//1//

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Hazz jesteś taki spięty, że ci się loczki wyprostowały- uśmiechnęłam się do lusterka, patrząc na odbicie mojego przyjaciela

Harry wydawał się być bardziej poddenerwowany niż zazwyczaj, co trochę mnie dziwiło i niepokoiło. Już od kilku dni miałam wrażenie, że coś było nie tak, ale za każdym razem, kiedy próbowałam go o to podpytać, skutecznie się wymigiwał. Poczułam wyrzuty sumienia, że nie postarałam się bardziej z niego tego wyciągnąć i natychmiast odwróciłam się w jego stronę.

-Co się dzieje?- spytałam w końcu i podeszłam do niego bliżej

-Nic, po prostu nie mam ochoty tam iść- wzruszył ramionami i odwrócił wzrok

Westchnęłam i przysiadłam na krawędzi łóżka.

Hazz wpadł po mnie w drodze na urodziny Deana, naszego znajomego ze szkoły, które pomagałam przygotować. Co prawda nie miałam tam większego udziału, ale wypadałoby się tam pojawić.

Gdy jednak spojrzałam ponownie na przyjaciela, zrozumiałam, że rzuciłabym to wszystko w cholerę i została z nim w domu, jeśli faktycznie zaszłaby taka potrzeba.

Wątpiłam jednak, że jego gorsze samopoczucie było spowodowane tymi urodzinami. W końcu chyba nie przeżywał ich na tyle, żeby myśleć o nich już od poniedziałku.

Z drugiej strony znając Hazza, można było się różnych rzeczy spodziewać.

-Jakoś ci nie wierzę - stwierdziłam i stanęłam przed nim- Mogę zadzwonić do Melissy i powiedzieć....

-Co powiedzieć?

Do środka pokoju wparowała dziewczyna w butach na wysokim obcasie, jeszcze zanim drzwi wejściowe zdążyły zamknąć się za nią z hukiem. Oczywiście musiała zrobić przy tym wielkie wejście, bo nie przeżyłaby, gdyby cały wieżowiec nie dowiedział się, że akurat mnie odwiedzała.

Od razu jednak opadła na kanapę i zaczęła ściągać szpilki. Jej kasztanowe, prawie rude włosy opadały kaskadami na jej twarz, tak, że dopiero, gdy skończyła siłować się z butami, mogliśmy ją ujrzeć.

-Że nie pójdziemy do Deana i zostaniemy tu- odpowiedziałam i przeniosłam swój wzrok z niej na Hazza

- Ugh i dobrze, bo Dean to szajbus i nie powinnaś się z nim umawiać- stwierdziła i pogroziła mi palcem

Melissa była całkowicie bezpośrednia i wcale nie bała się wyrażać swoich odważnych opinii, nawet jeśli dotyczyły one konkretnych osób.

-Nie, on jest niezrozumiany, tyle

Nie wiedziałam dlaczego odczuwałam potrzebę bronienia go. Nie miałam z nim żadnych bliższych kontaktów, oprócz paru spotkań w kawiarni. Nie tak źle się z nim rozmawiało, jednak nie miałam do niego jakiś większych planów.

Byłam jednak najbliżej z nim z całej naszej trójki i pewnie dlatego starałam się go pokazać w nieco lepszym świetle.

Co prawda, byłam podekscytowana tą imprezą. Jego przyjaciele poprosili mnie, żebym im nieco pomogła, a skoro chodziło o zorganizowanie urodzin, szybko się zgodziłam. Miałam nadzieję, że wypalą.

Jeśli jednak chodziło o Harry'ego, byłam w stanie zapomnieć o tym i zostać w domu. On prawdopodobnie zrobiłby to samo i jeszcze wręczył mi pudełko lodów.

-Jasneeee. Jest dupkiem, prawda Harry?

Melissa machnęła mu ręką z odległości i jakby pod wpływem czarodziejskiej różdżki, Hazz kiwnął porozumiewawczo głową. Moja wspaniałomyślna przyjaciółka uśmiechnęła się pewnie, ale wiedziałam, że ci dwaj się nie lubią z natury, więc mogła sobie odpuścić swoją czarną magię.

-Chociaż mam gdzieś, czy Dean ma urodziny, czy nie, powinniśmy pójść. Włożyłaś w to mnóstwo czasu- stwierdził z westchnięciem Hazz- Czasu, który powinnaś poświęcić mnie- dodał z naciskiem

-Obiecuję, że odpracuję to wszystko. - powiedziałam poważnie, jednak po chwili się uśmiechnęłam i dałam mu szybkiego buziaka w policzek.

Znaliśmy się tyle lat, że łatwo było zauważyć, gdy coś było nie tak z naszą przyjaźnią. Miałam wrażenie, że Harry zawsze był obecny w moim życiu, zwłaszcza przez ostatnie pięć lat.

Melissę poznałam w pierwszej klasie podstawówki i szczerze mówiąc z roku na rok stawała się jeszcze bardziej pokręcona niż jej włosy.

Dziewczyna nie wydawała się za bardzo zadowolona z takiego przebiegu sprawy i od nowa zaczęła zakładać szpilki.

***

-Od razu widzę tu twoją rękę- stwierdziła Melissa, gdy tylko weszliśmy do wielkiego domu, można by rzec rezydencji Deana.

Nie miałam jeszcze okazji znaleźć się w środku, ale już z zewnątrz budynek robił wrażenie. Byłam pewna, że gdyby rodzice Deana sprzedali dom, nie musieliby się martwić o pracę przez najbliższe dwadzieścia lat.

-Oh, doprawdy?

Obróciła się jeszcze kilka razy, a ja z Hazzem popatrzyliśmy po sobie porozumiewawczo. Oczywiście, że nie odpowiadałam za dekoracje. Miałam po prostu zrobić listę gości i trochę po nich podzwonić. Zajęło mi to jedno popołudnie. Gdyby chodziło o przystrojenie domu, na pewno spędziłabym na tym o wiele więcej czasu.

-Tak, widzisz te, no wiesz, te takie co zwisają z góry - dziewczyna dalej brnęła w swoją niewiedzę, a ja uśmiechnęłam sie do niej pobłażliwie

-Nie wiem, kto robił dekoracje, ale gdy go spotkam, powiem mu, że doceniłaś jego pracę- podeszłam do niej i klepnęłam ją po plecach

Melissa odwróciła się w naszą stronę i zrobiła minę, jakby chciała zapytać, czy dobrze się bawiliśmy wkręcając ją. Gdyby o to faktycznie spytała, odpowiedziałabym: owszem.

Czasami zabawnie było wyprowadzać ją z równowagi, biorąc pod uwagę fakt, że to ja byłam najbardziej nerwowa z naszej trójki.

Położyłam prezent w miejscu, które ktoś do tego wyznaczył, a potem zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu znajomych osób.

-W takim razie co robiłaś?- spytała w końcu Melissa

Wiedziałam, że zada to pytanie. Była osobą, która musi wiedzieć co się dzieje wokół(najlepiej też samej być w centrum) i jeśli potrzebowała odpowiedzi, weszłaby oknem na 10 piętro wieżowca, aby ją uzyskać.

-Piekła-odpowiedział Hazz, jakby była to prawda

Uśmiechnęłam się i go szturchnęłam, tak, żeby Melissa tego nie zauważyła. Harry uwielbia stroić sobie żarty o moim marnym talencie do gotowania czy pieczenia czegokolwiek.

-Ella! - usłyszałam czyjś krzyk i odwróciłam głowę.

Dean stał kilka kroków ode mnie, w lekko rozpiętej koszuli i oczywiście czerwonym kubkiem w ręce. Na jego twarzy malował się uśmiech, więc uznałam, że musiał być zadowolony z przyjęcia.

-Gdybyś to była ty, nie było by tu czerwonych kubków- szepnął mi Hazz do ucha, a ja się z nim zgodziłam.

Czerwone kubki wydawały mi się przereklamowane i uważałam, że powinniśmy je oszczędzać do amerykańskich filmów.

Uśmiechnęłam się, nawet bardziej na uwagę Hazza, niż na to, że Dean podszedł bliżej.

-Wszystkiego najlepszego – powiedziałam, gdy tylko stanął przed nami

Nigdy nie byłam najlepsza w składaniu życzeń, a już zupełną katastrofą wydawało mi się składnie życzeń osobie, której się nie znało za dobrze. Tak było i w tym wypadku. Nie miałam pojęcia czego mogłabym życzyć Deanowi, żeby to nie było zbyt oklepane i przesadzone.

-Najlepszego. - urwał krótko i dość ponuro Harry.

Nawet gdybym ich nie znała, mogłabym się domyslić, że nie przepadają za sobą. Dean nie lubił Hazza, bo uważał, że jest niemiły, co wynikało z faktu, że Harrypo prostu szczerze nim gardził, jednak było o wiele trudniej odgadnąć czemu. Próbowałam pytać, ale mnie zbywał, co też było podejrzane, bo jak wspominałam mówiliśmy sobie wszystko.

Starałam się więc wmówić, że to jeden z tych przypadków, gdzie po prostu nie lubisz danej osoby i w sumie nie jesteś w stanie z tym nic zrobić.

-Dzięki, Ells, można na tobie polegać- stwierdził Dean po czym mnie lekko przytulił

Zdziwiłam się na ten gest, ale przecież to nie było nic wielkiego. Ludzie to robią cały czas i powinnam się jakoś do tego przyzwyczaić. Nie miałam nic przeciw, gdy robili to bliscy, ale z Deanem było jakoś inaczej.

-Nie mów do niej Ells, proszę- mruknął Hazz

Odsunęłam sie od Deana i spojrzałam na Harry'ego, który nawet nie próbował pohamować swojej niechęci na przyjęciu urodzinowym.

Nie mogłam uwierzyć, że wkurzył się o coś tak głupiego jak nazywanie mnie „Ells". Co prawda do tej pory tylko on mnie tak nazywał, ale czy był to aż taki duży problem?

-O co ci chodzi? - spytał Dean z nieco większym wyrzutem niż to było koniecznie

Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu aż dojdzie do jakieś zawziętej wymiany zdań między tą dwójką i odruchowo spojrzałam na Melissę, żeby wiedziała, że ma mi pomóc odciągać Hazza od Deana, jeśli będzie taka potrzeba.

Oboje patrzyli na siebie, jakby całe zło świata odbijało się w oczach tego drugiego. Miałam ochotę im powiedzieć, że przesadzają z tą całą niechęcią do siebie, ale jakoś nie mogłam wymówić nawet słowa.

Zupełnie nie umiałam się odnaleźć w tej sytuacji. Raczej nie często zdarzają mi się konflikty między znajomymi.

-Po prostu jej tak nie nazywaj, ok - westchnął Hazz, jakby spuszczając z tonu.

Przymknął na chwilę oczy i wziął oddech. Wiedział, że to jest sposób , w jaki chciałabym, żeby się zachował. Na chwilę jakiś ciężar spadł mi z serca, zostawiając nadzieję, że za chwilę oboje się uspokoją. Rzuciłam mu dziękczynne spojrzenie, ale odwrócił głowę i spojrzał w sufit. Wątpię, żeby był tak interesujący.

-Dlaczego miałbym nie mówić tak do swojej dziewczyny?

Wypowiedziawszy te słowa, Dean z powrotem zwrócił uwagę naszej trójki. Prawie się zakrztusiłam słysząc co powiedział.

Nie łączyły nas żadne, ale to żadne, bliskie stosunki, a co dopiero związek. Był zwyczajnym kolegą ze szkoły, którego mijasz na korytarzu i zaprasza cie na kawę w zamian za jakieś cholerne notatki.

Ale doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Chciał jak najbardziej wkurzyć Harry'ego. Nie wiedziałam tylko co będzie z tego miał. Satysfakcje? Ile on miał lat?

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale ono szybko przerodziło się w niesamowitą złość.

-Ale o czym ty mówisz?

Dean wpatrywał się jednak tylko z wyższością w Harry'ego. Wyglądał jakby wcale nie usłyszał moich słów i tak naprawdę wcale nie przejmował się moją obecnością.

Przeniosłam wzrok na przyjaciela i zauważyłam, że był widocznie zmieszany całą tą sytuacją. Nic dziwnego. Wyglądało jakbym zataiła przed nim fakt, że spotykałam się z Deanem. Fakt, że mógł się poczuć oszukany wzbierał we mnie poczucie winy, że w ogóle go tu zabrałam.

-Nie daj mu się wkręcić- Melissa podeszła do niego i chwyciła go za ramię, ale szybko jej się wyrwał. Wyglądał na naprawdę wkurzonego

-Zaskoczony? Podobno mówicie sobie wszystko, prawda?- dodał Dean, widząc, że słowa przynoszą zamierzony efekt

Wbiłam paznokcie mocno w swoje dłonie, hamując się przed tym, żeby mu nie podbić oka tu i teraz. Jak on śmie tak pogrywać z moim przyjacielem? I to mną. Też mam jakieś swoje zasady i nie jestem żadną kartą przetargową.

Juz byłam gotowa, żeby zacząć wrzeszczeć na Deana, że jest skończonym idiotą i nie ma takiej możliwości, żebyśmy kiedykolwiek byli razem. Musiałam naprostować tą sprawę, zanim Hazz zacznie rzucać w Deana przypadkowymi rzeczami, albo rzuci się sam osobiście.

-Co ty wyprawiasz, Dean?- wybuchnęłam w końcu- My nawet nigdy nie...

Nie dane mi jednak było dokończyć swojej wypowiedzi, bo Dean zwinnie chwycił moje obie dłonie i przyciągnął mnie do siebie. Zanim zdążyłam zareagować, jego usta już znalazły się na moich. Byłam w takim szoku, że odważył się na coś takiego, że w pierwszej sekundzie zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje.

Minęło kilka sekund, zanim mój mózg zorientował się, co się stało, a ja mocno odepchnęłam Deana od siebie, tak, że prawie stracił równowagę i wpadł na kilka osób, które stały za nim. Niemal byłam pewna, że był już wstawiony.

Poczułam się taka wściekła, że myślałam, że jeszcze zaraz mu przyłożę.

Przeniosłam jednak wzrok na Harry'ego, chcąc sprawdzić jego reakcje na całe to zajście.

Byłam pewna, że nie będzie za ciekawa, jednak gdy tylko na niego zerknęłam wrażenie, że zaraz coś rozniesie, powoli zamieniało się w rzeczywistość. Jego pięści były mocno zaciśnięte, jakby szykowały się do ataku, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w bardzo szybkim tempie. Chyba wcale nie byłabym zdziwiona, gdy zaraz faktycznie się rzucił na Deana i obił mu twarz.

Przeklęłam pod nosem i już chciałam powiedzieć Melissie i Harry'emu, żebyśmy się stąd zbierali. Nie było sensu robić jeszcze większego przedstawienia, a nic tam po nas.

Hazz jednak pokręcił na to wszystko głową i nie czekając na którąkolwiek z nas, szybkim krokiem opuścił dom. Nawet nie poczekał na jakąkolwiek moją reakcje słowną.

Poczułam się beznadziejnie patrząc na wychodzi i miałam wrażenie, że to wszystko to moja wina. W ogóle nie powinniśmy przychodzić na te urodziny, a już na pewno nie powinnam pomagać w ich organizacji. Dean jednak do tej pory nie zachowywał się jak skończony dupek.

Westchnęłam, dobrze wiedząc, że muszę pójść za Harry'm, zanim wpadnie na jakiś głupi pomysł. Poza tym musiałam mu to wyjaśnić.

-Jesteś chujem, Dean. Wszystkiego najlepszego, oto prezent

Melissa nie miała żadnych zahamować i wymierzyła chłopakowi siarczysty policzek. Miałam ochotę uśmiechnąć się na tę sytuację i jeszcze dłużej patrzeć jak Dean przykłada dłoń do bolącego policzka, ale stwierdziłam, że o wiele ważniejsze jest porozmawianie z Harry'm.

Wybiegłam z domu, nawet nie czekając na Melissę, ale byłam pewna, że zrozumie.

Powietrze było zimne, nawet pomimo zbliżającego się lata. Od razu mi przyszło do głowy, że pogoda idealnie odwzorowuje wszystko co dzieje się w mojej głowie. Wiatr, szum i kompletna dezorientacja. Miałam wrażenie, że było naprawdę późno, ale nie mogło być później niż po dziewiątej.

Ściganie Hazza w szpilkach i sukience nie było najłatwiejszym zdaniem, nie dość, że chodniki były nierówne, to jeszcze jeden krok Harry'ego był jak dwa moje. Niech cholera weźmie jego i jego długie nogi.

-Przystopuj trochę Styles- krzyknęłam w końcu za nim

Sama musiałam przystanąć i poddając się ze szpilkami, postanowiłam je ściągnąć. Wiedziałam, że po moich nowych rajstopach nie będzie już raczej użytku po takim spacerze, ale nie dawałam już rady.

Harry znajdował się kilka metrów przede mną i tylko czekałam aż się zatrzyma i odwróci. Musiał to zrobić, wiedząc jaka jest moja kondycja. Chyba, ze chciał mieć mnie na sumieniu, ale chyba aż tak bardzo nie był na mnie zły.

W końcu przystanął, a ja odetchnęłam z ulgą. Starałam się więc do niego podejść, jednocześnie nie wchodząc na żadne szkło, ani nic takiego.

-Pokaleczysz się- stwierdził, spoglądając na buty, które trzymałam w ręku

Uznałam to za urocze, że odstawił na chwilę swoją złość, frustracje i wszystkie negatywne odczucia, tylko po to, żeby mnie opiekuńczo ostrzec. Całkowicie zmienił mu się głos i rysy twarzy. To był cały Harry, którego znałam.

-Jakbyś nie wybiegł jak oparzony do rzeki to nie musiałabym narazać moich stop na naturalny masaż ani moich nowych rajstop- mruknęłam w odpowiedzi.

Też byłam na niego nieco zdenerwowana. W końcu mógł najpierw mnie wysłuchać, zanim postanowił się tak wkurzyć. W końcu miał do mnie zaufanie, tak?

-Przepraszam, Ells, wkurwił mnie- odparł i zaczął zsuwać swoje conversy ze stóp i podajał mi je

Nie protestowałam i wsunęłam się w za duże o jakieś sześć rozmiarów trampki. Zawsze zastanawiałam sie jak Hazz może mieć takie duże stopy i gdy podzieliłam się z nim tą myślą, odpowiedział coś, co prawdopodobnie odpowiadał każdy facet z dużymi stopami.

-Nie wiedziałem, że jesteście razem, zaskoczył mnie

Powiedział to takim smutnym tonem, to, że chociaż wcale nie chodziłam z Deanem poczułam się jakby tak było, a ja mu o tym nie powiedziała. I dodatkowo unikała cały zeszły tydzień.

Szybko jednak oprzytomniałam i spojrzałam na niego bacznym wzrokiem.

-Chyba cię popieprzyło jeśli myślisz, że mogłabym z nim chodzić za rączkę, wymieniać się śliną i oglądać komedie romantyczne jedząc lody- wywróciłam oczami, na obrazki, które pojawiły mi się w głowie.- Fujka.

Dean nie nadawałby się do żadnego z nich. Dziwne, że dopiero to do mnie dotarło, gdy sobie to dobrze wyobraziłam. Wcześniej nawet nad tym się nie zastanawiałam.

Poza tym tego wieczora dał już wystarczający popis i sam się skreślił w moich oczach.

Hazz się wreszcie uśmiechnął i pokręcił głową, jakby faktycznie myśl, że mogłam być z Deanem była niedorzeczna. Miałam nadzieję, że mi uwierzył.

-Chodź do domu, co?- spytałam uświadamiając sobie, że w dalszym ciągu staliśmy na środku ulicy, a ja miałam jego kajaki na sobie.

Skupiony Harry to jeden z najciekawszych I najzabawniejszych widoków na świecie. Robi dziwne miny I co chwilę ogarnia swoje pokręcone włosy z twarzy. Cieszyłam się widząc go w nieco lepszym humorze

-Coś proponujesz? - uśmiechnął się, jakby dostał się na drugi koniec tęczy i znalazł tam słynny skarb.

Pokręciłam rozbawiona głową, wrócił mój Hazz.

- Bądź miły, a zrobię ci naleśniki

-Ja pieprze...Robisz najgorsze naleśniki na świecie.- wywrócił oczami

Trzepnęłam go w ramię, chociaż dobrze wiedziałam, że to prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro