obowiązkowych spotkaniach, podczas których ograniczał się do opisania swoich postępów na grupowym czacie. Gdy wracał do domu, by nie czuć się tak samotnym, realizował własne projekty.

Choć Henryk rozwijał swoją karierę, to po czterech miesiącach od utraty mowy, został wezwany do biura swojego szefa. Rozmowa nie była przyjemna i właściwie toczyła się tylko po jednej ze stron. Pracodawca, pan Robert Kopiec, poinformował Henryka o redukcji etatów, a w tym jego stanowiska. Henryk napisał na kartce jedno zapytanie i podał je szefowi. Brzmiało ono „Które stanowiska jeszcze likwidujecie?". Na to szef odparł:

– Tylko twoje. Będę szczery. Odkąd straciłeś mowę, twoje relacje z zespołem bardzo się pogorszyły. Nie prowadzisz obecnie żadnego zespołu i nie mogę ci żadnego przydzielić ze względu na barierę komunikacyjną. Firma nie może pozwolić sobie na straty. Mam nadzieję, że rozumiesz.

Henryk kiwnął głową i podpisał podsunięte pod nos wypowiedzenie bez zachowania okresu wypowiedzenia. W pierwszej chwili załamał się, nie mogąc zrozumieć, dlaczego coś, co nie było spowodowane jego winą, ma tak duży wpływ na jego życie. Utrata mowy mogła przecież dotknąć każdego, ale czy to oznaczało, że osoba ta, oprócz oczywistego cierpienia spowodowanego nagłą niepełnosprawnością, musi godzić się ze stratą wszystkiego, co było dla niej ważne? Henryk nie rozumiał, dlaczego życie jest aż tak niesprawiedliwe. Przecież wciąż był tą samą osobą.

Krótko później zaczął szukać nowej pracy, jednak nie zależało mu na czasie. Oszczędności, które gromadził przez ostatnie lata, pozwalały mu na dłuższą przerwę zawodową, której zresztą coraz bardziej potrzebował. Własne projekty angażowały go na tyle, że cieszył się z dodatkowego czasu. Oprócz tego poczuł, że w ostatnim czasie w pracy był na tyle odosobniony, że podpisanie wypowiedzenia sprawiło mu pewnego rodzaju ulgę.

Henryk do wszystkich curriculum vitae dopisywał jedno zapytanie: „Czy przyjmą państwo osobę niemą?", licząc na pozytywną odpowiedź. W międzyczasie postanowił dalej rozwijać swoje umiejętności. Dołączył także do kilku grup internetowych, gdzie spotkał ludzi z podobną pasją i mógł wymieniać się spostrzeżeniami.

Mężczyzna powoli zaczynał przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości. Nie ukrywał jednak, że wciąż jest mu bardzo ciężko. Stracił w końcu wszystkich znajomych oraz przyjaciół, swoją sympatię, a także, na samym końcu, gdy był już całkiem przybity – także pracę, za którą przepadał. Nie miał rodzeństwa, a rodzice zmarli kilka lat temu w wypadku samochodowym, dlatego czuł się bardziej samotny niż kiedykolwiek. Starał się jednak dopasować do sytuacji i czekać, aż stanie się coś dobrego i wróci jego wiara w ludzi.

Mimo wszystkich przeciwności czekał, kontynuując swój eksperyment już pół roku. To znacznie dłużej niż zamierzał na początku. Przyzwyczaił się jednak do milczenia i zaczął traktować ciszę jak swojego nowego przyjaciela.

A tu nagle.... gdy pewnego dnia, przeglądał swoją pocztę, dostrzegł wiadomość e-mail od firmy, do której niedawno składał CV. Jego aplikacja, spotkała się z pierwszym pozytywnym odzewem. Propozycja dotyczyła pracy zdalnej, więc Henryk nie musiałby spotkać się z ludźmi fizycznie, a omawianie zadań, specjalnie dla niego, miało przybrać formę czatu. Rekruter dokładnie opisał jego potencjalne obowiązki, nawiązując do doskonałych kwalifikacji, o których przeczytał w CV. Wszystko wyglądało tak, jakby firmie kompletnie nie przeszkadzała jego niepełnosprawność.

Kilka dni później Henryk zjawił się na umówionym spotkaniu z przyszłym pracodawcą.

– Dzień dobry – powiedział, a słowa te dziwnie wybrzmiały w jego głowie. Już dawno nie słyszał swojego głosu.

Mężczyzna średniego wzrostu zmierzył go wzrokiem zza biurka, po czym podszedł, by podać rękę na przywitanie.

– Dzień dobry – odpowiedział lekko zmieszany.

– Spodziewał się pan, że będę niemy, prawda?

– Chyba czegoś nie doczytałem, ale cóż... wstyd się przyznać – tłumaczył, drapiąc się po włosach.

– Bardzo przepraszam. Zdaje się, że to ja wprowadziłem zamęt. Otóż ważne było dla mnie czy gdybym stracił mowę, to zachowałbym pracę...

Henryk opowiedział nowemu pracodawcy swoją historię, a ten natomiast dokładnie przysłuchiwał się każdemu słowu. Henryk starał się mówić zwięźle, aż sam był zdziwiony, jak bardzo stał się oszczędny w słowach. Z każdą chwilą czuł coraz większą ulgę, lecz zdał sobie sprawę, że niczego nie żałuje. Pracodawca był zachwycony jego historią, a także umiejętnościami. Spotkanie zakończyło się podpisaniem umowy i przedstawieniem zespołu.

Po wyjściu z biura Henryk natychmiast zadzwonił do swojego jedynego przyjaciela. Bał się tego telefonu i zdecydowanie wolał załatwić tę sprawę osobiście, jednak sumienie nie pozwoliło mu czekać.

– Halo? – usłyszał w słuchawce i zatrzymał się na chwilę.

Złapał głęboki wdech i odezwał się w końcu:

– Cześć, Kamil – wypowiedział nieśmiało, tonem zupełnie innym niż zwykle.

– Co!? Ty mówisz?! Mówiłem Ci, że się uda! Stary, tak się cieszę! – Dotarł do niego głos pełen entuzjazmu.

– Ja... muszę ci coś powiedzieć – powiedział zmieszany Henryk i zasiadł na krawędzi krawężnika.

– Co takiego? Ale nie... mów, jak to się stało!

– Bo ja... nigdy nie straciłem mowy... – zaczął i chwilę mu zajęło, by dokończyć.

Opowiadał swoją historię powoli i wyraźnie, a Kamil nie przerwał mu w żadnym momencie, choć Henryk wiedział, że ma na to ochotę. Spodziewał się zdenerwowania, utraty zaufania i bał się strasznie, że przyjaciel odwróci się od niego przez kłamstwo. Gdy skończył mówić w słuchawce wciąż była cisza, przerwana jedynie cichym krząknięciem.

– Jesteś tam? – zapytał Henryk.

– Ja... tak, jestem. Tylko nie może dojść to do mnie. Zadzwonię do ciebie później – odrzekł i zakończył połączenie.

Henryk wstał z chodnika i podążył w nieznanym sobie kierunku. Zatrzymał się w parku, przy rzece i zasiadł na ławce, by móc kontemplować. Wkrótce jednak wyobraził sobie, że siedzi na swoim parapecie i znów patrzy w gwiazdy. Chciał podsumować ostatnie pół roku. Myślał o stracie wszystkich znajomych i o sensie ich posiadania, gdy w ostateczności mógł liczyć tylko na jedną osobę. Stracił pracę, choć gdzieś głęboko pod skórą cieszył się z tego, gdyż nie czuł się w niej spełniony i doceniony. Zrozumiał, że lubił po prostu to, co robi, a nie to, jak czuje się w firmie. Chciał to zmienić i miał głęboką nadzieję, że nowa praca, będzie dla niego początkiem miłej przygody. Był zaskoczony, iż większa część osób pracuje tam od kilku dobrych lat, gdyż w poprzedniej firmie panowała dosyć duża rotacja. Czuł, że to zwiastun czegoś dobrego.

Henryk wiedział, że przeszedł długą drogę, podczas której głównie upadał. Przypomniał sobie momenty, w których prawie zdecydował się na zakończenie eksperymentu z obawy o coraz gorszy stan psychiczny. Cieszył się jednak, że tego nie dokonał, i że wytrzymał do końca, gdyż teraz mimo utraty tak wielu ważnych rzeczy, był szczęśliwy i po raz pierwszy nie czuł się samotny. Nauczył się słuchać innych, dostrzegać, co mówią między wierszami.

Porównywał się do pielgrzyma, który przedzierając się przez trudy i przeciwności, zmierza wprost do celu. Cel Henryka był bardzo istotny, jednak po czasie mężczyzna zrozumiał, że to droga do niego była ważniejsza i to właśnie podczas niej, nauczył się najwięcej.

Kamil ostatecznie wybaczył Henrykowi, ciesząc się, że nie utracił mowy na zawsze. Zrozumiał, dlaczego to zrobił i co chciał osiągnąć. Choć byli znajomi i przyjaciele odezwali się do Henryka, gdy tylko dowiedzieli się o eksperymencie, ten nie był już zainteresowany spotkaniami z nimi. Rozwijał swoją pasję i pozwalał się od czasu do czasu wyciągnąć współpracownikom na małą integrację. Powoli odbudowywał swoje życie towarzyskie, jednak wiedział, że od tej pory będzie ostrożnie dobierał przyjaciół. Cieszył się z czasu dla siebie i nauczył żyć w większej przestrzeni, nigdy nie żałując swojego eksperymentu.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro