3. W drodze do domu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W samolocie do domu nie siadamy obok siebie. Mimo wszystko chyba nie wytrzymalibyśmy takiej ilości swojego towarzystwa.

Głupie zasady zakładu.

Nasi przyjaciele pomyśleli o wszystkim.

Nie znoszę ich.

Panienka nie łamie zasad, postanowiła jeszcze bardziej uprzykrzyć mi życie. Teraz zamiast spotkań od czasu do czasu, zamieszkamy ze sobą i zdecydowanie zrobimy to u mnie. Mam stamtąd bliżej do pracy i to o wiele lepsza lokalizacja od jej wielkiego mieszkania w szemranej okolicy.

Nie wierzę, że o tym myślę.

Starałem się jej unikać, a teraz..

Cholerna Malia, to na pewno był jej pomysł.

W połowie lotu, ona jednak stwierdza, że już teraz musi uprzykrzać mi życie i zamienia się miejscem z Ashtonem.

– Zamieszkamy u mnie. Mam tam swoje ulubione miejsca, z których nie zrezygnuję.

– Typu ulubiona kwiaciarnia, żeby kupować sobie samemu żałośnie kwiaty i przypominać sobie samej jakiej się jest cudowną?

– Teraz to ty będziesz kupował mi kwiaty, więc chyba myślisz..

Prycham.

– Nie ja wymyśliłem te zasady.

– Jesteś pewny?

Obracam się do niej.

– Nie pamiętasz?

– Nieważne – odwraca głowę – Zamieszkamy u mnie, tam jest więcej miejsca.

– Na co ci tyle miejsca?

– Mam tam siłownie, biuro, ukochaną wannę.

Przewracam oczami.

– Ode mnie jest bliżej do pracy, a ja lubię pospać przed nocną zmianą..

Teraz to ona przewraca oczami.

– I niby, co ja będę z tego mieć? Nie pójdę ci na rękę i koniec!

– Nie masz wyjścia! – krzyczę, aż przykuwam uwagę stewardess.

– Ależ zawsze jest wyjście, jak na przykład rozwód.. – dopiero przy ostatnim słowie się uśmiecha.

– Ty okropny wrzodzie na dupie – szepczę pod nosem.

– Nie zrezygnuję..

– Wpiszę cię do mojego karnetu w mojej siłowni, której nie zrobiłem w mieszkanku, ale też jest w budynku.

– Mam Express..

– To weź go ze sobą.

– Naprawdę chcesz, żebym z tobą zamieszkała? – pyta niemało zaskoczona.

– Naprawdę nie chcę nosić twojego imienia na tyłku.

Szturcha mnie ramieniem.

– Moje imię jest za dobre na twój tyłek.

– Mój tyłek jest za dobry..

Jakaś mała dziewczynka wygląda przez szpary w fotelach. Rzucam w nią głupią miną, a ona odwzajemnia się tym samym. Gdy podnoszę wzrok, widzę przyglądającą mi się Norę.

– Ale z ciebie dzieciuch!

Dziewczynka pokazuje mi język.

Odwzajemniam się tym samym.

Matka każe jej się obrócić, a wtedy słyszę jak dziewczynka mówi.

– Dlaczego tamci starzy ludzie zachowują się jak dzieci?

Nora parska śmiechem, a ja znowu się unoszę.

– Hej! Nie jestem stary!

Dziewczynka znowu się obraca.

– Jest pan.

Nora się śmieje, więc jak zwykle nie pozwalam jej zbyt długo cieszyć się satysfakcją.

– A ta pani?

– Też stara, ale ładna.

– Ile myślisz, że mamy lat? – pytam.

– Mamusia ma czterdzieści to wy.. trzydzieści pięć?

Krzywię się.

– To przez ten zarost wyglądasz tak staro. Ile razy ci to mówiłam?

– Możesz być pewna, że tak długo jak jesteś moją żoną nigdy się nie ogolę.

Robi najokropniejszą minę na jaką ją stać, chociaż jej zwyczajna mina nie jest dużo lepsza. Jak ja nie lubię jej zarozumialstwa.

– A ja nigdy nie dotknę..

– A buziak na dobranoc? – kpię.

– Nigdy nie pocałujesz mnie z własnej woli.

Dziewczynka wydaje z siebie dźwięk obrzydzenia.

– Ja też myślę, że pocałunki są fuj – mówi do niej Nora.

– To dlatego nie masz faceta – szepczę jej na ucho.

– To dlatego mam takiego paskudnego męża.

Uderza mnie w udo, boleśnie.

– Ty okropna małpo!

– Tak naprawdę macie siedem lat, prawda? Tylko wyrośliście tacy duży..

Teraz nawet mama tej dziewczynki się śmieje.

– Jesteśmy potworami z groźnej planety.. – udaję, że wyciągam pazury, po czym rzucam się w jej stronę, a ona z piskiem obraca się do mamy.

– Dziwne, że nie przeraziła jej sama twoja gęba.

– Chociaż nie mam skrzeczącego głosu.

– Nie mam..

Więc ją parodiuję, a ona rzuca się na mnie.

– Prosimy zapiąć pasy, zbliżamy się do lądowania...

– W końcu cię do czegoś przywiążą, tak długo na to czekałem..

Szczypie mnie w biodro.

Oddaję jej tym samym.

– Proszę się uspokoić – spoglądam w stronę stewardess – Zakłócacie innym lot.

– To ona, nie ja.

Nora zasłania mi usta dłonią.

– Zamknij się, chociaż raz.

Uśmiecham się do stewardesy, ale chyba nie działa na nią mój urok.

Cóż, mam nadzieję, że wspólnota nie wyrzuci mnie z mojego mieszkania gdy dowie się, że kogoś w nim zabiłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro