//12//

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Ah pociągi to przyszłość- westchnęła Melissa zasiadając w miękkim, komfortowym fotelu w drodze do  północnej części Londynu

Stwierdziliśmy, że skoro i tak mamy kawałek drogi do Crown Center, równie dobrze możemy ją przebyć pociągiem. Pomysłodawcą oczywiście byłam ja, bo szczerze nienawidziłam autobusów i wszystkich tym podobnych, zwłaszcza w okresie, gdy robi się gorąco, a nikt nie pomyśli, żeby choćby otworzyć okno.

-Nie byłabym taka pewna, ale chciałabym, żeby tak było- przyznałam

-Wiesz, Ello, prawie wszystko co mówisz brzmi jak wyjęte z jakieś książki- stwierdził Louis, zajmując miejsce obok Melissy, na co uśmiechnęłam się lekko.

Nie wiedząc czemu, do głowy przychodziła mi wizja ich dwójki razem. W sumie byli całkiem podobni i myśle, że dogadywaliby się całkiem nieźle. Choć teraz i tak nieźle im to szło. Calkowicie odmienne spojrzenie na swiat, troche zarysowani i oderwani od rzeczywistosci.

Harry natomiast siedział obok mnie, dokładnie lustrując zakupiony bilet, jakby co najmniej  wypisana na nim byłaby jakaś wielce interesująca historia.

-Ella jest mądra, w porównaniu do ciebie- mruknął nadal nie odrywając od niego wzroku 

-Oh, ale jesteś miły- skarciłam go- Dzisiaj powinieneś dać temu odejść. Takie podejście: tylko szczęście, jak tęcza- rękami nakreśliłam kolorowe zjawisko

Harry wreszcie oderwał wzrok od biletu i spojrzał na mnie badawczo.

Jego zielone oczy doszukiwały się czegoś, jednak nie byłam pewna, czy znalazł to czego szukal.

-Co zrobiłaś z moją pesymistyczną dziewczyną?

Melissa wybuchnęła śmiechcem, a ja wywróciłam oczami.

-Trzymajcie mnie, bo zaraz zgrzeszę.

Tak się mniej więcej kończyły próby stania się choć na chwilę bardziej optymistyczną wersją pesymistycznej mnie. Nie dość, że nie wychodziło, to jeszcze uważali, że cię coś porwało. Najlepiej było więc zostać w swoim emo zonie i nie próbować się wychylać.

Opadłam na siedzenie i zaczęłam wpatrywać się widoki, które mijały za oknem.

Pociąg był przestronny, klimatyzowany, urządzony w jasnych kolorach, dzięki czemu, prawie nie odczuwałam, że na zewnątrz było jakieś 27 stopni. Dawno już nie pamiętałam by tak długo utrzymywała się ładna, ciepła pogoda w Londynie. Przez ostatni tydzień padało jakieś dwa razy, a temperatura utrzymywała się w okolicach 20 stopni, i jak dzisiaj, nawet powyżej.

-A zdawało się, Harold, że już zmniejszyłeś swój poziom kretynizmu. Myliłem się...

- Hazza i normalnosc? Zartujesz sobie?

Tak w duzym skrocie wygladaly rozmowy przeprowazane do Crown Center, przerywane co jakis czas pieciosekundowymi fochami Harry'ego i moim smiechem.

***

Nie tak późno, bo już po chwili od wkroczenia do Crown Center, przypomniałam sobie, że nie lubię ludzi i jestem calkiem aspołeczna. 

W sensie, widywałam ich na co dzień, londyńskie ulice pękały w szwach, ale starałam się tego unikać. Nawet galerie handlowe wybierałam te, w których wiedziałam, że będzie się przechadzać nieco mniej osób(a w Londynie i tak to graniczyło z cudem). 

Mnóstwo osób, w róznym wieku, zaatakowało miejsce, również przywiani chęcią posypania się kolorwym proszkiem, choć jakby myśleć o tym w ten sposób wydaje sie to bez sensu i co to w ogóle za zabawa?

Ale Hazz, z małą pomocą Melissy, starannie wypełniał moje marzenia, nawet pomimo tego, że powiedziałam mu, że już nie musi tego robić. Festiwal kolorów, to było jednak coś na co wszyscy czekaliśmy. Louis przyszedł właściwie znikąd jakiś tydzień temu i spytał, czy się może nie wybieramy, więc stwierdzilismy, czemu mielibyśmy nie pojechać razem? Jego towarzystwo zdecydowanie ubarwiało cały dzień. Słyszeliśmy też, że nasi inni znajomi mają zamiar w nim uczestniczyć i powiedzieliśmy, że zdzwonimy się jak już będziemy na miejscu.

Szczerze mówiąc, nie miałam nic przeciw ludziom, dopóki ich znałam. Z resztą było słabiej, a jednak tej reszty było przecież o wiele więcej.

-Więc ktoś wie, jak się dostać na dach?- spytała Melissa rozglądając się na boki.

-Podążajmy za tłumem

Wskazałam duże grupki osób, które w jakiś odstępach od siebie kolejno przemierzały ruchome schody prowadzące aż do ostatniego piętra. 

Jak zwykle więc, udaliśmy, że dokładnie wiemy co robimy i podążyliśmy za nimi. 

Rzadko bywałam w Crown Center, ze względu, że było położone dalszy kawałek od mojego domu, więc rozglądałam się co jakiś czas, zastanawiając się dlaczego jakiś architekt tak skarał ludzi, że kazał im chodzić w kółko, a ruchome schody umieścił w tak dalekiej odległości od siebie.

W końcu, z ostatniego piętra, dotarliśmy przez parking, do długiego korytarza na końcu którego znajdowały się szklane drzwi. 

Za nimi piętrzyła się grupa osób, a ja przypuszczałam, że pewnie sprawdzają torebki.

-Uh, czy ja wyglądam na płatnego zabójce?- spytała Melissa

-Zdziwiłabyś się- odparłam- Ty potrafisz z kartką papieru wyglądać niebiezpiecznie

-W takim razie to bardzo mądre posuniecie -usmiechnela sie i chwycila mne za reke w strone bramek, bedac w widocznie bardzo dobrym humorze.

Ona uwielbiala jak cos sie dzialo, jak trzeba bylo gdzies isc, cos zrobic. Nigdy nie widzialam jej siedzacej dluzej w jednym miejscu niz przez 45 minut lekcji, choc i tak robila wszystko, zeby tylko wyjsc z sali.

Obie musiałysmy odsunąć torby i pokazać nasze portfele, telefony i kosmetyczki, w których jednak nie było, zaskoczenie, tęczowych noży.

-Gdybym chciała coś wnieść, wsadziłabym to w stanik- przyznałam kiedy minęliśmy barierki.

-Jesteś bardziej psychopatyczna niż ja w takim razie

- Nikt nie jest bardziej psychopatyczny niż ty. 

Słońce prażyło mocno, jako, że dochodziła piąta, a my znajdowaliśmy się na dachu. Zauważyłam, że dużo osób jest już całkowicie umazanych w kolorowym pudrze. W tłumie dostrzegłam też jakiegoś chłopaka w stroju jednorożca i zaczęłam się zastanawiać, czy nie się nie topi. Przed nami rozciągał się tłum ludzi, próbujących się dostać bliżej sceny, na której znajdował się dj, puszczający jakąś znaną piosenkę. Podłoga nieco wibrowała i jak zauważyłam, pokrywały ją zużyte opakowania.

Rozglądając się, poczułam jak Hazz łapie mnie za rękę

-Dla pewności- powiedział- Wolałbym, żebyś jednak nie zginęła mi tu- uśmiechnął się, pokazując dołeczki

-O mnie się nie martw. Poradzę sobie bez ochroniarza u mego boku- stwierdziłam i zmarszczyłam nos

-Tak, tak, wiem, że jesteś niezależna, ale ja cię potrzebuję, żebyś się nie zgubiła

- To co mówisz nie ma sensu. Ale to nieważne- uśmiechnęłam się, widząc jak próbuje udac urażonego i podniosłam rękę, żeby poprawić pasemko jego włosów- Gdzie Melissa i Lou?- spytałam rozglądając się i nie mogąc ich znaleźć 

-No cóż. Jesteśmy na festiwalu kolorów...

-Nie mogę uwierzyć, że zaufałeś im w kupowaniu czegoś co będziemy potem przez całą noc próbować z siebie zmyć- pokręciłam głową

-Daj spokój, mam zamiar obsypać cie wszystkimi kolorami, tak, żebyś miała mi co wypominać.

-Akurat mam zamiar być chodzącą tęczą więc mnie to nie rusza

-Ty już jesteś chodzącą tęczą

Podszedł do mnie bliżej, chwytając za moją drugą dłoń  i zbliżając mnie do siebie

Oboje mieliśmy na sobie okulary, więc patrzyliśmy na siebie zza nich przez chwilę, a potem objął mnie jednym ramieniem i oboje odwróciliśmy się w stronę sceny.

-Pamiętasz co mi powiedziałaś odnośnie masowych imprez i sposobu tańczenia na nich?

-To, że nikt jeszcze nie odkrył sposobu jak- uśmiechnęłam się

Czasem nie pamiętałam o takich małych, zwykłych rozmowach. Wydawały mi się one błahe, jednak Harry dawał mi często do zrozumienia, że jednak wyłapuje to co mówię nawet od tak i zdarza mu się to mi przypomnieć co jakiś czas. 

Uznawałam to za miłe, bo najczęsciej spotykałam się z tym, że musiałm komuś coś ciągle powtarzać, a na końcu i tak zrobić to jeszcze raz, bo przecież nie warto jest słuchać.

-Tylko spójrz na to, ale to też będziemy my.- wskazal dlonia na ludzi przed nami

-Będziemy?- odwróciłam lekko głowę i spojrzałąm na niego

-Jasne, nie zmarnuje takiej okazji

Ledwie zdążył to powiedzieć, a ja poczułam jakby tona pyłku nagle na mnie spadla z nieba. Przez kilka sekund mrugałam szybko oczami, aby usunąć go z oczu i rzęs a potem jeszcze delikatnie przetarłam go znad czoła.  Czułam się, że pyłek jest wszędzie, niemal nim oddychałam.

Gawłtownie się odwróciłam i wcale nie byłam zaskoczona, widząc Melisse i Lou trzymających jedno opakowanie zółtego proszku tuż przed nami.

Oboje byli widocznie zadowoleni ze swojego efektu, bo z szerokim uśmiechem patrzyli na zaskoczenie naszej dwójki.

Hazz, tylko pokręcił głową, próbując usunąć nadmiar zółtego ze swoich loczków, co tylko sprawiło, że ja stałam się jeszcze bardziej żółta. 

-Nie lubię was- mruknął, kiedy cały pył pokrył jego białą bluzkę- Dlaczego to musiał być zółty... - kiedy zaczął to mówić, chwyciłam od Melissy jedno opakowanie i zaczęłam je rozrywać. -Dlaczego nie ....

-RÓŻOWY!- wrzasnęłam i wysypałam trochę różowego pudru kukurydzianego, jak się potem okazało(co wyczytałam na opakowaniu) na jego i tak już ubrudzone włosy.

Hazz przez chwilę stał, z mocno zamkniętymi oczami, ale spokojem na twarzy, jakby pytając czy coś jeszcze, a potem odgarnął nieco proszku z twarzy, sprawiając, że żółty zmieszał się z różowym tworząc ciekawy kolor.

-Melisso, czy możesz poddać mi niebieski?- zapytał, a ja już wiedziałam co się szykuje

-Oho, zanosi się na bitwe- podłapał Louis, więc i sam zaczął otwierać paczkę z kolorem zielonym.

Harry długo nie siłował się z otwarciem niebieskiego i już po  chwili patrzył się na mnie z uśmiechem tak złowieszczym, niemal mówiącm: odpłacę ci się za ostatnie pięć lat.

-Zapraszam, kochanie, mam twój ulubiony kolor

-Tylko nie w oczy- odparłam i uśmiechnęłam się - Na 3 - powiedziałam i spojrzałam na pozostałą dwójkę- Raz... Dwa..TRZY!

Naraz wielka chmura pyłków i drobinek zawisła w powietrzu a potem powoli zaczęła opadać na ziemie, tym samym zamieniając odcienie naszych jasnych bluzek. Jakimś cudem wszyscy wpadliśmy na pomysł, żeby założyć białe koszulki.

Wszystko co widziałam było albo zielone, albo niebieskie, albo zółte, albo też różowe, w końcu nie tylko oni na tym ucierpieli.

Pomimo tego, poczułam się niczym dziecko, mogąc się ubrudzić czymś kolorowym do woli i nie miec z tego żadnych konsekwencji, czy dziwnych spojrzeń ludzi wokół. Tam każdy był brudny, kolorowy i może trochę spieczony od słońca, ale to nie było ważne, bo każdy zwracał uwagę tylko na siebie.

-Zółty wypadł- stwierdziła w końcu Melissa, próbując jakoś oczyścić swoje ręce

-I różowy- dodałam

- Niebieski nie- Hazz się uśmiechnął złowieszczo 

-Oh daj spokój. Już jestem cała brudna- zaśmiałam się próbując złapać go za ręce i utrzymać z dala ode mnie

-Właśnie, nie zrobi ci to już różnicy

Stwierdził więc, że wymazanie sobie rąk niebieskim pudrem i odbicie ich na moich biodrach będzie całkiem miłym rozwiązaniem. 

-Wyglądasz jak smerf- powiedział i ściągnął moje okulary, przez które i tak mało już widziałam, bo całe pokrył pył

-Oh, wolałabym wyglądać jak kucyk pony- mruknęłam udając niezadowoloną

-Jesteś najbardziej niebieskim kucykiem pony na tym świecie. Czy twoje marzenie zaczęło się spełniać?

-Nooo... Jak cię mogę..- pokręciłam głową

Harry słysząc te słowa chwycił mnie wpół i przerzucił przez ramię idac w strone stoiska, zeby kupic wiecej kolorowego proszku.

***

-Do jasnej cholery Melissa, jak to ostatni pociag odjechal pol godziny temu?- spojrzałam na dziewczynę, która usiadła na krawężniku i zaczęła pocierać skronie jakby gorączkowo chciała wymyślić jakieś wyjście.

Kupiliśmy bilety z góry, od razu w obie strony, co nie było zbyt mądrym posunięciem. Mogliśmy wybrać pociąg z powrotem, ale jakoś nikt nie był na tyle mądry, aby zobaczyć czy wszystkie kursy odbywają się tak samo na tygodniu jak i w weekendy. 

Staliśmy więc na peronie, zastanawiając się co zrobić z własnym życiem.

-Nie krzycz na mnie, ty też tego nie sprawdziłaś- odparła, a cały jej dobry humor jakoś wyparował

Spędziliśmy we czwórkę naprawdę dobry dzień. Spotkaliśmy kilku znajomych, ale nie spędziliśmy z nimi zbyt dużo czasu, bo Melissa była zbyt zajęta bieganiem za Louisem i wysypywaniu na niego kolejnych paczek pyłku. Po dziesiatym opakowaniu przestalam liczyc. Swoją drogą, założyliśmy z Harry'm ile czasu zajmie im zorientowanie się, że chyba zostali stworzeni z myślą o sobie nawzajem.

Warknęłam sfrustrowana. Byłam zmęczona od za dużej ilości czasu spędzonej na dachu, a kolorowy proszek miałam  dosłownie wszędzie.

-Spokojnie, Ell- powiedział Harry i podszedł do mnie od tyłu 

-Nie- mruknęłam

-Może zamiast siedzieć, i zachowywać się jak 10latka- Louis spojrzał oczywiście na Hazza- Pójdziemy sprawdzić autobus, albo coś takiego? No nie wiem, to jest chyba to co ludzie robią co nie?

Wszyscy we trójkę odwróciliśmy nasze głowy i spojrzeliśmy na niego. 

Jakby nie patrzeć...

Melissa wstała, jakby zdążyła przez ostatnią minutę naładować swoje akumulatorki i znów była gotowa podbijać świat. Wyprostowałą się i zaczęła iść przed siebie, pewnym, zdecydowanym krokiem. Tak jak ja bym chciała chodzić, chociaż tyle, że obdarzono mnie taką przyjaciółką.

Miałam już zapytać, czy idzie na pewno w dobrym kierunku, ale bylam zbyt rozdrażniona, żeby się dalej dołować.  Nie lubiłam jak coś szło nie po mojej myśli, ani wszelakich opóźnień. Oczywiście życie próbowało mnie przystosować do spontaniczności, ale jakoś słabo to na mnie wpływało.

Harry złapał moją dłon, łącząc ją ze swoją i niemal mnie ciągnął  w stronę jakiegoś przystanku. Pewnie zdążył już zauważyć moją minę.

 Melissa jak zwykle prowadziła swoją armie, a Louis dotrzymywał jej kroku.  Kim był w ogóle James, czy kto tam, w porównaniu do Lou? Szczerze mówiąc, to chciałam, żeby Melissa w końcu zakończyła swoją wielką pogoń za ideałem i pobyła w związku trochę dłużej niż 2 tygodnie. Coś podpowiadało mi, że Louis może być dla niej tą osobą, przez którą się zatrzyma

-Autobus jest za 10 minut- oznajmiła wesoło i odwrócila się w naszą stronę- Nie przesadzaj, El, marudzisz- stwierdziła patrząc na mnie

Tylko obrzuciłam ją zezłoszczonym spojrzeniem, ale nie miałam nawet siły by ciągnąć z nią jakąkolwiek rozmowę. Czasem do takich rozmów potrzeba było o wiele więcej wysiłku niż się zdaje.

Usiadłam na krawężniku kładąc głowę na kolanach i puszczałam ich rozmowę, którą zaczęli, gdzieś między myślami. 

Byłam zmęczona i trochę bolała mnie głowa, ale byłam zadowolona z przebiegu tego dnia. Zrobiliśmy coś innego, spełniliśmy jeden punkt z mojej listy, miło spędziliśmy czas, czego chcieć więcej? 

Przez chwilę lista przemknęła przez moje myśli. Zastanawiałam się dlaczego Harry nadal ją wypełnia. Jakby nie było, udalo nam się wszystko wyjaśnić i cóż, starałam się zachowywać jak jego dziewczyna, a nie wieloletnia przyjaciółka. Ostatnio coraz naturalniej mi wychodziło.

Dziesięć minut upłynęło nawet szybciej niż przypuszczałam.

Podniosłam się i spojrzałam na tłum ludzi, który miał zamiar jechać tym samym kursem co my. Jeszcze bardziej pożałowałam tego, że nie sprawdziliśmy tych pociągów. 

-Zajmij jakieś miejsca, jak się da- szepnął mi do ucha Harry, a ja kiwnęłam głową i przeszłam przed niego, aby pierwsza wejść do autobusu.

Zaraz też przepchała się do mnie Melissa, a ja byłam jej wdzięczna, bo jak to ja, nie poszłabym pierwsza.

Brunetka od razu zaczęła się przepychać, ale jak się okazało, na tyle było jeszcze parę wolnych miejsc. 

Bez zastanowienia zajęłyśmy dwa wolne siedzenia prawie przy samym końcu. 

Było to dobre posunięcie, bo chwilę po tym ludzie zaczęli się ściskać, żeby jak najwięcej się zmieściło.

-Czy jak nas policja zatrzyma to będziemy musiały wysiąść? - spytała Melissa robiąc nieco zniesmaczoną minę na widok tylu ludzi.

-Mam nadzieję, że nie, bo zaczęłaś mi podkradać drobne na proszek i reszte drogi musiałybyśmy przejść pieszo- mruknęłam

-Oj tam oj tam, u mnie masz jak w banku - uśmiechnęła się

-Jutro mi stawiasz kawę 

-Oczywiście

W tym samym czasie zauważyłam jak Hazz i Lou zaczynają się przepychać, co bylo dość zabawne, bo ludzie już nie wiedzieli jak stanąć, żeby ich przepuścić. Z drugiej strony, bardzo im współczułam, stać w ten sposób jakieś 30 minut to musiałaby być masakra.

Melissa mruknęła, bo nawet nie przeprosiła, jakąś osobę i wyszła z siedzenia, a ja zaraz za nią.

Hazz zajął miejsce od okna i pociągnął mnie za sobą, żebym mu usiadła na kolanach. 

Normalnie protestowałabym, mówiąc, że jestem za ciężka, ale sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że lepiej już nie będzie. Starałam się więc zrobić tak, żeby obojgu nam, było jakkolwiek, wygodnie.

-Nie możesz mnie wziąc na kolana! Byliśmy niedawno w KFC!

Widocznie jednak Melissa nie miała problemu z poinformowaniem całego świata o tym fakcie. Westchnęłam.

-Zamknij się Rumianku- powiedział Louis z uśmiechem -Zaoszczędź tym ludziom miejsca

-Będziesz żałował- zastrzegła, ale skinęła głową, żeby usiadł

-Jasne, jasne, Rumianku, cokolwiek powiesz

Rumianek, jak sobie dziwnie upodobał Louis, zawsze miał jakiś problem co do swojej wagi, a jako, że nie  była w ogóle ciężka- nawet mnie udawało się czasem ją podnieść, a to już coś oznacza- oboje z Hazzem wywróciliśmy oczami w tym samym czasie.

-No, ale wracamy do domu. Kryzys zażegnany - uśmiechnęła się, gdy już jakoś usadowiła się na kolanach Lou

Spoglądałam na nią i zastanowiłam się ile czasu minie, gdy do siebie znowu napiszą. 

-Kryzys to dopiero będzie, jak na następnym przystanku jeszcze ktoś wsiądzie- stwierdziłam

-A pamiętasz jak to mialo być?- spytał Louis- Jak tęcza

Oboje z Melissą zaczęli się śmiać, a Harry tylko się uśmiechnął.

-Lou, nie znam cię zbyt długo, ale teraz już mogłabym cię uderzyć- odparłam i poczułam, że jeśli zaraz nie dojedziemy to moja głowa pęknie od nadmiaru ludzi, głosów, szumu i zbyt małej ilości świeżego powietrza

-Zachowaj siły na potem - podpowiedział i poruszał znacząco brwiami

-Tomlinson nie przeginaj- upomniał go Hazz

-Poradzę sobie z oboma napalonymi nastolatkami- wzruszyłam ramionami- I pokręconym Rumiankiem

-Widać kto nosi spodnie w tym związku

Louis kiwnął z uznaniem głową, a ja uśmiechnęłam się, chociaż głowa dawała się we znaki coraz bardziej. 

Oparlam się o Harry'ego, jedną rękę opierając o moje udo, a drugą łapiąc za jego białą- kiedyś koszulkę i przymknęłam oczy. Jego znajomy zapach jakoś mnie uspokoił. Zawsze wydawało mi się, że jest to mieszanka jakiś jego perfum i wanilii, bo podobnie do mnie, uwielbiał świece. Tyle, że on kupował te w jednym konkretnym zapachu, bo twierdził, że przypominają mu dom. A ja kupowałam po prostu te, które były ładne.

Szybko poczułam jak jedna ręka Harry'ego chwyta mnie za udo i przytrzymuje, żebym się nie zsunęła, a druga wyszukuje mojej.

Jeszcze na chwilę otworzyłam oczy, żeby zobaczyć, jak puszczam jego koszulkę, a jego dłoń chwyta moją i zamyka ja w delikatnym uścisku. Uśmiechnęłam się delikatnie, a potem poczułam, że moja świadomość powoli ustępuje, razem z okropnym bólem głowy 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro