Rozdział 68 *Lily*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lato już dawno minęło i wszyscy zaczęli się przygotowywać do zimnego sezonu polowania na Jednorożca.

Urodziłam dziecko półtora roku temu. Razem z Jamesem zdecydowaliśmy, że będzie miało na imię Harry, po dziadku Jamesa. Od początku bardzo mi się podobało, dlatego bez wahania stwierdziliśmy, że jest najlepsze dla naszego dziecka.

Po jego narodzinach dałam znać Petuni, ale niestety ona nie chciała zostać matką chrzestną, nawet nie chciała go widzieć.

Dwa tygodnie temu, dowiedzieliśmy się o przepowiedni, którą powiedziała Trelawney. To były pierwsze dni szoku, gdzie nie ruszaliśmy z domu, ani na minutę. Na zakupy chodziliśmy bardzo rzadko, a kiedy już to robiliśmy, to z wielką ostrożnością. Żyliśmy w strachu o nasze życie.

Kilka dni temu Dumbledore powiedział, że jest tylko jeden sposób na to, żeby nic nie stało się Harry'emu.

Jedynym sposobem jest rzucenie niezwykłego zaklęcia, który będzie chronił naszą rodzinę.

Początkowo chcieliśmy wybrać Syriusza na tego, który będzie strzegł naszego sekretu. Niestety Łapa powiedział, że nie powinniśmy tego robić, ponieważ Voldemort spodziewał by się tego. W takim razie postanowiłam, że będzie nim Glizdogon. Wiele wycierpiał, będąc śmierciożercą. Wiem, że wielkie poczucie winy zżerało go od środka. Inni myśleli, że był taki jak dawniej. Ja natomiast myślałam, że się zmienił.

***

Trzydziesty pierwszy października zaliczał się do najbardziej mroźnych dni w tym miesiącu. Zaczął padać nawet śnieg, choć nikt się tego nie spodziewał.

Postanowiłam zostać w domu razem z Harrym i nie wychodzić nigdzie, ponieważ wiał okropny wiatr. James musiał iść do Syriusza załatwić parę ważnych spraw.

Zresztą, nawet jeżeli była by piękna pogoda i tak mogłabym wyjść tylko na nasz mały ogródek za domem. Jest on również chroniony, jak i dom, więc Voldemort nie będzie w stanie nas zobaczyć. Oczywiście James, jak to James, nie pozwalał mi wychodzić nawet na ogródek, bojąc się o moje życie, więc byłam skazana na całodobowe siedzenie w domu. I tak mamy juz od kilku miesięcy.

Tylko czasami James gdzieś wychodził. Nawet nie mówił za wiele. Wiem tylko, że starał się wydobyć jakieś informacje, na temat, gdzie znajdywał się  Voldemort.

Siedziałam więc w domu trochę osamotniona. Tylko troszeczkę, ponieważ Harry umilał mi większość czasu w domu. Miałam też wiele obowiązków, więc nie nudziłam się zbytnio. Niestety ciężko było siedzieć samej z małym dzieckiem w domu, przez cały dzień, mając nawet dużo roboty. Po prostu brakowało czegoś w tym życiu.

Westchnęłam głośno, kiedy znów usłyszałam donośny płacz dziecka. To już chyba trzeci raz w ciągu tej pół godziny. Chciałam dokończyć sprzątanie, ale Harry wcale mi w tym nie pomagał. Myślałam, że kiedy położę go do łóżeczka, będzie trochę spokojniej.

-Harry - Mruknęłam - Idź już spać.

Dziecko po chwili zasnęło, ale jestem pewna, że nie na długo. Mam nadzieję,  że James zaraz wróci, to może jakoś mi pomoże.

Kończąc prace w salonie przypomniałam sobie o obiedzie dla męża i malucha. Czem prędzej zabrałam się za kolejną robotę, tym razem w kuchni.

-Już jestem - Usłyszałam głos w przedpokoju.

-I jak? Coś nowego? - Pokręcił głową ze zrezygnowaniem i usiadł przy stole. - Przynajmniej Harry już śpi.

-Zaraz powinien się obudzić - Spojrzał na zegarek.

-Proszę? - Zdziwiłam się. Przecież dopiero co skończyłam sprzątać salon.

-Jest już w pół do trzeciej.

W jaki sposób mogło tak szybko minąć? Myślałam, że jest około trzynastej. Zresztą... Jak na razie to nie ważne.

-Pomyślałem, że... - Nie dokończył, ponieważ przerwał mu płacz dziecka.

-Twoja kolej - Zaśmiałam się i zajęłam się obiadem.

Około godziny siedemnastej usiedliśmy na kanapie w salonie razem z Harrym. James błagalnie mnie, o to, czy może nauczyć Harry’ego jazdę na miotle, którą przysłał mu Syriusz. Stała w naszej szafie już id dawna, ale nie mieliśmy kiedy jej użyć. Harry był jeszcze za mały na takie zabawy.

Kiedy James pokazywał Harry'emu, jak skręcać uwieczniłam ten moment na zdjęciu, na którym dokładnie widać, jak maluch świetnie się bawi. Pewnie w przyszłości pędzie świetnym graczem Quidditcha. Mam nadzieję, że przyjdę kiedyś na jego mecz...

Minęła godzina osiemnasta, a my wciąż siedzieliśmy na podłodze i bawiliśmy się. Chciałam, żeby ta chwila trwała dłużej, ale niestety coś ją przerwało.

Z oddali, przed domem usłyszałam kroki. Spojrzałam na Jamesa przerażona.

-To on... - szepnął.

****

Taa daaam
Napisałam!!!! Dziękuję za tak wspaniałe komentarze. Dziękuję ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro