Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głowa Jeongina bolała, jakby ktoś postawił dziurawą miskę z wodą nad śpiącym chłopakiem tak, żeby jej zawartość powoli, kropelka po kropelce, spadała na jego czoło, z czasem powodując ból gorszy, niż gdyby został uderzony młotkiem.

Rozglądał się półprzytomnie po pomieszczeniu z szokiem wymalowanym na twarzy.

Gdzie on był, do cholery jasnej?

Nie poznawał tego miejsca. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział te jasnofioletowe ściany i białe meble.

Leżał na większym niż jednoosobowym i mniejszym niż dwuosobowym łóżku, przykryty jasną kołdrą. Podniósł się do pozycji siedzącej i potrząsnął głową.

Potrzebował chwili, by się obudzić. Potarł oczy dłońmi i westchnął głęboko. Nie miał siły wstać z łóżka, chociaż czuł, że powinien. W końcu nie wiedział, co to za miejsce.

Podniósł się dopiero po kilku minutach. Gdy postawił stopy na chłodnych panelach, zachwiał się. Zakręciło mu się w głowie.

Jęknął z bólu. Nie powinien był wczoraj pić.

Oddychał głęboko i starał się myśleć... po prostu myśleć. W tym momencie miał problemy ze zrozumieniem, co się wokół niego dzieje, nie wspominając o połączeniu faktów.

Przeczesał włosy dłonią. Jak mógł dowiedzieć się, gdzie jest?

Zauważył, że na komodzie stało kilka ramek ze zdjęciami. Ruszył w ich stronę, chwiejąc się lekko.

Gdy spojrzał na fotografie, jego serce przestało na chwilę bić.

O mój Boże. Przecież to jest...

Przecież to jest Hwang Hyunjin.

Nie mógł w to uwierzyć. Czyli... czyli to wszystko, co mu się śniło... było prawdą?

Naprawdę zgodził się przenocować u Hyunjina? Tego Hyunjina? Najprzystojniejszego chłopaka w szkole, którego nazwisko poznał już w pierwszych tygodniach liceum?

— Oh, obudziłeś się już? — usłyszał za sobą, przez co prawie zszedł na zawał.

Odwrócił się gwałtownie, prawie przewracając ramieniem ramki ze zdjęciami.

Spojrzał na Hyunjina. Stał w progu, trzymając dłoń na klamce i uśmiechając się do niego lekko. Wyglądał... inaczej. Nie miał już na sobie białej koszuli, czarnej, skórzanej kurtki i lekko przetartych jeansów. W szarych dresach i fioletowej bluzie nie przypominał tego chłopaka z wczoraj.

— Chodź na śniadanie, skończyłem właśnie robić — powiedział, wskazując głową na przestrzeń za sobą.

Jeongin niezbyt wiedział, jak ma się zachować.

Chyba nie miał innego wyjścia.

Ruszył za starszym, który zaprowadził go do kuchni i kazał usiąść przy stoliku. Siedemnastolatek niepewnie zajął wyznaczone miejsce i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu.

Kuchnia była dość duża i przestronna oraz urządzona w nowoczesnym stylu. Jeongin musiał przyznać, że ten wystrój pasował do chłopaka.

— Wyspałeś się? — zapytał osiemnastolatek, kładąc przed młodszym talerz z kanapkami i kubek herbaty. — Przepraszam, nie znalazłem w lodówce nic innego, no i nie umiem gotować, więc i tak nie zaoferowałbym ci nic lepszego.

— Dziękuję, że pozwoliłeś mi u siebie przenocować — mruknął, niezbyt wiedząc, co innego mógłby powiedzieć. — I dzięki za kanapki.

Hyunjin uśmiechnął się, spuszczając wzrok na swój talerz.

— Nie ma za co. — Na chwilę zapanowała cisza. Żaden z nich nie sięgał po kanapki. — Jeongin... mogę mieć pytanie?

— Um... chyba?

— Czemu... — wziął kanapkę w dłoń — ...tak bardzo nie chciałeś wrócić do domu?

Siedemnastolatek przygryzł wargę.

— Po pijaku mówię różne głupie rzeczy — powiedział wymijająco, gryząc kanapkę.

— Błagałeś, żebym nie zabierał cię do domu — zauważył Hwang. — Poza tym, ludzie po pijaku mówią prawdę, czyż nie?

Jeongin napił się herbaty, by uniknąć odpowiedzi.

— Powiesz, dlaczego? Czy mam nie pytać?

— To sprawa prywatna — wycedził przez żeby siedemnastolatek. — Byłoby naprawdę miło, gdybyś nie pytał.

— Jasne — odparł Hyunjin, zabierając się za jedzenie.

Do końca posiłku żaden z nich się nie odezwał. Jedli w ciszy, która, wbrew pozorom, wcale nie była niezręczna. Jeongina to dziwiło, ale nie narzekał.

Czuł spokój, po raz pierwszy od dawna. Nie musiał myśleć o kolejnej okropnej niedzieli spędzanej w towarzystwie rodziców. Teraz znajdował się w czymś w rodzaju zawieszenia między snem a rzeczywistością.

To było miłe uczucie. Takie... inne. Naprawdę... dobre.

Kiedy skończyli śniadanie, Hyunjin zaproponował mu skorzystanie z prysznica i swoje ubrania na przebranie.

Dopiero wtedy Jeongin zorientował się, że miał na sobie czyjąś koszulkę i dresy. Starszy wyjaśnił mu, że wczoraj sam się przebrał, ale był tak zmęczony i w dodatku pijany, że pewnie nie pamiętał.

Kilka minut później stali przy wyjściu. Hyunjin opierał się o ścianę i trzymał w ręce torbę z rzeczami Yanga, który właśnie zakładał buty.

— Na pewno nie chcesz, żebym Cię odprowadzał?

— Tak, na pewno, już i tak bardzo dużo dla mnie zrobiłeś — powiedział różowowłosy, zapinając kurtkę. — Oddam ci ubrania jutro po szkole.

Hwang pokręcił głową.

— Nie trzeba, i tak są na mnie za małe. Zatrzymaj je.

Jeongin przytaknął powoli, po raz ostatni przesuwając wzrokiem po przedpokoju i w końcu natrafiając na oczy starszego.

Nie chciał wychodzić. Jakkolwiek dziwnie to brzmiało, naprawdę nie chciał. Wolałby tu zostać.

Ale nie mógł i dobrze o tym wiedział.

— Cześć, Hyunjin — pożegnał się, łapiąc za klamkę. — Jeszcze raz: dziękuję.

Osiemnastolatek uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi. Poczekał, dopóki młodszy nie zniknął za drzwiami windy.

Dopiero wtedy odwrócił się i wrócił do mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro