Rozdział 40 *James*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłem tak cholernie wściekły na Syriusza, że aż rozwalało mnie od środka. Jak mógł zrobić coś tak nierozważnego?! On mógł zostać wylany ze szkoły a najgorsze...

Severus Snape mógł umrzeć.

*Trzy godziny wcześniej*

Tak jak zawsze w pełnię, wyszedłem razem z Łapą z dormitorium i skierowałem się na Błonia, gdzie miał czekać na nas już przemieniony Lupin. Niczego się nie spodziewając wyszedłem po cichu z zamku i jak zwykle kazałem zamknąć się Blackowi, bo znów coś mówił. Tak jak zwykle zszedłem kamienną dróżką pod samą wierzbę bijącą ale naszczęscie coś zauważyłem.

A mianowicie.

Zauważyłem Smarka, który wiziął jakiś kij do ręki i zaczął okładać nim biedne drzewo, które i tak było mocno poturbowane. Wiedząc, co się za chwilę stanie, przemieniłem się w jelenia i pobiegłem do Snape'a, chcąc mu pomóc. Oczywiście musiał mi przywalić, bo mnie nie zauważył ale w porę wrzuciłem go na swój grzbiet.

Generalnie rzecz biorąc, wierzbie nie spodobało się to co zrobił Smark, więc naprężyła się i z całej siły zaczęła w niego walić gałęziami.

Ten cały widok sprawiał, że chciałem zacząć się śmiać, ale musiałem zachować powagę sytuacji.

Zetknąłem na Łapę ale ten tylko stał roześmiany lecz po chwili się opamiętał i staną jak przerażony.
Dosłownie teraz zrozumiałem co się stało.

Wierzba bijącą uderzyła ślizgona tak, że upadł na ziemię i stracił przytomność.

Szybko oprzytomniałem, pobiegłem do niego i ułożyłem w bezpiecznym miejscu. Przemieniłem się tym razem w człowieka i sprawdziłem, czy oddycha.

-Łapa! Szybko po panią Pomfrey! - Krzyknąłem a ten posłusznie pobiegł w stronę Hogwartu.

Już miałem wstać i go zanieść na rękach, kiedy usłyszałem wycie. Już wiedziałem, co za chwilę wybiegnie z wielkiej dziury pod drzewem. Tak jak myślałem po chwili pojawił się Lunatyk, tyle że przemieniony w wilkołaka.

To był pierwszy moment od dłuższego czasu, kiedy stałem sparaliżowany nie wiedząc, co robić.

Na szczęście Snape jeszcze się nie obudził, wiec nie mógł widzieć wilkołaka. Po chwili przemyśleń przemieniłem się w zwierzę i pobiegłem do Remusa. Zacząłem skakać do okoła niego a ten zaciekawiony przystanął i spojrzał na mnie. Pobiegłem w stronę lasu, a on poleciał za mną.

Zostawiłem Smarka samego, ale mam nadzieje, że Syriusz przybędzie na czas.

*Teraz*

-Co się stało?! - Usłyszałem głos przerażonej Lily, która stanęła koło mnie - obudzono mnie i kazano przyjść do skrzydła szpitalnego razem z tobą.

Dopiero teraz zauważyłem, że jest w samym szlafroku. Nie miałem ochoty jej odpowiadać ale w końcu musiałem, bo nie chcę mieć przed nią kłamstw.

-Snape tam jest - Powiedziałem szybko, mając nadzieję, że nie doszłyśmy lub nie zrozumie. Ruszyłem do przodu a ona za mną.

-Jak to "Snape tam jest"?! - Krzyknęła i stanęła w miejscu - Co wyście zrobili?!

-Już spokojnie, Evans - wziąłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą - chyba wszystko z nim w porządku.

-Chyba?

-Znaczy się nie wiem. Ostatni raz jak ho widziałem był nieprzytomny.

-I to według ciebie jest "chyba wszytko w porządku"??! - Znów krzyknęła ale tym razem przyspieszyła kroku.

-Oj, Lily. To nie moja wina, że Snape wyszedł sobie o północy na Błonia - westchnąłem.

-Już nic nie mów - warknęła - po prostu się nie odzywaj.

Zrobiłem to co kazała i nie mówiłem nic przez całą drogę. Nie chciałem się kłócić ale wiedziałem, że Snape to jej były przyjaciel i nawet jeżeli się nienawidzą to nadal im na sobie zależy. Nawet nie wiem jak to możliwe. Jeżeli kogoś się nie lubi to nie powinno się o niego martwić.

-A tobie nic nie jest? - Zapytała ostrożnie a ja uśmiechnąłem się. - No wiesz. Jest pełnia.

-Jak widzisz, jestem cały.

-To dobrze - pocałowała mnie w policzek - Nie wiem co bym zrobiła, gdyby tobie się coś stało - dodała ciszej, mając nadzieję, że tego nie usłyszę.

-Pewnie byś była w żałobie przez dziesięć lat i te sprawy... - Mruknąłem.

Nie odezwała się. Szliśmy przez resztę drogi w ciszy. Wreszcie doszliśmy do skrzydła, gdzie na jednym z łóżek leżał Snape. Miał liczne ślady po zadrapaniach od wierzbie, która chciała się tylko bronić. Szczerze mówiąc to na początku nie wiedziałem, dlaczego Smark w ogóle był na Błoniach o północy. Dopiero Syriusz powiedział mi jakieś dwadzieścia minut temu, co zrobił.

Byłem na niego tak cholernie wściekły. Przez niego Lily jest smutna a ja nie znoszę, kiedy taka jest.

-O Merlinie! Co się z nim stało? - spytała przerażona.

-Krótko mówiąc zaatakowała go Wierzba bijąca - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

-Jak do tego doszło?

-Z tego co wiem to sam zaczął nawalać w nią jakimś badylem. Ale to tylko taki szczegół - przewróciłen oczami.

Obok Smarka stali McGonagall, Slughorn, Dumbi i Pomfrey. Rozmawiali ze sobą po cichu ale kiedy nas zauważyli zamilkli.

-Panno Evans - usłyszałem surowy głos McGonagall - muszę poinformować panią, że nie wykonuje pani swoich obowiązków prefekta naczelnego - zauważyłem, że Lily posmutniała.

-Ale przecież to nie jej wina! - Krzyknąłem z oburzeniem - To Snape wymknął się z zamku!

-Panna Evans powinna czuwać tej nocy na korytarzu - odpowiedziała z wyniosłością McSztywna. - Czyż nie? - Zwróciła się do niej.

-Tak, proszę pani - Dziewczyna opuściła głowę.

To całkowicie zmienia postać rzeczy, chociaż ja nadal nie wiem, dlaczego oskarżają o to biedną Lily. Przecież mogła być zmęczona i mogła zasnąć. W końcu wiem to, że uczyła się całą noc razem z dziewczynami.

-Dlatego postanawiam zmienić prefekta - ciągnęła swoje wywody. Przestraszyłem się. Dobrze wiedziałem, że Lily bardzo chciała być prefektem naczelnym - oddaj mi swoją odznakę - wyciągnęła do niej rękę a ruda niechętnie zdjęła odznakę i podała nauczycielce.

-Więc kto nim będzie - spytała cicho.

-Jeszcze tego nie wiem. Jak narazie obejdziemy się tylko z jednym prefektem.

Odwróciła się i dołączyła do pozostałego grona nauczycieli. Znów pogrążyli się w rozmowie. Podeszłam do dziewczyny i przytuliłem ją.

-Nie martw się - pogłaskałem ją po plecach.

Po chwili do skrzydła weszło kilku ludzi w białych kitlach i podeszli do nauczycieli znów coś szepcząc, co mnie niesamowicie wkurzało. Co do tych ludzi to podejrzewam, że to magomedycy, którzy właśnie wynosili Snape'a na noszach.

Zaraz, zaraz...

Że co?!

-Pani profesor - zaczęła cicho Lily - Co się dzieję?

-Obawiam się, że Panem Snape'm będzie musiał się zająć ktoś bardziej doświadczony. Mam nadzieję, że to nie był jakiś głupi żart, bo jeżeli tak... - westchnęła - To obawiam się, że konsekwencje będą bardzo surowe - popatrzyła się na nas groźnym wzrokiem - A teraz... Pora do łóżek! - Klasnęła w dłonie i wyłoniła nas ręką.

Posłusznie oddaliśmy się do wieży Gryffindoru. Po drodzę zastanawialiśmy się co mogło mu się stać. Jedyne co wiemy to to, że jeżeli się dowiedzą, że zrobił to Syriusz, to będzie miał naprawdę przechlapane...

----------------

Cześć misiaczki :**

Co tam u was? Ja choruje :'(
Na szczęście zdobyłam trochę czasu, żeby napisać dla was rozdział :3

Angel ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro