10.
- PANIE POTTER, CO PAN WYRABIA?!
Ktokolwiek ma deja vu? Na pewno personifikacje, które jakby nigdy nic ustawiały stoły z potrawami w Wielkiej Sali, totalnie ignorując czarodziejów, za pomocą magii dekorujących to samo pomieszczenie.
Technicy obejrzeli się na nauczycielkę szturmującą w stronę Harry'ego, który na luzie sprawdzał jakość barszczu czerwonego w wielkiej wazie. Minerwa McGonagall stanęła, górując nad niewielką personifikacją z miną zwiastującą gradobicie.
- Dzisiaj w Betlejem / Dzisiaj w Betlejem / Wesoła Nowina! ~
Że Panna czysta / Że Panna czysta / Porodziła syna! ~
Chrystus się rodzi / Nas oswobodzi / Anieli grają / Króle witają / Pasterze śpiewają / Bydlęta klękają / Cuda, cuda ogłaszają! ~
Harry, kompletnie w swoim świecie, ubrany w tradycyjny, zimowy strój szlachecki, właśnie wprowadzał ostatnie poprawki do swojego stołu. Wstawił małe świeczki pod wazę z barszczem, by się nie wystudził, oraz pod naczynie z uszkami i pierogami z kapustą i grzybami. Kocioł bigosu stał na włączonej płycie indukcyjnej, podobnie jak ostatnia partia ryby w panierce. W piekarniku dochodził pstrąg. Sałatki stały już na stole w towarzystwie opłatka i świeczki. Sianko było schowane pod obrusem. Stół był nakryty na dziesięć osób.
- PANIE POTTER! - ryk nauczycielki przerwał kolędę Harry'ego. Czarnowłosa personifikacja z westchnięciem odwróciła wzrok od bigosu, który właśnie mieszał.
- Słucham.
- Co pan wyprawia? Powinien pan się szykować na Bal, a nie bawić się w kucharza. Od tego są elfy domowe, proszę się do nich zgłosić, jeśli ma pan jakieś wątpliwości dotyczące menu.
Niezręczna cisza nastała.
Harry i McGonagall chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu personifikacja, nie przerywając kontaktu wzrokowego, wyjął telefon i kliknął 1 na szybkim wybieraniu, przykładając urządzenie do ucha.
Każde z nas swoje ścieżki ma
Wydeptane i sprawdzone od lat
Czasem myśl mi nie daje spać
Kto chodzi bokiem?
Kto chodzi bokiem?
Kiedy ja, chcę zielonym być
Dom grzać słońcem i deszczówkę z chmur pić
Wtedy mnie dopada myśl
Kto ma ochotę o świat lepszy się bić?
Raz po raz, straszą nas
Mówią wprost, że to finał
Rok, może pięć, komet deszcz i szlus
Chyba, że tęgi łeb myli się
I kurtyna w dół zamiast spaść
W górę mknie!
- Słucham, Zośka z tej strony.
- Zosiu kochana, wiesz, jak bardzo cię kocham?... - Harry wyszczerzył się, udając kochający ton głosu. Na linii zapadłą cisza. Po czym było słychać głęboki wdech.
Harry przezornie odsunął głośnik od ucha.
- FELIKSIE URIELU ŁUKASIEWICZU! GDZIEŚTY SIĘ PODZIEWAŁ, KOGO ZAMORDOWAŁ I GDZIE UKRYŁ CIAŁO? GDZIE MAM WYSYŁAĆ ARMIĘ KRAJOWĄ?!
Zośka swoim wrzaskiem zwróciła na siebie uwagę całej ekipy dekorującej Wielką Salę. Cedrik tylko wzruszył ramionami i z tym swoim creepy uśmieszkiem wrócił do ustawiania na swoim stole kutii, wzwaru, blinów, mąki owsianej i kisielu.
Ginny zachichotała, ustawiając obok naczyń z rybą i makaronem karty do gry. Jeszcze tylko wyprostowała nieco szopkę, doglądnęła ostatniej partii ciasta w piekarniku i ustawiła mały stragan z rękodziełem i smakołykami. Kto przeszkodzi zarobić trochę dla mafii?
- Żyję, nic mi nie jest - Harry uspokoił swoją stolicę, kiedy ta wreszcie zatrzymała swoją tyradę - Jak szybko jesteś w stanie dostarczyć do Hogwartu dziewięć osób na stanowisko Obsługi Międzynarodowych Stołów Wigilijnych?
- Czy ja wiem... jakieś pół godziny, a co?
- Zmuszono mnie do uczestnictwa w balu a zorganizowaliśmy mini Tradycje Stołu Wigilijnego.
Nastała chwila, kiedy w tle dało się słyszeć jakieś mamrotanie.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Nie, że ktokolwiek to zauważył. Jego stolik z kanadyjskimi tradycjami był chwilowo niezauważalny. Był podzielony na część angielską oraz francuską, podobnie jak sama Kanada. Były tam skarpety z prezentami, Tourtiere, Yule log, pieczony indyk i wołowina oraz pudding. Z łuku nad stolikiem zwieszała się jemioła z dzwoneczkami, zaś tuż obok stała bostońska świąteczna choinka.
- Daj mi pół godziny. - i z tymi słowami Zośka się rozłączyła. Harry wyminął zamurowaną McGonagall oraz dyrektora (którego w międzyczasie przywiało) i ruszył do wyjścia. Ze słowami "CZAS SIĘ ZROBIĆ NA BÓSTWO!!!". Luna i Neville tylko wymienili wiele mówiące spojrzenia, porzucili swoje stoliki i radośnie dołączyli do reszty personifikacji wybiegających z Wielkiej Sali.
###
Kiedy pierwsi goście weszli do Wielkiej Sali, ich oczom ukazał się przepiękny widok. Sala została udekorowana na lodową grotę, wypełnioną magicznym światłem. Nad głowami krążyły setki świetlistych wróżek, z sufitu zwisały pęczki drobnych sopli, rozszczepiając światło. Zamiast normalnych pięciu stołów, stał tylko jeden duży stół dla nauczycieli i gości, oraz mnóstwo pięcio-, sześcioosobowych stolików porozrzucanych na obrzeżach parkietu.
Z kolei tuż przy wejściu stało dziewięć stolików, każdy ozdobiony inną flagą. Były zastawione mnóstwem różnorodnych potraw. Cho Chang, zaciekawiona, podeszła do stolika z flagą w biało-czerwone pasy, z czerwonym liściem klonu. Co dziwne, na blacie siedział puchaty misiek polarny w kubraczku. Na jej widok skoczył na dwie tylne łapki, a prawą przednią podniósł w geście powitania.
- Cześć, jestem Kumajirou! Chętnie pomogę! Co byś chciała wiedzieć?
Cho, zamiast się przestraszyć mówiącego misia, poczuła, że się uśmiecha. Kumajirou wydawał się naprawdę miłym niedźwiadkiem.
- Co to jest? - spytała więc, ręką wskazując dziewięć stolików.
- Międzynarodowe Tradycje Stołu Wigilijnego! - padła jowialna odpowiedź - Wersja mini. Nie zdążyliśmy rozwiesić baneru, za mało czasu organizacyjnego.... Tak czy siak, prowadzimy degustację potraw z różnych krajów, mały pokaz tradycji, oraz niewielki targ rękodzieła i smakołyków!
Zebrani uczniowie zaczęli wyrażać pozytywne zainteresowanie, co w zamian zaczęło przyciągać innych. W końcu stoliki zaczęły być oblegane przez studentów i dorosłych. Obsługa stolików była naprawdę miła i wyrozumiała, a poza tym, każdy z nich wyróżniał się na tle przeciętnego Hogwardczyka.
Przy stole Ameryki stała osoba cała w wojennej farbie i czarnych, natapirowanych włosach o imieniu Andy. Ubrana w obcisłe ubrania z czarnej skóry, nabijane mnóstwem ćwieków.
Stolik Włoch obsługiwała dziewczyna o imieniu Claudia Auditore da Firenze w pięknej, czternastowiecznej sukni.
Stolik Prus/Niemiec był zarządzany przez wysokiego blondyna w mundurze, zwanego Ludwig.
Angielskie stanowisko na pierwszy rzut oka wydawało się opuszczone, ale jednak nie. Rezydował tutaj Latający Miętowy Królik.
Elena de la Vega, piękna, kruczowłosa kobieta w białej sukni królowała na hiszpańskim stoisku.
Stoisko rosyjskie ogarniała dziewczyna w zielonym płaszczu, żółtej tunice i czapce ukrywającej długie, rude włosy. Na imię miała Anastazja.
I na samym końcu stało stanowisko polskie. Gdzie rządziła dziewczyna w długim, zielonym, militarnym płaszczu imitującym sukienkę, o blond włosach z zielonymi końcówkami splecionymi w bocznego warkocza. Wanda.
Kiedy zbliżył się czas rozpoczęcia balu, uczniowie niechętnie odstąpili od stoisk. Obsługa uspokoiła co bardziej upartych, mówiąc, że będą tu całą noc.
###
Tymczasem przed drzwiami zebrali się prawie wszyscy Mistrzowie wraz z partnerem do tańca. Cedrik stał w parze z Cho, która ulotniła się z Wielkiej Sali. Cedrik nosił swój zwykły, biały płaszcz oraz szalik. Cho nosiła przylegającą do ciała, białą suknię z długimi rękawami.
Krum w czerwonej kurtce i pelerynie z futrem prezentował się wytwornie tuż obok Hermiony w zwiewnej, jakby utkanej z pajęczyny, sukni w kolorze pudrowego różu.
Fleur, w srebrzystej sukni, jakby wykonanej z księżycowej wody, stałą obok swojego partnera. Nie był to nikt ważny wspomnienia, więc przejdźmy dalej.
Gilbert, w pełnym ubiorze krzyżackim (tunika, spodnie, wysokie buty, biały płaszcz, rękawice oraz miecz w pochwie przy biodrze) niecierpliwie tupał nogą. Zdmuchnął grzywkę z oczu, denerwując siedzącego mu we włosach Gilbirda, oraz dwa ciche głosy z tyłu głowy. Zmusił się do zrelaksowania. Eliksir, który pozwolił mu stać się jedną osobą wytrzyma aż do szóstej rano, ale musieli być idealnie zsynchronizowani. Jeśli nie, puff, wracają bliźniacy.
A Harry się spóźniał.
Ciche okrzyki zachwytu kazały wszystkim odwrócić głowy w stronę schodów. Schodziła po nich dziewczyna ubrana w czarną suknię z czerwonymi elementami. Na nogach miała czarne baletki, w rękach trzymała mały bukiet czerwonych róż o czarnych łodyżkach. Długie, czarne, rozpuszczone włosy dopełnione koronkowym, czarnym welonem podkreślały bladość cery oraz czerwone cienie wokół oczu.
Zebrani, kompletnie zamurowani, patrzyli jak nieznajoma wprost popłynęła w stronę Gilberta. Na Prusaka spojrzała para znajomych mu, zielonych oczu.
- Co, generalnie myślałeś, że totalnie nie przyjdę? - na twarzy dziewczyny zagościł wesoły uśmieszek. Przesunęła ciężar ciała na jedna nogę, przekrzywiła bioderka i oparła na nich jedną rękę.
- H! - ręka na ustach uciszyła Prusaka, zanim zdążył coś powiedzieć.
- Helena, jeśli łaska. Wszystko obgadałam z McGonagall. Zgodziła się.
Gilbert zerknął na drugi koniec Sali Wejściowej, gdzie stała profesor Transmutacji. Nawiązując kontakt wzrokowy nauczycielka uśmiechnęła się delikatnie, uchyliła delikatnie kapelusza i spojrzała się gdzie indziej.
- Jak ją przekonałaś? - zwrócił swoją uwagę z powrotem na Helenę
Ciepły uśmiech był jedyną odpowiedzią.
Wreszcie zegar wybił dziewiątą wieczorem, a drzwi do Wielkiej Sali się otworzyły, zapraszając Mistrzów do środka, by wykonali pierwszy tej nocy taniec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro