"Nie masz pojęcia ile granic stawiasz sobie sam"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– To dziecko? – zapytała się opiekunka, upewniając się. – Nie radzę Pani. Jest ciężkim chłopcem – pokręciła głową, prowadząc szatynkę w stronę innych dzieci.

~

– Oddawaj mi to! – warknął do niego starszy chłopczyk. Blondyn z przymrużonych oczu, spojrzał się na niego.

– Ale to moja zabawka...  – odparł spokojnie Peter. W dłoni trzymał niebieskie autko.

– Nie obchodzi mnie to! – wyrwał z jego dłoni zabawkę. Peter zacisnął zęby, zdenerwowany. Próbował odebrać mu swoją własność, gdy nagle blondyn potknął się o jakieś klocki, wywracając się.

Po chwili z oczu chłopaka, zaczęły lecieć łzy. Brunet za to stał, patrząc się i nie wiedząc co zrobić. Samochodzik leżał roztrzaskany obok blondyna. Musiał na niego upaść, a on się popsuł.

– Moja ręka! – krzyczał starszy, lecz Peter nie reagował. Tępym wzrokiem wpatrywał się w samochodzik. To była zabawka od Cioci. Zabawka, którą dostał na swoje urodziny.

– Co tu się dzieje? – krzyknęła jedna z opiekunek, podchodząc do chłopców. Pomogła wstać blondynowi.

– Peter mnie popchnął! Chciał zabrać mi zabawkę! – wrzasnął.

– Alex, idź proszę do Pani Sophie. Porozmawiam z Peterem– powiedziała. Chłopak posłusznie poszedł w stronę innych opiekunek.

– Czy to prawda, Peter? Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała czarnowłosa.

– To wcale nie ja! – odparł, chcąc udowodnić swoją niewinność.

Po tych słowach poczuł na policzku pieczenie. Głowa od mocnego uderzenia, przekrzywiła mu się w prawą stronę, a policzek zapulsował od bólu. Chłopczyk ze łzami w oczach, dotknął dłonią, czerwonego śladu.

– Nie ładnie tak kłamać... – pokręciła głową.

– Ja nie... – zaciął się, widząc spojrzenie zielonookiej.

– Bo grzeczne dzieci nie kłamią... – wydukał.

– Właśnie – uśmiechnęła się promiennie.

~

– Dlaczego nie zostaję adoptowany, tak jak inne dzieci? – zapytał się pewnego dnia. Patrzył się jak Alex z uśmiechem na buzi, wychodzi z budynku, razem z jakąś kobietą i mężczyzną.

– Najwyraźniej jesteś niewystarczający – odparła opiekunka, odchodząc.

Niewystarczający.

~

– Dlaczego wszyscy dostali lizaki, oprócz mnie? – w jego oczach, powoli pojawiały się łzy.

– Wczoraj płakałeś... – zaczęła opiekunka.

– A grzeczne dzieci nie płaczą... – dokończył chłopiec, spuszczając głowę.

~

– Proszę Pani! Michael mówi, że jestem bezwartościowy i niepotrzebny! Niech Pani powie mu, że wcale tak nie jest! – Peterowi drgała dolna warga. Starszy od niego chłopak, nie był dla niego miły i sprawiał mu przykrość.

– Dlaczego miałabym kłamać? – odparła.

~

– Dlaczego na swoim rysunku napisałeś o sobie takie złe rzeczy? – zapytała się nauczycielka. Niedawno kazała dzieciom siebie narysować i opisać w kilku słowach, a to co zrobił Peter... Przerażało ją to. Miał jedynie dziesięć lat, dlaczego o sobie tak myślał?

Na rysunku widniał chłopiec. Miał zamazaną twarz i nie było widać na niej uśmiechu. Wokół niego było napisane wiele złych określeń, typu : "Beznadziejny", "Bezwartościowy", "Niekochany", "Brzydki", "Niepotrzebny", "Niewystarczający", "Nieposłuszny". A były to jedynie, kilka z wielu określeń.

– A Dlaczego miałbym kłamać i pisać o sobie rzeczy, które mnie nie dotyczą? – podniósł głowę.

"Nie masz pojęcia ile granic stawiasz sobie sam. Masz w głowie bariery nie do pokonania, bo coś nakłoniło Cię do tego, żebyś je postawił."

~~~

Tony chyba nigdy wcześniej, tak szybko nie leciał nad miastem. Gnał nad budynkami, zostawiając po sobie nikłą smugę na niebie. Dotarł do wieży w zaledwie minutę, nawet nie przejmując się tym, że pobił swój dotychczasowy rekord. Oddychał bardzo szybko, kiedy wpadł do budynku. Otworzył szeroko oczy, widząc co go zostało.

Bruce leżał na ziemi, zapewne nieprzytomny. Sofa była przesunięta, tak samo jak rozwalony stół. Obok niego było trochę krwi, czy... Czy to była krew Petera? Wyglądało to jakby walczyli, jakby... Chłopak z nim walczył.

– Gdzie jest Peter!? – mimo, że spodziewał się odpowiedzi, to i tak chodził po pomieszczeniu, szukając chłopaka.

– Przykro mi Panie Stark, ale Edward Hyde, go zabrał. Próbowałam go powstrzymać, ale zhackował mój system i nie mogłam nic zrobić... – odezwała się sztuczna inteligencja.

– Cholera! – wrzasnął miliarder, upadając na kolana.

~~~

Na szyi chłopaka coraz bardziej zaciskała się pętla, odbierając mu dopływ do tlenu. Bezradnie szarpał się i machał nogami, lecz nie sięgał ziemi.

– W tej sytuacji, nawet te twoje moce, nic ci nie pomogą – odezwał się mężczyzna. Hyde stał przed nastolatkiem, wpatrując się w niego z nie małą satysfakcją. Jego ból w oczach, usilne złapanie tlenu, dotknięcie stopami ziemi, czy przerwanie grubej liny. Tracił powoli siły, więc nic, nie mógł wskurać.

– Zabij mnie od razu... Zrób to teraz – wychrypiał nastolatek, próbując obluźnić węzeł na swojej szyi. Nic z tego.

– Nie taki jest mój plan, chłopcze – odezwał się. Lekko go popchnął, a ten zakołysał się. Węzeł na jego szyi, coraz bardziej się zaciśniał. Jakby specjalnie czekał na odpowiedni moment.

– Zdradziłeś mnie. Powiedziałeś im o mnie – mówił, wypluwając te słowa. – Ufałem ci chłopcze, chciałem byś przejął kiedyś moje obowiązki. Byś był taki jak ja... – uśmiechnął się.

– Jesteś zwykłym potworem– wychrypiał Peter.

– Potworem!? – warknął podchodząc do bruneta. – Jestem Zbawicielem. Zbawiam ten świat od niszczących wszystko, ludzi. To ludzie są potworami, zrozum to – zacisnął pięści. – Wymierzam im zwykłą sprawiedliwość, ot to – odparł.

Hyde do niego podszedł, patrząc jak twarz chłopaka blednie. Brakowało mu tlenu, bezradnie patrzył się na swojego oprawcę, ze łzami w oczach.

I nagle spadł.

Spadł na ziemię, łapczywie nabierając powietrza.

Mężczyzna przeciął linę.

Peter odwiązał węzeł na swojej szyi i spojrzał się na czarnowłosego.

– Dlaczego mnie nie zabiłeś? – wychrypiał. Gardło go piekło i miał wrażenie, że wciąż brakuje mu tlenu.

– Jeszcze nie teraz, Peter. Jeszcze nie teraz...

I z małym uśmiechem wyszedł z piwnicy, zamykając za sobą drzwi.

~

– I myślisz, że wpadniesz tam do niego, mówiąc "Cześć! Jestem Iron Man i proszę żebyś oddał mi Petera, dzięki"? – zakpiła kobieta.

Brunet fuknął, przewracając oczami. Nie miał lepszego pomysłu! W głowie wciąż, kłębiły mu się czarne scenariusze, pokazujące cierpiącego chłopaka. Nie mógł znieść myśli, że gdzieś on tam jest, właśnie z Hyde.

– Masz lepszy plan? – odparł.

Rudowłosa zagryzła wargę, wpatrując się w Kapitana Amerykę. Chwilę później na jej usta wpłynął, mały uśmiech.

– Konfrontacja– powiedziała.

– Co? – zbity z tropu Tony, nie wiedział o co jej chodzi.

– Sprowokujemy go. Namówimy na spotkanie, ewentualnie użyjemy trochę siły. Będziemy przecież mieli przewagę – zmarszczyła brwi.

– To chyba dobry plan... – odezwał się Clint, który niedawno przyszedł od Bruce'a. Sprawdzał czy mężczyzna, już lepiej się czuje. Wybudził się on już jakiś czas temu i opowiedział o tym całym zdarzeniu- jedyne co pamiętał, to jak Hyde wtargnął do pomieszczenia, a później nic, oprócz ciemności.

– Jak chcecie go zwabić? – Stark poprawił swoją grzywkę
Wciąż się denerwował.

– Trochę manipulacji, nikomu nie zaszkodzi – jej przebiegły uśmiech, świadczył o jej zamiarach.

~

– I ty naprawdę sądzisz, że to świetny plan?! – brunetowi biło serce, jak oszalałe. Natasha miała coś nierówno pod sufitem, skoro myślała, że to się uda!

– Zamknij się ciołku – przewróciła oczami. – Doskonale wszyscy wiemy, że liczy się czas i nie mamy go zbytnio, by wymyślić coś innego... – poprawiła swoją bransoletkę na ręce. W zwykłych jeansach i bordowej koszulce, prezentowała się jak zwykła osoba, którą nie można, byłoby podejrzewać.

Stark prychnął. Udawanie agentki Hydry i wysyłanie mu gróźb, by przeszedł ze swoim "niewolnikiem", to nie był super plan! Oczywiście, było to tylko, by go zwabwić - wysłała mu wiadomość, że jest z agencji Hydry i ma dla niego i jego "niewolnika", propozycje nie do odrzucenia. A jeśli się nie zjawi, to wyjawi policji jego tożsamość, więc zapewne mężczyzna ma w planach to zrobić.

– Schowajcie się lepiej, bo was widać – przewróciła oczami.

– Dlaczego wybrałaś akurat jeden, z najwyższych dachów w mieście? – zapytał Steve. Nie za bardzo lubił wysokość i nie uśmiechało mu się, ewentualnie tutaj walczyć.

– To ja tu jestem byłą agentką, nie wy – sarknęła, uciszając ich.

Po kilku minutach zjawił się Hyde. Wszedł po drabince z ostatniego piętra, ciągnąc za sobą Petera. Ten wymęczony, nawet nie spojrzał na kobietę. Patrzył w dół, głęboko oddychając. Bał się, co znów Edward dla niego przygotował.

– Jestem agentka Molly Johanson i mam dla państwa, propozycję nie do odrzucenia – odezwała się.

Peter na ten głos, podniósł głowę. Jego oczy się rozszerzyły, gdy zobaczył Czarną Wdowę. Co ona tu robi?!

Czarnowłosy zmarszczył brwi, patrząc się na rudowłosą. Miał wrażenie, że skądś ją zna.

– Jaka to propozycja? – zapytał.

– Wstąpicie do oddziału. Słyszałam, że jesteś dobry w zabijaniu, a młody jest zwinny. Przydacie się – odparła.

Hyde miał już coś odpowiedzieć, gdy podszedł kilka kroków do kobiety i przyjrzał się jej.

– Czy przypadkiem Cię nie znam? – zapytał się, marszcząc brwi.

– Wydaje ci się – machnęła dłonią.

– Oj, chyba nie – wyciągnął pistolet zza paska, celując w zielonooką. Natasha szybko wcisnęła przycisk na bransoletce, informując resztę Avengersów o zagrożeniu.

Clint, Steve i Stark wyszli z ukrycia.

– Tak, myślałem – prychnął, przyciągając do siebie nastolatka. Ten chciał się wyrwać, lecz Hyde na to mu nie pozwolił.

– Oddaj go, Hyde! – odezwał się Stark, podchodząc do Natashy. Dzieliło ich kilkanaście metrów od mężczyzny i chłopaka.

– Naprawdę myślicie, że wam go oddam, od tak? – prychnął. – Poza tym ten dzieciak jest niczego wart, nie jest wam wcale potrzebny – wymachiwał pistoletem. Raz celował w Starka, a później w Natashę i tak w każdego, po kolei.

– Dla mnie jest bezcenny – warknął Iron Man, zaciskając zęby.

– Oh, ile razy ja to słyszałem! Spiderman jest niesamowity! Wspaniały! Bezcenny! – spojrzał się na nastolatka, którego wciąż trzymał. W jego oczach pojawiały się łzy. – Ten wasz chłoptaś lata po mieście, mając nadzieję, że tak odkupi swoje winy. Ale mimo wszystko, wciąż był złodziejem i oszustem– zaśmiał się.

Stark zmarszczył brwi. Chłopak nie dość, że cierpiał, to jeszcze pomagał? Pomaga innym mimo, że sam nie potrafi, pomóc sobie?

– Ma za to przed sobą wielką przyszłość – odezwał się Steve.

– Oh, naprawdę? – zakpił. – Chciałem by był moim następcą. Kimś takim, jak ja. To jest jego przyszłość – zaśmiał się.

– Nie – pokręcił głową. – Jego przyszłość jest dobra, Hyde – odezwał się miliarder.

– Nie łudź się! On jest zepsuty– warknął.

– Ale mogę go naprawić – odparł Stark, stawiając kilka kroków w przód.

– Nie podchodź! – warknął, wymachując pistoletem.

Peter podniósł bardziej głowę, patrząc się błagałbym wzrokiem. W jego oczach było widać smutek i bezradność.

– Oddaj go nam, Hyde! Nie ominie cię kara, złapiemy Cię! Będziesz gnił w więzieniu do końca życia, a co gorsza, czeka cię kara śmierci! – warknął Clint.

Hyde zmarszczył brwi, wkładając broń do paska. Zrobił kilka kroków w tył, ciągnąc za sobą, wymęczonego Petera. Ten znów próbował się szarpać, ale wszystko było na marne. Mężczyzna zatrzymał się przy samej krawędzi dachu.

– Wiecie, co? – w jego oczach można było zauważyć, jakieś dziwne iskierki.– Skoro ja mam umrzeć, to on razem ze mną – odparł, ciągnąc za sobą Petera w dół.

I spadli.

Spadli w dół, ale w oczach Petera w tamtym momencie, można było dostrzec błogość. Już się nie bał, wiedział, że jest po wszystkim. Już wszystko będzie dobrze. Był spokojny.

Wszystko będzie dobrze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro