Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-Możecie przebierać się trochę szybciej? – oburzyła się Marlena – jestem głodna!

-Wytrzymaj jeszcze sekundę.

W dormitorium dziewczyny przygotowywały się do kolacji, a tak właściwie to przygotowywały Katie. Dorcas stwierdziła, że Kate powinna się przystroić, skoro już jest z Remusem, ale Katherine i tak się nie dawała. Chciała po prostu coś zjeść.

-To chociaż tę broszkę – upierała się Meadowes.

-Nie i koniec! A teraz idę na kolację!

Kate wstała gwałtownie z miejsca i podeszła do drzwi. Marlena pokręciła głową i pobiegła za nią. Oczywiście reszta dziewczyn dołączyła do nich i tak zaczęły się niezliczone tematy, na temat Remusa i Kate. Ich śmiechy słychać było na drugim końcu zamku, ale Severus, który pogrążony był w rozpaczy nie zważał na to.

Co on zrobił? Przecież ćwiczył to zaklęcie od wielu tygodni, a jego plan musiał się udać. Miał po prostu wymazać wszystkie złe momenty jego i Lily z jej głowy. Nie spodziewał się tego, że zemdleje. Nawet tego nie chciał. Chciał być z nią po prostu szczęśliwy.

Kiedy dziewczyny minęły zakręt i skręciły w korytarz, w którym znajdowała się nieprzytomna Lily i zawiedziony Severus, który po prostu stał jak kłoda, Dorcas rzuciła się na niego i chciała go potraktować jakimś zaklęciem, najlepiej takim najgorszym, żeby popamiętał. Na szczęście Alicja wykazała się lepszym pomysłem i po prostu potraktowała go zaklęciem usztywniającym. Kate pobiegła po nauczyciela, a Marlena starała się jakoś obudzić Lily, o ile w ogóle było to możliwe. Dorcas stanęła nad Smarkiem i zaczęła obrzucać go najgorszymi przekleństwami jakie tylko zdołały jej wpaść do głowy.

Już po chwili zdało się słyszeć stukot obcasów i na korytarzu pojawiła się McGonagall, która z surowym wyrazem twarzy spojrzała się na Snape'a.

-Przeniesiemy pannę Evans do skrzydła szpitalnego. Co mu się stało?

-Zaklęcie usztywniające – mruknęła Dorcas.

-Co będzie z Lily? – zapytała Katie.

-Jak na razie pokażemy ją pani Pomfrey, a później się zobaczy.

***


Tak jak codziennie obiad odbył się w wielkiej Sali. Jak to w każdą sobotę wszyscy przychodzili zjeść o tej samej porze. Liczyło się to uczniów jak i nauczycieli. Do Sali zaczęło się schodzić coraz więcej osób, w tym nasze kochane dziewczyny razem z huncwotami. Pogrążeni oni byli w smutnej rozmowie na temat Lily i Severusa, który postąpił wobec niej haniebnie. Chłopcy jak to chłopcy planowali zemstę, a dodatkowo Syriusz obiecał Remusowi, że razem z Jamesem zrobią jakiś wspaniały kawał. Łapa nie był do końca przekonany, czy robienie czegoś takiego będzie dobrym zachowaniem, podczas gdy Lily jest w śpiączce, ale niestety obietnica to obietnica.

Nareszcie Dumbeldore zasiadł przy stole nauczycielskim i dał znak wszystkim, że można już spożywać posiłek. Wszystko odbyło się bez zbędnych rozmów. Syriusz wyciągnął różdżkę i wyszeptał po cichu zaklęcie. Alicja tylko popatrzyła się na niego ze wstrętem, bo jednak okropne było robienie żartów na własnej przyjaciółce, ale nie powstrzymała go. Wiedziała, że cały żart miał dotyczyć Snape,a i pozwolila mu na to tylko dlatego, że jej żądza oddania ślizgonowi była wielka. Katherine z całą pewnością, gdyby tylko mogła nie przyszłaby na ten obiad. Były dwa powody. Mianowicie fakt, że jej przyjaciółka leży na tym łóżku i nie wiadomo, kiedy się obudzi; a po drugie: w chwili, kiedy tylko patrzyła na Smarka chciało jej się wymiotować. James, jak to James nie za bardzo się tym przejął. Na Severusie nie zależało mu ani trochę, a fakt, że Lily leży tam przez niego jeszcze dobił sprawę. Co prawda James nigdy nie wiedział, jak ma się zachować w podobnych sprawach, ale jednego był pewien: Rogacz nigdy mu nie odpuści.

Po wypowiedzeniu zaklęcia z Severusem zaczęło dziać się coś niedobrego. Jego twarz zmieniała kolory, a włosy zaczęły się mu błyszczeć i to nie dla tego, że były tłuste. Sam Snape zaczął dosłownie piszczeć, ale nie mógł wstać, bo jakieś silne zaklęcie trzymało go w miejscu. Po wielkim szoku wszyscy na Sali zaczęli się śmiać. Niestety ani Huncwotom, ani dziewczynom nie było do śmiechu. Każda minuta stawała się coraz gorsza do zniesienia. Krzyki uczniów były zbyt głośne, a wzrok McGonnagal zbyt ostry. Wszystko w całym dzisiejszym dniu ich przytłaczało i nie mieli już na nic siły.

Ale to jeszcze nie był koniec...
Po chwili rozwinęła się jeszcze wielka wstęga, na której napisane było:

Nasz kochany Smarkerusie, chcemy ci powiedzieć, że nie odpuścimy ci do przebudzenia naszej koleżanki. To wszystko twoja wina ty gnomie!
Ogłaszamy, że rozpoczyna się tydzień ze Smarkiem!
PS. Bądź przygotowany...
Twoi kochani Huncwoci!

-Kto dopisał "to twoja wina ty gnomie"? - Syriusz spojrzał się na Glizdogona, który tylko wzruszył ramionami.

-Ja- Powiedział James, a wszystkie oczy spojrzały się na niego - No co? Przecież jest gnomem! - Próbował się obronić.

-BLACK! POTTER! LUPIN! PETEGREW! Macie mi to wszystko wytłumaczyć! - McGonagal podeszła do nich, ale po chwili westchnęła i spojrzała na nich z rezygnacją. - No i ci ja mam z wami zrobić?

-Tak to my. Niech pani da nam w końcu ten szlaban. Musimy odpracować karę za nasze niedobre czyny - Black udawał lamentowanie, ale chyba mu to nie wyszło, więc po chwili przestał.

-Ale to on zaczął usypiając Lily - James odezwał się.

-Panie Potter, czy ja mówię, że macie jakiś szlaban? W związku z tą sytuacją macie prawo być źli i smutni.

-Czyli nie mamy kary? - Wszyscy się na nią spojrzeli z nadzieją.

-Nie. Tylko żeby te wasze żarty zeszły z Pana Snape'a!

-Pozwala nam pani na tydzień ze Smarkrusem? - Syriusz nie wiedział co słyszy. Najgorsza nauczycielka pozwoliła im robić żarty. I to jeszcze na Smarku!1

-Tak, pozwalam. - Westchnęła, ale uśmiechnęła się przez chwilę.

-Wiedziałem, że panią też je śmieszą! - Krzyknął Black, a wszyscy się zaśmiali.

***

Po obiedzie wszyscy rozeszli się do swoich dormiotoriów, by zająć się pozostałym czasem wolnym. Jedni stawiali na odpoczynek, inni zaś na ciężką naukę. Inni woleli spotkać się ze znajomymi lub odwiedzić Hogsmeade. Jednak żadna z dziewczyn i żaden z Huncwotów nie był zainteresowany wyjściem na zewnątrz.

James już od dłuższego czasu myślał nad pójściem do Lily, jednak za każdym razem się wahał. Jednak rzeczywiście był na to za słaby? Zdawał sobie sprawę z tego co zrobił. Nie był z siebie dumny. Ale co miał na to poradzić? Był tylko Lalką w intrydze jakiejś dziewczyny, która potraktowała go jak gówno. Upoiła amortensją i myślała, że będzie po sprawie. James był zawiedziony całym swoim życiem. Relacja z Lily wymknęła mu się z rąk, a on przecież myślał, że jest na dobrej drodze. Z tego co słyszał to Lily może zapomnieć albo o wszystkim, albo o sytuacjach ze Snapem, albo o jakichś małych rzeczach. Nie martwił się tym. Nie było potrzeby.

Wszedł po chichu do skrzydła, odwracając się, żeby sprawdzić czy przypadkiem Pomfrey go nie zauważyła. Na szczęście jej nawet nie było w pobliżu. Podszedł do jej łóżka i przyjrzał się jej twarzy, bledszej niż zazwyczaj. Oczy miała przymknięte, a usta nieco otwarte. Jej włosy ułożone były w lekkim nieładzie.

Siedział tak chwilę w ciszy, aż w końcu zdecydował się wziąć ją za rękę.

-Tak bardzo chciałbym, żeby wszystko potoczyło się inaczej...

Westchnął, ale w pewniej chwili poczuł, że ręka dziewczyny poruszyła się. Lily powoli otworzyła oczy...

_________________________________________


Mam nadzieje, że się spodoba.

Angel l3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro