team slovenia, but fuucking willingen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- A może wyszli na spacer?

- Ominąć kolację? Anže? Czy ty siebie słyszysz?

Czwórka Słoweńców kroczyła po wyłożonej czerwonym linoleum hotelowej podłodze, zbliżając się do pokoju, który zajmował Lanišek i Zajc. Owa dwójka nie pojawiła się na dzisiejszej kolacji, co dosyć mocno zdziwiło pozostałą część kadry. Poza tym, Domen tuż przed posiłkiem zapukał do drzwi kolegów, ale nikt mu wtedy nie otworzył, więc wzruszył ramionami i zszedł na stołówkę, myśląc, że cała reszta okupuje już jeden ze stołów. Teraz sprawa zaczynała się robić lekko podejrzana, bo Žaba, jako naczelny miłośnik jedzenia, nie mógłby od tak opuścić pory kolacji. Darmowej, w dodatku.

- No to może się z kimś zagadali?

- Ciekawe z kim - prychnął Peter, stając przy drzwiach z numerem 204. - Dobra, czas rozwikłać zagadkę.

- A co ty, kurwa, Sherlock? - parsknął z rozbawieniem jego młodszy brat. - Gdzie zgubiłeś Watsona?

- Mogę się postarać o zgubienie Twoich jedynek, matole-

- Zamknąć się! - warknął spokojny do tej pory Žiga. - Czułości możecie sobie prawić w domu. Pukasz czy będziesz tak stać jak to cielę?

Prevc westchnął cicho i  zapukał do drzwi. Przyłożył do nich ucho, a Domen zgiął się w pół, próbując dojrzeć cokolwiek przez dziurkę od klucza. 

Normalni ludzie, ot co.

- Niby nic nie słyszę, ale nie wiem - mruknął. - A ty, pajacu? Widzisz tam coś?

- Ktoś leży na łóżku. Kurwa, Anže nigdy nie przespałby kolacji!

- Dobra, chrzanić to. Wchodzimy.

Szarpnął za klamkę i nabrał powietrza z zamiarem głośnej pobudki, ale widok, jaki zastał z chłopakami skutecznie go zamurował.

Istotnie, na łóżku ktoś leżał, zwinięty w kłębek pod białą pościelą. Ale - oprócz tego, trochę wyżej, na tym samym materacu, siedziała jeszcze jedna osoba, opierając się o ścianę i posyłająca mordercze spojrzenie, z palcem przy ustach.

Wyciągnął dłoń i gestem wskazał na drugie łóżko. Reszta drużyny posłusznie zajęła na nim miejsce, zachowując najbardziej możliwą ciszę, na jaką było ich stać.

- Usypiałem go ponad 40 minut. Jak któryś go obudzi, to zajebię gołymi rękami, rozumiemy się?

- Co z nim? - zaniepokoił się Žiga.

- Adrenalina mu zeszła, o to, co się stało - szepnął Lanišek. - Kiedy wrócił z zawodów, było okej. Śmiał się, rozmawialiśmy o totalnych pierdołach. Wyszedłem na moment do łazienki, a jak już wróciłem, to siedział przy ścianie z podciągniętymi kolanami,  patrzył w jeden punkt i ciężej oddychał. Dotknąłem jego ramienia,  a on wtedy odskoczył jak oparzony i wpadł w jakąś cholerną histerię! Zaczął płakać, ciągle mamrotał, że ma wrażenie, jakby zaraz miał spaść...widziałem ten skok, kurwa, każdy z nas go widział - urwał, spojrzawszy na młodego Słoweńca i delikatnie przeczesał mu włosy. - On MUSIAŁ sam walczyć o jebane lądowanie, gdyby nie zaczął skracać...

- Już po wszystkim - odezwał się cicho Domen, kładąc mu w opiekuńczym geście dłoń na ramieniu. Anže zamknął oczy, biorąc głęboki wdech.

- Miałem ochotę rozpłakać się razem z nim - kontynuował, czując wielką gulę w gardle. - Przecież on mógł zostać kaleką albo...-

- Ale nie został - przerwał szybko Lovro. - Nie został.

- Miałem wiele cierpliwości do Sedlaka - warknął Peter. - Ale miarka się przebrała. O czym to tak ciągle nawija Pertile? "Safety first"? - zacytował, cedząc przez zęby. - Już ja im pokażę to safety first, sami złożą wypowiedzenie.

Nikt z obecnych w pomieszczeniu nawet nie odważył się sprzeciwić, bo doskonale zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji.

////

PIERDOLONY BOREK, PIERDOLONY SANDRO, SAFETY FIRST?! NO KURWA MOJA DUPA CHYBA

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro