Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marco Hembrey spoglądał na widok rozpościerający się z okna pól i nieprzebytych borów pogranicza.

W tle dymiła stodoła, z bagien zdało się słyszeć przeciągły ryk, a ludzie siedzieli schowani w domach ze strachu przed potworami.

Uśmiechnął się - o to mu właśnie chodziło. Zasiał panikę w sercach znienawidzonych ludzi, którzy dawno temu przeklęli cały jego ród i zbuntowali się przeciwko swemu władcy.

Nadszedł czas na zemstę, po latach ukrywania się, snucia planów i życia jak żebrak, nareszcie dopiął swego.

Zasiał w poddanych lęk, którego nigdy nie zapomną. Zmory, które ich nawiedzały, będą przestrogą dla przyszłych pokoleń Bortaru.

Usłyszał pukanie do drzwi. Szybko zamknął ciężką księgę, która spoczywała na stole i pokuśtykał do drzwi.

Pukała Magga.

- Co jest, córuś? Tatko jest trochę zajęty...

- Ten wiedźmin... Przyjdzie tu jeszcze kiedyś? - spytała.

- Tak... Raczej tak. A co? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- A nic... A muszę jeść ten barszcz? Nie smakuje mi. - Poskarżyła się.

- Musisz jeść, bo dzięki temu żyjesz. Jedz. - Podsunął jej miskę z zupą.

- Echhh... - Dziewczyna zrezygnowana zaczęła jeść.

Marco zszedł do kuchni, gdzie zostawił swieże zwłoki kuchcika, z którego wcześniej pobrał 6 litrów krwi. Resztę ciała pociął tasakiem i wrzucił do kotła z wrzątkiem.

Zabulgotało.

Dziś na kolację będzie gulasz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro