4. Pierwsza wspólna noc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Więc to jest twoje mieszkanko?

Nigdy tutaj nie była. Nie została zaproszona na parapetówkę, ale nawet gdyby taka impreza się odbyła sądzę, że i tak by się pojawiła.

Praca i mieszkanie to jedyne wolne strefy od Nory.

Przynajmniej tak było, teraz została mi już tylko praca.

Rozsiada się na kanapie i zarzuca nogi na mój stolik.

To pierwsze wyzwanie. Chce, żebym zaczął krzyczeć i zrzucił jej nogi. Nie wie, że ten stolik tylko po to tu stoi.

– Małe – rozgląda się dookoła.

– Wolę to niż apartament w złej dzielnicy.

– Chociaż nie czujesz się w nim jak w klatce!

– Nikt nie każe ci tu zostać. Możesz wyjść w każdej chwili, wiesz, gdzie są drzwi.

– Taki z ciebie dżentelmen? – kpi – Nawet kobiet do drzwi nie odprowadzasz?

– Nie spotykam się z takimi, co mają problemy z pamięcią.

– I chyba z takimi, co wiedzą jak wybierać dobrych facetów.

– Ja przynajmniej wiem jak wybierać dobre dziewczyny – rozglądam się – Ale żadnej tu takiej nie widzę.

Rzuca we mnie poduszką.

– Hej! To Liz ją uszyła! Oszalałaś!

– Maminsynek! – rzuca kolejnymi – Dziwne, że z nimi nie mieszkasz!

– Jestem rezydentem na chirurgi..

– Chryste, kto by chciał, żebyś był jego lekarzem? Czy to nie tobie wypadały długopisy z rąk podczas sprawdzianów? Oczywiście, że to byłeś ty, bo siedziałeś obok mnie..

Największe przekleństwo mojego nazwiska. Zawsze i wszędzie siedziałem z tą okropną dziewuchą.

Życie mnie nienawidzi.

Nie tłumaczę się jej z nadmiernej potliwości, którą na szczęście wyleczyłem, bo śmiałam się ze mnie do końca życia. Postanawiam ją tym razem zignorować.

– Idę się przespać, rano muszę wstać.

– Jutro zabierzesz mnie do mojego mieszkania po jakieś rzeczy i mój komputer.

– Nie mam czasu – warczę.

– Masz samochód, a nie przewiozę tego metrem.

– Poproś Malie.

– Malia nie jest moim mężem.

– Przepraszam, chyba muszę do łazienki, żeby się wyrzygać.

Nie ma już czym we mnie rzucić, więc wydaje z siebie dziki odgłos, który zawsze mnie przeraża i bawi.

– A teraz się oddalę.

Tym razem to ja zostaję zignorowany.

Biorę szybki prysznic i ubieram, chociaż w zwyczaju mam spać nago, ale nagie spanie się skończyło.

Cudownie.

Bycie czyimś mężem jest takie uwalniające.

Rozwalam się na całym łóżku, żeby przypadkiem nie wpadło jej do głowy do mnie dołączyć i zasypiam z tą okropną babą za ścianą, a hak udusi mnie we śnie..

Nie mam pojęcia, która jest godzina gdy słyszę okropny hałas, a gdy otwieram drzwi od sypialni i okropny smród.

– Co to za smród?

Znajduję ją, przesuwającą moją kanapę z pełnymi ustami jedzenia.

– Co ty myślisz, że robisz?

– Twoje mieszkanie jest wbrew zasadom feng shui, a ja nie mogę mieszkać w takim miejscu!

– Chyba oszalałaś – łapię za drugi koniec kanapy, żeby odstawić ją na miejsce, ale ona nieustępliwie ciągnie w drugą stronę.

Jestem większy i na szczęście silniejszy.

Nora opada swoim wkurzającym dupskiem na kanapę.

– Co ty jesz?

– Sushi.

– Chryste, nienawidzę surowej ryby!

Uśmiecha się.

Chyba o tym wiedziała.

Cudownie.

– Wstaję za kilka godzin, a ty urządzasz mi tu pieprzone piekło!

– Cóż, gorąca ze mnie dziewczyna, nigdy nie powinieneś w to wątpić – wyszczerza się w uśmiechu.

– Masz być cicho! – krzyczę.

Sięga po kolejny kawałek sushi.

– Jak tylko wyjdziesz, poprzestawiam tu wszystko według tych zasad. Może to ta zła energia sprawia, że jesteś taki paskudny.

– Może ty w swoim domu stosujesz jakieś zasady feng shui, ale to nie pomaga ci w nie byciu wredną małpą!

– Ty..

Rzuca we mnie kawałkiem.

Ryż rozbryzguje mi się na czole.

Zabiję ją.

Zabiję ją już pierwszego dnia i nie dosyć, że skończę w więzieniu, to jeszcze w nim ktoś wytatuuje mi jej imię na dupsku.

Rzucam się na nią, a ona ucieka.

Piszczy w niebo głosy, zdając sobie powagę w jakiej jest sytuacji.

– Nikt cię nie uczył, że nie budzi się niedźwiedzia ze snu?! - krzyczę za nią gdy wybiegamy do kuchni i stajemy po dwóch stronach lady.

– Niedźwiedzia?! Masz się za niedźwiedzia?!

Warczę.

Ona krzyczy.

Biegnę za nią, a ona wpada do sypialni.

– Dlaczego to łóżko stoi pod oknem?! Czyś ty oszalał?

Przeskakuję przez łóżko, ona wbiega do łazienki. Chowa się jak głupia w wannie, a ja po prostu odkręcam na nią wąż.

– Przestań! Przestań! Zimna! Zimna! Aaaaaaaa!

Chociaż raz uśmiecham się w tej sytuacji. Przyglądam się jak moknie i piszczy z zimna, ale wtedy ona jakimś cudem wyrywa mi wąż.. i to ja jestem mokry.

Ślizgam się na mokrej podłodze i upadam. Ona wygląda z wanny i również się ślizga, lecąc prosto na mnie.

Podnosi się z wrzaskiem, a ja wychodzę stamtąd z trzaskiem.

Wracam do łóżka, a niespełna godzinę później dzwoni mój budzik.

Właśnie dlatego nigdy, ale to nigdy nie bawię się w stałe związki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro