Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; chciałabym zaprosić Was na moje ff o Minho  "Angel with a shotgun" (bratnie dusze, anioły i demony, takie tam), przed chwilą dodałam pierwszy rozdział, może ktoś się skusi ^^ 

***

Jeongin i Hyunjin siedzieli w ciszy, która co jakiś czas była przerywana ich chrząknięciami. Z jakiegoś powodu po raz pierwszy milczenie między nimi było takie... niezręczne.

Po kilku minutach zdecydowali się coś obejrzeć, ale żadna z dram lecących w telewizji ich nie zainteresowała. Nie potrafili się skupić na oglądaniu.

— To... chcesz się, nie wiem, położyć już spać? — zapytał niepewnie Hwang, bawiąc się swoimi palcami.

— Nie jestem jeszcze śpiący — mruknął młodszy, praktycznie nie ruszając się na kanapie, jakby bał się, że jeśli poruszy się choć trochę, to coś mu się stanie. — A ty?

— Też nie.

Ponownie zapanowała cisza.

Wtedy Hyunjin wpadł na dość... głupi pomysł. Wziął jedną z poduszek, które leżały na kanapie i rzucił nią w chłopaka. Ten spojrzał na niego ze zdziwionym wyrazem twarzy, oczekując wyjaśnień. Jednak zamiast wytłumaczenia dostał kolejną poduszką w twarz.

Jeongin odrzucił przedmiot. Potem zrobił to Hwang. I znowu.

Po chwili takiej bezsensownej zabawy, dzięki której pomieszczenie wypełniło się cichym śmiechem, zaczęło robić się trochę... poważniej. Chłopcy rzucali poduszkami, jakby od tego zależało ich życie, coraz głośniej okazując swoją euforię lub zawód, gdy przedmiot nie trafił w rywala.

Yang czuł się jak małe dziecko. Przez te kilka minut naprawdę zapomniał o wszelkich problemach, czując spokój i coś, co chyba było szczęściem.

Kiedy Hyunjin został bez ani jednej poduszki, rzucił się w stronę Jeongina. Ten zaczął uciekać z krzykiem. Ganiali się po salonie, dopóki jedyną drogą ucieczki nie został pokój starszego. Siedemnastolatek otworzył drzwi i wbiegł do środka.

Sekundę później Hwang uderzył w niego z impetem i obaj stracili równowagę.

Upadli na łóżko — Jeongin plecami na materac, a Hyunjin na niego. Starszy zamrugał, lekko zdezorientowany, dopiero po chwili orientując się, że przygniata młodszego swoim ciałem. Uniósł się lekko na ramionach opartych po obu stronach głowy Yanga.

— Jesteś cały? — zapytał, a Jeongin zadrżał. Poczuł oddech starszego na swoich ustach. — Jeongin?

— Yhm — mruknął, nie poruszając się nawet o centymetr.

Nigdy wcześniej nie widział Hyunjina z tak bliska. Nawet teraz — z tej dość dziwnej perspektywy — wyglądał dobrze. Dopiero teraz dostrzegł, jaki ładny odcień brązu mają oczy starszego.

Nagle zauważył, jak wzrok chłopaka zjeżdża niżej. Zobaczył, jak przygryza mocno dolną wargę.

Potem Hyunjin podniósł się do pozycji siedzącej.

Jeongin poszedł w jego ślady i usiadł obok, drapiąc się po karku, zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Hwang nie odzywał się przez chwilę, patrząc gdzieś w bok, byleby nie na młodszego.

Znowu było niezręcznie. Tak cholernie niezręcznie, że oboje chcieli, by jak najszybciej zrobili się senni i po prostu poszli spać.

***

Wszyscy już się pogodzili, ale to nie tak, że ostatnie wydarzenia nic nie zmieniły. Tak właściwie, to zmiany były dostrzegalne gołym okiem.

Seungmin uśmiechał się szeroko za każdym razem, gdy mijał się z Changbinem na szkolnym korytarzu. Minho łypał wzrokiem na każdego chłopaka, który zbliżył się do Jisunga, chociaż znajdował się na drugim końcu pomieszczenia.

Natomiast cisza między Jeonginem i Hyunjinem wciąż była niezręczna. Młodszy czuł na sobie wzrok osiemnastolatka przez cały dzień w szkole, ten jednak nie podszedł do niego ani razu. Nie przywitał się, nic. A gdy Yang nawiązał z nim kontakt wzrokowy, Hwang od razu odwrócił głowę w zupełnie inną stronę, bez słowa, bez cienia uśmiechu.

Siedemnastolatkowi przypominał się piątek i moment, w którym znalazł się tak blisko chłopaka. To wspomnienie wywoływało u niego dziwne uczucie w brzuchu, ale zaraz potem słyszał w głowie swoje słowa, które powiedział Hyunjinowi podczas tamtej rozmowy telefonicznej.

Nie jestem osobą, która zasługuje na kogoś takiego, jak ty.

To jedno zdanie dźwięczało mu w głowie od początku tygodnia. Nieustannie przypominało, że jest prawdziwe.

Bo czy kłamstwo powtórzone tysiąc razy nie staje się prawdą?

***

Hyunjin od dawna nie czuł się tak zagubiony. Chciał podejść do Jeongina, chciał z nim porozmawiać, po prostu zrobić to, co robił zwykle — ale nie potrafił.

Po tym, jak chłopak nocował u niego w piątek i w pewnym momencie byli tak blisko od fizycznego pocałowania się... poczuł, że między nimi wyrosła jakaś niewidzialna bariera.

To nie tak, że się przestraszył — po prostu wiedział, że cokolwiek czuje, musi to zatrzymać. Dobrze wiedział, że ostatnim, czego Jeongin teraz potrzebował, to bycie zmuszanym do czegokolwiek. Tym bardziej, że w grę wchodziły uczucia. Nie chciał go stracić, dlatego nie miał zamiaru naciskać.

Inne rzeczy były ważniejsze — na przykład to, że Jeongin mógł pomyśleć, że Hyunjin odpuścił sobie ich znajomość. Dobrze pamiętał ich ostatnią rozmowę telefoniczną. Wydawało mu się, że zapamięta słowa chłopaka do końca życia.

To go niepokoiło. Fakt, że siedemnastolatek chce zniknąć każdego dnia, że uważa, że nie zasługuje na niego. Bo zasługiwał. Hyunjin dobrze o tym wiedział. Poznał Jeongina na tyle, by być wdzięcznym za każdą wspólnie spędzoną chwilę. Zdawał sobie sprawę z faktu, jakie są cenne.

Hyunjin nie był psychologiem, nigdy specjalnie nie interesował się tą dziedziną, ale mimo to był w stanie stwierdzić, że stan psychiczny Jeongina jest... naprawdę zły. Chłopak mógł próbować go przekonać, że jest inaczej, ale on wiedział swoje; widział ten ból i smutek w jego oczach.

I chyba najgorszym i najbardziej niepokojącym dla Hyunjina był fakt, że nigdy nie widział naprawdę szczęśliwego Jeongina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro