Rozdział 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; co u Was?

***

Nie czekali długo.

— Jeongin! — zawołał Minho. Hyunjin podniósł się z ławki. Lee podbiegł do swojego kuzyna. Upadł na kolana, przyciągając młodszego do siebie. — Mój Boże, Jeongin, jesteś cały?! Nic ci nie jest? Mój Boże...

Yang jęknął, gdy starszy przytulił go mocno. Zbyt mocno, by jego osłabione ciało było w stanie wytrzymać.

— H-hyung, nie tak mocno — wychrypiał, starając się wydostać z objęć kuzyna.

— Przepraszam, nie chciałem — Minho odsunął się od niego i wstał. Ściągnął skórzaną kurtkę, którą miał na sobie i zarzucił ją na ramiona kuzyna. — Co się stało? W porządku?

— Um... powiedzmy... — Jeongin zakasłał.

— Co się stało? — tym razem pytanie zostało skierowane do Hwanga.

— Jego ojciec... on go... — pokazał na szyję — ...podduszał.

— Co?

— Rzucił się na mnie, bo mam na sobie bluzę brata — wytłumaczył Yang, wbijając wzrok w chodnik. — Po raz pierwszy zrobił coś takiego.

Minho zmarszczył brwi i zerkał to na Hyunjina, to na Jeongina pytającym wzrokiem, szukając wyjaśnień. Naprawdę nie rozumiał, co się tutaj działo. Jak to jego wujek...? Dlaczego?

— Wydaje mi się, że potrzebujesz trochę... więcej informacji, żeby zrozumieć sytuację — mówiąc to, osiemnastolatek zerknął na Jeongina. — Mogę mu wszystko powiedzieć...?

Siedemnastolatek przytaknął.

— Mów, ja nie dam rady — westchnął, otulając się bardziej kurtką kuzyna. — I niech któryś z was mnie przytrzyma, bo zaraz spadnę z tej ławki.

Hyunjin i Minho w tym samym momencie usiedli po obu stronach młodszego i złapali go za ręce.

Chłopak zaśmiał się cicho.

— A teraz mów, co się stało — poprosił Lee, patrząc wyczekująco na Hwanga.

Zaczął opowiadać. Momentami, gdy mówił o najgorszych elementach, Jeongin ściskał jego rękę. Wtedy milkł i przez chwilę gładził kciukiem wierzch dłoni młodszego.

A Minho... nie mógł w to uwierzyć. Jak... jakim cudem się nie zorientował? Jak to się stało, że przez pół roku nie zauważył, że jego ciotka i wuj traktowali Jeongina w ten sposób? Przecież... myślał, że mimo wszystko trzymają się... dobrze. Jasne, na początku mieli duży problem, nie potrafili sobie poradzić, ale wydawało mu się, że z czasem...

Najwidoczniej wcale nie radzili sobie ze śmiercią syna tak dobrze, jak się wszystkim wydawało.

— Więc... mój Boże — Lee schował twarz w dłoniach. Jego kuzyn przytulił się do niego. — Jeongin, tak bardzo cię przepraszam... powinienem był coś zauważyć, przepraszam...

— Nie przepraszaj, hyung — szepnął siedemnastolatek. — Nie chciałem, żebyś wiedział. Przeze mnie było ci ciężko, nie mogłem pozwolić, żebyś ciągle cierpiał.

Minho bez słowa przyciągnął do siebie kuzyna. Schował twarz w zagłębieniu szyi chłopaka, przytulając go mocno. Miał wrażenie, że jego serce zaraz pęknie. Czuł się, jakby... zawalił.

Miał jedno zadanie: opiekować się Jeonginem. O to poprosił go brat siedemnastolatka, kiedy wyjeżdżał na studia do Stanów. Od dziecka był opiekuńczy w stosunku do swojego młodszego kuzyna, a kiedy jego brat wyjechał, tylko Minho został i tylko on pilnował Jeongina. A kiedy starszy z braci Yang umarł... naprawdę został tylko Minho. I miał go pilnować. Opiekować się nim. A nie pozwalać, by tak cierpiał.

Lee odsunął się od siedemnastolatka i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zagłuszył go dźwięk...

Karetki?

Hyunjin i Minho poderwali się na równe nogi.

— Co się dzieje? — spytał Jeongin, ale żaden z nich mu nie odpowiedział.

Po prostu patrzyli, jak ratownicy wbiegają do budynku, w którym mieszka Yang i po chwili wychodzą z kobietą na noszach. Za nią z apartamentowca wyszedł mężczyzna.

Ojciec Jeongina.

A ta kobieta to... jego matka.

— Mama? — siedemnastolatek wstał nagle z ławki. Zrobił to zbyt szybko; zachwiał się i tylko dzięki Hyunjinowi nie upadł na ziemię. — Tato?

Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w ich stronę. Rzucił krótkie spojrzenie w stronę karetki i podszedł do nastolatków.

— T-tato? — głos najmłodszego zadrżał.

Hyunjin zobaczył, jak Minho zaciska pięści. Położył rękę na jego ramieniu. Starszy spojrzał na niego i zmarszczył brwi. Był zły i Hwang był prawie pewny, że chłopak jest gotowy rzucić się na wujka. Osiemnastolatek pokręcił głową.

Lee westchnął.

— Co się stało z ciocią? — zapytał.

— Miała atak. Nie mogłem jej uspokoić — powiedział pan Yang.

— Co? Jaki atak? — Minho zmarszczył brwi.

Mężczyzna spojrzał na swojego syna.

— Jeongin ci powie — i odszedł w stronę karetki.

Wsiadł do pojazdu i po chwili odjechali.

Minho spojrzał na kuzyna.

— Co się stało?

Yang westchnął głośno i usiadł na ławce.

— Jeongin...?

— Mama jest chora — mruknął, spuszczając głowę.

— Chora? — w głosie Lee było słychać niedowierzanie. — Na co?

— Nie wiem — jęknął chłopak, patrząc kuzynowi w oczy. — Naprawdę myślisz, że w tym wszystkim miałem czas i chęci dowiedzieć się, jak nazywa się ta choroba? To coś... nie wiem, depresja? Stany lękowe? Nie mam pojęcia. — Wplótł palce we włosy. — Cokolwiek to jest... dostała ataku histerii, bo zobaczyła, że mam na sobie starą bluzę brata.

Hyunjin i Minho milczeli przez chwilę. Niezbyt wiedzieli, co powiedzieć.

Osiemnastolatek westchnął i podszedł do młodszego. Położył rękę na jego ramieniu.

— Chodźmy, musisz być już zmęczony.

Jeongin przytaknął i wstał z pomocą Hwanga, który objął go ramieniem.

— Gdzie mieszkasz? — zapytał Hyunjin, patrząc na Lee. — Odprowadzę was.

Minho przytaknął i po chwili ruszyli razem w stronę jego mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro