//9//

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-No przyjaciółko, jakie masz plany na resztę tego pięknego tygodnia, którego niestety nie spędzisz już w windzie z Hazzem? - spytała Melissa, przy okazji wspominając nasz ostatni incydent po raz setny

Od dobrych paru dni lubiła wplatać to w nasze rozmowy, a ja myślałam, że w końcu zwariuje. Ile można było rozmawiać o jednym i tym samym? Ja już przeszłam z tym na porządek dzienny i nawet od dwóch dni ponownie używałam windy. Dwudzieste piętro do pokonania co najmniej dwa razy dziennie zaczęło mnie przerastać.

Przewróciłam oczami i postawiłam przed nią kubek z kawą.

Tego dnia, Melissa wpadła do mnie wyjątkowo wcześnie, a ja zastanawiałam się, czy zrobiła to dlatego, że Harry miał akurat zmianę w sklepie i chciała ze mną porozmawiać na osobności.

- Pomyślałam, że skoro mam teraz parę dni wolnego, powinnam odwiedzić mamę. Ostatnio sporo czasu spędzałam w kawiarni i nawet nie miałam chwili, żeby dłużej z nią pogadać- odpowiedziałam i usiadłam naprzeciw niej

-Nic dziwnego, pracowałaś chyba na dwa etaty! Przesadziłaś- pokręciła głową- ludzie w twoim wieku nie mogą być tak odpowiedzialni.

-Jeśli w dalszym ciągu chcecie polecieć na jakieś niezapomniane wakacje, muszę zarabiać- odpowiedziałam- Nie chcę ciągnąć kasy od mamy, i tak opłaca to mieszkanie i w ogóle.

- Oczywiście, że chcemy, powinniśmy jak najszybciej to ogarnąć, tak przy okazji. Obawiam się, że wszystko może być już zarezerwowane. Z drugiej strony niektóre oferty last minute są całkiem ciekawe. Przejrzę je dzisiaj wieczorem.

Hazz i Melissa snuli wielkie plany odnośnie wakacji w tym roku, ale moja pesymistyczna część przeczuwała, że mogą one nie wypalić. Zawsze łatwo było planować, o wiele trudniej coś zrobić i faktycznie wypełnić zamierzony plan.

Gdyby jednak ta dwójka dopięła swego, wolałam być gotowa.

-Daj znać, jak coś znajdziesz. Tylko proszę, w granicach rozsądku- spojrzałam na nią dobitnie

Melissa tylko machnęła ręką, a potem się tajemniczo uśmiechnęła.

-Mam uwzględniać osobne łóżka, czy ty i Hazza weźmiecie łoże małżeńskie?- zapytała, a potem się zaśmiała

- Oczywiście- odparłam- A ciebie zapakujemy do łóżeczka obok. Przestaniesz kiedyś?

- Dopiero, kiedy dopnę swego

Melissa chwyciła kubek, a potem spokojnym wzrokiem spojrzała za okno. Wiedziałam, że wcale nie miała zamiaru przestać żartować z naszej dwójki, ale nie byłam pewna, jak się miałam z tym czuć.

***

Harry oczywiście stwierdził, że mój pomysł z odwiedzeniem naszych matek z Holmes Chapel nie był taki zły i zaproponował, że mnie tam zawiezie.

Stwierdził, że Gemma i tak już od dłuższego czasu prosiła, go, aby przyjechał i wypadałoby wreszcie to zrobić. Przeczuwałam, że mogło chodzić o jakieś sformalizowanie jej związku z Michaelem, ale wolałam nie mówić o tym Harry'emu. Jak na młodszego brata, był naprawdę zazdrosny o siostrę i odbywał „poważne" rozmowy z każdym jej chłopakiem odkąd ukończył dziesięć lat.

Pamiętałam, gdy zostawił mnie raz na placu zabaw, bo musiał porozmawiać z pierwszym chłopakiem Gemmy. Dziewczyna miała wtedy jakieś czternaście lat i jak można było przypuszczać, nie była zbyt zadowolona, gdy jej dziesięcioletni brat zaczął się wtrącać w jej sprawy.

Michaela jednak jak mi się zdawało polubił i byłam pewna, że w głębi ducha cieszył się, że jego siostra wreszcie znalazła „tego jedynego".

Po małym obiedzie, który przygotowałam w pomocą Melissy, postanowiliśmy ruszyć w dwugodzinną podróż, podczas której nie raz miałam wrażenie, że któreś z nas za chwilę opuści auto.

- Spędzamy ostatnio za dużo czasu- stwierdził Hazz kręcąc głową- Zostaw to radio, nie słuchamy Call Me Maybe znowu

- Świetnie, więc nie słuchamy niczego- odparłam i zupełnie wyłączyłam radio- Nie przejmuj się, jak tylko przyjedziemy nie zobaczysz mnie przez dwa dni- uśmiechnęłam się w jego stronę

Dłonie trzymał luźno na kierownicy, a wzrok miał utkwiony przed sobą. Lubiłam patrzeć, gdy prowadził, był wtedy taki spokojny i skupiony. Jeżdżąc z nim czułam się bezpiecznie, w przeciwieństwie do jazdy z Melissą. Ona zdecydowanie hamowała zbyt gwałtownie i ruszała jeszcze mniej spodziewanie. Nie miałam pojęcia jakim cudem udało jej się zdać egzamin na prawo jazdy, ale za to doskonale wiedziałam dlaczego jej rodzice nigdy nie chcieli pożyczac jej auta. Harry także.

- Przecież ty beze mnie tyle nie wytrzymasz, Ells. Kto cię będzie karmił? I zawoził w różne miejsca? I przytulał, gdy znowu będzie burza?

- Cóż- odparłam, biorąc głęboki wdech- Zważając na fakt, że wracamy do domu, to mam nadzieję, że wsparcie znajdę w mamie. Bardziej się obawiam o ciebie. Kto ci powie, że pizza, zwłaszcza zimna to wcale nie najzdrowsza alternatywa śniadania? Kto będzie ci układał włosy, gdy będziesz znowu chciał je ściąć? Kto będzie cię tak denerwował jak ja?

- Spokojnie. Zatrudnię ludzi do tego- odpowiedział i się uśmiechnął, a ja dostrzegłam w jego policzku dołeczek

- Nikt nie da mi rady. Przykro mi niszczyć twój plan

-Fakt. Drugiej tak denerwującej laski nie znajdę nawet na końcu świata

-A ja wcale nie mam zamiaru płacić za taksówkę, skoro mam ciebie.

-Wychodzę!- mruknął, a potem oboje zaczęliśmy się śmiać.

***

Około piątej byłam już po wszystkich ceregielach, które odstawiała moja mama na mój widok za każdym razem, kiedy nie widziała mnie dłużej niż dwa tygodnie. Musiało minąć dobre dwadzieścia minut zanim zdołałyśmy obie usiąść w salonie i spokojnie wypić herbatę.

Kiedy upewniłam się, że wszystko u niej w porządku, sama zaczęłam opowiadać o kilku ostatnich dniach, a zwłaszcza o wypadku z windą. Mina mojej mamy zasługiwała naprawdę na uwiecznienie, kiedy usłyszała ile czasu musieliśmy czekać na pomoc.

-Chyba bym umarła- skwitowała i pokręciła głową

Elizabeth Taylor Somers wyglądała na jeszcze bardziej przerażoną wizją samego utknięcia w windzie, niż ja sama. Doszłam do wniosku, że opowiedzenie jej tej historii nie było zbyt przemyślane i mogło doprowadzić do tego, że będzie starała się unikać odwiedzania mnie w Londynie jak ognia, dopóki nie przeprowadzę się na niższe piętro.

Jeśli chodziło o resztę mojej rodziny to starałam się nie narzekać, chociaż zawsze wydawało mi się, że byliśmy dość rozbici. Mama w dalszym ciągu mieszkała w naszym rodzinnym mieście, ja wyprowadziłam się rok temu do Londynu, a mój starszy o sześć lat brat Luke zawędrował aż za ocean, do Nowego Jorku. Udało mu się tam otworzyć całkiem nieźle prosperujący biznes i mógł sobie pozwolić na częste odwiedziny Holmes Chapel.

Nasi rodzice rozwiedli się jakieś dziesięć lat temu i od tamtej pory mój kontakt z tatą nie był najlepszy. Długo nad tym ubolewałam, ale potem widząc, że jedyny kontakt jaki ze mną utrzymywał oznaczał wysyłanie kartek na święta i urodziny oraz jakiś dodatkowych pieniędzy, przestałam się tym przejmować tak bardzo. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się odnaleźć wspólną drogą pojednania.

-Całe szczęście, że był z tobą Harry- dodała po chwili namysłu moja mama

-Ta, zaproponował grę w karty i jakoś przeżyłam

Zdążyłam dokończyć to zdanie, a z korytarza doszedł nas dzwonek do drzwi. Gdy bywałam młodsza to ja rwałam się do otwierania drzwi i witania wszystkich sąsiadek w „posiadłości Somerów", ale odkąd zaczęłam dorastać, coraz częściej odnosiłam wrażenie, że odwiedzają nas nieznajomi ludzie, przed którymi nie miałam już takiej pewności siebie.

Dlatego też, moja mama szybko się podniosła z fotela i skierowała do drzwi.

Byłam ciekawa, kto postanowił odwiedzić moja mamę, słysząc jednak jej powitanie od razu się zaśmiałam i pokręciłam głową. Znowu udało mi się wygrać.

-Jak dobrze cię widzieć, Harry!

Postanowiłam wstać i poobserwować rozgrywającą się sytuacje w korytarzu. Oparłam się o futrynę i zapytałam:

- Już się za mną stęskniłeś?

-Chciałabyś. Przyszedłem zobaczyć się z Liz

Niejednokrotnie zastanawiałam się, dlaczego moja mama tak bardzo lubiła Harry'ego i pozwalała mu zwracać się do siebie „Liz", nie wszystkich dotykał taki zaszczyt. Byłam niemal pewna, że Hazz wkupił się w łaski mojej mamy już wtedy, gdy miał pięć lat i zerwał dla niej bukiet stokrotek.

Moja mama traktowała Harry'ego trochę jak swojego drugiego syna i trudno było się temu dziwić, skoro znała go tyle czasu.

Patrząc na całe to przedstawienie i przytulasy, przewróciłam oczami, mamrotając coś pod nosem o niesprawiedliwości, a moja mama tylko rzuciła mi tylko krótkie: „spokojnie zazdrośniku"

Czułam się, jakbym się dostała do programu „Wszyscy kochają Harry'ego".

-Gemma ci powiedziała, że bierze ślub? - zapytała nagle "Liz" a ze zdziwienia tylko się wpatrywałam w ich dwójkę ze zmarszczonymi brwiami

Moje podejrzenia się sprawdziły, Gemma zamiarowała się zmienić swój status cywilny i stać się mężatką. W myślach od razu pojawiła mi się znajoma sylwetka dziewczyny w białej sukience z wielkim uśmiechem na twarzy.

Trudno mi było uwierzyć, że ta sama dziewczyna, która wkurzała się na Harry'ego, gdy ten chował jej lalki, miała wziąć ślub.

-Tak- wybuchnął Hazz, robiąc przy tym niezadowoloną minę- Nie mogę uwierzyć, że dowiaduje się o tym dopiero teraz- podniósł ręce do góry, a potem zrezygnowany je opuścił

-Nikt nie spytał Hazzy o zdanie, jak to możliwe?- zapytałam ironicznie i pokręciłam głową

Chłopak wbił we mnie zawistne spojrzenie, które oznaczało, że lepiej było go nie denerwować. Musiał być naprawdę wstrząśnięty tym ślubem.

-Gem, jest na tyle uprzejma, żeby zaprosić też ciebie, ale gdy będzie chciała to zrobić, chyba zamknę ją na poddaszu.

Zaśmiałam się i uświadomiłam sobie, jak dobrze było mieć pełną swobodę w żartowaniu z Harry'm, nawet, gdy obecna była moja mama. Po paru latach nawet nie zwracała uwagi na nasze małe utarczki słowne. Zdążyła chyba usłyszeć już wszystko, nawet to, czego wolałabym jej nie mówić...

-Pamiętaj Harry, że jeśli nie znajdziesz żadnej osoby towarzyszącej, zgłaszam się na ochotniczkę- powiedziała po chwili, wchodząc z powrotem do salonu

Harry się uśmiechnął i zapewnił, że mogła szykować sukienkę pod kolor jego krawatu. Szczerze mówiąc, wcale nie byłabym zdziwiona, gdyby faktycznie większość wesela spędził z moją mamą.

-Właśnie zazdrośniku- „Liz" zwróciła się wreszcie do mnie- Miałam cię prosić teraz, kiedy wreszcie jesteś, zebyś przejrzała rzeczy na strychu i wywaliła wszystko, co ci jest już nie potrzebne. Nie idzie tam nic znaleźć.

-Nie ma odpoczynku- pokręciłam głową- Zrobię to jutro.

Spodziewałam się, że prędzej czy później będę musiała przejrzeć moje stare rzeczy, których nie udało mi się zabrać do Londynu i zrobić z nimi porządek. Byłam raczej sentymentalną osobą i wielkim trudem pozbyłam się pluszaków, którymi bawiłam się jako mała dziewczynka.

-Możemy zrobić to teraz, pomogę ci - zaoferował Harry, a ja byłam zdziwiona jego nagłą chęć pomocy mi

-No widzisz, teraz już nie masz możliwości odłożenia tego- stwierdziła moja mama bardzo zadowolona z takiego obrotu sprawy

Oboje z Hazzem udaliśmy się na poddasze, po drodze robiąc do siebie głupie miny i zachowując się jak największe dzieciaki w okolicy. Moja mama tylko rzuciła nam zawiedzione westchnięcie, ale byłam pewna cieszyła się, że nie wyrośliśmy z naszej przyjaźni.

Dostaliśmy się na strych po opuszczanej drabinie, a potem od razu zaczęliśmy się rozglądać wokół. W pomieszczeniu znajdowało się mnóstwo starych półek, szaf i skrzyń, w których pochowane były stare przedmioty, albumy i wszystko o, co „miało się jeszcze kiedyś przydać".

W środku panował półmrok, a jedyne, dość słabe światło dochodziło z małego okienka, przysłoniętego firanką.

Harry oczywiście czuł się, jak u siebie i od razu podszedł do jednej ze skrzyń, która jak mi się zdawało, stała kiedyś u mnie w pokoju. Zastanawiałam się, czy on naprawdę tak dobrze pamiętał stare umeblowanie mojego pokoju, czy był to po prostu czysty przypadek.

-O rany, Ells! Czy to twoje lalki?- krzyknął gdy tylko podniósł wieko ciężkiej skrzyni.

Podeszłam do niego bliżej i obrzuciłam go znaczącym spojrzeniem

-Nie, twoje- odparłam i zajrzałam do środka

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że miałam aż tyle lalek. Jako małej dziewczynce ciągle wydawało mi się, że miałam ich o wiele mniej niż moje koleżanki i ciągle prosiłam rodziców o nowe.

Rozpoznałam jedną, którą wyjątkowo lubiłam się bawić. Dostałam ją na świętą i uwielbiałam się nią chwalić, bo nikt inny nie miał akurat tej wersji Barbie. Chciałabym znowu mieć taką hierarchię wartości i przejmować się lalkami.

-Można by je gdzieś oddać- stwierdził Harry, a ja kiwnęłam głową

Nie był to taki zły pomysł. Miałam na ich punkcie taką obsesje, że nawet po tych kilkunastu latach wyglądały na nieużywane.

Zaczęłam dalej rozglądać się po poddaszu. Na przeciwległej ścianie znajdowała się mała biblioteczka, prawdopodobnie z książkami, starszymi niż ja. Podeszłam do niej, mając nadzieję, że znajdę tytuły, które mnie zaciekawią.

Sunęłam palcem po grzbietach książek, aż zauważyłam stary egzemplarz Wichrowych Wzgórz. Postanowiłam go wyjąć i zebrać ze sobą do Londynu. Byłam pewna, że wrócę tam z mnóstwem niepotrzebnych mi rzeczy.

-Matko, ile tu błędów ortograficznych!- wykrzyknął ponownie Harry, a ja prawie podskoczyłam, bo tak byłam pochłonięta przeglądaniem biblioteczki

Szybko się odwróciłam w jego stronę i zauważyłam, że siedział na skrzyni z lalkami, czytając zapiski w jakimś zeszycie.

Miałam ochotę jęknąć, gdy uświadomiłam sobie, że był to prawdopodobnie jeden z moich pamiętników, które pisywałam, gdy byłam trochę młodsza. Gdy kilka lat temu przeczytałam jeden z nich, całkiem nieźle się ubawiłam.

Szybko podeszłam do przyjaciela i wyrwałam mu zeszyt z ręki, z ulgą zauważając, że bywał on pisany w pierwszych klasach podstawówki. Były to czasy, kiedy kłótnie z Harry'm o to, kto jest szybszy odbierałam bardzo osobiście. Był to niemal koniec świata i za każdym razem przyrzekałam, że więcej się do niego nie odezwę. Nic dziwnego, że roiło się tam od błędów ortograficznych, a zasady interpunkcji w ogóle nie istniały.

Zaciekawiona, zaczęłam przeglądać kolejne wpisy i zupełnie nie zwróciłam uwagi na Hazza, który wyciągnął kolejny, nowszy pamiętnik.

Dokończyłam czytać smutny wpis o tym jak dostałam z matematyki cztery i tym samym przegrałam niemówiony wyścig o to, kto był lepszy z Nancy, klasową prymuską. Faktycznie, brzmiało okropnie.

W końcu zamknęłam zeszyt i spojrzałam na mojego przyjaciela, który siedział po turecku, trzymając w dłoniach zeszyt z białą okładką, na którym wypisałam ozdobnie moje imię. Na jego twarzy malował się dziwny uśmiech.

- O nie, oddawaj- mruknęłam i schyliłam się, żeby mu wyrwać moją własność

-Nie

Zaczął się śmiać i odchylił się tak, że nie mogłam sięgnąć po pamiętnik. Gdy spróbowałam wyciągnąć rękę bardziej, chwycił mnie za nadgarstek i uniemożliwił mi dalszy ruch.

Co za irytujący chłopak!

-Proszę - jęknęłam siadając obok niego i poddając się z rękoczynami, bo i tak nie miałam z nim żadnych szans.

Harry jednak siedział niewzruszony na moje słowa, a na jego twarzy malował dziwny uśmiech. Dopiero po kilkunastu sekundach, odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie.

Zaczęłam się martwić o to, co napisałam nie tak dawno temu.

-Skończyłem- oznajmił uroczyście zamykając pamiętnik- Naprawdę mogłaś mi powiedzieć, że podobałem ci się, gdy mieliśmy po 15 lat. To mnie podniosło na duchu- stwierdził i się uśmiechnął

Przewróciłam oczami i na chwilę schowałam twarz w dłoniach, a potem postanowiłam podjąć próbę wyratowania mnie z tej niezręcznej sytuacji.

- To było po tym koncercie w wakacje... Teraz to już chyba możesz czytać wszystko- machnęłam dłonią- Gorzej nie będzie

-Czyli jakiś tam swój urok mam

-No jakiś tam masz

Prawie już zapomniałam o fakcie, że rzeczywiście trochę byłam zauroczona Harrym parę lat temu. Z czasem jakoś to minęło, a ja nie zastanawiałam się nad tym dłużej.

Przynajmniej po tych wszystkich latach mogłam zobaczyć jego rozbawienie wywołane moimi wyznaniami w pamiętniku.

-Spójrz Hazz, deska Luke'a, umiesz jeszcze jeździć?

Moją uwagę przykuła tym razem deskorolka mojego brata, więc się podniosłam i do niej podeszłam. Hazz także odłożył pamiętniki na miejsce i skierował się za mną.

-Czy to się nie złamie? – spojrzał na deskorolkę niepewnym wzrokiem, a ja zaczęłam się śmiać - No co, to ważne. A jak stanę i umrę?- zapytał udając ten sam ton, który ja przybrałam w windzie

Szturchnęłam go w żebra pokazując, że wiedziałam kogo przed chwilą naśladował. Postanowiłam też stanąć na desce, żeby udowodnić mu, że wszystko było z nią w porządku.

-Pff, co to dla takiej deski jakaś Ella Sommers.

-Spróbuj sam lordzie

Harry wziął głęboki wdech, przybrał poważną minę i z udawaną gracją stanął na desce. Okazało się, że wcale się nie złamała ani pod moim ciężarem, ani nade mną. Luke jednak nie popełnił tak wielkiego głupstwa, jak mi się zdawało, gdy wydał na nią tyle pieniędzy.

-Nadal nie umiesz jeździć, prawda Ells?

Harry rzucił mi rozbawione spojrzenie, a ja wywróciłam oczami. Nie lubiłam powracać do tego tematu, a on wracał co jakiś czas, jak boomerang.

Jakimś cudem przegapiłam ten moment, gdy deskorolki były modne i wszyscy uczyli się na nich jeździć, a potem, gdy się obudziłam, właściwie nie było już sensu się uczyć. Tym samym stałam się obiektem żartów Harry'ego, który radził sobie na desce bardzo dobrze. Oczywiście, gdy Melissa się o tym dowiedziała, także musiała wtrącić swoje pięć groszy i nie dawała mi żyć przez kolejny tydzień.

Czy umiejętność jeżdżenia na desce naprawdę była tak ważna?

-Całe szczęście na naukę nigdy za późno. Chodź, nauczę cię- powiedział jedną ręką łapiąc deskę, a drugą pociągnął mnie w stronę zejścia ze strychu

-Muszę tu posprzątać, Hazz- odparłam próbując go zatrzymać

-Posprzątamy później, taka okazja więcej nie powtórzy

Spoglądałam na niego przez chwilę, a potem stwierdziłam, że właściwie wszystkie te rzeczy stały tu tyle czasu, że raczej nie miały zamiaru tego zmieniać. Natomiast Harry wyglądał na bardzo chętnego, żeby poprawić moje braki w koordynacji ruchowej na desce.

Oboje zeszliśmy na dół, a potem skierowaliśmy się w stronę wyjścia z domu

-Szybko wam poszło- mama pokręciła głową i spojrzała z pobłażaniem na nas - Wiedziałam, że tak się skończy

-Obiecuję to zrobić, gdy wrócimy Liz- uśmiechnął się Harry

Tym sposobem, moja mama została udobruchana i tylko kiwnęła głową.

Oboje wyszliśmy na ulice przed domem, gdzie kiedyś spędzaliśmy całe dnie, od wschodu słońca, gdy wszyscy jeszcze spali, aż do późnej nocy, gdy nasze matki krzyczały, żebyśmy natychmiast wracali do domów. Snuliśmy tutaj tyle planów, tyle kolan było zdartych i tyle rysunków kredą, że trudno było uwierzyć, że to wszystko już dawno minęło.

Hazz położył deskę na chodniku i skinął na mnie głową

-A teraz patrz- uniósł dłonie i przybrał zabawną minę- Po prostu na niej stań

- Coś czuję, że do końca tego wyjazdu, stanie ci się jakaś krzywda- odparłam, ale stanęłam na desce- Patrz! Stoję!

-Udam, że tego pierwszego nie słyszałem. A teraz zdejmij jedną nogę i odepchnij się od chodnika

-Zaraz umrę- oznajmiłam, gdy próbowałam zrobić tak, jak mi to opisał

-Trzymam cię- zapewnił mnie

Odepchnęłam się od ziemi, a deskorolka pojechała nieco do przodu, co odebrałam za dobry znak. Harry złapał mnie za rękę i zrobił kilka kroków do przodu.

-To tylko powoła sukcesu, Sommers- stwierdził

-Chyba chcesz niemożliwego

-Mnie się nie uda?

Wzruszyłam ramionami i spróbowałam ponowić mój ostatni raz i odepchnąć się tym razem trochę mocniej. Zachowanie równowagi nie było dla mnie tak proste jak dla większości ludzi. Miałam chyba jakieś zaburzenie z tym związane.

Udało mi się przejechać małą odległość, a Harry stwierdził, że radziłam sobie na tyle dobrze, żebym mogła się obyć bez jego pomocy. Puścił moją dłoń, co nie było zbyt mądrym posunięciem, bo tak szybko jak to zrobił, zaczęłam jakoś dziwnie machać rękami i przechyliłam się tak, że prawie upadłam na prawy bok.

Właśnie czegoś takiego się obawiałam.

Całe szczęście, Hazz zareagował w ostatniej chwili i złapał mnie za ramiona, zanim zdążyłam sobie nabić nowe siniaki.

-Uh, wystarczy mi chyba tej nauki- stwierdziłam- Czy twoja mama ma jeszcze szarlotkę?

W odpowiedzi otrzymałam wybuch śmiechu.

-Przygotuj się na Gemme i jej szał przed weselny.

-Zazdrośnik- mruknęłam

-Pff, ja przynajmniej mam już partnerkę

Harry odwrócił się w moją stronę i rzucił mi dokładnie taką samą minę, jaką widywałam przez wiele lat, gdy oboje się przekomarzaliśmy na tej samej ulicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro