Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; nie zapomniałam! (prawie, ale to prawie, więc się nie liczy)

***

Większość osób nie lubiła poniedziałków. Jeongin się im nie dziwił. Sam kiedyś też za nimi nie przepadał.

Ale teraz? Teraz chciał, by poniedziałki mijały jak najwolniej.

Powolnym krokiem kierował się w stronę szkoły, ciesząc się ostatnimi chwilami wolności. Teraz jeszcze nie musiał sztucznie się uśmiechać. Jeszcze nie.

To wszystko powoli zaczynało go męczyć. Tak właściwie, to męczyło go prawie od samego początku. Gdy zaczynał chodzić na imprezy i pić, to było coś nowego. Próbował pierwszy raz i miał nadzieję, że to coś pomoże.

Nie pomagało. Wciągało, ale wszystko wskazywało na to, że jego działania nie przynosiły zamierzonych efektów. Czuł się coraz bardziej zagubiony i naprawdę nie wiedział, co powinien zrobić.

— Jeongin! — usłyszał za sobą i wzdrygnął się, gdy starszy objął go ramieniem. — Co tam?

To był Minho, jego kuzyn, który jako jedyny wiedział o nim tak dużo i jednocześnie nie wiedział nic. Paradoksalnie to właśnie przed nim Jeonginowi było najłatwiej udawać, że wszystko jest w porządku. Chłopak znał część jego sekretu, ale obiecał, że nie powie reszcie. W tym Lee był dobry — w utrzymywaniu pewnych rzeczy w tajemnicy.

Może to było rodzinne? Wyglądało na to, że tak; kłamanie i mówienie półprawdy wychodziło im świetnie.

Jeongina to przerażało. Od ponad pół roku karmił swoich bliskich i samego siebie kłamstwami i ani razu się nie zająknął. Przychodziło mu to z taką łatwością, że czasami zastanawiał się, która z jego wielu twarzy była tą prawdziwą.

Gdy dotarli do szkoły, reszta ich przyjaciół już na nich czekała. Na usta Jeongina wkradł się sztuczny uśmiech, ale tej sztuczności nikt nie zauważał.

Czy to dlatego, że Yang uśmiechał się tak dużo, więc jego przyjaciele po prostu nie przywiązywali zbyt dużej uwagi do tego, jaki był to uśmiech?

Chłopcy siedzieli pod salą, w której lekcje mieli mieć Seungmin i Felix. Rozmawiali głośno, ale Jeongin nie słuchał, o czym mówią.

Dalej czuł wyrzuty sumienia, że w piątek nie poszedł z młodszym Kimem na spacer. Chłopak chciał wyjść do parku i zrobić zdjęcia, ale Yang spławił go, tłumacząc, że jego mama chce spędzić z nim czas.

Nie mógł wyobrazić sobie większego kłamstwa.

Ten weekend był okropny. Changbin napisał do niego z wyrzutami, że za bardzo się upił i młodszy naprawdę przestraszył się, że ich umowa przestanie być ważna. A jej warunki były proste — Seo miał pozwalać mu przychodzić na imprezy, a on miał nie wydać jego sekretu. Problem w tym, że starszy naprawdę chciał ją zerwać, wszystko przez to, że jego przyjaciel musiał zabrać Jeongina do domu.

Gdy młodszy odpisywał, że przeprasza i już więcej tak nie zrobi, w głębi serca wiedział, że tak naprawdę bardzo żałował. Bardzo żałował, że nie zapił się na śmierć i obudził się następnego ranka. Bo naprawdę wolałby się nie obudzić.

Tak naprawdę, poniedziałki były też jednymi z najgorszych dni. Musiał przyzwyczaić się do ponownego udawania bez przerwy. To było męczące.

Po kilku minutach zadzwonił dzwonek, więc po krótkim pożegnaniu zabrał swój plecak i ruszył w stronę schodów, gdyż pierwszą lekcję miał mieć piętro wyżej.

Był tak zamyślony, że nie zauważył drugoklasisty, który szedł przed nim i... po prostu na niego wpadł.

Momentalnie adrenalina zaczęła płynąć w jego żyłach. Nawet nie przepraszając, rzucił się do biegu w stronę swojej sali lekcyjnej. Trochę bał się, że nieznajomy będzie chciał zrobić mu krzywdę, nie miał zbytnio miłych wspomnień ze starszymi rocznikami, nie licząc oczywiście jego przyjaciół. Wolał nie ryzykować.

I dopiero po chwili zorientował się, że chłopak, którego potrącił, był zadziwiająco podobny do tego, który w piątek zabrał go z imprezy do domu.

Stanął pod klasą, przeklinając soczyście pod nosem. A co, jeśli go poznał? Jeongin nie potrzebował pytań. Naprawdę nie potrzebował.

Chcąc choć trochę uspokoić się przed wejściem na lekcję, wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał kilka tweetów z przekleństwami i narzekaniami. Część z nich umieścił na swoim głównym koncie, co było błędem.

Zdążył ledwo wejść do klasy, przeprosić za spóźnienie, rozpakować się i usiąść, gdy jego telefon zawibrował. Odblokował go dyskretnie i omal nie zaklął na głos, gdy zobaczył wiadomość od Minho z pytaniem, co się dzieje.

Zagryzł wargę i odpisał, że po prostu wpadł na kogoś i nie musi się martwić. Na szczęście to wystarczyło i nie musiał bardziej się tłumaczyć.

Sekundę później dostał kilka kolejnych wiadomości:


Po szkole zabieram cię na gorącą czekoladę.

I jakieś dobre ciastko.

A teraz spadaj na lekcję.

Ucz się pilnie, ily.


Jego serce zabolało.

Nie zasługiwał na Minho.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro