Rozdział IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Nadeszła sobota, a wraz z nią upragniona randka Jamesa z Lily. Dziewczyna nie spała zbyt wiele zeszłej nocy, gdyż myśl o spędzaniu czasu z Potterem lekko ją stresowała. A nawet w momencie oddania się w objęcia Morfeusza nie mogła odpocząć od tych myśli, ponieważ zdawało się, że ta randka ją prześladowała nawet w snach.
   Jak na tą porę roku to dzisiejszy dzień był naprawdę ładny. Czarownica o zielonych oczach wstała o świcie, żeby przyszykować się na wypad do Hogsmeade, który miał się odbyć po śniadaniu. Większość czasu przesiedziała na podłodze przed kufrem, gdyż nie potrafiła wybrać nic odpowiedniego. Gdy w końcu wybrała co chce na siebie włożyć, przebrała się i w tamtym momencie przebudziła się jej najlepsza przyjaciółka:
— Czy to już pora śniadania? — Można było usłyszeć jej zaspany głos.
— Za chwilę się zacznie.
— Jaki dzisiaj dzień? — Zapytała, siadając na łóżku.
— Sobota.
   Blondynka przetarła oczy, spojrzała na swoją przyjaciółkę i ponownie się odezwała:
— Twoja randka z Potterem!?
— Cicho! Czy cały zamek musi o tym wiedzieć? — Jednak pewne było, że wiedzą o tym czarownice z ich sypialni skoro na wrzask Anastasi się obudziły.
— Tak zamierzasz wyjść?
— Nie krytykuj mojego stylu.
— Jeansy i szara bluzka na ramiączkach? Jakże bym śmiała — uśmiechnęła się i wstała, żeby się ubrać.
   Przyjaciółki udały się wspólnie do Wielkiej Sali na śniadanie, witając po drodze swoich znajomych.
— Gdy tylko wrócimy z śniadania to ogarniemy twoje włosy — powiedziała Ana, siadając przy stole Gryfonów.
— Przecież wszystko z nimi w porządku. Podobają mi się — stwierdziła, nakładając sobie jedzenie na srebrny talerz.
— Mają się podobać Potterowi, a nie tobie.
— Gdyby Jamesowi przeszkadzały moje włosy to by się ze mną nie umówił.
— Chcę, żebyś wyglądała wyjątkowo na pierwszej randce. Pozwól mi to zrobić!
— Co zrobić? — Zapytał Syriusz, który pojawił się obok nich wraz z Remusem.
— Nieważne — odpowiedziała Lily.
— Słuchaj, Evans. Ostatnio zdarzyło mi się powiedzieć kilka słów za dużo. Przepraszam — usiadł obok niej.
— Ja również — jednak dziewczyna na niego nie spojrzała.
— Gdzie straciliście Pottera? — Zapytała blondynka.
— Późno się obudził i teraz szykuje się na randkę z Lily — odpowiedział Lupin.
— Lunatyku! Ona miała się nie dowiedzieć! Przecież nie wypada, żeby mężczyzna spędzał więcej czasu przed lustrem niż kobieta.
— Wciąż tu jestem — Lily się oburzyła.
— Kretyn z ciebie, Black — wymruczała Ana.
   Chłopak zdaje się tego nie usłyszał, ale Evans się uśmiechnęła.
— A więc Potter dba o swój wygląd bardziej ode mnie? Chyba muszę to zmienić — powiedziała ironicznym głosem.
— Jesteś śliczna i bez tego, więc niczego nie zmieniaj — obok Any usiadł James, a Lily opuściła głowę w swój talerz, delikatnie się rumieniąc.
— Jamesie Rogaczu Potterze — zaczął dość poważnie jak na niego, Black. — Teraz to nawet Evans się tobie nie oprze! Wyglądasz — brakło mu słów.
— Jakbyś dopiero wstał — dokończyła za niego blondynka, a Remus zaśmiał się w swoje jedzenie.
— Lunasiu — Syriusz zwrócił na to uwagę. — Jak możesz być przeciwko naszemu Trawożercy!
— Łapo! — Odezwali się w tym samym momencie.
— Tylko nie Lunasiu!
— Tylko nie Trawożerco!
   Skończyli w tym samym momencie, co spowodowało ogólny śmiech.
— Koniec śniadania, idziemy! — Zwróciła się Ana do swojej przyjaciółki, a ta spojrzała na nią z zapytaniem. — Musimy coś zrobić z twoimi włosami.
— Przecież już mówiłam, że z nimi wszystko w porządku!
— Ty tak uważasz — ku zaskoczeniu siedzących w pobliżu Gryfonów, niebieskooka przeskoczyła przez stół, złapała za rękę Evans i pociągnęła ją za sobą.
   Będąc już w sypialni Anastasia kazała usiąść swojej przyjaciółce, po czym zniknęła za nią. Stała i machała nad jej włosami różdżką, a te w magiczny sposób stawały się coraz bardziej proste. Gdy tylko skończyła stanęła przed nią i przyglądała jej się, jakby wciąż jej czegoś brakowało.
Accio kosmetyczka!
— To już przesada! Chcę wyglądać jak ja — oburzyła się Lily.
— Skarbie, będziesz wyglądać jak lepsza wersja siebie.
— Nie czuje takiej potrzeby! Nie zgadzam się! Jak tak dalej pójdzie to James mnie nie pozna! Albo co jeśli bardziej mu się spodobam taka i wtedy będę musiała cały czas...
— Zrozumiałam, zrozumiałam — przerwała jej nie chcąc, żeby się bardziej nakręcała. — W takim razie tylko delikatny błyszczyk, żeby usta nie wyglądały na tak suche. Accio lusterko! 
   Dziewczyna dała jej lusterko, a Lily była w małym szoku. Dopiero teraz zauważyła, że na codzień jej włosy są napuszone, gdy teraz były idealnie gładkie.
— Gdy byłam dzieckiem moja mama nie potrafiła sobie poradzić z moimi włosami i gdy trochę podrosłam nauczyła mnie tego zaklęcia — uśmiechnęła się szeroko, patrząc na kasztanowe włosy przyjaciółki.
— Dziękuję — przytuliła blondynkę i podeszła do kufra, żeby znaleźć swoją kurtkę. Ana zrobiła to samo i gdy obie się szczelnie zapięły, wyszły z dormitorium Gryffindoru udając się do głównej bramy Hogwartu, gdzie Filch pozwolił im udać się do Hogsmeade.
   Przez całą drogę do czarodziejskiego miasteczka, Lily Evans zastanawiała się jak będzie wyglądać jej randka z Jamesem Potterem. Czuła lekki stres, gdyż nie zaplanowała niczego, a było u niej normą robienie tego.
— Umówiłam się Carolem Timsonem — odezwała się blondynka. — Tym przystojnym Krukonem z szóstego roku. Także lecę, powodzenia — uśmiechnęła się do przyjaciółki i poszła w drugą stronę.
   Evans samotnie kroczyła ku miejscu, w którym umówiła się z chłopakiem. Widząc jak James już na nią czeka, chciała uciec, jednak nawet tego nie potrafiła zrobić.
   Jesteś Gryfonką, jak możesz w ogóle o tym myśleć — uspokajała się.
— Nie sądziłem, że możesz być jeszcze piękniejsza — podbiegł do niej czarodziej, łapiąc ją za rękę. — Dokąd chcesz pójść?
— Chciałabym się nieco ogrzać. Pogoda się zepsuła — odpowiedziała cicho.
— Chodźmy do Herbaciarni u Pani Puddifoot. Uważam, że pomysł Slughorna był niezły — uśmiechnął się do niej i wspólnie ruszyli w kierunku tego miejsca.
    James puścił jej dłoń, przepuszczając ją w drzwiach. Usiedli przy wolnym stoliku i chwilę później podeszła do nich starsza kobieta.
— Napiję się wywaru z zielonych owoców — odezwała się Lily, a Potter zamówił to samo.
   Kobieta odeszła od stolika, a młoda czarownica wyjrzała przez okno. Przez moment przyglądała się osobom, które chodziły uliczkami Hogsmeade. Niektórzy byli sami, inni z przyjaciółmi, a reszta jak się zdawało również wybrała się na randki. Dziewczyna odwróciła się w stronę czarodzieja, z którym przyszła i zauważyła, że ten wciąż na nią spoglądał.
— Cieszę się, że w końcu mnie zauważyłaś — odezwał się.
— Ciężko cię nie zauważyć, gdy się ciągle kręcisz, gdzieś w pobliżu.
— Bardzo cię męczyłem?
— Myślisz o takich rzeczach?
— Oczywiście! Nie chciałem się narzucać.
— Więc mimo chęci ci nie wyszło — zaśmiała się i w tym momencie na stole pojawiły się dwa kubki z gorącym napojem.
— Zdaję sobie z tego sprawę, jednak jak widać wyszło mi to na dobre — uśmiechał się szeroko.
— Masz rację — dziewczyna spuściła wzrok na swój wywar, po czym upiła odrobinę. — Ostatnimi czasy zdarzy ci się mi zaimponować. 
— Właśnie takich skutków swoich działań oczekiwałem — czarownica mimowolnie się uśmiechnęła.
— Lubię, gdy się uśmiechasz — dziewczyna czuła, że się lekko rumieni, więc ponownie zajęła się swoim napojem. — I gdy twoje policzki stają się zaróżowione.
   W tym momencie Lily była pewna, że jej twarz przybrała koloru dojrzałej wiśni. Prawie zakrztusiła się swoim wywarem i już ani razu nie podniosła twarzy. Dopiła napój w pośpiechu i wstała z krzesła, dając tym samym znak, żeby pójść dalej.
— Miodowe Królestwo? Muszę kupić parę rzeczy — zaproponował, gdy wyszli z Herbaciarni.
— W porządku — mruknęła i szybkim krokiem ruszyła w stronę sklepu. 
   James zadowolony z doprowadzenia Lily do takiego stanu, podbiegł do niej i objął ją ramieniem. Czarownica była zmuszona zwolnić, jednak nie przeszkadzało jej to. Idąc ulicami Hogsmeade oboje się rozglądali po wystawach sklepu, aż Potter zatrzymał się przy jednej. Były na niej flakoniki z Amortencją. Chłopak wskazał na nie i uśmiechnął się.
— Nawet nie próbuj!
— Nie potrzebuje tego — odparł bardzo pewnym siebie głosem i ponownie ruszyli.
   Coraz bardziej zbliżając się do Miodowego Królestwa, mijali coraz to więcej osób. Przy samym sklepie był tłum uczniów, niektórzy wchodzili, a inni wychodzili. James puścił Lily i pozwolił jej pójść przed nim. Wiedział, że na ten moment nie ma sensu jej w jakikolwiek sposób trzymać, gdyż w sklepie zawsze była masa ludzi. 
   Po około piętnastu minutach (co jak na jednego z Huncwotów było bardzo mało) wyszli ze sklepu. Lily zaopatrzyła się w paczkę Fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta, kilka Czekoladowych Żab i Kociołkowe Pieguski. James natomiast kupił trzy paczki Fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta, kilkanaście Czekoladowych Żab oraz jeszcze większy zapas Czaszek z galarety, Cukrowych piór do pisania, Karaluchów w syropie, Musów–Świstusów i Pieprzonych Diabełków.
— Zamierzasz sprzedawać to w Hogwarcie? Po co ci tego tak wiele?
— Nie będę miał czasu przyjść do Hogsmeade jeszcze w tym semestrze, więc potrzebuje zrobić zapas. Chcesz coś spróbować? — Zadowolony z siebie uniósł torbę z słodyczami.
— Nie, dziękuję.
   Potter złapał czarownicę wolną ręką i uznali, że pójdą po prostu na spacer. Szli w ciszy, aż nie podeszli do wzgórza, z którego widać było Wrzeszczącą Chatę.
— Mieszkańcy mówią, że od kilku lat zamieszkują tam bardzo hałaśliwe duchy. Aż ma się ochotę to sprawdzić, jednak to może być niebezpieczne — odezwała się zielonooka.
— Uważam, że wcale to miejsce nie jest tak interesujące — odpowiedział.
   Lily spojrzała na niego, jednak ten wciąż wpatrywał się w zniszczony budynek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro