Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pustka. To było jedyne, co czuł Jeongin. Nic. A jednocześnie czuł tak wiele. Złość. Żal. Gniew. Smutek. Nienawiść do samego siebie. Poczucie winy. Niemoc. Zmęczenie. Był... zagubiony. Otępiały. Czuł się, jakby... nie żył. Jakby był wrakiem samego siebie.

Był wrakiem samego siebie. Nie był tym wesołym, wiecznie roześmianym i uśmiechniętym Jeonginem, co kiedyś. Teraz... teraz nawet nie potrafił zmusić się do sztucznego uśmiechu.

Od kilku dni było coraz gorzej. Jego umysł robił wszystko, by zaciągnąć go na samo dno, a on był zbyt słaby, żeby to powstrzymać. Po prostu pozwolił sobie na wpadnięcie do dziury, z której nie miał możliwości wyjścia. Kolejne rzeczy sprawiały, że grunt pod jego nogami zaczynał się coraz bardziej osuwać, a on spadać coraz niżej.

I nie potrafił nic na to poradzić. Poddał się.

Tamten dzień przelał czarę goryczy. Jeongin nie miał już siły walczyć.

Nie mógł ubrać w słowa tego, jak bardzo żałował, że powiedział Hyunjinowi to, co powiedział. Ale jednocześnie wiedział, że musiał to zrobić. Dla jego dobra.

Tamtego dnia był na granicy. Trzymał się klifu tylko jedną ręką i czuł, jak zaraz go puszcza i spada w przepaść. Wiedział, że jeśli zatrzyma przy sobie Hyunjina choć trochę dłużej, pociągnie go w dół razem ze sobą. Nie mógł na to pozwolić. Po prostu nie mógł.

***

Kiedy zapraszał Jeongina do siebie, miał nadzieję, że naprawdę spędzą te kilka godzin dobrze. Miał cholerną nadzieję, że będzie właśnie tak.

Nie spodziewał się, że sprawy potoczą się w ten sposób. Nie mógł przestać myśleć o tamtym dniu, chociaż niedługo miał minąć tydzień. Czy gdyby zaprzeczył, że chce go pocałować, wszystko skończyłoby się dobrze? Czy gdyby wtedy pomyślał, zanim otworzył usta, Jeongin nie powiedziałby tego wszystkiego?

Jego myśli krążyły wokół chłopaka, którego przez pół tygodnia nie było w szkole. Przez to Hyunjin wręcz umierał ze zmartwienia. Minho co prawda powiedział, że jego kuzyn jest chory, ale jakoś nie potrafił w to uwierzyć.

Ciągle zastanawiał się, czy u Jeongina wszystko w porządku. Jego słowa wciąż go bolały, ale zdawał sobie sprawę z faktu, że Yang nie mógł... nie mógł chcieć tego, żeby osiemnastolatek odpuścił sobie ich relację.

Hyunjin czuł, że tak naprawdę w głębi serca Jeongin chciał, by było zupełnie inaczej — żeby został przy nim do ostatniej chwili i trzymał go mocno, by nie upadł.

Kiedy siedemnastolatek pojawił się w szkole w czwartek, kilka razy próbował do niego podejść, ale chłopak ciągle znajdował sposób, żeby przed nim uciec. Przez to Hwang prawie rozpłakał się przed chemią. Gdyby nie Jisung, który go wtedy przytulił, naprawdę mógłby się rozpłakać na środku korytarza.

— Hyunnie, spokojnie — powiedział Han, głaszcząc go po plecach. — Oddychaj.

— A-ale Jeongin... — jęknął słabym głosem, drżąc w ramionach niższego.

— Porozmawiam z Minho hyungiem, dobrze? Może on coś poradzi...

Hyunjin przytaknął, pociągając nosem. Nie wiedział już, co ma robić. Jeśli Jeongin nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć, jeśli nie pozna powodu jego zachowania... Mój Boże, przecież podczas ich ostatniej rozmowy chłopak wyraził się jasno.

Nie możesz wybierać kogoś, kogo jutro może już tutaj nie być.

To brzmiało, jakby Jeongin chciał... Hyunjin nawet nie chciał o tym myśleć.

***

— Musisz złapać go po szkole. Jeśli nie wtedy, to naprawdę nie wiem, kiedy — powiedział Minho. — Do mnie też się nie odzywa, kazał, żebym go zostawił, wczoraj i dzisiaj nawet nie przyszedł na stołówkę podczas przerwy obiadowej...

— Hyung... — Jisung objął starszego ramieniem i spojrzał na niego z troską w oczach.

— Jeśli nie będzie chciał z tobą porozmawiać, to... już naprawdę nie wiem... — Lee przymknął oczy i westchnął głośno.

— Postaram się — obiecał Hyunjin. — Kiedy kończy zajęcia?

— Za godzinę.

Hwang przytaknął i podziękował starszemu. Jak widać, nie tylko on zauważył zmianę w zachowaniu Jeongina i nie tylko jemu bardzo się to nie podobało. Tak naprawdę, to jeśli dzisiaj nie uda mu się porozmawiać z siedemnastolatkiem, to... cholera. Był piątek. Kto wiedział, co może wydarzyć się w weekend, kiedy nikt nie będzie w stanie się z nim skontaktować?

Hyunjin naprawdę wolał nie wyobrażać sobie żadnego z tych czarnych scenariuszy, które pojawiały się w jego głowie od kilku dni.

Przez całą lekcję matematyki myślał o młodszym chłopaku i nie skupiał się na słowach nauczyciela. Nie wiedział, co powinien mu powiedzieć. Co zrobić, kiedy Yang nie będzie chciał rozmawiać? Co zrobić, jeśli będzie miał kolejny atak paniki i histerii?

Wplótł dłonie we włosy i westchnął cicho. To było stresujące. Ta świadomość, że jeśli teraz nie uda mu się porozmawiać z siedemnastolatkiem, to może już nigdy nie mieć do tego okazji... to naprawdę go wykańczało.

Gdy zadzwonił dzwonek, wybiegł z klasy jako pierwszy. Przepychał się między falą uczniów, którzy również chcieli wyjść ze szkoły jak najszybciej, modląc się, żeby Jeongin nie zdążył wyjść przed nim.

Jego serce zaczęło bić szybciej, kiedy zobaczył w tłumie różową czuprynę. Chłopak szedł powoli, dzięki czemu Hyunjinowi udało się go dogonić. Nie podszedł do niego od razu; na początku utrzymywał dość dużą odległość, wystarczającą, by nie stracić młodszego z oczu i żeby on nie zobaczył, że za nim idzie.

Był w stanie zobaczyć, że chłopak idzie skulony i... ten widok naprawdę łamał mu serce. Co się stało? Co złego musiało się stać w sobotę, że Yang odepchnął od siebie nawet Minho, którego nigdy wcześniej nie potrafił odepchnąć?

Przyspieszył. Odeszli już wystarczająco daleko od szkoły, by wokół nie kręcili się inni uczniowie. Byli też dość blisko domu młodszego.

Jeśli teraz nie uda mu się go zatrzymać, nie będzie miał do tego lepszej okazji.

— Jeongin — złapał chłopaka za rękę.

Siedemnastolatek wzdrygnął się.

— Z-zostaw...

— Nie — powiedział twardo Hyunjin, nie puszczając młodszego. Teraz, gdy odwrócił się w jego stronę, mógł zobaczyć to smutne spojrzenie. — Porozmawiajmy.

— Nie chcę — szepnął Yang, próbując wyrwać rękę. Bezskutecznie. — Puść mnie.

— Nie pozwolę ci znowu odejść — podszedł bliżej i złapał drugą dłoń nastolatka. — Słyszysz?

Jeongin zacisnął mocno powieki i pokręcił głową. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać. Był przeraźliwie blady, a jego dłonie tak zimne, jakby na zewnątrz panowały minusowe temperatury, chociaż było już dość ciepło.

Szarpał się słabo, jakby ostatkami sił.

— Jeongin, proszę cię...

— Zostaw mnie — wychrypiał młodszy, a pierwsze łzy popłynęły po jego bladych policzkach.

Hyunjin przyciągnął go do siebie gwałtownie, może nawet zbyt agresywnie, ale dzięki temu chłopak znalazł się w jego szczelnych objęciach. Przez chwilę Jeongin próbował się z nich wydostać, ale w końcu się poddał. Stał, oddychając nierównomiernie, pozwalając, by starszy go przytulał.

I osiemnastolatek naprawdę nie chciał wypuścić go ze swoich objęć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro