"Trudno czekać na coś co wiesz, że może nigdy nie nastąpić"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy można tęsknić za czymś, czego się nie pamięta? Czy możemy, więc zatęsknić za pięknym zachodem słońca, który widzieliśmy dawno temu i już go nie pamiętamy?

Peter więc zastanawiał się, czy może zatęsknić za szczęściem, którego nie pamięta. Czy jest to możliwe, że tęskni za tym uczuciem? Czy to, tylko już jego głowa, płata mu figle?

Peter tęsknił.

Właściwie do końca, nawet nie wiedział za czym.

Ale tęsknił.

I z dnia na dzień, usychał z tęsknoty.

"Trudno czekać na coś co wiesz, że może nigdy nie nastąpić. Jeszcze trudniej zrezygnować gdy wiesz, że to wszystko czego pragniesz"

~~~

Mężczyzna zaświecił latarką po oczach Petera, a młodszy jęknął, zasłaniając je dłonią. Jednak czarnowłosy zirytowany ciągnąc chłopaka za włosy, podniósł go do góry, patrząc się na niego kpiąco. Położył latarkę obok na półkę, wyciągnął ze spodni skórzany pasek z metalowymi wstawkami i bez ostrzeżenia zamachnął się nim, uderzając młodszego. Nastolatek zszokowany zgiął się w pół, czując ostry ból z przodu brzucha. Łapczywie zaczął nabierać powietrza, modląc się w duchu, aby nie trwało to długo.

Następny cios dostał w uda, zasyczał z bólu, ale dzielnie stał, zagryzając wargę do krwi.

Kolejny cios był w plecy, upadł z bólu krzycząc, ale Hyde podniósł go, mówiąc, że za każdy upadek dostanie trzy dodatkowe ciosy.

Późniejsze uderzenie było w ręce, piętnastolatek dzielnie stał, lecz następny cios, który był znów w plecy powalił go na ziemię. Peter z jękiem upadł, lecz Edward podniósł go i z chytrym uśmiechem, powiedział, że ma dodatkowe uderzenia.

Chłopak po dwudziestym uderzeniu skończył je liczyć, a po kilku kolejnych zemdlał z wycieńczenia, leżąc zakrwawiony na betonowej, zimnej podłodze.

~~~

Peter otworzył powoli oczy, czując ból w całym ciele. Jęknął i podpierając się reką, usiadł na ziemi, zmieniając pozycję. Głowa niemiłosiernie mu pulsowała, a każdy skrawek ciała piekł i dawał mu znać o jego istnieniu. W ustach czuł smak krwi, a gardło go bolało. Zaciągnął się powietrzem, lecz po chwili zaczął kaszleć, czując w nodrzach sam kurz. Przysunął się do ściany i oparł o nią głowę, przeczesując swoje brudnawe włosy. Jego ciało ogarnęła gęsia skórka z powodu zimna, lecz zbytnio się tym nie przejął. W pomieszczeniu nie było nawet ani trochę światła, więc przez najbliższe godziny siedział w ciemności, dopóki Hyde do niego nie zawitał.

Mężczyzna podniósł chłopaka, chwytając go za ramię i sprawiając mu kolejny ból. Spojrzał się na niego z pogardą, po czym prychnął, ciągnąc go do wyjścia. Wypchał go z piwnicy i zamknął za sobą drzwi.

- Twoja kara się skończyła - spojrzał się na leżącego, na ziemi chłopaka - Zrób coś ze sobą, okropnie wyglądasz. - zrobił zniesmaczoną minę, lecz po chwili na jego usta wpłynął lekki uśmiech. Nadepnął skórzanym butem na dłoń nastolatka, a ten krzyknął z bólu.

- I mam nadzieję, że zrozumiałeś, iż masz mi nie przeszkadzać. Jasne? - zapytał go.

Brunet pokiwał szybko głową, a czarnowłosy z pogardliwym spojrzeniem odszedł od niego, zostawiając go na ziemi.

~~~

Mężczyzna spoglądał na papiery, leżące przed nim, na drewnianym biurku. Oparł głowę o rekę i cicho westchnął. Nie miał ochoty, przynajmiej nie na to.

Przesunął, więc papiery na bok uznając, że zrobi to później. Może.
Zarzucił nogi na biurko i z uśmiechem, oparł się wygodnie o obracane, czarne krzesło. Czuł jak promienie słońca zza okna przedostają się i muskają ciepłem jego twarz. Z małego odpoczynku wyrwał go dźwięk, jego własnego telefonu. Przeklinając pod nosem osobę, która do niego dzwoniła wyciągnął urządzenie z kieszeni spodni i odebrał, nawet nie patrząc na numer.

- Słucham? - zapytał zirytowany, obracając się na krześle.

- Słychać jak bardzo jesteś ucieszony z powodu, iż do Ciebie dzwonię - Tony doskonale znał głos osoby, która do niego zadzwoniła. Przewrócił oczami wiedząc, że pewnie na twarzy Kapitana Ameryki wpłynął, tak dobrze znany mu uśmiech.

- Co jest, Steve? - zapytał, wlepiając swoje spojrzenie w szybę. Widok był okazały, z wieży można było zobaczyć praktycznie całe miasto.

- Fury kazał wszystkich zebrać. Ma on dla nas podobno, jakąś misję- odparł.

- Eh, gdzie i kiedy? - westchnął.

- Mówił, że tym razem spotkamy się u niego o piętnastej- powiedział.

- Będę o szesnastej - mruknął, spoglądając na zegarek.

- Stark... - mężczyzna mógł się założyć, że blondyn właśnie przewrócił oczami.

- Sz... Szszsz... Ssss...coś ...mi ...ssss...chyba...szszzsz.. przerywa- udawał, robiąc różne dźwięki.

- Tony, nie wygłupiaj się - odparł Kapitan.

- Co... Szsz... Mów... Iłeś? Ssss. Chyba mi... Szszszsz... Przerywa... - wciąż udawał. - Muszę się... Ssss... Rozłączyć... Szszsz- dodał, odłączając się. Zaśmiał się cicho i rzucił telefon na biurko oraz ponownie oparł się o krzesło, wygodnie siadając. Po chwili jednak westchnął, wstał, włożył telefon do kieszeni i wyszedł z gabinetu wiedząc, że ma jeszcze sporo do roboty.

Kilka godzin później, znalazł się na miejscu. Było po godzinie szesnastej, kiedy siedział pomiędzy Natashą, a Kapitanem i co jakiś czas, spoglądał na resztę grupy.

- Co to za misja? - odezwał się w końcu blondyn.

- Musicie złapać mordercę - odparł nonszalancko czarnoskóry, opierając się o sofę, na której siedział.

- To chyba raczej sprawa policji, nie nasza - Tony podniósł brew, spoglądając na mężczyznę z opaską.

- Mężczyzna zabił prawie trzydzieści osób w ciągu ostatniego miesiąca, policja sobie nie radzi. Nie ma żadnych śladów, czy tropów. To tak jakby nie istniał - pochylił się, spoglądając na wszystkich zebranych. - Wiem, że to nie wasza działka. Wolicie kosmitów czy walkę z cyborgami - przewrócił oczami, ironizując.

- Ale jeśli nic nie zaradzicie, będzie coraz gorzej. A co jeśli zamordowałby kogoś z was? Lub kogoś z waszej rodziny? Musicie jak najszybciej go zlikwidować, stwarza zagrożenie dla społeczeństwa - potarł skronie, myśląc. - Wiemy jedynie, że to ten sam człowiek, bo najwidoczniej lubi się bawić i podrzuca zdjęcia ofiar na komisariat policji, z małym dopiskiem- dodał.

- Pozwoliłem sobie jedno wziąć - mruknął, podając fotografię Clintowi. Łucznik spojrzał się na zdjęcie, po czym podał je następnej osobie, aż te trafiło w dłonie Kapitana Ameryki. Na zdjęciu widniał mężczyzna, a jego twarz... Nie wyglądała, jak twarz. Głowa była cała we krwi, buzia pozbawiona zębów, a twarz pokryta rozcięciami i szkarłatną cieczą. Nie chcąc dłużej na to patrzeć, Steve odwrócił zdjęcie, zauważając na odwrocie literkę. Czarnym markerem, była napisana jedna litera - H

- H? - zmarszczył brwi blondyn.

- Na początku byłem pewny, że to początek imienia ofiary, ale okazało się, że mężczyzna ma na imię Michael, a taka sama litera widnieje na każdym zdjęciu, która dostała policja- odezwał się Fury.

- Daj mi to- rudowłosa kobieta wyrwała bohaterowi zdjęcie, odwracając je i przyglądając się literce.

- Myślę, że to litera od jego imienia,nazwiska, czy ksywki- odparła po chwili, oddając zdjęcie. - Typowe zagranie, aby pokazać tym samym, że te wszystkie zbrodnie, to jego sprawka - dodała.

-To od czego zaczniemy? -zapytał Clint.

- Może odciski palców i pismo coś nam da? - zapytał Steve.

- Odcisków brak, a pismo nic nam nie da- westchnął Fury.

- Morderca musi jakoś podrzucać te zdjęcia -miliarder podniósł głowę. - wystarczy zasadzka - wzruszył ramionami.

- Czy aby, na pewno? Prawdę mówiąc może i nawet tam pracować... - zastanawiał się Steve.

- Innego wyjścia nie mamy - mruknął Stark, przymykając oczy. - Jutro od samego rana czekamy przy komisariacie, może przyjdzie - odparł, wstając i wychodząc z pomieszczenia.











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro