VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było ciemno, nie umiałam znaleźć telefonu i ogarniała mnie coraz większa panika. Postanowiłam znaleźć wyjście czy coś takiego. Stawiałam powoli kroki gdy nagle się potknęłam i upadłam robiąc przy tym wiele hałasu. Nagle drzwi się otworzyły. Zastygłam bez ruchu leżąc na podłodze. Oddychałam szybko i płytko. Słyszałam jak kroki zbliżają się w moją stronę. Po odgłosie jakie wydawały buty stwierdziłam, że to mężczyzna. Poczułam jak ktoś mnie chwyta i przykłada coś do ust. Nim zdążyłam krzyknąć straciłam przytomność.

Otworzyłam oczy. Było ciemno a jedyne światło dobiegało z zasłoniętego okna. Nie miałam przy sobie leków więc punkt dla porywacza gdyż z tego powodu wykończy mnie psychicznie. Spróbowałam wstać. Jednak gdy wykonałam poczułam ogromy ból. Siedziałam delikatnie się kołysząc nie wiedząc ile dni mnie nie ma. Gdy tak sobie siedziałam przerażona tym mrokiem drzwi się otworzyły i usłyszałam kroki. Raz, dwa, trzy, pięć schodków, pięć kroków i cisza. Po dłuższej ciszy usłyszałam przeraźliwy śmiech. Zaniepokoiło mnie to.

- Proszę, proszę dziewczyna Sherlocka cierpi na lęk przed ciemnością.- usłyszałam kpiący męski głos

- Gdzie twój książę co? Czyżby o tobie zapomniał?- powiedział drugi głos należący do kobiety

Oni mnie widzą a ja ich nie?! Co to ma być?! Hm... trzeba ich jakoś zagiąć... Co by tu.. Mam! Zagramy sobie w grę!

- Znaleźliście moją słabość. Co ja teraz biedna pocznę? Mój "książę" po mnie nie przyjdzie.- powiedziałam z ironią

- Jak to nie przyjdzie? Nie jesteś kimś ważnym dla niego?- zapytała kobieta

- Nie to było tylko chwilowe. On kocha inna.- odpowiedziałam z udawanym smutkiem

- Kogo?- dopytywała

- No nie wiem czy mogę zdradzić to wam- powiedziałam z wahaniem

- Mów!- rozkazał mężczyzna

- Co jeżeli nie powiem?- spytałam

- Wtedy zginiesz!- krzyknęła kobieta

- To jest coś gorszego niż wykończenie psychicznie kogoś mającego nyktofobię? Nie sądzę.- stwierdziłam z ironią

- Oczywiście, że tak.- powiedział mężczyzna

- To było pytanie retoryczne no ale skoro już odpowiedziałeś to uświadomię Cię, że nie ma nic gorszego niż moje przekleństwo.- odpowiedziałam sucho

- Powiesz wreszcie kogo kocha słynny detektyw?- zapytała zniecierpliwiona kobieta

- W tych warunkach?! Za kogo wy mnie uważacie? Wiedzie, że zaprezentowaliście się ze złej strony?! Nie powiem kogo kocha!- krzyknęłam i odwróciłam się tyłem do nich.

Słyszałam jak szeptają między sobą. Wychodzi na to, że połknęli moje kłamstwo. Gra toczy się dalej. Oby udało mi się ich przechytrzyć. Po dłuższym czasie poczułam jak ktoś rozwiązuje moje ręce.

- Czy teraz zechcesz powiedzieć?- spytała kobieta

- Niech no pomyślę. Mogę wam opisać jedynie jak wygląda.- stwierdziłam

- Co mam zrobić żebyś zaczęła gadać?! Mam cię torturować? Głodzić?- pytała zirytowana

- Wystarczy, że opuścimy piwnicę.- stwierdziłam

- Nie...- zaczął mężczyzna ale kobieta mu przerwała

- Oczywiście kochanieńka. Porozmawiamy w salonie.- powiedziała przesłodzonym głosem

- Więc chodźmy.- mówiąc to spróbowałam wstać

Okazało się, że owy ból który wcześnie poczułam był bólem nogi. Skręciłam kostkę. Szlag! Syknęłam z bólu i spróbowałam iść. Było ciężko ale dawałam radę. Nie zaszłam daleko bo poczułam jak ktoś mnie podnosi. Mogłam się przyjrzeć tej osobie. Był to szczupły mężczyzna o łagodnych rysach twarzy. Jim! Chłopak Molly dokładnie tak wyglądał. Informatyk, "gej" psychopata. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Zdziwił się gdy tak zrobiłam. Nie zareagował na to w żaden sposób tylko postawił mnie przed fotelem. Usiadłam i zaczekałam aż zjawi się kobieta. Nie czekałam długo bo po chwili zjawiła się z dwiema herbatami. Jedną z nich podała mnie. Zanim się napiłam poczułam, że coś dodała do herbaty. Był to cyjanek. Odłożyłam herbatę na stoliczek między nami a kobieta również zrobiła to samo.

- Powiedz mi kochana kogo to kocha detektyw?- zapytała słodkim głosem i uśmiechając się

- Cóż z tego co wiem, kiedyś ją przez przypadek spotkał. Zaintrygowała go. Była dla niego jak zagadka...- na chwilę przerywając i lustrując kobietę

Dowiedziałam się ,że to jest Irene Adler. Ona się włamała do willi Mycrofta. Pracuje z Jim'em bądź dla niego. Musiałam jakoś poinformować brata o tym wszystkim.

Sherlock

Od dwóch dni nie wiem gdzie się podziała Roxanne. Zostawiłem ją na chwilę a gdy wróciłem jej nie było. Moje rozmyślanie przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości.

SHERLOCK nie MIAŁAM RACJI. IRENE ADLER nie ŻYJE i nie WSPÓŁPRACUJE z JIM'EM MORIARTY'M. Nie MARTW SIĘ. Nie INFORMUJ WUJKA o niczym. Nie SPIESZ SIĘ spędzam miło czas i nikt nie chciał mnie OTRUĆ. ZAŁATW MI LEKI. R.H

- John jedziemy do Gavina!- krzyknąłem

Pokazałem Gregor'emu wiadomość od jego siostrzenicy. Załamał się ale kazał swojej ekipie jej szukać. Anderson wyskoczył ze swoimi "mądrościami" więc go wywaliłem. Nie mogłem znieść myśli, że rozdzielili mnie z moją małą kochaną siostrzyczką. To dzięki niej wyszedłem z moich nałogów. Musiałem ją odnaleźć. Idioci ze Scotland Yardu nie potrafili jej odnaleźć. Nawet Gary się na nich wydarł. Minęły kolejne dwa dni.



 Czy Irene i Jim zorientują się kim jest Roxanne?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro