//8//

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Droga do domu upłynęła w ciszy.

Harry musiał się na mnie naprawdę wkurzyć, ale ja wcale nie czułam się winna. To była tylko jedna głupia rozmowa, a on zachowywał się tak, jakbym co najmniej wybrała Deana na bycie moim nowym przyjacielem. Też miałam prawo być zdenerwowana i nie miałam zamiaru przepraszać pierwsza. Poza tym, nie miałam nawet za co.

Oboje weszliśmy do windy, a ja myślałam, że zwariuje patrząc jak czerwone numerki na wyświetlaczu powoli się wzrastały. Winda niemal wypełniła się napięciem i myślami, których woleliśmy nie wypowiadać na głos.

Rzadko się z Harry'm kłóciliśmy, z Melissą raczej też. Słabo znosiłam konflikty i dlatego też starałam się do nich nie dopuszczać.

Ale nie miałam zamiaru zawsze ustępować pierwsza, zwłaszcza w sytuacji, kiedy nawet nie wiedziałam o co był taki wkurzony. Mógł nie lubić Deana, ale to nie oznaczało, że miał na mnie wyładowywać tą złość.

Stałam tak z założonymi rękami, czekając aż ta pełna niezręczności chwila minie. Miałam jednak wrażenie, że coś za długo to trwa. Ponownie spojrzałam na wyświetlacz i uniosłam brew, gdy w dalszym ciągu wyświetlała się liczba 13. Pewnie powinnam pomyśleć, że ta liczba zwiastuje nieszczęście, ale dokładnie w tym samym momencie ekran błysnął i całkowicie zgasnął, a winda gwałtownie się zatrzymała.

-Co jest?- zapytałam zaniepokojona- Czemu nie jedziemy?

Hazz tylko zmarszczył brwi, a potem podszedł do panelu i zaczął wciskać wszystkie guziki po kolei, ale wyglądało na to, że było to bezcelowe.
Odruchowo spojrzałam w górę i dostrzegłam, że włączyło się awaryjne światło bez którego prawdopodobnie pogrążeni bylibyśmy w ciemnościach.

-Nie chciałbym cię straszyć, ale chyba utknęliśmy- odpowiedział

Jakby to mi miało jakoś pomóc, sama zaczęłam wciskać wszystkie guziczki, a zwłaszcza ten z żółtym dzwonkiem, ale przyniosło to dokładnie taki sam efekt, jak kilka sekund temu.

Poczułam, że zaczęłam drżeć ze zdenerwowania i oparłam głowę o ścianę windy, żeby nieco odetchnąć.

Chyba od zawsze obawiałam się zatrzaśnięcia w windzie. Co prawda do tej pory nie miałam przymusu korzystania z niej, ale w naszej rodzinnej miejscowości co trochę krążyły kolejne opowieści o tym, jak ktoś utknął w windzie na kilka godzin, a mnie wydawało się to przerażające być zamkniętym w tak małym pomieszczeniu, w dodatku kilkanaście metrów nad ziemią.

Liczyłam się jednak z tym, że mieszkając na piętnastym piętrze, była możliwość takiego wypadku.

Postanowiłam jednak nie panikować. W końcu ktoś na pewno musiał się zainteresować nie działającą windą i powiadomić o tym odpowiednie służby.
Cholera, nawet nie wiedziałam kogo trzeba by powiadomić w takiej sytuacji.

- Zadzwonię do obsługi- powiedział na całe szczęście Harry, a ja cieszyłam się, że chociaż on był opanowany w takiej sytuacji.

Odwróciłam się więc plecami do ściany i patrzyłam na przyjaciela, jak wyciągnął telefon z kieszeni spodni, a potem spojrzał na ekran, przygryzając wargę. Nie oznaczało to nic dobrego.

-Zupełnie nie ma zasięgu. – oznajmił- Spróbuję może zadzwonić pod 101

Pomyślałam wtedy, że wszystkie nieszczęścia spadły na nas w jednym czasie. Nie dość, że utknęliśmy na jakimś trzynastym piętrze i żadne awaryjne przyciski nie działały, to w dodatku nie było zasięgu.

Dzwonienie na policje wydawało mi się dość poważnym pomysłem, ale nie widziałam innej możliwości. W końcu połączenia z numerami alarmowymi można było wykonywać nawet bez zasięgu.

Obserwowałam więc jak Hazz wybrał odpowiedni numer, a potem przyłożył słuchawkę do ucha. Po jego minie stwierdziłam jednak, że coś było nie tak i od razu zaczęłam szukać w torebce swojej komórki.

Stuknęłam w ekran, ale ten nie zareagował. Miałam ochotę uderzyć głową w ścianę windy, gdy przypomniałam sobie, że wychodząc rano z domu zapomniałam podpiąć telefon do ładowarki i w pracy miałam jedynie jakieś dwadzieścia procent. Znając życie od tamtej pory zdążył się całkowicie wyładować. Gdybym wiedziała, wyłączyłabym przynajmniej Internet, żeby zmniejszyć zużycie baterii.

- Ciągle coś przerywa- oznajmił Harry, a ja usiadłam na podłodze i schowałam głowę w dłoniach.

Było to dorosłe zachowanie dorosłej osoby, która mieszkała już we własnym domu i starała się po części zarabiać na własne wydatki. Nie wiedziałam jednak, co innego mogłabym jeszcze zrobić. Wyglądało na to, ze pozostało nam tylko czekać na pomoc zewnątrz.

Trochę mnie jednak niepokoiło, że było po dwudziestej i większość mieszkańców pewnie była już w swoich domach. Od razu przed oczami stanął mi widok naszej dwójki spędzającej tu całą noc.

Dokładnie w taki sposób upłynęło kilka minut, nie byłam pewna ile dokładnie. Zdawało mi się, że minęła cała wieczność, odkąd winda się zatrzymała, a znając moje poczucie czasu minęło może jakieś dziesięć minut.

Mój wewnętrzny niepokój zaczął powoli zmieniać się w przerażenie.

- A co jak tu umrzemy, albo jak spadniemy w dół i też umrzemy?

Wiedziałam, że prędzej czy później mój zdrowy rozsądek pozwoli swojej koleżance panice działać i wyrzucać ze mnie absurdalne pytania z prędkością światła. Wcale nie miałam ochoty obrzucać nimi mojego przyjaciela, ale nie potrafiłam ich powstrzymać.

-Nie panikuj, Ells, błagam- westchnął Harry, a po głosie stwierdziłam, że wcale nie miał ochoty wysłuchiwać moich potencjalnych wizji naszego bliskiego końca

Czy on naprawdę nawet w takiej sytuacji musiał mi dawać do zrozumienia, że był na mnie zły? Ja już zupełnie zapomniałam, że kiedykolwiek odbyłam jakąś rozmowę z Deanem. Roztrząsanie tego, było ostatnią rzeczą, której potrzebowałam

-Jak mam nie panikować, kiedy siedzimy tu od jakiś piętnastu minut i nie mamy żadnego kontaktu ze światem?

Nie byłam pewna, czy to ja zaczęłam się trząść, czy to winda wokół nas, ale żadna z opcji nie sprawiłaby, że czułam się lepiej.

Jak do tej pory wydawało mi się, że nie miałam klaustrofobii, ale obserwując te same ściany od dobrych kilkunastu minut, miałam wrażenie, że powoli zbliżają się ku mnie, a powietrze gdzieś magicznie wyparowuje.

Co jeśli to wcale nie było złudzenie a jakiś mechanizm zaczął odsysanie tlenu z kabiny i za kilka minut nie będziemy mieli czym oddychać? Co jeśli nasza dzielnica została sparaliżowana przez brak prądu i będziemy mogli się stąd wydostać dopiero za kilka dni? A jeśli w którymś z mieszkań wybuchł pożar i to doprowadziło do zatrzymania się windy i spalimy się tam żywcem?

Gdzieś w połowie moich galopujących coraz to naprzód myśli, zaczęłam się zastanawiać dlaczego z taką łatwością przychodziło mi wymyślanie najczarniejszych scenariuszy.

W końcu zauważyłam, że Harry usiadł obok mnie, a ja musiałam ze sobą walczyć, żeby nie położyć głowy na jego ramieniu, albo nie poprosić, żeby mnie przytulił. On w dalszym ciągu był na mnie zły, więc ja też powinnam być zła.

- Powinniśmy porozmawiać- zaczął powoli- skoro i tak siedzimy tutaj zamknięci...

-Proszę cię, nie mogę myśleć o niczym innym

- Spokojnie, na pewno ktoś już zgłosił to do obsługi, albo na straż czy coś. Nawet nie wiem, kto się powinien tym zająć- odparł i jego głos zrobił się nieco łagodniejszy. Zauważył chyba jednak, że jego słowa wcale mnie nie uspokoiły, więc wyciągnął do mnie ramiona i wskazał, żebym się do niego przysunęła- Chodź tu panikaro, może mnie wkurzyłaś, ale w dalszym ciągu się o ciebie martwię

-Ja ciebie wkurzyłam? To ty wkurzyłeś mnie! Kiedy w końcu mi zaufasz i pozwolisz samej decydować o własnych sprawach?- zapytałam zdenerwowana i na chwilę zepchnęłam w podświadomości fakt, że siedzieliśmy na podłodze windy, trzynaście pięter nad ziemią

-To nie tak, że nie pozwalam ci decydować. Albo, że chcę cię kontrolować- westchnął- Po prostu chodzi o to, że jesteś za dobra, El. Dean zwabi się słówkami, a ty mu wybaczysz, chociaż w dalszym ciągu jest takim samym dupkiem jakim był.

- Może cię to zaskoczy, ale własny rozum też mam- mruknęłam niezbyt ukontentowana z jego tłumaczeń

W jednej chwili przypomniały mi się też słowa Deana i odniosłam wrażenie, że wypełniły one całą windę i natychmiast trafiły w Harry'ego.

Ale on nie mógł ich poznać, prawda? Przecież Dean celowo mi to powiedział, bo wiedział, jak namąci mi to w głowie.

- Okej, przepraszam. Nie chciałem, żebyś czuła się z tego powodu urażona, czy coś. Po prostu boję się, że Dean jednak jakoś cię przekona...

-A nawet jeśli to co?- zareagowałam dość gwałtownie- Zupełnie przestaniesz się do mnie odzywać?

Podniosłam głowę i uważnie obserwowałam jego ruchy i to jak zmieniał się jego wyraz twarzy. Nie patrzył na mnie, a wzrok miał utkwiony gdzieś przed sobą, na czarnej posadzce. Wyglądało jakby naprawdę się zastanawiał nad moim pytaniem.

Miałam wrażenie, że coś się rozsypało w moich rękach. Po tych wszystkich latach, gorszych i lepszych czasach, Harry naprawdę odwróciłby się ode mnie tylko dlatego, że spotykałabym się lub przyjaźniła z Deanem? Nigdy nie pomyślałabym, że cenił naszą przyjaźń tak nisko.

Wreszcie jednak podniósł głowę i zauważył, że mu się przyglądałam.

Nie miałam pojęcia jak sama wyglądałam, ale po tym jak jego mina natychmiast uległa zmianie, stwierdziłam, że musiałam być gdzieś na skraju całkowitego rozpłakania się.

- Nie rób takiej miny, proszę- powiedział i szturchnął mnie w ramię- Nawet gdybyś spotykała się z największym dupkiem w szkole, i tak musiałabyś znosić moje towarzystwo.

Wzruszyłam ramionami, a on w dalszym ciągu wpatrywał się we mnie, jakby chciał, żebym mu uwierzyła.

- Gdybyśmy nie znajdowali się w zamkniętej windzie, kilkanaście metrów nad ziemią, to byłabym bardziej stanowcza- odparłam w końcu- Ale nie chcę umierać skłócona z najlepszym przyjacielem...

- Skoro mamy zamiar umierać, to można by to jakoś inaczej rozegrać- powiedział nagle, a jego twarz się rozchmurzyła- Wiesz jaki będzie skandal jak spadną dwie osoby? Z drugiej strony, pomyśl, ile zarobiłyby gazety, gdyby dodatkowo wyszło na to, że jesteś w ciąży...

-Jakiej ciąży?!- spojrzałam na niego i obawiałam się, że zaczynał już majaczyć

-Jeśli dobrze wiem do zapłodnienia dochodzi, kiedy...

-Serio masz zamiar mnie teraz uczyć biologii? Mogłeś to robić, kiedy byliśmy bezpieczni w domu.

-Dobra, dobra- uniósł ręce w geście kapitulacji

Ta mała rozmowa przełamała cienki lód, który znajdował się między nami do tej pory, chociaż byłam pewna, że jeszcze nie raz powrócimy do tego tematu. On chyba nie mógł nigdy do końca zginąć.

Pomimo to przesunęłam się bliżej do Harry'ego i pozwoliłam mu objąć się ramionami. W takiej sytuacji było to wszystko, czego było mi potrzeba.

-Nie trzęś się tak, bo ja nie mam pojęcia co się robi jak człowiek mdleje albo ma atak paniki

Fakt, że Harry był choćby w minimalnym stopniu zdenerwowany, oznaczał, że sytuacja nie wyglądała najlepiej. Przeważnie w sytuacjach kryzysowych to on przejmował kontrolę i powtarzał, żeby się niczym nie przejmować.

-To jakoś nie zależy ode mnie- odparłam i schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi

Przysunęłam się jeszcze bliżej, a on szczelniej zamknął mnie w swoim uścisku. Minęło kolejne kilka minut, które spędziliśmy w ciszy, a mnie wydawało się, że minęły chyba wieki odkąd weszliśmy do środka. Harry oddychał spokojnie, a ja chociaż bardzo starałam się wsłuchać w jego oddech i uspokoić, w dalszym ciągu nękał mnie ten okropny niepokój.

-Harry?- spytałam przerywając ciszę- Co byś mi powiedział jakbyśmy serio teraz mieli umrzeć?

- Że jestem cholernie głodny- odparł natychmiast, a ja go trzepnęłam, na co zaczął się śmiać

Wiedziałam, że próbował rozładować napięcie między nami, ale jakoś trudno mi było się śmiać z jego kiepskich żartów.

- No dobra- zaczął po chwili, łapiąc mnie za rękę- Pewnie powiedziałbym, że kopnął mnie niemały zaszczyt bycia twoim przyjacielem i, że cieszę się, że mogłem z tobą spędzić tyle czasu. Może jeszcze dodałbym, że bardzo cię kocham i jak będziemy spadać to cię przytulę i nigdy nie puszczę.

W dalszym ciągu trzymałam głowę na jego ramieniu i starałam się wsłuchać w jego spokojny ton głosu. Uwielbiałam słuchać, gdy o czymś mówił, bo czułam się wtedy spokojnie. Pewnie było to związane z tym, że spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu i gdy tylko była taka potrzeba, on był tuz obok. Kojarzył mi się z domem i ze spokojem. Pewnie gdyby nie on, nawet nie pomyślałabym, żeby przeprowadzić się do Londynu.

Ale wtedy też uniknęłabym tej fatalnej sytuacji...

-Wszystko co powiedziałeś było bardzo miłe, ale to ostatnie raczej się nie zdarzy, prawda?

-Jasne, że nie. Tak mi się tylko powiedziało...

Wtedy jednak jak na zawołanie, winda się nieco poruszyła, a my podskoczyliśmy nieco do góry przez gwałtowny ruch. Złapałam Harry'ego za ręce na tyle mocno, że prawdopodobnie odbiłam mu swoje paznokcie. Zacisnęłam powieki, a serce biło mi tak szybko, że miałam wrażenie, że zaraz odmówi posłuszeństwa.

Winda obniżyła się o jakieś dziesięć do dwudziestu centymetrów, a potem ponownie się zatrzymała. Zastanawiałam się, czy ktoś się już nami zainteresował, czy przyjdzie nam tu zginąć.

-Okej, w sumie można by zacząć panikować- stwierdził Hazz, a jego głos już nie był taki spokojny, jak jeszcze przed chwilą

Całkowicie przerażona spojrzałam na niego i starałam się odnaleźć na jego twarzy resztki opanowania. Szybko sobie uświadomiłam, że dawno nie spoglądałam na niego z tak bliska.

Przeszło mi przez myśl, że jeśli się roztrzaskamy to chociaż moje ostatnie chwile będę mogła spędzić wpatrując się w jedne z najpiękniejszych oczu, jakie udało mi się zobaczyć w swoim życiu. Tęczówki Harry'ego chyba nigdy nie wydawały mi się tak bardzo zielone jak w tamtej chwili.

-Masz naprawdę ładne oczy, Hazz- postanowiłam podzielić się z przyjacielem moim ostatnim spostrzeżeniem

Harry przyglądał mi się przez chwilę, a potem delikatnie się uśmiechnął.

-To jest to, co ty byś mi powiedziała, gdybyśmy zaraz mieli zginąć? Dzięki, Sommers.

-Wiesz, że cię kocham. Nic się nie zmieniło od ostatniego czasu, kiedy ci to powiedziałam

Wzruszył ramionami.

-Zdaję mi się, że ludzie to mówią, gdy czują się zagrożeni. Ale my nie jesteśmy przecież- dodał szybko- Nie myśl o tym, pewnie za chwilę stąd wyjdziemy i będziemy się z tego śmiać. Zagrajmy w coś- zaproponował

Rzuciłam mu kolejne niezrozumiałe spojrzenie i zastanawiałam się, czy mówił prawdę. W takiej sytuacji chciał grać w gry? Chyba nie zauważył, że nie zdążyłam zabrać ze sobą scarbble ani chińczyka.

- Masz jeszcze te turystyczne karty, które ci ostatnio dałem?

Myślałam, że tylko żartował mówiąc o graniu, ale widocznie on miał zamiar wcielić ten plan w życie. Wzięłam głębszy wdech i sięgnęłam do torebki, mając nadzieję, że żaden mój ruch nie doprowadzi do tego, że winda ponownie się osunie w dół.

Harry stwierdził, że to dobry pomysł, żeby mieć przy sobie karty, odkąd oboje padaliśmy ze znużenia, czekając aż Melissa przymierzy wszystkie swoje ubrania w przymierzalni. Skoczyliśmy więc do jakiegoś sklepu i kupiliśmy talię najzwyklejszych kart, a potem spędziliśmy dobrą godzinę grając w wojnę- niekończącą się grę.

-Wspaniale. Czuję się, że dzisiaj cię ogram- uśmiechnął się Harry i wyglądał naprawdę na zadowolonego, gdy wyciągnęłam pudełko z torebki

- Jesteś głupi- pokręciłam głową- ale cieszę się, że siedzę tu z tobą, a nie Melissą- wyznałam siadając naprzeciw niego

Gdyby znalazła się tutaj moja przyjaciółka, szanse na stratę życia wzrosły by kilkukrotnie. Prawdopodobnie rozsadziła by tą windę od środka.

- Jestem mniej denerwujący? – podchwycił i zaczął tasować karty

- Jesteście tak samo denerwujący, ale z toba.... zresztą nieważne, kiedyś wytłumaczę. Gramy?- machnęłam ręką i stwierdziłam, ze to nie czas na poważne rozmowy

- W rozbieranego pokera? Oczywiście!

Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, dokładnie taki, jaki przybrałby każdy chłopak na myśl zagrania z dziewczyną w rozbieranego pokera podczas utknięcia w windzie. Przez większość czasu ignorowałam takie sytuacje, bo wiedziałam, że i tak nic na nie nie poradzę. On był z Marsa, a ja z Wenus i tak dalej...

- Chyba śnisz- odparłam i natychmiast ostudziłam jego zapał

-Co ci szkodzi? Wiesz, skoro i tak umrzemy...

- Skoro to moja ostatnia gra, to zamierzam cię ograć- stwierdziłam szybko- Będziesz nagi Styles...

- No chyba nie, patrz, kolor

Pokazał kartkę, a ja przewróciłam oczami

- O patrz kochanie, poker, ściągaj spodnie

Uśmiechnęłam się i klasnęłam w dłonie. Może jednak ta gra w karty nie była takim złym pomysłem. Zdecydowanie odciągała moje myśli od tego, że dochodziła jakaś dziesiąta wieczorem, a my w dalszym ciągu tkwiliśmy w windzie.

- Zawsze oszukiwałaś- mruknął Harry, niezadowolony z takiego obrotu sprawy

Po kilkunastu minutach, zdawało mi się, że niepokój nieco ustąpił, a ja obrałam sobie za cel ograć przyjaciela, jakby to faktycznie miał być ostatni raz, kiedy z nim w cokolwiek grałam. Byłam mu wdzięczna, że zaproponował takie rozwiązanie i to, że wysłuchiwał moich panicznych myśli.

- Jesteś już prawie nagi, poddaj się- powiedziałam rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie

-Uwierz mi, nawet jak przegram to mi się nic nie stanie.- stwierdził wesoło, a po chwili powoli dodał- Ale jak ty przegrasz to rozdanie to będę w niebie pod każdym względem

Przekręciłam oczami na tą uwagę i wzięłam głęboki wdech, mając nadzieję, że karty były po mojej stronie. Raczej nie miałam zamiaru paradować nago po windzie.

Oboje wbijaliśmy w siebie baczne spojrzenia, czekając, które z nas będzie musiało się rozebrać, kiedy nagle wszystkie przyciski zaczęły świecić, a na małym ekranie ponownie pojawił się numer piętra.

- O patrz, winda ruszyła

Z uśmiechem na twarzy i niesamowitą ulgą podniosłam się z ziemi i zaczęłam naciągać na siebie spodnie.

Odetchnęłam głęboko ciesząc się może nie tyle z tego, że nie musiałam się jeszcze bardziej rozebrać, ale dlatego, że w końcu zostaliśmy uwolnieni. Numerki na ekranie zaczęły spadać, a to oznaczało, że zjeżdżaliśmy na sam parter. Stwierdziłam jednak, że tym razem lepszym wyborem było użycie schodów, choćbym miała się wczołgać na to dwudzieste piętro.


-Ale za co? Co takiego zrobiłem? Trzymali nas tutaj tyle czasu to nie mogli jeszcze piętnastu minut dłużej?

Harry był nieco mniej uradowany niż ja, chociaż wiedziałam, że trochę wyolbrzymiał swoje niezadowolenie. Wiedziałam, że przez chwilę naprawdę był przerażony moim zachowaniem i tym, że winda się nieco obniżyła.

Pokręciłam głową i chwyciłam jego spodnie, żeby rzucić w jego stronę. Sam uważał, że powstałby całkiem niezły skandal, gdybyśmy oboje zginęli, a ja byłabym w ciąży, tym czasem wcale nie wyglądał jakby miał coś przeciw, temu, aby inni zobaczyli go w samych bokserkach.

-Jasne, taki obrót sprawy jest ci na rękę- stwierdził- Powinniśmy pojechać teraz na samą górę, a potem jeszcze raz na sam dół

-Ja dzisiaj chyba podziękuję- uniosłam dłonie

Po wszystkim co zdążyłam przeżyć w przeciągu ostatnich dwóch godzin, stwierdziłam, że starczyło mi wind i małych zamkniętych pomieszczeń na następnych parę lat.

Jedynym dobrym skutkiem całej tej sytuacji było to, że weszliśmy do środka pokłóceni, a wyszliśmy pogodzeni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro