Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatni dzień w Hogwarcie.
Rok szkolny tak szybko się skończył.
Dziewczęta pakowały się i jeszcze raz sprawdzały szafy, czy przypadkiem czegoś nie zostawily.
Lily stanęła w progu z walizką w ręce i uśmiechnęła się smutno.
Dwa miesiące wakacji a potem przyjedzie tu znów na ostatni rok nauki.
Z jej oczu poleciała jedna łza, którą szybko otarła ręką. Wzięła kufer do ręki i zeszła z nim ze schodów.

-Nie płacz - usłyszała głos zza pleców. Odwróciła się ale osoba była już przy niej i na nią wpadła.

-Przepraszam cię, James. Ale wiesz... Jeszcze tylko rok i skończymy tą szkołę.

-Ale to dopiero za rok. A teraz nie płacz już. Uśmiech!

Dziewczyna zaczęła się śmiać. Nie wiadomo dlaczego James rozśmieszał ją nawet nic nie robiąc.

-Chodźmy na kolację. Jest już późno.

-Tak. Masz rację.

Evans popatrzyła jeszcze na pokój wspólny i wyszła przez obraz.
Szli razem w milczeniu. Nie mieli wspólnego tematu. Ale ta cisza była taka jakaś inna. Nie była tak stresująca. Była spokojna.
Doszli w końcu do wielkiej sali, gdzie czekały na nich pięknie udekorowane stoły, a nad nimi wisiały wielkie gobeliny z barwami domów.
We dwójkę usiedli obok huncwotów, Dorcas i Kat. Ze spokojem wszyscy czekali na przemowę Dumbledora. Tylko Glizdek wiercił się i kręcił, bo chciał coś zjeść

-Witam wszystkich - rzekł Dumbledore - na ostatniej wieczerzy w tym roku szkolnym. Bardzo się cieszę, że dotrwaliście do końca. Wiem, że jesteście głodni i zmęczeni dlatego wsuwajcie!

Po jakże wielkiej przemowie wszyscy zabrali się za jedzenie.
Kiedy już wszyscy skończyli nagle z nieba posypać się czarodziejski, złocisty proszek (oczywiście tylko na ślizgonów) i wszystkim slizgonom wyrosły kolorowe skrzydła. Najlepsze było to, że Snape miał największe i tęczowe a potem na sklepieniu pojawił się napis:
Dla naszego wspaniałego Snape' usia, który jest największą królową motylków we wszechświecie!

Nagle Snape uniósł się w powietrze i zaczął szybować po wielkiej sali i śpiewał piosenkę o pszczółce Mai.
W pomieszczeniu dało się słyszeć śmiechy i oklaski. Huncwoci wstali i kłaniali się.

-Dziękujęmy.

-Co wy braliście?! - Lily Evans była zszokowana.

-Naprawdę? Motyle? Kto to wymyślił? - Dorcas z niedowierzaniem pokręciła głową. Wszystkie dłonie Huncwotów skierowane były na Łapie. Ten tylko się wyszczerzył - No tak... Mogłam się tego domyśleć...

-Ale to przecież był dobry pomysł - Syriusz próbował się usprawiedliwić.

-Nie wiem co wam się dzieje...

-Teraz już wiem, że wy nie macie mózgów! - Krzyknęła Dorcas i wstała - Panie i Panowie! Ogłaszam, że nasi cudowni Huncwoci są bezmózgowi! - Cała sala ryknęła śmiechem.

-Ależ Dorciu, przecież my o tym doskonale wiemy - powiedział James.

Kolacja skończyła się wyjątkowo szybko. Nie wiadomo kiedy wszyscy wchodzili do wagonów czerwonego pociągu. Huncwoci usiedli razem z dziewczynami. Zresztą tak jak zwykle. Postanowili, że zagrają w butelkę. Skoro to ich ostatnie kilka godzin warto je wykorzystać.

-Dobra, Luniek, kręcisz pierwszy.

Lunatyk zakręcił butelką i wypadło na Syriusza.

-Dobrze. Więc pytanie czy wyzwanie?

-Oczywiście, że wyzwanie!

-Na stacji masz podejść do matki Smarka i powiedzieć jej, że zostanie twoją teściową, i że razem z nim masz dziecko...

-Okey. Teraz ja! - Wypadło na Lilke - pocałuj naszego Rogasia w usta przez 30 sekund!

-Że co proszę?! - krzyknęła zdenerwowana.

-To co słyszałaś.

-Łapo, wiem gdzie mieszkasz. Tak właściwie to wiem gdzie James mieszka...

Ruda podeszła do uśmiechniętego Pottera. Kiedy już odchodziła, James zawołał:

-Mogła byś to robić częściej Evans! - mrugnął do niej.

-Najwyżej w twoich snach Potter!

****
I jest kolejny rozdział! Taki mega, mega krótki i bezsensowny!!! Przepraszam was ale nie mam w ogóle czasu na pisanie. Teraz rozdziały będą wychodzić częściej ale będą krótkie (tak jak napisaliście w komentarzach).

Angel l3

P.s. Rozdział nie sprawdzany!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro