Rozdział 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n; probably nobody cares, ale piszę ff pełne opisów podobnych do tych w tym rozdziale, a termin trochę mnie goni, więc miło by było, gdybyście trzymali za mnie kciuki;;

***

Seungmin nie mógł przestać o tym myśleć. To zajmowało jego myśli od kilku dni i nie potrafił skupić się na niczym innym. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale... ugh.

Po usłyszeniu dzwonka spakował swoje rzeczy do plecaka i mruknął ciche pożegnanie w stronę Felixa, a następnie szybko wyszedł z klasy. Usłyszał za sobą krzyk przyjaciela, ale nie odwrócił się. Wiedział, że Lee pewnie chciał jeszcze chwilę z nim porozmawiać, ale naprawdę nie miał na to ochoty.

Ostatnio był ciągle poddenerwowany. W głębi serca dobrze wiedział, dlaczego, ale nie chciał przyznać tego przed samym sobą, a co dopiero przed... ugh.

Pokręcił głową. Musiał się ogarnąć. Zaraz miał się spotkać z Changbinem. Mieli iść do kawiarni i spędzić tam trochę czasu na robieniu zadań z matematyki.

W końcu mimo wszystko wciąż był jego korepetytorem. Miał pomóc mu zdać, a nie wprowadzać się do jego życia ze swoimi problemami.

Oparł się o jedno z drzew, które rosły przy szkole i czekał. Był już kwiecień, słońce świeciło wesoło na niebie w otoczeniu kilku białych obłoków, a wiśnie zaczynały powoli wypuszczać pąki.

Wiosna była ulubioną porą roku Seungmina. Uwielbiał patrzeć na rozwijającą się naturę, a jeszcze bardziej uwielbiał robić jej zdjęcia. To był okres, w którym najchętniej chodził na długie spacery z aparatem fotograficznym. Zawsze wtedy jeździł autobusem w miejsca w okolicy Seulu, gdzie rosło dużo drzew, nad rzekę Han, do parków.

Kochał to, jak się wtedy czuł — tak lekko, jakby wszystkie jego zmartwienia uleciały razem z wydychanym przez niego powietrzem. Zawsze oddychało mu się wtedy dużo lżej, niż — na przykład — w szkole. Zupełnie, jakby na łonie natury odnajdywał spokój, którego zawsze poszukiwał. Jakby jego serce pozbywało się całego bagażu negatywnych uczuć, kiedy promienie wiosennego słońca chylącego się ku horyzontowi muskały delikatnie jego twarz.

Uwielbiał robić zdjęcia w samotności, ale lubił też zabierać ze sobą jednego ze swoich przyjaciół. Najczęściej jego wybór padał na Felixa lub Jeongina, z którymi był najbliżej.

Zawsze zadziwiało go to, jak różne zdjęcia robił, w zależności od tego, z kim przyszedł. Kiedy wybierał się na spacer z Jeonginem, wracał do domu z fotografiami krajobrazów. Młodszy zawsze patrzył na całość, nie doszukiwał się pojedynczych elementów. Siadał na ziemi i wpatrywał się w niebo, dopóki słońce nie zaszło. Wtedy Seungmin zawsze skupiał się na nieboskłonie, starając się jak najlepiej uchwycić zmieniające się kolory chmur i ostatnie promienie słońca.

Natomiast Felix zawsze przywiązywał swoją uwagę do detali. Mimo, że często był niezdarny, czasami miał lepsze oko do szczegółów, niż Seungmin. Lee wielokrotnie odnajdywał piękne i godne uwagi małe elementy. Kwiaty z rozwiniętymi płatkami, idealnie symetryczne liście, gałązki z pąkami, owady zapylające rośliny. Był w stanie dostrzec to wszystko za każdym razem. Nie musiał się wysilać, to zawsze przychodziło mu tak naturalnie.

I Seungmin zdał sobie sprawę z faktu, że chociaż kocha zabierać Jeongina i Felixa ze sobą, to chciałby pójść na spacer z aparatem też z kimś innym.

Otworzył oczy, czując, jak ktoś kładzie mu rękę na ramieniu.

— Zasnąłeś? — zapytał z uśmiechem na ustach Changbin. — Chodźmy, postawię ci kawę, wyglądasz, jakbyś miał zaraz naprawdę zasnąć.

Nic nie odpowiedział. Po prostu zaczął iść obok starszego, patrząc się na chodnik z dłońmi schowanymi w kieszeniach.

Nie potrafił zmusić się do rozmowy. Miał wrażenie, że jeśli otworzy usta, wydostaną się z nich słowa, których nie chciał wypowiedzieć. Znaczy... chciał. Chyba nawet za bardzo. Ale wiedział, że nie mógł. Nie teraz. Nie tutaj. Może nawet nie dzisiaj.

— Jesteś dzisiaj jakiś nieswój, wszystko w porządku? — Seo szturchnął go delikatnie ramieniem. — Seungmin?

— Jest okej — mruknął, odsuwając się trochę od chłopaka.

Dziewiętnastolatek westchnął cicho. Skoro Kim nie chciał mówić, nie miał zamiaru naciskać. Znał go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że to nic nie da.

Szli w ciszy i tak samo spędzili pół godziny w kawiarni. Tam jednak Seungmin dalej milczał, nie licząc cichych poleceń dotyczących kolejnych zadań, które starszy miał zrobić.

Kąciki jego ust nawet nie zadrżały, gdy Seo oprócz kawy przyniósł dla niego też ciastko z uśmiechem namalowanym polewą czekoladową.

W kawiarni było tłoczno i głośno, przez co Changbin nie mógł się skupić. Dlatego dość szybko zaproponował Seungminowi, żeby poszli do niego.

Nie zrobił tego tylko ze względu na korepetycje. Coś ewidentnie zajmowało myśli Kima w niepokojący sposób (Seo nie przypominał sobie, żeby osiemnastolatek był kiedykolwiek tak zamyślony i dziwnie nieobecny) i nie miał zamiaru tak po prostu na to patrzeć. Byli przyjaciółmi, Seungmin wiedział, że Changbin zawsze go wysłucha i może mu powiedzieć wszystko. A Seo chciał mu pomóc, jak dobry przyjaciel.

Gdy dotarli na miejsce, weszli do środka i młodszy poszedł rozłożyć książki na stole, a Seo udał się do kuchni, żeby wziąć jakieś smakołyki i coś do picia, dalej panowała cisza.

Changbin usiadł naprzeciwko przyjaciela.

— Seungmin, co się stało? — spytał troskliwym głosem dziewiętnastolatek.

Młodszy spuścił głowę i nie odpowiedział. Co miał powiedzieć? Jak miał ułożyć myśli w słowa, mając taki mętlik w głowie? Nieważne, co by powiedział, i tak nie przyniosłoby to nic dobrego.

Ale co miał zrobić? Skłamać?

Nie chciał kłamać. Nienawidził kłamstw. A kłamanie w tej kwestii... co by to dało?

Przecież nie pozbędę się swoich uczuć.

— Nie mogę przestać myśleć o Minho hyungu i Jisungu. I o Seonwoo i Chanie — szepnął Kim, nie podnosząc wzroku.

Changbin zmarszczył brwi.

— Co masz na myśli?

— Przez to, że wśród naszych znajomych są aż dwie nowe pary... zgaduję, że zacząłem im zazdrościć — wzruszył ramionami.

— Zazdrościć? — powtórzył Seo. — Czego im zazdrościsz?

Seungmin wymruczał coś niezrozumiałego, rumieniąc się.

Starszy zaśmiał się.

— Minnie? Czego im zazdrościsz? — pytał, przedrzeźniając się z nim i nachylając się w jego stronę. — Powiedz mi, Minnie!

Kim wywrócił oczami i przyległ plecami do oparcia krzesła.

Szczerze powiedziawszy, miał ochotę teraz zniknąć. Nie wiedział, jakiej reakcji się spodziewać, nawet o tym nie myślał. Ale nie sądził, że chłopak będzie się śmiał...

— Przestań — mruknął po chwili, mając dość. — Hyung, proszę cię.

Seo momentalnie zamilkł.

— Minnie — zaczął poważnym głosem, nachylając się bardziej nad stołem. — Czego dokładnie im zazdrościsz?

Osiemnastolatek podniósł powoli wzrok i od razu tego pożałował. Twarz starszego znajdowała się niebezpiecznie blisko, przez co na policzkach Seungmina wykwitły intensywne rumieńce.

— Ja... — przygryzł wargę, odwracając spojrzenie, byleby nie patrzeć na przyjaciela. — Nie wiem... bliskości? Drugiej połówki? — jęknął, wplatając palce we włosy.

Teraz nawet nie wiedział, co czuje.

Poczuł, jak Changbin podnosi jego podbródek palcami. Delikatnie, jakby Seungmin miał zniknąć, jeśli jego dotyk byłby zbyt nagły. Młodszy spojrzał na niego pytająco i zaraz potem...

Poczuł usta chłopaka na swoich.

Pocałunek był delikatny. Spokojny, słodki i właśnie taki, jak Seungmin sobie wyobrażał. Przed nikim by się do tego nie przyznał, ale kilkakrotnie wyobrażał sobie tę chwilę. Wtedy, gdy był rumieniącym się bałaganem i chował twarz w poduszce, nie spodziewał się, że to naprawdę kiedyś nastąpi.

A teraz? Teraz z całego serca pragnął, by ta chwila nie miała końca. Nawet, jeśli to był tylko sen.

Changbin odsunął się od niego. Usiadł na krześle i odchrząknął, przez minutę albo dwie przypatrując się w skupieniu młodszemu chłopakowi, który siedział z przymkniętymi powiekami, zarumienionymi policzkami i lekko rozchylonymi ustami.

— Seungmin?

Nastolatek zamrugał. Chyba dopiero wtedy dotarło do niego, że to był tylko wytwór jego wyobraźni.

— Ja... — zanim zdążył cokolwiek dodać, starszy złapał go za dłoń. — Zostaw — mruknął zły, bardziej na siebie, niż na kogokolwiek innego. — Wracajmy do korepetycji.

— Nie wierzę, właśnie cię pocałowałem, a ty każesz mi wracać do matematyki? — zaśmiał się Seo. — Nie rób mi tego, Minnie.

— P-pocałowałeś? — wydukał osiemnastolatek.

Nie, przecież to niemożliwe.

— Nie mów, że myślałeś, że śnisz na jawie — powiedział z niedowierzaniem starszy.

— Mój Boże — jęknął Kim, chowając twarz w dłoniach.

Sekundę później usłyszał śmiech przyjaciela. Po chwili śmiech stawał się coraz głośniejszy, jakby chłopak się przybliżał.

I faktycznie to robił.

Changbin odsunął krzesło, na którym siedział Seungmin i zabrał dłonie z jego twarzy. Uśmiechnął się do niego słodko.

— Zawstydziłeś się?

— Zostaw...

— Nie — mruknął, pochylając się i składając pocałunki na policzkach młodszego. — Za bardzo cię kocham. Poza tym, już od dawna chciałem cię pocałować, teraz się mnie nie pozbędziesz.

Gdzieś w tej szamotaninie pocałunków, śmiechu Changbina i cichych komentarzy Seungmina znalazło się to wspaniałe uczucie, którego młodszy nie był w stanie opisać.

Ale gdyby miał wybrać zdjęcie, które pasowałoby idealnie do tego uczucia, wybrałby fotografię przedstawiającą drzewo wiśni ozdobione małymi kwiatami o różowobiałych płatkach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro