VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*miesiąc później*

Od porwania przez Adler i Moriarty'ego minął miesiąc. Chodzę na terapię biorę leki na nyktofobię. Również od tamtego zdarzenia mieszkam na Baker Street. Mam nadzór 24h. Czuję się jak małe dziecko. Plusem z tego jest to, że pomagam bratu w zagadkach no i oczywiście słucham jak mój brat gra pięknie na skrzypcach. Również od tamtego zdarzenia jestem zasypywana SMS'ami od nieznanego numeru. Właśnie siedzę na fotelu Sherlocka i słucham jego gry na skrzypcach kiedy ten spokój zakłócił dźwięk przychodzącej wiadomości.

Uśmiech masz uroczy. Śmiech perlisty a oczy jak gwiazdy migocą. Me serce bije dla ciebie a ja z tęsknoty codziennie umieram. Twój Romeo

- Kto to?- zapytał Sherlock

- Ten sam co zawsze. "Mój Romeo"- mówiąc ostanie słowo wykonałam cudzysłów

- Nie podoba mi się to.- stwierdził

- Oho tryb starszy brat się włączył.- zaśmiałam się

- Roxanne to nie jest zabawne- powiedział stanowczo

- Sherli nie przesadzaj. Pewnie jakiś dzieciak sobie żarty robi i tyle.- stwierdziła i zniknęłam w kuchni

- Skąd ta pewność?- spytał

- Nie wiem ale wiem jedno. Ten gościu jest już męczący.- stwierdziłam

- Nie znam się na tym.- oznajmił

- No to zajmę się tym sama.- powiedziałam i wręczyłam bratu kawę

Usiadłam przed laptopem i postanowiłam jakoś się dowiedzieć kto to.

Twój spryt i inteligencja mnie zdumiewa tak jak twa uroda. Chciałbym Cię bliżej poznać. Twój Romeo

Ten koleś jest jakiś nie normalny. Zaczęłam namierzać numer tej osoby. Po chwili wyskoczyło mi imię i nazwisko. Jim Moriarty. Jak tylko zobaczyłam to imię i nazwisko omal nie zaczęłam krzyczeć. Zamknęłam laptopa i zaczęłam nerwowo krążyć po salonie. O co tu chodzi? Znowu chce mnie porwać i torturować? Co robić? Co ja mam zrobić. Bałam się jak nigdy.

- W porządku?- usłyszałam pytanie

Ktoś położył rękę na moim ramieniu a ja podskoczyłam

- Jeny nie strasz Sher. Nic nie jest w porządku.- oznajmiłam

- Mianowicie?- spytał

- Moriarty te SMS-y wysyła- odpowiedziałam mu

Momentalnie pobladł. Jego największy wróg mnie męczy wiadomościami w których wyznaje miłość. Czy to nie pułapka? Po chwili znowu przyszedł SMS. Tym razem do Sherlocka

- Sherli to do ciebie.- powiedziałam podając bratu telefon

- Nie teraz.- mówiąc to usiadł na fotelu

- Spotkajmy się by dokończyć nasze porachunki. Podpisano J.M- pobladłam - Sher czy ja o czymś nie wiem?- spytałam

Nie otrzymałam odpowiedzi bo zabrał telefon, ubrał płaszcz i wyszedł. Wybiegłam z mieszkania, wsiadłam do mojego auta i ruszyłam za nim. Taksówka w której jechał podjechała pod Bart's. Napisałam do Johna żeby zjawił się tu jak najszybciej może zaś sama popędziłam za bratem. Niestety ale zgubiłam go w tłumie ludzi. Szukałam go po całym szpitalu ale nic. Przepadła jak kamień w wodę. Opuściłam budynek i spotkałam Johna. Zadzwonił mój telefon.

- Sherli gdzie jesteś?- zapytałam

- Spójrz w górę.- powiedział

- Złaź stamtąd- na kazłam mu

- Nie mogę muszę Was chronić.- oznajmił

- Co? O czym ty mówisz?!- spytałam zirytowana

- Przełącz proszę na głośno mówiący.- poprosił

- Już- mówiąc to dałam zgodę by kontynuował

- Ludzie zostawiają listy prawda?- zapytał

- Tak ale co to ma do tego Sherlock?- spytał John

- Ta rozmowa to mój list. Rox wiedz, że byłaś wspaniałą siostrą a ty John byłeś najlepszym przyjacielem. - powiedział łamiącym się głosem

Nie zdążyliśmy nic odpowiedzieć bo połączenie się przerwało. Zobaczyłam jak rzuca telefon. Podszedł do krawędzi dachu.

- Sherlock!- krzyknęliśmy oboje gdy skoczył

Świat momentalnie mi się zawalił. Najbliższa mi osoba popełniła samobójstwo. Pobiegłam w stronę leżącego ciała. Przecisnęłam się przez gapiów i uklękłam koło ciała martwego brata.

- Sherli. Proszę. Obudź się. Nie zostawiaj mnie samej. Nie rób mi tego.- mówiąc to potrząsałam nim tak jak bym go budziła

On jednak nie otworzył oczu. Zaczęłam krzyczeć i płakać. Ktoś próbował mnie odciągnąć od niego ale nie pozwoliłam. Mój kochany brat nie żyje. On nie żyje! Dlaczego? Nie wiem.

Dwa dni potem odbył się pogrzeb. Byłam ja, John, Molly, wujek, Pani Hudson nawet Mycroft przyszedł. Najbardziej to właśnie mnie dotknęła jego śmierć. Stałam i płakałam nie mogąc uwierzyć, że go nie ma. Przestałam chodzić na terapię, nie brałam leków, zamknęłam się w sobie. Rozwiązywałam nadal zagadki ale nie byłam już tą samom Roxanne co kiedyś. Byłam żeńską wersją Sherlock'a. Socjopatka bez uczuć, mówiąca wszystko na głos bez względu na sytuację i osobę. Nie spałam w nocy. Robiłam eksperymenty, prowadziłam badania albo znikałam na noc i wracałam nad ranem. Wróciłam do nałogu którego wyzbyłam się lata temu. Alkoholik zawsze będzie alkoholikiem tak jak ćpun zawsze będzie ćpunem.



Miłego czytania kochani :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro