//2//

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Bierz te swoje kajaki, Styles -mruknęłam zsuwając białe conversy z moich stop.

Bardzo podobał mi się styl Hazza, ale na dłuższy okres czasu chodzenie w za dużych butach, średnio o 6 rozmiarów, było męczące. Ciągle musiałam uważać, żeby nie spadły i szurałam nimi, jakby moje nogi ważyły tonę. Wolałam chyba zostać przy cichym podkradaniu mu bluzek i cieplutkich bluz zimną. Zakładam, że już dawno zauważył, że czegoś brakuje mu w szafie, ale udawał, że tego nie widzi.

Zapaliłam światło, a całe mieszkanie błysnęło, ze można było dostać oczopląsu. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tej wszechobecnej bieli. Najchętniej zmieniłabym płytki w korytarzu, ale dostaliśmy mieszkanie zaraz po remoncie, a poza tym mieliśmy większe wydatki.

Od dziecka snuliśmy z Harry'm te wielkie marzenia, że kiedyś przeprowadzimy się do wielkiego miasta i będziemy prowadzili takie życie, jakie nam się spodoba. Co prawda, nie wszystko wyszło dokładnie tak jak planowaliśmy, ale nie było źle. Oboje dostaliśmy się do tego samego liceum w Londynie i postanowiliśmy nie marnować tej szansy. Nasze rodziny pomagały nam w wynajęciu mieszkania, a z czasem i my znaleźliśmy tymczasowe prace, żeby trochę ich obciążyć.

Czasami bywało ciężko, ale nie narzekałam. Lepiej było planować przyszłość w Londynie niż w naszym małym rodzinnym mieście.

- Kurna, coś z tym trzeba zrobić- stwierdził Harry zasłaniając ręką oczy, a drugą zamykając drzwi

- Z tym też coś trzeba zrobić

Podeszłam do niego i odsunęłam mu loczka z twarzy. Oczywiście była to moja typowa śpiewka.

Kochałam jego włosy, sposób w jaki układały się i opadały na jego twarz. Uwielbiałam też prostować mu włosy jak spał, tak, że następnego dnia budził się niemal z płaczem. Do tej pory doprowadził mnie do tego jakieś dwa razy.

Hazz jednak nienawidził wszelakich uwag na temat swoich włosów. Nie było nic pomiędzy wyglądam tak seksownie, a kurwa zetnę się na łyso.

Zaśmiałam się na jego dziwny wyraz twarzy. Założyłam, że tego dnia bardziej mu pasowała akurat ta druga wersja.

Zdążyłam odłożyć szpilki, a mój telefon od razu zaczął dzwonić. Westchnęłam i wyciągnęłam komórkę z torebki, od razu patrząc na wyświetlacz.

Czyżby Melissa jednak zaczęła się martwić, czy nic nam się nie stało? Przecież wysłałam jej wiadomość, że kryzys zażegnany i idziemy do domu.

- Nie zapraszaj jej, więcej ohydnych naleśników dla mnie- Harry uśmiechnął się krzywo udał się do salonu

Nawet nie zwróciłam uwagi na tę złośliwość i po prostu odebrałam połączenie.

-Halo?

-Wszystko w porządku? – spytała tak troskliwie, że było to aż do niej nie podobne

-Tak, właśnie weszliśmy do domu. Zresztą napisałam ci wiadomość

Minęłam kuchnie połączoną z salonem i poszłam prosto do mojego pokoju. Musiałam pozbyć się tej niewygodnej sukienki ze mnie zanim zacznie zostawiać ślady na mojej skórze. Dzisiejszy outfit nie należał do moich ulubionych i absolutnie do najwygodniejszych. Jestem raczej z tych dziewczyn, które wolą zwyczajne, ale wygodnie ubrania, niż te wytworne, ale kompletnie trudne do utrzymania na sobie dłużej niż pół godziny. Bywały jednak okazje, na których nie wypadało się pokazać w legginsach i bluzie.

Zapaliłam małą lampkę przy łóżku i otworzyłam szafę. Pokój wypełnił sie delikatnym światłem, które rzucało ciekawe cienie na ściany. Wszystko wokół wyglądało tak przytulnie, że najchętniej zawinęłabym się pod kocykiem I poszła spać.

Ta impreza okazała się jeszcze bardziej męcząca niż przypuszczałam, a nawet nie było mnie tam przez pół godziny.

- Przeszkodziłam wam w czymś? Czy pogodziliście się w ten nudny sposób?- zapytała, a ja wywróciłam oczami

Melissa potrafiła z każdej sytuacji wyciągnąć jakiś zboczony kontekst, a dzięki temu całkowicie zmienić obrót sprawy. Moja reakcja na jej uwagi zawsze była taka sama, a mianowicie wywracałam oczami i mówiłam, żeby dała sobie spokój.

Jednak gdzieś głęboko w podświadomości, chyba wiedziałam, że bez tych uwag moja przyjaciółka nie byłaby do końca sobą. To leżało po prostu w jej stylu bycia, a ja nie zamieniłabym tego, na cokolwiek innego.

-Myślisz, że odebrałabym wtedy telefon? Zwłaszcza od ciebie?

-Pff, wiem, że ,masz potrzebę dzielenia się ze mną wszystkim co dzieje się wokół ciebie.

- Oczywi... chiałabyś. Gdzie jesteś?

-Miałam was gonić, ale po drodze zatrzymał mnie szyld. Wiesz, że w Americanie te siedmiolitrowe lody są w przecenie? Kupiłam już trzy opakowania. Kurcze, mogłam ci kupić, przepraszam.

Cała Melissa, najpierw jedzenie potem rozwiązywanie problemów. Żyła trochę w innym świecie, ale mnie to cieszyło, bo gdyby stąpała mocno po ziemi, chyba nie byłybyśmy się w stanie za dobrze dogadać. Też byłam trochę pokręcona.

-Uspokój się, dziewczyno. Po prostu pytam. Wpadasz?

-Yh nie, nie chcę wam przeszkadzać.

Znowu ten ton. Uśmiechnęłam sie do siebie.

Chyba już przyzwyczaiłam się do tych jej uwag na temat naszej dwójki. Od ostatnich paru lat jednym jej hobby stała się próba ze swatania nas, niestety ze słabym skutkiem. Nie była jednak pierwszą osobą, której trzeba było tłumaczyć, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Co prawda czasami miewałam przebłyski, co by było, gdybyśmy faktycznie byli razem, ale kończyło się to kręceniem głową i stwierdzeniem, że to przecież niedorzeczne. Coś takiego nie mogło by się udać, znaliśmy się za długo.

-Więc lepiej wpieprzyć siedem litrów w pojedynkę?

-Tak, więcej dla mnie. – prychnęła- Ja was lubię, ale bez przesady.

-Dobra, jak zmienisz zdanie to wbijaj- westchnęłam

-Upojnej nocki- zaśmiała się, a ja tylko mruknęłam do niej coś niezrozumiale.- Nie zapomnijcie o..

-Żegnam się, PA

Z jednej strony, bardzo mnie irytował jej ton, a z drugiej strony jakoś go lubiłam. Nie bez powodu moi przyjaciele nazywali mnie najbardziej niezdecydowaną dziewczyną w całym Londynie. Lubili mi o tym przypominać i często kazali podejmować decyzje.

Zakończyłam połączenie i rzuciłam telefon na łóżko.

Wyciągnęłam jakąś luźną bluzkę I legginsy. Mój ulubiony i najwygodniejszy zestaw po domu.

-Um, Hazz? - zawołałam Harry'ego, który pewnie zaczął oczyszczać lodówkę

Już w drodze powrotnej narzekał, że poszedł na te urodziny tylko po to, żeby coś zjeść, tymczasem został wyprowadzony z równowagi i nawet nie zdążył się zorientować co go ominęło.

-Yup?

Pojawił się w drzwiach do mojego pokoju, w lekko roztrzepanym juz ubraniu i kawałkiem pizzy w ręku. Spojrzałam na niego niczym matka, która przestrzega swoje dziecko przed zaziębieniem. Czasem miałam wrażenie, że jestem o wiele starsza od niego, choć w rzeczywistości on był prawie pół roku starszy ode mnie.

Pokrecilam głową.

-Harry, ta pizza jest zimna - stwierdziłam z westchnięciem.

-To co? Zimna pizza jest lepsza niż ciepła- stwierdził I się wyszczerzył- Co jest?

-Rozepnij

Odwróciłam się do niego tyłem i usłyszałam krótkie westchniecie, gdy odłożył pizze na komodę. Poczułam jego chłodne ręce na karku i przyszły mnie ciarki. Jedna ręką przytrzymał materiał, a drugą pociągnął za suwak. Robił to wolniej niż zwykle, od razu to zauważyłam.

Poczułam się dziwnie. Tyle razy rozsuwal moją sukienkę, ale teraz było to dziwniejsze niż zwykle. Wzięłam wdech, to pewnie przez wszystko co się dzisiaj zdarzyło. Najlepiej wychodzi mi zganianie wszystkiego na zmęczenie. Cała Ella.

-Dzięki

Zsunęłam sukienkę z nóg i chwyciłam za bluzkę. Hazz nadal stał w tym samym miejscu. Zdziwiłam się i zakładając bluzkę, spojrzałam na niego

-Co jest?

-Nic, zamyśliłem się- wzruszyl ramionami, wziął pizze i wyszedł z pokoju

Czasami naprawdę nie potrafiłam za nim nadążyć. .

Zrobiło się nieco dziwnie, ale nie poświęciłam temu większej uwagi, tylko wsunęłam nogi w legginsy i opuściłam pokój. Harry'ego znalazłam na kanapie w salonie. Przygladałam mu się przez chwilę, jak obserwuje jakiś film w tv. Taki mój mały braciszek, uśmiechnęłam się do siebie na takie porównanie.

-To co robimy te naleśniki? - spytałam opierając się o kanapę od tyłu. Loczek odwrócił głowę i spojrzał na mnie, a w jego oczach od razu dostrzegłam jakąś zmianę- Co się dzieje?

-A co się ma dziać? -odparł, a po samym tonie, można było wywnioskować, że jednak coś się dzieje. -Zróbmy to ohydztwo - uśmiechnął sie i wstał z kanapy.

-Zbywasz mnie

Wyprostowałam się I założyłam ręce na piersiach. Nie lubiłam być niedoinformowana. Nie chodziło nawet o mają ciekawość, ale fakt, że coś dręczyło moich przyjaciół, a ja nie wiedziałam jak im pomóc.

Harry pokręcił głową, zakładając jeszcze większy uśmiech na twarz i podszedł do mnie bliżej. Już wiedziałam jak to się skończy.

Próbowałam się opierać, ale Hazz chwycił mnie w pół i przerzucił przez ramie.

-Puść mnie, glupku -zaśmiałam się, ale ta sytuacja wcale mnie nie zdziwiła.

Haza był mistrzem odwracania kota ogonem. Płakałam, a chwilę potem nie mogłam przestać się śmiać. Naprawdę potrafił szybko poprawić humor i właśnie tym przyciągał do siebie ludzi. Doszliśmy do tego momentu w naszych życiach, że nie wyobrażałam sobie dnia bez jego dziwnego zachowania albo słabych żartów, z których i tak się śmiałam.

Harry jednak nie odpuścił, tylko zaniósł mnie prosto do kuchni posadził na blacie.

Lubiłam naszą kuchnie, bo była jasna i przestronna. Co prawda nie miałam jakiegoś wybitnego talentu do gotowania, więc znacznie więcej czasu urzędował tu Harry, ale przynajmniej mogłam się napawać najpiękniejszym widokiem za oknem w całym mieszkaniu.

-Mam pomysł- powiedziałam, opierając ręce za sobą- Dzisiaj ja siedzę, a ty robisz- uśmiechnęłam się złośliwie- W końcu i tak uważasz, że moje naleśniki są beznadziejne.

Hazz patrzył na mnie przez chwile, jakby zastanawiając się nad moją propozycją, po czym kiwnął głową.

-Przyjmuje wyzwanie i faktycznie z twoimi naleśnikami jest coś nie tak. Co będę miał z wygranej?

Pod tym względem Harry nie zmienił się od przedszkola. Wszystko co robił musiało mu przynosić jakąś korzyść. „Co będę z tego miał?". „Co mi to da?". Po tak długim czasie zaczynało mi już brakować ripost, a nie byłam w stanie na bieżąco wymyślić kolejnych stu.

Chłopak patrzył na mnie wyczekująco, jakbym miała mu obiecać gwiazdkę z nieba. Podszedł do mnie bliżej i oparł się łokciem o blat.

-Uścisk dłoni prezesa- odpowiedziałam w końcu i się wyszczerzyłam.

Hazz wywrócił oczami, widocznie rozczarowany moim całkowitym brakiem wyobraźni. Nie była to moja pierwsza taka odpowiedź, rzecz jasna.

-Cieszę się, że się zgodziłeś. - kontynuowałam zanim zdazyl cokolwiek odpowiedziec- A teraz, mój wierny kompanie, podejdź do lodówki i słuchaj co mowie. Wyjmij...- obserwowałam go z uniesioną glową i uśmiechem, jak wpatrywał się w lodówkę, zupełnie nie wiedząc od czego zacząć. Przeważnie kiedy Melissa bywała akurat u nas, to ona robiła naleśniki, żebym ja się nie musiała kompromitować - Ketchup...mleko...

-Jesteś głupia, Ells - odwrócił sie i pokazal mi język

-Przynajmniej nie wyglądam jak ty.

Zanim zdążyłam zareagować, poczułam jak jajko wymierzone przez Hazza ląduje prosto na moim brzuchu.

Otworzyłam usta ze zdziwienia i spojrzalam jak zawartosc rozplywa sie w dół koszulki.

Tym razem przegiął...

Nie miałam zamiaru pozostać mu dłużna i otworzyłam szafkę, która wisiała nade mną i wyjęłam z niej opakowanie mąki. Nie dałam mu zbyt wiele czasu na cieszenie się jego genialnym pomysłem, bo zsunęłam się z blatu i sypnęłam w niego całą zawartością pudełka.

Zaczęłam się śmiać, patrząc jak cała twarz i włosy Harry'ego pokrywa biała mąka.

Biedactwo oczywiście od razu zaczęło ją strzepywać z włosów i dzięki temu mieliśmy już zapewnione zajęcie na resztę nocy. Ktoś będzie musiał posprzątać za naszą dziecinadę.

- Nie trzep tak – powiedziałam, zasłaniając oczy, jednak nadal się śmiejąc - No, Hazz, weź...

-O choooooodź kochana przyjaciółko- zachichotał i otworzył ramiona.

Pisnęłam i szybko się odsunęłam, jednak zasięg jego rąk wystarczył na tyle, by chwycić mnie za ramiona i z łatwością przysunąć do siebie. Podniosłam dłonie próbując się od niego odepchnąć, ale było to całkowicie bezcelowe. Po chwili moja koszulka pokryła się mąką, a legginsy zmieniły kolor z czarnego na biały.

-Nienawidzę cie, Styles. Wiesz jak to trudno schodzi z ubrań?

-Trzeba było pomyśleć dwa razy, zanim rzuciłaś. Poza tym Somers, ze mną się nie zaczyna- stwierdził teatralnie kiwając palcem

Słyszałam to średnio dwa razy dziennie i nigdy nie robiło to na mnie większego wrażenia. W końcu największą krzywdą jaką kiedykolwiek wyrządził mi Hazz było wylanie na mnie budyniu w przedszkolu. Nawet nie chodziło o to, że był ciepły. Chodziło o to, że ja kochałam budyń i się popłakałam, gdy nie mogłam go zjesć.

Próbowałam strzepnąć mąkę z ubrań i nieco się ogarnąć, a w tym samym czasie, usłyszałam jak przekręca się zamek w drzwiach

-Znowu ktoś się włamuje do naszego domu. – stwierdził Hazz

-To nic, zobaczy ciebie i ucieknie

Wzruszyłam ramionami i za to oberwałam jeszcze jedną porcją mąki po twarzy. Uniosłam kciuki do góry próbując pokazać Harry'emu, że doceniam jego starania.

Kiedy strzepnęłam ją z twarzy na ziemię, zauważyłam, że w wejściu do kuchni stała Melissa, a jej mina wyrażała więcej niż jakiekolwiek słowa.

Pewnie myślała, że zastanie nas w nieco innej sytuacji.

-Jesteście pojebani, oboje. -powiedziała wskazując na naszą dwójkę -I nie pomogę wam sprzątać. Ale przyniosłam lody.

-Przypomnij mi dlaczego daliśmy jej klucze?- westchnął Harry i stanął za mną

Odwróciłam się lekko, zastanawiają się czy musi być taki wysoki. Rozumiem, że wychowany na drożdżach z pizzy, ale bez przesady.

- Bo miała dbać o nasze kwiaty, gdy wyjechaliśmy do domu.

-Kwiaty? Przecież nawet kaktusy zwiędły po naszym powrocie!

Melissa tylko udała kompletne niewiniątko i wzruszyła ramionami. Faktycznie, naszymi roślinkami akurat nie przejęła się za bardzo.

-No nic. Było minęło. Bierzcie się do roboty, a ja grzeje miejsca przed Tv.

Uśmiechnęła się i od razu skierowała się do salonu, trzymając wielkie pudełko lodów. Mogłabym się założyć, że zje je, zanim uwiniemy się ze sprzątaniem

-Może wezmę odkurzacz- zaproponował Hazz

-Słusznie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro