Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego ranka spotkali się na wzniesieniu opodal miasta.
Ze szczytu rozpościerał się widok na całą okolicę i malowniczą wyspę Tanned.

- Dobra, więc mamy złapać jednorożca? - spytała z niedowierzaniem Matta.

- Przecież ci mówiłem...

- Myślałam, że to był żart...

- To źle myślałaś - odparł Vesemir. -Chodź, tam w dole widzę ślady.

Szli wąwozem, Vesemir gadał o tym, co też możnaby zrobić z rogiem jednorożca.

- "Na przykład z wyciągu tego rogu możesz zrobić silną substancję halucynogenną, która pokaże ci sens życia". Cytat z dzinnika naszego profesorka... Dziwny typ. A, jeszcze inną ciekawą właściwością jest to, że pomaga na brak potencji...

- Dobra! Starczy! - Matta miała już dość wywodów, przypominały jej się lekcje w swojej warowni, gdzie dookoła spoconych chłopaków musiała wkuwać te wszystkie nazwy i właściwości poszczególnych składników.

W ziemi dało się dostrzec ślad w krztałcie trójkąta.

- To kopyta jednorożców? - spytała.

- Taa... Są blisko - mruknął Vesemir.

Wiedźmin napiął kuszę, stąpał ostrożnie. Matta wyjęła srebrny miecz z pochwy.

Zza wzgórka dostrzegli się paskudną scenę - dwa jednorożce leżały pokosem na ziemi, jednego z nich napoczęły już trupojady, a drugi jeszcze dychał, spazmatycznie drżąc.
Z pobliskiej wody łypały utopce i ghule, czekające na swoją kolej. Albo dojrzały wiedźminów i szykowały się do ataku? Matta nie była pewna, ciągle się jeszcze uczyła.

Vesemir wystrzelił w głowę jednej z poczwar, na cel obrał grubego utopca o niebieskiej skórze. Trafił między oczy.Potwory zareagowały błyskawicznie, wyskoczyły z wody w ich stronę tnąc pazurami i kłapiąc szczękami na lewo i prawo.
Matta cięła srebrnym mieczem, siekła, wirowała i odskakiwała. Wyuczony zestaw ruchów, jaki miała opracowany na takie okazje sprawdził się niezawodnie, bo potwory padły jak muchy.

W końcu zostali tylko oni i jeden żywy jednorożc, ten konający..

- Przepraszam, ale potrzebujemy twojego rogu. - powiedziała i z całej siły nacisnęła stpoą na wyrostek rogowy.

Trzask.

Niegdyś dorodne zwierzę charknęło krwią i zdechło. Vesemir to samo uczynił z drugim rogiem.

Trzask.

- No, to pierwszą robotę masz już za sobą! - Uśmiechnął się wiedźmin.

- Tak.

Matta czuła się nieswojo. Miała wyrzuty sumienia, że tak postąpiła ze zwierząciem. Ale, biznes to biznes. Podobno nie miała uczuć, tak się mówi o nich, wiedźminach. Może to prawda. A może nie. To chyba każdy wiedźmin wie najlepiej.
Ruszyli z powrotem w stronę Gors Velen. Słońce zaczynało mocniej grzać, dochodziło południe...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro