Rozdział 8
Jester Hoksfol po wyjściu z karczmy po rozmowie z Wlhelmem zaszył się w cieniu rosnącego nieopodal drzewa.
Po kilku minutach z gospody wyszedł miejski kowal. Zatrzymał się, rozejrzał i dał nura w jedną z uliczek.
Chwilę później wyszedł z niej z wielkim workiem na plecach. Dyszał ciężko. Obejrzał się raz jeszcze i poszedł powoli w stronę posiadłości Hembreya.
Agent podążył w ślad za nim, kryjąc się w cieniu.
Po jakimś czasie doszli do dworu. Ale kowal nie wszedł frontowymi drzwiami, tylko przeszedł przez furtkę na dziedziniec na tyłach.
Pod samym murem znajdowała się przybudówka, z czerwonej cegły i drewnianym dachem. Tam właśnie wszedł rzemieślnik.
Jester odczekał chwilę, dla bezpieczeństwa wyjął pistolet. Załadował doń kulę i odbezpieczył.
Przegradł się na czworakach do okienka w budyneczku. Zajrzał. I zmartwiał.
Na czarnym od zeschłej krwi stole było mnóstwo kończyn, wnętrzności i kości. Ale nie było kowala.
Kowal stał za nim. Ale o tym Jester nie wiedział. Dowiedział się o tym, kiedy obudził się z wyłupionym okiem, zawieszony na haku rzeźniczym w piwnicach posiadłości...
TYMCZASEM
Wilhem odtroczył od siodła łby dwóch zabitych przed chwilą potworów i udał się do Hembreya. Potwory miały ciało gnoma, ziały ogniem i rozpływały się we mgle. Ale i tak nie uciekły przed celnym strzałem i szybkim cięciem. Potwory spowodowały pożary w wielu domach i farmach. Były inteligentne, były w stanie wzniecić ognień przy pomocy krzesiwa.
Wilhelm zapukał. Nikt nie odpowiedział. Wiedźmin pchnął drzwi. Były otwarte. Przeszedł do jadalni.
Zastał tam Maggę, jedzącą gulasz i popijającą go barszczem.
- Och... Wybacz. Nie słyszałam pukania. - Wstała i podeszła się przywitać. Wilhelm ujął jej dłoń i pocałował. Odczekał chwilę, po czym rzucili się w miłosny szał. Ona rozebrała się, on też. Zaczęli się kochać.
Ale nie trwało to długo. W pocałunku coś było nie tak... Coś uwierało...
Były to kły.
Wilhelm poczuł je przez pryzmat miłości i zauroczenia. Wiedział co to oznacza. Szybkim ruchem pchnął dziewczynę srebrnym sztyletem.
Łknęła.
- Ja... Ja nie chcę cię skrzywdzić... Ja cię kocham... - Nie dokończyła.
Rozległ się huk. Magga osunęła się bezwładnie na podłogę, a Marco Hembrey, stojący na drugim końcu pokoju opuścił pistolet.
- Witaj, wiedźminie - Przywitał się. - Pozwól, że opowiem ci historię...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro