Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas płynął szybko. Zdecydowanie zbyt szybko.

Jeongin miał wrażenie, że ostatni tydzień minął w mgnieniu oka. Ten fakt ani trochę go nie pocieszał, bo oznaczało to tylko jedno — powrót do domu na ponad całe dwa dni.

Wyglądało na to, że ktoś na górze naprawdę chciał, by chłopak spędził w czterech ścianach więcej czasu. Pocieszał go jedynie fakt, że Changbin znalazł mu inną imprezę. Inaczej chyba by zwariował.

Szczerze powiedziawszy, był bliski płaczu, gdy Seo oznajmił, że nie będzie urządzał żadnych imprez przez najbliższe półtorej miesiąca. Co miał teraz zrobić? Potrzebował imprez. Potrzebował ich jak tlenu, jednocześnie ich nienawidząc.

Westchnął, przekręcając klucz w zamku drzwi wejściowych. Wszedł do przedpokoju, zamknął się od środka i pozwolił, by plecaka zsunął się z jego pleców i upadł na podłogę z hukiem.

Oparł się o drzwi i przymknął oczy. W pomieszczeniu było ciemno. I prawie zupełnie cicho.

Gdybym przestał oddychać, zapanowałaby grobowa cisza, pomyślał, uchylając powoli powieki.

Był zmęczony. Bardzo zmęczony.

Był też świetnym aktorem. Wprost idealnie udawał, że wszystko jest w porządku, nawet przed Minho, którego znał od zawsze. Nawet on nie był w stanie dostrzec, że nic nie było w porządku.

Bo naprawdę nie było. Jeongin bardzo dobrze o tym wiedział. Ale co to dawało, skoro nie było innego wyjścia z tej sytuacji?

Schylił się po plecak i powolnym krokiem ruszył w stronę swojego pokoju. Nie przejmował się zamykaniem za sobą drzwi. W końcu i tak nikt oprócz niego nie miał zamiaru wchodzić do tego pomieszczenia.

Usiadł na krześle, ponownie wzdychając. Nie miał siły. Na nic. Miał wrażenie, że jego ciało waży kilka razy więcej, przez co tym bardziej nie miał ochoty na wykonywanie jakichkolwiek czynności.

Jednak siedzenie i patrzenie tępo w ścianę sprawiało, że w jego umyśle pojawiały się myśli, których starał się pozbyć już od dawna.

Poszedł do salonu. Stanął w progu i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Salon był urządzony bardzo kreatywnie. Wszędzie stały jakieś ramki, akcesoria, na ścianach wisiały obrazy, na szafce przy telewizorze postawiono kilka doniczek ze sztucznymi kwiatami. Nikt, kto wchodził do tego pomieszczenia, nie mógł poczuć pustki.

Ale Jeongin ją czuł. Czuł wręcz przeraźliwą pustkę. Jak zawsze, gdy wracał do domu.

Paradoksalnie czuł jeszcze większą pustkę, gdy jego rodzice byli w mieszkaniu.

Podszedł do barku i prychnął. Otworzył go, kręcąc głową z politowaniem, a na jego ustach pojawił się ten uśmiech szaleńca gotowego zrobić wszystko.

Nawet nie zamykają go na klucz.

Wziął do ręki butelkę soju. Przyjrzał jej się i... odłożył na miejsce.

Jaki jest sens się upijać, skoro to i tak nic nie daje?

Jaki jest sens się upijać, skoro oni i tak tego nie widzą?

Poczuł, jak łzy napływają do jego oczu. Miał dość. Naprawdę miał dość. Miał dość tej chorej sytuacji. Miał dość swojego żałosnego życia.

Zanim pierwsze słone krople popłynęły po jego policzkach, zdążył wrócić do swojego pokoju i schować twarz w poduszkę.

Nie powstrzymywał się. Pozwolił łzom płynąć, a one z kilku kropli zaczęły zmieniać się w rzekę. Łkał głośno, błagając, by ktoś, ktokolwiek, przyszedł i go przytulił. Teraz tak bardzo tego potrzebował.

Proszę...

Coraz trudniej było mu oddychać, łapał coraz płytsze oddechy. Jego serce biło szybko, a łzy płynęły jeszcze szybciej.

Błagam.

W pewnym momencie płacz zamienił się w histerię. Jeongin nie był w stanie normalnie oddychać. Czuł przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Miał mroczki przed oczami. Nie potrafił się uspokoić. W panice zaczął szukać czegoś, co złagodziłoby ból, po omacku błądząc dłońmi po zmiętej pościeli.

Przechylił się na bok. Spadł z łóżka, obijając sobie kolana. Złapał się jedną ręką za gardło, ale druga była zbyt słaba, by utrzymać ciężar jego ciała. Upadł na podłogę z głośnym szlochem.

Z jego ust wydobywało się charczenie, gdy próbował nabrać powietrza do płuc. Łzy wciąż płynęły po jego mokrych policzkach, a serce tak bardzo bolało...

Niech to się już skończy, błagam. Niech to się wreszcie skończy...

Nie wytrzymam już dłużej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro