Rozdział 36 *Syriusz*
Szybkim krokiem przemierzyłem cały korytarz skracając w następny.
Znów zapomniałem, że miałem iść gdzieś tam z Jamesem i Lunatykiem.
Umówiliśmy się pod wejściem do pokoju życzeń. Tylko teraz mam problem... Muszę pomyśleć o tym gdzie chcę się znajdować. Było by to o wiele łatwiejsze gdyby nie fakt, że ktoś już w tym pokoju jest...
Już wiem co!
Pomyślałem o tym, gdzie chcieli by się znajdować gryfoni razem ze ślizgonami, co było naprawdę proste. Drzwi natychmiastowo się otworzyły, a moim oczom ukazał się stadion, gdzie rozgrywa się mecz Quidditcha.
Wszedłem do niego i zobaczyłem chłopaków siedzących na trawie, którzy zawzięcie o czymś rozmawiali.
Podszedłem do nich i wsiadłem koło Krisa i Jamesa.
-Już jestem - odezwałem się - coś mnie ominęło? - wszystkie oczy były zwrócone w kierunku mnie.
-Nic ciekawego Łapciu - powiedział James - A jak z 'twoimi' puchonkami?
-Całkiem, całkiem - odpowiedziałem chociaż dobrze wiedziałem, że powiedział to sarkastycznie.
-No dobrze! Mamy już obmyślony plan na Smarka. Teraz trzeba będzie go wykonać. Ktoś się zgłasza? - zobaczyłem podniesione wszystkie ręce - To dobrze - klasnął w dłonie James - Ja razem z Syriuszem i Remusem pójdziemy do Zonka. Załatwimy tam wszystkie potrzebne nam rzeczy, a wy - wskazał na Krisa, Roy'a i Luka - macie przynieść nam jakieś rzeczy naszego kochanego Severuska.
-Mam lepszy plan - znów się odezwałem, a Rogacz spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Zwykle to on wymyślał plany do wykonania - Czy ktoś tu zna się na eliksirach? - Zapytałem, a w odpowiedzi zobaczyłem dwie podniesione ręce Remusa i Roy'a. - To dobrze. James - zwróciłem się do niego - Niech Roy i Remus znajdą wszystkie składniki i zrobią potrzebny eliksir, Kris i Luke wezmą Smarkowi jego rzeczy, a my pójdziemy do Zonka.
-Genialny pomysł - uśmiechnął się - kto jest za?!
-Ja! - Krzyknęliśmy wszyscy razem.
-To co? - Kris wstał z miejsca - Skoro już wszytko postanowione to gramy?!
-Jeszcze się pytasz?! - James już wskakiwał na miotłę.
Ja również wskoczyłem na swoją i poleciałem w górę.
Gra rozpoczęła się natychmiastowo. Nie liczyliśmy punktów, chcieliśmy tylko, żeby była dobra zabawa. Każdy z nas śmiał się i nikt się nie obrażał lub kłócił. To było naprawdę świetne.
Jeszcze w te wakacje wyśmiałbym kogoś, kto powiedziałby mi, że zaprzyjaźniłbym się ze ślizgonami, a teraz jest naprawdę fajnie i cieszę się, że to zrobiliśmy.
Kiedy skończyliśmy pożegnaliśmy się i poszliśmy w swoje strony aby wykonać zadania. Remus i Roy skierowali się w stronę lochów tak jak Kris i Luke. Ja razem z Jamesem szybko pobiegliśmy pod peleryną niewidką pod posąg jednookiej wiedźmy i weszliśmy do długiego tunelu.
Szliśmy tak pół godziny i w końcu doszliśmy do klapy pod miodowym królestwem.
Już byliśmy u Zonka, kiedy znów zobaczyliśmy coś bardzo dziwnego.
Mianowicie zobaczyliśmy Petera. Szybkim krokiem Podeszliśmy do niego.
-Peter? Co ty tu znowu robisz? - Krzyknąłem z oddali. Ten podskoczył kiedy mnie usłyszał.
-No, ten tego... Ja no wiesz... Matką jak zwykle musi załatwić coś z szatami - podrapał się po karku.
-Ale przecież na Pokątnej też nożna to zrobić - zauważył James a mi wydawało się, że Petegrew zbladł.
-Emm, no wiesz... Tutaj lepiej szyją i w ogóle. Poza tym moja matka przyjaźni się z krawcową - wytłumaczył się.
-Acha - wszystko zrozumiałem - To my idziemy do Zonka. Pa Peter! - Krzyknęliśmy jeszcze na pożegnanie.
Weszliśmy do lokalu i odszukaliśmy liną różdżkę, a także eliksir szybkiego malenia i eliksir zmieniania twarzy.
-To tyle? - Zapytał się sprzedawca.
-Jak narazie to wystarczy - powiedział za mnie James i razem ze mną wyszedł ze sklepu.
Szybko przeszliśmy przez klapę i znów znaleźliśmy się w tym ochydnym, brudnym i zimnym tunelu.
Chcieliśmy zdążyć jeszcze na trzy ostatnie lekcje ale nie wiem, czy nam to wyjdzie. Najwyżej przepiszemy notatki od Evans...
-----------
Kolejny rozdział. Boże jak ja was rozpieszczam :'')
Miał być za kilka dni ale jest!
Jak sądzicie, jaki żart zrobią Severusowi? Piszcie propozycje w komentarzach ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro