//5//

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szybko poderwaliśmy się z ziemi i chwyciliśmy koc. Niestety, ale rozpadało się na dobre.

Wielkie krople rzęsistego deszczu spadały prosto na nas i zanim dotarliśmy do wyjścia byliśmy niemal całkowicie przemoczeni.

Chwyciłam za klamkę od drzwi, za którymi znajdowało się zejście na dół, ale drzwi się nie otworzyły. Usłyszałam gdzieś niedaleko nas grzmot i niemal podskoczyłam, bo nie wiedziałam, że tak szybko zebrało się na burzę. Dziesięć sekund później jasna błyskawica przecięła niebo i wiedziałam, że przebywanie na dachu raczej nie było najbezpieczniejszą z opcji.

Nienawidziłam burzy od czasów, gdy byłam świadkiem, jak piorun uderzył w drzewo na posesji sąsiadki mojej babci na wsi. Wiedziałam, że w mieście byłam otoczona przez piorunochrony i tym podobne, ale jakoś nie uśmiechało mi się przebywać na zewnątrz w czasie burzy.

- Ells, spokojnie- powiedział Harry , prawdopodobnie widząc, że stawałam się nerwowa

Chwycił klamkę i pchnął lekko drzwi, a te natychmiast ustąpiły. Odetchnęłam z ulgą, a on położył mi rękę na plecach i skinął głową.

Zdecydowanie poczułam się lepiej, gdy weszliśmy do środka klatki schodowej i zaczęliśmy powoli schodzić. Co prawda nie uśmiechała mi się wizja drogi do domu, ale przynajmniej udało nam się wydostać z tego dachu.

-Hej, czy kiedyś nie wspomniałaś, że chciałaś uciekać przed ulewą?- spytał Hazz pogodnym tonem, a ja wiedziałam, że próbował mnie uspokoić

Jasne. Chciałam zrobić to wszystko, ale w nieco bezpieczniejszych warunkach. Poza tym ulewa nieco różniła się od burzy. Podczas tych drugich wolałam nie kusić losu i nie wychylać się z domu. Melissa uważała mnie za wariatkę, ale nic nie mogłam na to poradzić.

Nawet wewnątrz budynku grzmoty były bardzo głośne, a to oznaczało, że burza przechodziła centralnie nad miastem. Wzięłam głęboki oddech.

-Czy to też zaplanowałeś? Wiesz, sprawdziłeś kiedy przewidywane są następne opady i pomyślałeś: „Ella chyba chciała uciekać przed ulewą, może spełnię jej marzenie"?

- Coś w tym rodzaju, tyle, że ja prosiłem o wersję bez błyskawic. Wiesz jakaś pomyłka w zamówieniu.

Wiedziałam, że próbował trochę rozładować kumulujące się we mnie napięcie, ale ja zamiast prowadzić z nim rozmowę, wsłuchiwałam się w kolejne grzmoty.

W końcu znaleźliśmy się na samym dole, a ja zerknęłam na sytuacje na zewnątrz przez oszklone drzwi. Woda zaczęła spływać małymi strumyczkami w dół ulicy, a w zagłębieniach chodnika zrobiły się już niemałe kałuże. Nie minęło nawet dobre pięć minut, a Londyn wyglądał jakby od dawna nie świeciło nad nim słońce.

Westchnęłam i oparłam czoło o szybę.

- Spokojnie, burze szybko przechodzą- stwierdził Harry

Odwróciłam się i zobaczyłam, że usiadł na schodach, a jego mina była na pewno o wiele spokojniejsza niż moja.

-Siadaj, przeczekamy chwilę.

Jeszcze raz spojrzałam w stronę ulicy i wiedziałam, że nie pozostało mi już nic innego, co mogłam zrobić. Usiadłam obok przyjaciela i oparłam głowę na jego ramieniu.

-Wybacz, nie wiedziałem, że tak się rozpada- powiedział, obejmując mnie ramieniem

-Nie wyglądało na to, nie przejmuj się. W końcu przyjemnie było popatrzeć na te chmury przez jakieś dwie godziny.

-Kiedyś to poprawię, obiecuję

Kiwnęłam głową i byłam pewna, że mówił prawdę. Harry do tej pory nie złamał żadnej obietnicy, którą mi złożył.

Spoglądałam na przeszklone drzwi przed nami i obserwowałam jak deszcz uderzał o chodnik. Zdawało mi się, że nie był on już tak silny, jak jeszcze przed chwilą.

-Myślę, że powinniśmy wracać. Moja babcia mówiła, że jak na kałużach robią się bańki to znaczy, że będzie już padało do końca dnia.

-A ty dalej wierzysz w te przesądy- pokręcił głową- Powinniśmy jeszcze przeczekać, może zaraz przejdzie

-Coś w to nie wierzę.

Nie uśmiechało mi się wracać w taką ulewę do domu, ale nie miałam też zamiaru spędzić reszty dnia na klatce schodowej obcych ludzi. Gdyby Harry tylko pomyślał, żeby wziąć klucze do mieszkania Marigold moglibyśmy tam przeczekać. Ale chyba żadne z nas nawet nie pomyślało, że pogoda zmieni się tak szybko.

Grzmiało coraz rzadziej, a pioruny musiały uderzać gdzieś po drugiej stronie budynku, bo wcale ich nie zauważałam. Poczułam się nieco spokojniej.

- Chodźmy- zaproponowałam i wstałam

-To nie jest dobry pomysł

-Ja przeważnie nie mam dobrych pomysłów. Ale zaczyna padać coraz mniej, a ja obawiam się, że lepiej nie będzie.

Harry spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć, że będziemy tego żałował, ale także wstał i rozwinął koc na moich ramionach i głowie.

-Pamiętam, gdy wracałaś tak z plaży- uśmiechnął się- Brakuje ci tylko dwóch kucyków.

Zerknęłam na niego ostrzegawczo i zmarszczyłam nos. Moje kucyki były wypominane co jakiś czas, bo jako mała dziewczynka nie lubiłam związywać włosów i jedyną fryzurą, na jaką się zgodziłam były dwa kucyki.

Harry otworzył drzwi, a do środka od razu wpadło wilgotne powietrze. Oboje wyszliśmy na zewnątrz i zaczęliśmy szybko iść jak najbliżej budynków, żeby uniknąć jak największego przemoczenia. Hazz oczywiście nadał tempo na swoich super długich nogach i musiałam mu przypomnieć, że nie wszyscy mieli takie szczęście jak on.

- Od jutra zaczynamy biegać Somers- stwierdził zatrzymując się i czekając na mnie

-Nie możemy zacząć biec, bo wtedy wytwarza się pole magnetyczne między nogami, a to zwiększa prawdopodobieństwo, że trafi w nas piorun. – odparłam ciężko oddychając

-Czy ty zawsze musisz znaleźć jakieś wyjaśnienie?

Pokręcił głową, a potem złapał mnie za rękę, dzięki czemu zdołaliśmy iść nieco szybciej. Starałam się za nim nadążyć, ale Harry i tak odwalał większość roboty ciągnąc mnie za sobą.

Do domu zostały nam dosłownie dwie minuty, kiedy deszcz znów przybrał na sile i dosłownie przemoczył nas do suchej nitki. Ubrania przylegały do mojego ciała, a ja skrzywiłam się, bo naprawdę nie znosiłam tego uczucia. Moje trampki były całkowite przemoczone, a ja żałowałam, że tego dnia postanowiłam założyć akurat tę białe. Cholera jasna.

Harry widocznie zapomniał o moim ostrzeżeniu odnośnie biegania w burzy, bo zaczął biec, a mnie nie pozostało nic innego, jak spróbować za nim nadążyć.
Kałuże powiększały się z każdą sekundą, a ulice błyszczały od nadmiaru wody. Londyn wyglądał dokładnie tak samo, jak wszyscy go przedstawiali. Szary i zmyty przez deszcz.

W końcu stanęliśmy przed drzwiami wieżowca, w którym znajdowało się nasze mieszkanie. Odetchnęłam z ulgą, gdy znaleźliśmy się w środku.

Wreszcie miałam chwilę, żeby złapać oddech. Całe szczęście mogliśmy użyć windy i nie musiałam nadużywać mojej beznadziejnej kondycji na spacer na dziesiąte piętro.

Weszliśmy do środka, a ja spojrzałam na mojego przyjaciela i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jego włosy od ciężaru wody zaczęły się nieco prostować, chociaż byłam pewna, że gdy tylko trochę podeschną, staną się całkowitą szopą.

-Myślisz, że wyglądasz lepiej?- zapytał widząc, że mu się przyglądam

-Myślę, że widok mnie w prostych włosach nie jest tak niecodzienny. – odparłam- Teraz, kiedy już przeżyliśmy najgorsze, mogę ci powiedzieć, że było całkiem fajnie

-Całkiem fajnie? Mogę się założyć, że z twoim szczęściem rozchorujesz się na najbliższy tydzień

-Głupstwa gadasz- machnęłam ręką

Jednak po kilku sekundach, jak na zawołanie zaczęłam kichać i znowu wyszło na to, że Harry mógł mieć racje.

Pokręcił głową i ściągnął ze mnie przemoczony koc, który raczej mi nie pomagał.

-Nie mogę być chora. Jutro mam zmianę w kawiarni- oznajmiłam

Winda zatrzymała się na naszym piętrze, a ja nigdy nie cieszyłam się bardziej na widok znajomych drzwi.

Harry wyciągnął klucze i jak zwykle puścił mnie przodem. Nieważne ile razy to robił, zawsze uznawałam ten gest za bardzo miły.

- Przebierz się w coś ciepłego- powiedział od razu, gdy znaleźliśmy się w środku

-Jasne, tato- mruknęłam

- Już ci coś mówiłem na ten temat- obrzucił mnie znaczącym spojrzeniem.

- Nic nie poradzę na to, że zachowujesz się jak typowy ojciec. – wzruszyłam ramionami

Oboje weszliśmy do swoich pokojów, a ja natychmiast zaczęłam pozbywać się mokrych ubrań, które zawiesiłam na szafie do wyschnięcia. Raczej nie było można liczyć na kaloryfery w czerwcu.

Było mi naprawdę zimno i wcale nie zdziwiłabym się, gdybym złapała jakieś przeziębienie. Może powinnam jednak posłuchać Harry'ego i nie porywać się na powrót do domu tak szybko. Dałam mu powód do wypominania mi tej decyzji przez najbliższy tydzień.

Wyciągnęłam spodnie dresowe i nawet założyłam skarpetki z małymi pingwinkami, które nosiłam tylko w okresie świątecznym. Na górę nałożyłam zwykłą bluzkę z krótkim rękawem, bo byłam pewna, że zaraz się rozgrzeje i i tak będę chciała zmienić ubrania.

Opuściłam pokój i skierowałam się do kuchni. Postanowiłam zrobić dla nas herbatę i coś do jedzenia. Skoro „nawet nie zrobiłam obiadu", postanowiłam chociaż zająć się kolacją.

Wstawiłam wodę w czajniku i podeszłam do lodówki, otwierając ją i zastanawiając się, co mogłabym zrobić.

-Przecież mówiłem ci, żebyś się ubrała- usłyszałam za sobą

-Przecież się ubrałam!

-Zobaczymy czy będziesz taka mądra jutro.

- Lepiej, żeby twój szósty zmysł się mylił

-Akurat mój szósty zmysł się nigdy nie myli

A ja niechętnie musiałam przyznać mu racje 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro