11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziś jest 15 października, jestem już na 4 roku nauki w Hogwarcie.
Budzą mnie odgłosy rozmów. Gdy leniwie otwieram oczy okazuje się ze należą one do panny Evans I jej zgraji.
Nie mam zamiaru sie kłócić, więc wchodzę do łazienki, I robię tam lekki makijaż, włosy I ubieram się. Jest sobota, więc skoro nie ma lekcji to może wypad do Hogsmeade... Tak to dobry powmysł!
Przygotowana wchodzę do pokoju huncwotów, wszyscy śpią... Więc czaka ich niesamowita pobudka. Staję na środku pokoju I szepczę:

-Aguamenti

Strumień wodty poleciał najpierw na Jamesa, potem Remusa, na końcu na Blacka. Na Prtera nie starczyło wody, ale widok 3 mokrych orangutanów wystarczał.

-Melanio Moor, możesz wytłumaczyć co to ma znaczyć!!- krzyknął rozjuszony orangutan Syriusz.

-Chciałam was obudzić, a teraz marsz do łazienki, wszyscy po koleji. - rozkazałam. Pierwszy do łazienki wszedł James, więc położyłam się na jego łóżku. Gdy wyszedł popatrzał na mnie z politowaniem, podszedł do mnie I przeżucił jak worek z ziemniakami przez bark.

-James puszczaj! - zaczełam bić go po plecach. Nic nie dało. - Puszczaj mnie w tej chwili.

-Potter! Nie słyszysz? Masz ją postawić na ziemi. - usłyszałam znajomy głos.
Okularnuk postawił mnie na ziemi. Mój wybawca pociągnął mnie za nadgarstek, poszłam za nim.

-Cześć Mela. -powiedział Kevin

-Tak, dzięki za uratowanie przed głupim debilem.

-Nie ma za co, nie chce wiedzieć co on chciał Ci zrobić, ale wolałem zareagować. - uśmiechnął się.

Tak minął mi kolejny dzień, na rozmowach z Kevinem. Wieczorem wróciłam do Pokoju Wspólnego czekała na mnie obstawa. Black, Remus, James I Peter.

-Gdzie ty się podziewałaś!? Kto to był?! Martwiliśmy się! - wrzeszczał Potter.

-Jakoś nie było widać tego że TY się martwiłeś, cały dzień uganiałeś się za panną idealną Evans! - zaczęłam się denerwować.

-Nie zmieniaj tematu! Ona jest dobra, nie zwalaj na nią, Lily jest piękna, miła, kochana, opiekuńcza. - powiedział spokojnie. - Za to ty jesteś jej przciwieństwem! Kto normalny ubiera się cały czas w moro?! Jaki normalny chłopak chciał by Cię?! - zabolało. - Stary, powinieneś wziąść z niej przykład! - chłopacy popatrzeli na niego zaszokowani, w moich oczach zaczęły zbierać się łzy.

-Nie wiesz jaka ona jest na prawdę. Robi wszystko bym miała złe życie! -nie dałam polecieć łzą.

-Jest idealna, nie najeżdżaj na nią! Nie lubisz jej bo jest lepsza! - nie umiałam łzy wyleciały strumieniem. Wszystkie osoby, które były w pokoju patrzyły się na nas. W sumie się nie dziwię, dziewczyna uważana za najtwardszą I najodważniejszą w szkole właśnie płacze. - Gościu weź ty się lepiej ogarnij.

-Stary?! Gościu?! Czy wy uważacie że jestem chłopczycą?!- zapytałam huncwotów

-Oczywiście że nie. - Remus wstał, chciał mnie przytulić, jednak mu nie pozwoliłam.

-Oczywiście że tak! Ubierasz się jak chłopak, zachowujesz się tak, nie masz przyjaciółek... To oczywiste! - wykrzyczał okularnik.
Pobiegłam w strone dormitorium, słyszałam jeszcze wołania Blacka I Remusa, ale nie miałam ochoty się odwracać. Do sypialni wbiegłam gwałtownie, I pierwsze ci usłyszałam to ten piskliwy głos:

-Chłopczyca Moor, myślałaś że jesteś warta Jamesa! Ha ha ha, dobre sobie. Jutro pójdę z nim na randkę, w różowej sukience. Ty pewnie nawet nie posiadasz takiej.
Wbiegłam do łazienki, wzięłam kosmetyczke I zaczęłam szukać. Po chcwili znalazłam, żyletka. Powoli przejechałam po dłoni, potem po nadgarstku. Czuje że będą blizny, ale to nie ważne, moje życie nie ma sensu. Krew, dużo krwi...
Na korytarzu znalazłam się w pare sekund. Na ramieniu poczółam czyjąś rękę. To Syriusz. Gdy zobaczył krew wytrzeszczył oczy.

-Co ty zrobiłaś? -wyszeptał. W głowie zaczęło mi się kręcić. - Wszystko dobrze? Zaprowadze cię do Skrzydła Szpitalnego

-Pomocy. -powiedziałam, I najprawdopodobniej zemdlałam.

~~~~~~~~

-James, co tam u ciebie? - usłyszałam nagle głos.

-Wszystko dobrze, a czemu pytasz kochanie? - to głos Pottera, zwraca się chyba do rudej wiewióry Evans.

-Tak poprostu, ciekawa byłam. - wtedy złączyła ich usta w pocałunku.

Natychmiast się obudziłam, byłam na 100% w Skrzydle Szpitalnym. Poczułam ból w ręce, która była cała w bandarzach. Przy moim łóżku siedział Balck I Lupin. Gdy zauważyli że się obudziłam od razu mnie przytulili. Chciałam to odwzajemnić, ale nie miałam siły.

-Tak się martwiliśmy. - powiedział zatroskany Remus. - Ale powiedz dlaczego się pociełaś?

-Poczułam pustkę, przecież jestem nic nie wartą chłopcycą. - moje oczy zaszły łzami.

-Nie to nie prawda, Mel James'owi jest naprawde przykro za to co powiedział.

-Tak a ile razy był mnie tu odwiedzić? - zapytałam już trochę bardziej pewnie.

-Ani razu ale... - nie dokończył bo mu przerwałam.

-To wszystko wyjaśnia. Black idź powiedzieć swojemu przyjacielowi, że życzę mu powodzenia z Evans. Niestety w jego życiu nie ma już kogoś takiego jak Melania Moor. - to były moje ostatnie słowa przed wyjściem Syriusza.

-Dlaczego tak reagujesz? Kiedyś zaśmiała byś się z tej sprawy, a teraz co? Co się dzieje? - zapytał zaszokowany Remus.

-Obiecujesz że wszystko co powiem tu zaraz zostanie pomiędzy nami? - pokiwał potakująco głową. - Dobra więc... chcę się zmienić. Stane się bardziej dziewczęca. Pomożesz mi?

-Oczywiście że pomogę, ale z kąd taka nagła zmiana?

-Potter uświadomił mi że trzeba iść po trupach do celu. Więc pragnę mu uświadomić co stracił.

-Okej, rozumiem. Przyjdę po lekcjach, bo muszę już iść.

-Czekaj Remus, jaki jest dziś dzień? - zapytałam lekko przerażona.

-Dziś jest czwartek, kochana przespałaś cztery dni, a teraz żegnam. - wyszedł I zapanowała głucha, długa cisza.

******

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro