chapter 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily

Po zjedzeniu pysznego śniadania wróciłyśmy pełne energii do naszego dormitorium, żeby przygotować się na przechadzkę po błoniach. Przebrałam się w cieplejsze ubrania, ponieważ na zewnątrz nie było za ciepło i zapowiadało się na deszcz, a Dor i tak jeszcze poprawiła swój nadal wyglądający idealnie makijaż i wyszłyśmy na Błonia, gdzie czekali na nas chłopcy. Tak. Chciałam od razu powiedzieć, że Dor przez całe śniadanie zrzędziła mi przy uchu, że muszę iść tam z nimi, bo beze mnie będzie nudno, i że będzie jej głupio, kiedy przyjdzie sama, aż w końcu po prostu się zgodziłam, nie chcąc się kłócić. Chłopcy stali pod wielkim, zielonym drzewem, któremu pospadały prawie wszystkie liście, chociaż według mnie, było na to jeszcze definitywnie za wcześnie. Okazało się, że dołączyli jeszcze Remus i Kat, jak zauważyłam, kiedy podeszłam bliżej. Oczywiście James też musiał się zjawić, bo przecież niebo by się zawaliło, gdyby chociaż na sekundę opuścił Syriusza. Prychnęłam, bo nie miałam w planach użerać się z nim jeszcze przez pół godziny, bo obstawiam, że dłużej z nim nie wytrzymam. Przykro mi. Razem z brunetką podeszłam do pozostałych, których miny były bardzo zniecierpliwione. Zaśmiałam się razem z Dorcas, przez ich dziecinne zachowanie, ponieważ chwila czekania ich nie zbawi.

-No w końcu - Remus popatrzył z grymasem na zegarek- ile można czekać?

-Przepraszamy, Remusie. – Zaśmiałam się – Po prostu niektórzy potrzebują na siebie więcej czasu.

-No przecież to samo się nie zrobi – Dorcas wskazała na swoją twarz i włosy, przez co wszyscy się zaśmialiśmy.

-Ja na moją Lilę mogę nawet sto lat- westchnął James.

-To nigdy się nie doczekasz. - Prychnęłam. – Poza tym nie jestem twoja – fuknęłam i zaczęłam iść przed siebie, nie czekając na innych.

Pokręciłam głową z dezaprobatą. Jak można być takim dzieckiem. Na Merlina! Przecież on ma 16 lat! Powinien się zajmować czymś bardziej poważnym. Przede wszystkim powinien trochę zmądrzeć.
Zaczęliśmy iść wzdłuż jeziora, po kamiennej drodze, która rozciągała się wokół całego jeziora, a także dalej poza nim, obok której postawione były ławki i zaczęliśmy rozmawiać, generalnie o wszystkim i o niczym. Z Remusem nasze tematy nie miały końca, ponieważ kiedy już zaczynałam mówić o szkole, to zawsze rozwijałam temat, przez co rozmowa o tym mogła trwać kilka godzin. Dor razem z Syriuszem szli na przodzie za rękę i z czegoś się śmiali. Oczywiście, to było bardzo miłe z ich strony. Jeżeli wyczujecie ten sarkazm... najpierw zmusiła mnie do wyjścia z nią, a teraz nawet się nie interesuje. Kiedy tematy do rozmów się już skończyły, co było bardzo dziwne, po prostu szliśmy w ciszy. Wreszcie ktoś postanowił się odezwać. I nie zgadniecie po prostu kto to był.

-Liluś umówisz się ze mną?

-Nie. - Westchnęłam. Byłam naprawdę ciekawa, dlaczego jeszcze mu się to nie znudziło.

-Ale dlaczego?

-Bo nie!

-Ale...

-Posłuchaj mnie wyraźnie - stanęłam w miejscu, przez co on też musiał to zrobić. Był o wiele wyższy, ale i tak spojrzałam mu się w oczy i powiedziałam ostro. - Nie wiem co chcesz przez to osiągnąć, ale z pewnością ci się to nie uda. - Warknęłam.

- Dobra, dobra. Nie musisz się tak wkurzać.

-To ty mnie wkurzasz- odparłam.

I tak właśnie wyglądały nasze krótkie wymiany zdań... Taa, wiem... Bardzo kreatywnie.

James był na siebie zły. Widziałam to po jego oczach. Próbował do mnie zagadać ale się bał odrzucenia z mojej strony. Nie dziwię się. Sama bym się siebie bała.

Wreszcie musieliśmy iść na obiad i zakończyć nasze super spacerki. Byłam szczęśliwa, że pozbędę się Pottera na dłuższy czas przed obiadem, ponieważ po tak długim spędzeniu z nim czasu miałam ochotę zwymiotować. Dor mogła by tak dłużej ale pociągnęłam ja za sobą, nawet nie dając powiedzieć jej „do zobaczenia" czy jakoś tak... Nie chciałam iść sama do zamku. Prawie zapomniałam o Katie i obróciłam się, żeby po nią wrócić, ale ona sama do nas doszła. Wreszcie mogłam odetchnąć i nie musiałam znosić towarzystwa tego tępaka i tego drugiego tępaka. Oczywiście nie chodzi mi tutaj o Remusa. Broń Merlinie!

Poszłyśmy tylko na chwile do dormitorium, żeby zabrać Marlenę, która okropnie się nudziła, ponieważ Alicja zostawiła ją sama w pokoju żeby coś zrobić, po czym znów z niego wyszłyśmy, by móc iść na obiad. Szczerze mówiąc byłam okropnie głodna po tym spacerze, który trwał dłużej niż przewidywałam.
Weszłyśmy do wielkiej Sali, w której było mało osób, w tym żadnego Huncwota, przez co uśmiechnęłam się szeroko. Znaczy... był tylko Peter. Ale on zawsze był w wielkiej Sali podczas jedzenia. Chłopaki z pewnością szykowali już jakiś kawał, który i tak będzie beznadziejny, ale mam nadzieję, że tym razem dostaną jakiś przyzwoity szlaban. Pospiesznie zjadłam swoją porcję i napiłam się soku dyniowego. Dziewczyny również kończyły już swoją porcję, a chłopaków nadal nie było. No cóż. Jak widać dzisiaj szlabanu nie będzie... A szkoda, bo liczyłam, że to może ja im coś wymyślę. Jestem o wiele bardziej kreatywniejsza w wymyślaniu szlabanów niż McGonagall albo Filch. Byłam tylko ciekawa, gdzie jest Alicja, ale w sumie miałyśmy projekt do zrobienia, a Alicja bardzo chciała dostać z niego dobre oceny, więc pewnie jest w bibliotece.

Po pół godzinie wyszłyśmy z Wielkiej sali i skierowałyśmy się ku dormitorium.

-Myślicie, że w tym roku McGonagall nam trochę odpuści?- Zapytała Marlena, kiedy minęłyśmy portret rozbujanych wierzb.

-Co masz na myśli? – zmarszczyłam brwi.

-W piątej klasie było to oczywiste, że każe nam ostro wkuwać, bo były SUM'y, ale w tym roku powinno być spokojniej.

-Masz rację – zgodziła się z nią Katie – Ten rok będzie najlżejszym od dłuższego czasu.

-Oni nam na każdym roku każą się uczyć – zaśmiała się Dorcas – Nie zdziwię się, że w tym roku będą się tłumaczyć OWTM'ami, które są za rok...

Zaśmiałyśmy się, bo rzeczywiście nauczyciele mieli na tym punkcie bzika. W drugiej klasie profesor Doughter powiedziała nam, że jeśli nie nauczymy się na pamięć jednego wersu wiersza, to nie zdamy do innej klasy. Co oczywiście było bujdą, ponieważ za takie coś nie można byłoby nie przejść...

Zostało nam kilka kroków do wieży, ale nagle, w ciemnym korytarzu, zobaczyłam w oddali jakąś postać. Podeszłam bliżej, ponieważ kogoś mi ona przypominała. Dziewczyny zrobiły to samo, a po chwili zauważyłam Syriusza całującego z jakąś panną. Nie widziałam dokładnie jej twarzy, ale była bardzo podobna do Dorcas. Też była brunetką, tylko miała krótkie włosy... Popatrzyłam się na Dor i natychmiast do niej podbiegłam. Była bliska płaczu. Szybko oderwała się ode mnie i pobiegła do pokoju wspólnego, a później do łazienki w dormitorium i zatrzasnęła drzwi.

-Dor! Wyjdź stamtąd, proszę – mówiłam to i ja i Marlena. Alicja weszła do pokoju i usiadła  na łóżku i kręciła głową, a Katie stała nie wiedząc co robić.

Wreszcie Dorcas wyszła ale nie odezwała się ani słowem. Weszła pod kołdrę i przez cały dzień leżała z głową na poduszce i płakała. Nie mogłam na to patrzeć. Postanowiłam, że pójdę do Syriusza i porozmawiam z nim. Nie byłam zadowolona z jego zachowania. Nie mam pojęcia, czy oni są już razem, ale ja po prostu nie mogę patrzeć, jak moja najlepsza przyjaciółka wylewa wszystkie łzy z oczu.

Już miałam wstawać, kiedy zobaczyłam, że Dorcas również to robi. Podeszła do lustra, nic nie mówiąc. My też zresztą nie miałyśmy nic do powiedzenia. Przyznaję się, że nie jesteśmy dobre w pocieszaniu innych. Brunetka wytarła oczy i poprawiła włosy po czym wyszła. Pobiegłam za nią, ponieważ mogła sobie jeszcze coś zrobić.

-Dor, czekaj! – krzyczałam, ale ona mnie nie słuchała.

Dalej szła przed siebie, a ja za nią, ponieważ naprawdę się o nią bałam. Wreszcie już wiedziałam, gdzie ona podąża. Szła w kierunku dormitorium chłopaków. Na szczęście u chłopców schody nie są zaczarowane i nie musiałyśmy się jakoś wytężać. Widocznie Dor chciała porozmawiać z chłopakiem, co według mnie było bardzo dobrym i rozważnym zachowaniem. Dziewczyna bez pukania weszła do dormitorium, przez co wszyscy spojrzeli się na nią w zaskoczeniu.

-Kochanie co się...- Syriusz widząc zapłakane oczy ukochanej podszedł do niej i chciał ją przytulić, ale coś nie wyszło.

-Ty głupia świnio..., idioto. Nienawidzę cię! - Krzyknęła na całe gardło, po czym zaczęła walić pięściami w Syriusza gdzie popadnie. Wszyscy przyglądali się temu zdarzeniu, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia, ponieważ Dorcas nigdy nie używała 'przemocy'. Potrafiła nieźle krzyknąć, no ale żeby od razu bić...?

-Ty egoisto..., nienawidzę cię ty durniu.

Dorcas bez sił padła na podłogę i płakała. Chłopak patrzył się na to z osłupieniem. Chciał ją podnieść ale wbiegłam do pokoju i ją przytuliłam, później popatrzyłam się na niego z dołu.

-Jak mogłeś? - Zapytałam - i pewnie jeszcze nie wiesz o co chodzi! - Powiedziałam mu w twarz, kiedy zobaczyłam jego minę, która wyrażała wszystko.

Dorcas wybiegła z pokoju, a ja jeszcze się na wszystkich spojrzałam.

-I macie się do nas nie zbliżać - zdążyłam jeszcze krzyknąć, a kiedy zatrzasnęłam drzwi, zdążyłam jeszcze usłyszeć:

-Stary co ty jej zrobiłeś? - James zaczął się śmiać.

-Ale ja nie wiem!- Syriusz krzyknął i padł na łóżko- co ja takiego znowu złego zrobiłem?- zapytał sam siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro