Rozdział 56 *Remus*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przebiegliśmy szybko całą grupą do skrzydła szpitalnego, gdzie ponoć zabrali Syriusza. Jak narazie nic nie wiadomo, bo z McGonagall ciężko się rozmawia, ale wiem, że jest źle. Co prawda czarodzieje dysponują różnego rodzaju magią, ale przecież nie mogą przywrócić kogoś do życia.

Oczywiście Syriusz żyje! Jest tylko po prostu bardzo mocno poturbowany. Co ja gadam?! Przecież on zleciał z wysokości czterech pięter!

Odczuwam wstręt, do Ślizgona, który to zrobił. To było bardzo nierozsądne z jego strony.

***

Po chwili chodzenia doszliśmy do skrzydła szpitalnego i znaleźliśmy panią Pomfrey, która stała akurat nad Syriuszem.

-Proszę pani, co się z nim dzieje? - Lily szybko zareagowała.

-Ma złamane kończyny i kręgosłup. Dałabym radę mu pomóc, ale to sto sześciesiąt kości, dlatego szybciej wyzdrowieje w Świętym Mungu.

-On jedzie do Świętego Munga? - Usłyszałem Dorcas, na co pani Pomfrey pokiwała głową.

-Spokojnie. Wyzdrowieje za jakieś trzy tygodnie.

-Trzy tygodnie? - Teraz to wszyscy byliśmy zdziwieni.

-Czy ja już wam mówiłam, ile to kości? A teraz zamykać mi dzieciaki!

Posłusznie wyszliśmy ze skrzydła szpitalnego podążając do wieży Gryffindoru. Po chwili usłyszeliśmy dziecięce śmiechy.

-To tutaj - szepnęła jakaś dziewczynka, która chwilę potem wyłoniła się zza korytarza. Poznałem ją od razu.

-Tonks? - Zawołałem, a ta natychmiastowo się obruciła.

-O! Remus! - Zaśmiała się znowu - Widzicie, mówiłam wam, ze go poznałam - powiedziała do kilku swoich koleżanek.

Moi przyjaciele spoglądali na mnie ze zdziwieniem.

-To Tonks. Chodzi do drugiej klasy - wytłumaczyłem.

-Miło Cię poznać - Lily uśmiechnęła się i podała kolorowowłosej rękę, a ta ją uscisnęła.

-Mówiłam wam - Nimfadora założyła ręce na klatce piersiowej i zerknęła na pozostałe przyjaciółki.

-Masz rację - westchnęły - Jesteś teraz szczęśliwa?

-Jestem - dziewczynka uśmiechnęła się bardzo szeroko.

-To chodźmy już - westchnęła druga - Sprout będzie zła!

-Idziemy! - Krzyknęła Tonks i pobiegła w stronę Hufflepufu.

Zaśmiałem się razem z innymi, kiedy dziewczynki zniknęły nam z pola widzenia.

-Na nas chyba też czas - zwróciła uwagę Lily - Zaraz wyjście do Hogsmeade.

-Idziemy się przygotować - poinformowała Marlena, a już po chwili dziewczyny zniknęły za zakrętem.

Ja również powinienem być przygotowany, ale odechciało mi się gdziekolwiek iść...

***

#chwilowybrakweny ogłaszam za rozpoczęty. Obiecuje, ale to obiecuje, że następny będzie o wiele, wiele dłuższy, ale po prostu na Remusa nie miałam żadnej weny.

Piszcie komentarze, bo to dla mnie bardzo ważne. To ogromnie motywuje do pisania (szczególnie te komentarze z brakiem sensu) więc będzie wtedy możliwość, że rozdział pojawi się szybciej i będzie dłuższy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro