chapter 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily

Następnego dnia rano obudziłam się przed dziewczynami, więc sama zeszłam do Wielkiej sali i usiadłam przy stole Gryfonów. Ze spokojem stwierdziłam, że Potter, który również był dzisiaj sam, nie odwrócił nawet do mnie głowy, więc mogłam spokojnie spożywać posiłek. Wzięłam do ręki talerz jajecznicą i nałożyłam sobie trochę.

-O, hej Lily! – usłyszałam głos Jamesa i od razu uderzyłam głową o stół.

-Hej? Co ci się stało? Dostałeś jakieś pranie mózgu?

-Nie. Dlaczego?

-Jeszcze nigdy nie słyszałam, jak poprawnie wymawiasz moje imię - Spojrzałam się na niego, a on zrobił głupią minę.

-Nie. Przecież musiało być więcej takich sytuacji - stwierdził, a ja pokręciłam głową.

-Potter, mogę policzyć na placach, ile razy nazwałeś mnie Liluś, ale Lily nigdy nie wypowiedziałeś.

James pozostawił moje słowa bez komentarza, więc zjadłam szybko śniadanie i poszłam do dormitorium. Zobaczyłam Dor, która jak zwykle się do czegoś szykowała. Katie malowała coś w swoim zeszycie, Marlena leżała i patrzyła się przez okno, a Alicji nie było w ogóle w pokoju.

-Do czego się szykujesz Dor? - Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam zadanie z eliksirów, które trzeba było napisać na za tydzień, ale wolałam me zrobić wcześniej.

-Syriusz zaprosił mnie na randkę! - powiedziała pełna entuzjazmu.

Znowu? Przecież wczoraj już na jednej byli...

-Znowu? Ja mam dzisiaj korki z Potterem. Co za pech! – Oooo nie... właśnie sobie o tym przypomniałam. I to jeszcze miałam iść do niego zaraz po śniadaniu. No cóż. Będzie musiał chwilę zaczekać.

-Lil, ty wiesz, że on Cię naprawdę bardzo lubi - westchnęła i obróciła się w moją stronę, a Marlena pokiwała energicznie głową.

-Gdyby mnie bardzo lubił zrobiłby coś dla mnie miłego. A nie tylko kompromitował przed całą szkołą. – fuknęłam zła i zaplotłam ręce na klatce piersiowej.

-No dobra. Pomożesz mi? Nie wiem jaką fryzurę. - Zmieniła szybko temat, a ja byłam zadowolona, że tak szybko odpuściła temat.

-Proponuje loki. - Stwierdziłam po chwili, przez chwilę jej się przyglądając.

Przez piętnaście minut pomagałam jej ze wszystkim, byleby tylko nie iść na te zasrane lekcje.

-To tak właściwie, to na którą macie się spotkać? - zapytała Katie.

-Jakoś tak w pół do jedenastej? – zamyśliłam się.

-Eee, ale ty wiesz, że już prawie za pięć?

Ups. Niechcący...

-No już zaraz wychodzę – mruknęłam, a Dorcas zaśmiała się.

W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi i była pewna, że był to Syriusz.

-Łał, Dor. Ślicznie wyglądasz. - Powiedział od razu, kiedy wszedł. Jak dla mnie - bardzo tandetnie, ale się stara. Tak myślę.

-Dziękuję - Dorcas pokryła się rumieńcami i wzięła go za rękę, po czym wyszli z dormitorium.

-Życzę miłego wieczoru! - krzyknęłam jeszcze, ale chyba mnie nie usłyszała.

Po następnych pięciu minutach wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i zeszłam do pokoju wspólnego i usiadłam na kanapie obok kominka.

-Spóźniłaś się. – mruknął.

-Robię dokładnie to co ty, kiedy masz iść na lekcję – stwierdziłam – I przepraszam za spóźnienie, ale miałam coś bardzo ważnego do roboty.

-Dobra, załóżmy, że się nie obrażam. Masz – podał mi stokrotkę, a ja prawie się zakrztusiłam śliną.

Spojrzałam na Jamesa, który miał chwilowo banana na twarzy. NIE MAM POJĘCIA DLACZEGO, LUDZIE RATUNKU. Ubrał się w koszule i ułożył włosy, ale po chwili roztargał je ręką. Nadal nie rozumiałam jego zamiarów. To nie miała być żadna randka! Odkaszlnęłam i wskazałam mu miejsce obok mnie, na którym już po sekundzie usiadł.

-Żeby nie było. To nie jest randka.

-Dobra, dobra. Po prostu się uczymy. - Potwierdził.

-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale uczesałeś włosy i ubrałeś koszule, a kwiaty to tak dla ozdoby - Pokręciłam głową, na co uśmiechnął się.

-No wiesz... Taka nowa metoda uczenia.

No tak. W sumie to mogłam się tego spodziewać. Nawet jakby się ubrał w najdroższe ubrania na świecie, to i tak nigdy bym z nim nigdzie nie poszła.

Przez godzinę tłumaczyłam mu eliksiry, ale on cały czas się na mnie gapił tymi swoimi wielkimi oczami. Naprawdę myślałam, że zaraz mu wylecą z jego pięknej buźki.

-James, ja nie mogę. Przepraszam. - wstałam z sofy i spojrzałam się na niego ostatni raz. Chyba nie wiedział o co mi chodziło, ale nie martwiłam się tym. Po prostu miałam go dosyć. Godzina to wystarczający czas.

-Ale przecież jeszcze nie skończyliśmy.

-Ja już skończyłam. Mam nadzieję, że dostaniesz z tego chociaż zadowalający - wzięłam książki i pobiegłam na górę, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju i położyć się do łóżka, chociaż i tak było dopiero południe. Byłam po prostu zmęczona tym wszystkim. Całym życiem z Jamesem Potterem.

Ale chwilę później, kiedy już tak leżałam pod kołdrą, pojawiły się wyrzuty sumienia. Dlaczego ja to zrobiłam? Przecież dla niego to było takie nie sprawiedliwe! Może on rzeczywiście chciał tylko pomocy w eliksirach? A co jeżeli przeze mnie nie uda mu się napisać sprawdzianu? Jestem taką idiotką. W moich oczach pojawiły się łzy, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
Wszedł James, chociaż nie pozwoliłam mu tego zrobić.

-Pozwoliłam ci wejść? - Zapytałam sucho.

-Zapomniałaś wziąć - położył stokrotkę na moim łóżku, uśmiechnął się krzywo i wyszedł. Świetnie! Teraz jestem jeszcze większą idiotką! On chciał tylko dać mi kwiaty...

Byłam okropna! Nawet go nie przeprosiłam! A on chciał dla mnie jak najlepiej. Położyłam się na łóżku zrezygnowana i zasnęłam, próbując nie myśleć o tym co się stało. Obudziłam się dosyć późno. Dostrzegłem wzrok moich przyjaciółek.

-Co znowu? - Zapytałam.

-Jak było rano? No wiesz...- spytała Marlena, za którą stały Katie, Dorcas i Alicja z poważnymi minami.

-Ja. Ja chyba muszę go przeprosić... – westchnęłam.

-Coś ty znowu narobiła? - Dor była mną załamana. - Miałaś tylko dać mu lekcje eliksirów!

-Ja sama nie wiem - odezwałam się, po chwili walnęłam się ręką w czoło – ale ze mnie idiotka.

Zrezygnowana położyłam głowę na poduszce.
Dziewczyny siłą zmusiły mnie na pójście na kolację. Wstałam, ubrałam się, patrząc na nie ze wściekłością, że kazały mi się w ogóle ruszyć z ciepłego łóżka i zeszłam z nimi na kolację. W sali oczywiście byli Huncwoci. Usiadłam i spuściłam głowę, nie chcąc patrzeć mu w oczy. Postąpiłam podle. A co jeżeli on nie zda do ostatniej klasy i nie będzie mógł sobie znaleźć pracy? I to wszystko przeze mnie.
Wszyscy się na mnie patrzyli. Nie miałam odwagi podnieść mojego wzroku. Nie miałam nawet siły niczego zjeść. Czułam się okropnie.

-Lily? - zaczęła Dorcas- zjedz coś.

-Nie mam ochoty. Pójdę już.

Wyszłam z Wielkiej sali i pobiegłam do pokoju, myśląc o tym wszystkim i miejąc coraz większe wyrzuty sumienia. Wreszcie położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać cokolwiek, by tylko się nie nudzić. Wreszcie przyszły dziewczyny, ale ja nie oderwałam nawet na chwilę wzroku od lektury, by na nie spojrzeć. Wiedziałam, że przyglądały mi się.

-No co? – zapytałam wreszcie odkładając książkę na bok.

-Myślisz, że byłoby to bardzo okropne, gdybyśmy mogły podsłuchać ich rozmowę? – Dorcas zbyła moje pytanie.

-O czym mówisz? – zdziwiła się Alicja.

Dorcas usiadła na podłodze i poklepała miejsce obok siebie, pokazując, żebyśmy usiadły obok. Wstałam z miejsca i podeszłam do niej zaciekawiona, tak samo jak reszta dziewczyn.

-Ostatnio kupiłam coś w Hogsmeade – uśmiechnęła się tajemniczo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro