Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Matta dopiero co wyszła na wiedźmiński szlak.

Była średniego wzrostu, miała krótkie blond włosy i ostrą twarz. Była w miarę ładna. Jak na wiedźminkę. Szepeciła ją tylko blizna ciągnąca się od brody do płatka lewego ucha. Wielu wiedźminów posiadało szramy, były to pamiątki po starciach, które zapierały dech w piersiach śmiertelnikom, natomiast dla wiedźminów był to hleb powszedni. Bo czy blizny odniesione w walce nie są oznaką profesjonalizmu? Tą bliznę Matta posiadała jeszcze przed swoim treningiem i próbą traw... Nie pamiętała, gdzie się jej nabawiła. Niewiele pamiętała ze swojego poprzedniego życia. Ale mimo tej blizmy, wielu mężczyzn oglądało się za nią, nie tylko ze względu na wykonywany fach, ale też ze względu na wysportowane ciało, które doskonaliła przez lata morderczych treningów.

Uważała to za przydatną cechę. Przy negocjacjach mogła użyć swego wdzięku i zaatakować z zaskoczenia. Bądź wyłudzić lepszą cenę.

Nie miała wielkiej pary w łapach, jak to mówił jeden kowal, ale była zwinna i szybka, a te atuty w boju bywają bardziej pożądane niż bezmyślna siła. Tak ją uczyli w szkole cechu kota, najważniejsza jest szybkość i zaskoczenie.

Krążą plotki, że wiedźmini z tej szkoły to odszczepieńcy, sadyści i psychopaci. Matta była pogodną, opanowaną i spokojną kobietą, rozwiewającą te plotki. Jednak wielu jej kolegów nie ukrywało tych przywar i wykorzystywali pokłady brutalnej pomysłowości w trakcie treningów zarówno z manekinami, jak i z nią.

Matta znalazła w przydrożnej karczmie ogłoszenie, że szacowny Ernest Turren, mag z Aretuzy nie opodal Gors Velen potrzebuje kogoś, kto będzie w stanie przynieść mu niezbędne, a niebezpieczne w uzyskaniu składniki alchemiczne.

To brzmiało jak coś w sam raz dla początkującej wiedźminki.

Czym prędzej osiodłała konia i pognała do Gors Velen...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro