Eight. Zaproszenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rok 2020, 9 lutego. Godzina 13:10.
       Ellie wynurzyła się na powierzchnię, po czym zaczęła brać głębokie wdechy i wydechy. Próbowała się złapać płynących obok kawałków drewna, lecz prąd był zbyt silny, aby mogła zdążyć się czegoś chwycić. W końcu udało jej się dopłynąć do pomostu, na który bez zastanowienia weszła. To samo jednakże uczynił Moreau, wychodząc z wody obok Ellie. Lord był pozbawiony swego płaszcza, przez co Williams zobaczyła jego plecy. Plecy pokryte bąblami układającymi się w kształt mózgu, z którego wystawały obślizgłe macki.
  — Nie zbliżaj się! — krzyknęła Williams, mierząc w Salvatore'a ze strzelby.
  — Ty... jedyne wyjście jest pod wodą... już po tobie! — odparł Moreau.
  — Pod wodą... niech to szlag — wymamrotała sama do siebie.
  — Za późno. Matka Miranda już przygotowuje ceremonię — poinformował. Jego głos zabrzmiał niżej niż dotychczas, jakby miał gulę, która utknęła mu w gardle.
  — Rozpoczęła przygotowania?! Gdzie?! — wypytywała bohaterka, choć nie spodziewała się żadnej odpowiedzi, która by jej pomogła.
  — Nigdy ci nie powiem! — zawołał lord, kaszląc. Macki na jego plecach wydłużyły się. — To niesprawiedliwe! Powinienem być przy niej! Nie tobie! — po tych słowach zaczął wymiotować tą samą ciemnozieloną substancją, którą wcześniej zwrócił do miski w swej kwaterze.
  — Co do...
  — Nie utrzymam tego dłużej! — krzyknął. — Och, Matko, dlaczego?! Dlaczego?!
Cały czas wymiotując, wycofywał się do wody. W końcu do niej wpadł, a wtedy Ellie usłyszała głośny pomruk. Spod wody wystawała płetwa tego samego stworzenia, które wcześniej zaatakowało chatkę. "O w dupę. Czyli moje przypuszczenia się potwierdziły!" pomyślała niezbyt zadowolona bohaterka. Gdy ujrzała, że Moreau pruje prosto w jej stronę, czym prędzej wbiegła na przechylone schody i zaczęła biec ile sił w nogach w kierunku stałego lądu. Nieustannie w jej stronę leciały deski, których cudem udało jej się uniknąć. Przeskoczyła na wyspę, a następnie obejrzała się za siebie. Z platformy nic nie zostało, a Moreau zniknął w głębinach. "Po prostu zajebiście. Szykuje się powtórka z Zamku Dimitrescu, tylko z małym ulepszeniem, czyli wodą! Zajebiście!" pomyślała zdenerwowana. Ruszyła naprzód, zeskoczyła niżej, a następnie skręciła w prawo, udając się do niewielkiego budynku. Po wejściu do środka odkryła, że owy budynek był stróżówką. Zawiesiła strzelbę na ramieniu, po czym podeszła do konsoli obok dziury w ścianie po prawej, przez którą idealnie było widać tamę i znajdujące się za nią zalane tereny. Ellie obejrzała konsolę. "Szlag, nie ma zasilania" stwierdziła niepocieszona, gdy zobaczyła, że ani jeden guzik się nie świeci, choć powinien. Zerknęła w lewo. Na ścianie wisiał rozkład młynów znajdujących się na terenie Zbiornika, a także notatka.
"Instrukcja obsługiwania stróżówki zbiornika wodnego
W przypadku występowania intensywnych opadów deszczu może dojść do uszkodzenia lokalnych organizmów wodnych. Zaleca się spuszczenie nadmiaru wody w następujący sposób:
1. Poruszaj wiatrakami za pomocą korby, w celu uruchomienia zasilania w stróżówce.
2. Pociągnij dźwignię w stróżówce, aby otworzyć wrota śluzy."
"Wygląda fajnie na papierze. Gorzej będzie z dostaniem się do tych wiatraków" pomyślała. Usłyszała wtedy znajomy, serdeczny śmiech dobiegający z lewej strony. Z lekkim uśmiechem na twarzy weszła do pokoju, w którym przesiadywali jej sojusznicy.
  — Twardzielka! Heja! — zawołała radośnie Angie, klaszcząc.
  — Hej... jak się tu dostaliście? — zapytała zaciekawiona Ellie.
  — Mam swoje sposoby — zaśmiał się Duke.
  — Biorąc pod uwagę, że tutaj jesteś, zakładam, że nie udało ci się przekonać lorda... — zmieniła temat Elena.
  — Niestety... teraz muszę się wydostać z tego bagna... i załatwić Moreau — odparła Ellie. — Wybacz, Donna — zwróciła się do lalkarki.
  — Nic nie szkodzi... szczerze mówiąc spodziewałam się tego — odpowiedziała Donna. — Masz jakiś plan?
  — Um... teoretycznie... cóż, jak zwykle nie działa zasilanie, więc muszę udać się do dwóch młynów i je uruchomić, a potem wrócić do stróżówki i spuścić wodę. Kiedy już się z tym uporam, zajmę się Moreau. Później wystarczy, że znajdę wyjście, które już nie będzie pod wodą — opowiedziała Williams.
— Czy mogę służyć pomocą? Chciałabyś się w coś zaopatrzyć? — zapytał handlarz.
— Nie, dziękuję. Chyba to, co mam powinno mi wystarczyć — powiedziała Williams. "Poza tym nie mam pieniędzy, a nie będę go znów prosić o darmową pomoc, bo chłop przeze mnie nic nie zyska na swoim biznesie" pomyślała. — Będę się zbierać. Do zobaczenia później.
— Uważaj na siebie — odparli Duke, Elena i Donna.
— Rany, ile razy już mówiliście "Bądź ostrożna" albo "Uważaj na siebie"?! Znajdźcie jakieś inne słowa na pożegnanie, bo to się już robi nudne! — zasugerowała Angie, patrząc na czwartą ścianę.
Ellie lekko się zaśmiała, po czym opuściła pomieszczenie i podeszła do mapy wiszącej na ścianie. "No dobra... tu jest stróżówka... muszę wrócić na ścieżkę, którą tu przyszłam i iść prosto... tak trafię do pierwszego wiatraka... potem muszę z niego wyjść i przedostać się po dachach budynków do drugiego. I na deser powrócić do stróżówki. Bułka z masłem... bułeczka..." pomyślała, a następnie opuściła budynek. Ruszyła przed siebie, zatrzymała się dopiero przy stojącym obok balkonu młynu zniszczonym samochodzie. Znalazła w nim ważną informację.
"Ta korba jest stara i podniszczona. Mam wrażenie, że w każdej chwili może się złamać.
Oby się nie zepsuła. Jedyną zapasową mamy w drugim młynie."
"Bądźmy dobrej myśli" pomyślała Ellie, a następnie weszła na balkon. Bez problemu znalazła platformę z korbą, do której następnie podeszła i zaczęła nią kręcić. Mechanizm jednakże nie zdążył nawet zacząć sprawnie działać, a korba uległa zniszczeniu. Niezadowolona obrotem spraw Williams zostawiła korbę na ziemi i weszła do budynku. Zeszła po drabinie, po czym wyszła na zewnątrz i rozejrzała się. Jedyna droga pozwalająca jej dostać się do drugiego wiatraka prowadziła przez dachy podtopionych domów. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że pod wodą grasował Moreau, który co jakiś czas przeciskał się między budynkami, uniemożliwiając przedostanie się na następny dach. Ellie westchnęła głośno, po czym weszła na pierwszy dach. Następnie przeszła po unoszących się na wodzie paletach na kolejny dom. Podeszła do sklejonych ze sobą desek podbierających pomost i rozcięła taśmę, tworząc sobie przejście.
  — W drodze przez bajoro... w drodze przez bajoro... lecimy przez mokradła... i tyłki świecą nam — nuciła, kiedy tuż przed nosem przepłynął jej Salvatore, przez co podskoczyła. — Cholera jasna!
Odczekała chwilę i dopiero gdy lord znów przepłynął pod paletami, szybko przeszła na drugą stronę. "To zdecydowanie będzie o wiele bardziej nieprzyjemne niż zakładałam na początku" stwierdziła zniesmaczona.
Choć dłużyło jej się to niemiłosiernie, Ellie zdołała dotrzeć do drugiego młyna, przy okazji ledwo unikając ataku Moreau. Weszła szybko po drabinie i udała się na zewnątrz, aby uruchomić zasilanie. Znalazła i podeszła do platformy, po czym zaczęła kręcić korbą. Platforma przesunęła się po torach naprzód, a wiatrak zatrzymał się. Williams schowała korbę do plecaka, a następnie wspięła się po jednym ze skrzydeł wiatraka, dzięki czemu dostała się jeszcze wyżej. Wtedy ujrzała, że Moreau zaczął wariować. Ciągle wyskakiwał z wody, chcąc dorwać bohaterkę, jednakże nie udawało mu się to, ponieważ znajdowała się ona o wiele wyżej od niego. Dziewczyna rozejrzała się, dzięki czemu znalazła napiętą linę zawieszoną pomiędzy młynami.
— Błagam, wytrzymaj, błagam, wytrzymaj... — powtarzała pod nosem, biorąc karabin snajperski i używając go jako tyrolki.
Omal nie zeszła na zawał, kiedy w trakcie zjazdu Salvatore znów wyskoczył z wody i prawie złapał nogi bohaterki swą wielgachną paszczą. Gdyby w porę nie uniosła nóg, byłoby po niej. Po znalezieniu się na balkonie budynku, odsapnęła chwilę. Następnie podeszła do platformy i przyłączyła do mechanizmu korbę. Pokręciła nią, uruchamiając przy tym zasilanie. Kiedy usłyszała pstryk prądu, zeszła z platformy i wróciła do stróżówki.
— Marco... — chwyciła za dźwignię. — Polo — pociągnęła ją, otwierając tamę, a tym samym spuszczając wodę.
"Teraz tylko rozprawić się z rybką bez wody" pomyślała, po czym obejrzała się za siebie. Rozważała przez chwilę, czy nie zajrzeć do Duke'a i się zaopatrzyć, ale ostatecznie zrezygnowała, wiedząc, że i tak nie ma czym zapłacić. Opuściła stróżówkę, a gdy szła w kierunku wiatraka, dojrzała Moreau.
  — Moja cenna woda! Nieeeeeeeeee! — lamentował, mijając młyn.
Ellie chwyciła za granatnik i załadowała go pociskiem oślepiającym, a następnie ruszyła za Salvatore'em. Trafiła do ruin chatki, w których znalazła worek z monetami i dziennik z notatkami nikogo innego, jak lorda Moreau.
"1 października, słoneczny dzień.
Matka Miranda przyniosła mi pięciu ludków z wioski. Tak jak prosiłem.
Sprawiłem, że zasnęli za pomocą specjalnego płynu, a potem umieściłem Cadou w ich brzuszkach.
Czekam z niecierpliwością, aż Cadou urośnie w ich brzuszkach.
2 października, pochmurny dzień
Czterech ludków z wioski rano było martwe.
Jeden prawie jest wilkołakiem.
Wysłałem ich do swojego laboratorium na górze.
Znów zawiodłem. Matka chce silne naczynia, a ja nie mogę zdobyć żadnych.
Będę potrzebował więcej ludków z wioski."
"Czyli on tworzy lykanów... ale o co chodzi z tymi "silnymi naczyniami" dla Mirandy?" zastanawiała się w myślach, chowając dziennik do plecaka. Wyszła przez dziurę w ścianie, po czym zeskoczyła na niższy poziom. Przechodziła między starymi budynkami, kiedy nagle pojawił się naprzeciwko niej Moreau. Pędził w stronę bohaterki, a zatrzymał się dopiero, gdy Williams oślepiła go. Wtedy z paszczy wyłonił się człowiek zasłaniający swoje oczy. "No i jest. Słaby punkt, dokładnie jak u Dimitrescu" pomyślała, biorąc strzelbę i ostrzeliwując Quasimodo. Napastnik zaryczał z bólu, a ludzka sylwetka schowała się z powrotem do wnętrza potwora. Ellie odwróciła się na pięcie i zaczęła uciekać przed przeciwnikiem. Kiedy mijała kolejną chatkę znajdującą się na "arenie", zauważyła czerwoną beczkę ze znakiem informującym, że znajduje się w niej substancja łatwopalna. Wpadła na pewien pomysł. Zatrzymała się niedaleko beczki, a gdy Moreau się zbliżył, zawołała:
  — Hej, Quasimodo! Co powiesz na sushi?! — po tych słowach strzeliła w beczkę.
Wybuch zranił lorda, a także spowodował, że jego słaby punkt znów się ujawnił. Ellie ponownie zaczęła go ostrzeliwać, tym razem pociskami wybuchowymi z granatnika. Kiedy człowiek schował się do paszczy, Moreau wszedł na dach jednego z budynków i zaczął nabierać powietrza. Jego brzuch wyglądał, jakby miał zaraz pęknąć niczym przekłuty balon. Ellie schowała się pod dachem jednego z domów tak, aby mogła obserwować przeciwnika. Chwilę później uniósł paszczę do góry i zaczął wymiotować zieloną substancją. "Ugh... czy to... deszcz kwasu?" pomyślała. Rozejrzała się. W niektórych miejscach pojawiły się ściany z zielonych bąbli. "O, zajebiście" pomyślała ironicznie, a Salvatore zszedł z dachu. "Dobra... może uda mi się wykorzystać te przeszkody przeciwko niemu" uznała, opuszczając schronienie. Choć nie było to proste, udało jej się tak przemieszczać pomiędzy budynkami, że Moreau kilka razy utknął w ściankach z bąbli. Znacznie ułatwiało to bohaterce zaatakowanie nieprzyjaciela. Po powtórzeniu czynności kilka razy, a także uniknięciu jeszcze dwóch kwasowych deszczy, lord wykrzyczał w agonii:
  — Ach, niech cię! — jego brzuch zaczął się robić coraz bardziej nabrzmiały. — Och, Matko, jak to boli! Matko! Dlaczeeeeeeeeeeeeeeeeeegooooooooooo?! — i wtedy pękł. Z Moreau zostały tylko kryształowe szczątki.
Na podstawie z białych kryształów znajdowała się figura z zielonych kul owiniętych czymś przypominającym korzenie.
  — Żywy czy martwy... i tak jest obrzydliwy — stwierdziła dziewczyna, chowając szczątki do plecaka. Spojrzała przed siebie. — O, proszę. Znalazło się wyjście z tego bagna.
Założyła granatnik z powrotem na ramię, po czym ruszyła przed siebie. Weszła do jaskini i szła po torach. Na końcu niedługiej ścieżki znajdowały się dwa przejścia - jedno po lewej, prowadzące do kwatery Moreau oraz drugie naprzeciw bohaterki, umożliwiające dotarcie do windy na górę. Ellie postanowiła zbadać pokój lorda. Telewizor był wyłączony, a obok niego znajdowała się miska z serem pleśniowym oraz kolejny dziennik.
"Matka powiedziała, że dziecko w brzuchu Diny jest naczyniem.
Z naczyniem Matka może odzyskać swoje prawidłowe dziecko.
Nawet jeśli nie żyje ono od dłuższego czasu.
Ale jeśli jej się uda... co stanie się ze mną?
Nie jestem jej prawdziwym dzieckiem... porzuci mnie?
Nie! Nie chcę tego!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!
Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie!"
Oddech Ellie stał się bardziej nerwowy, poczuła jak serce zaczyna jej szybciej bić. W końcu dowiedziała się, dlaczego Miranda porwała jej ukochaną Dinę. Dowiedziała się, jaki chory plan ma władczyni tej przeklętej wioski. Nie rozumiała jednak kilku rzeczy. Dlaczego Dina? W jaki sposób wiedźma ma zamiar użyć nienarodzonego jeszcze dziecka jako naczynia? Te pytania krążyły w jej głowie, kiedy powoli zaczynała dochodzić do siebie.
  — Muszę jak najszybciej znaleźć Dinę i zabić Mirandę. Wiedźma nie wyjdzie z tego cało — powiedziała głosem pełnym nienawiści i gniewu.
Schowała pamiętnik lorda do plecaka, po czym podeszła do słoika na stole. Podpisany był jako "Cadou". W środku znajdowała się postać przypominająca płód dziecka, który bohaterka niejednokrotnie zobaczyła na malowidłach w wiosce.
  — Czyli to jest pasożyt odpowiedzialny za nieszczęścia na tym zadupiu... skąd on się wziął i w jaki sposób powstał? — zastanawiała się na głos.
Niespodziewanie telewizor się włączył. Na jego ekranie pojawił się symbol przedstawiający konia i podkowę. Ellie spojrzała w jego kierunku.
  — Daję słowo, naprawdę jesteś tak silna jak mówią — odezwał się znajomy głos.
  — Kim jesteś? — zapytała Williams.
  — Och, rusz główką. Spotkaliśmy się całkiem niedawno, nie żebyś miała pamiętać...
  — Heisenberg... — przypomniała sobie.
  — We własnej osobie! — krzyknął radośnie Karl. — Masz ducha walki, muszę ci to przyznać Ellie. Ale co zamierzasz zrobić, kiedy znajdziesz Dinę? Mógłbym ci pomóc.
  — Próbując mi się podlizać, a potem wystawiając mnie Mirandzie? Podziękuję.
  — Nie bądź niemiła! Zabiłbym cię, gdybyś nie była warta kłopotów...
  — Chciałbyś może rozwinąć ten wątek?
  — Udaj się na cmentarz — odparł, nie odpowiadając na pytanie dziewczyny. — Tam będzie czekała na ciebie paczka i instrukcja, co z jej zawartością zrobić. Do zobaczenia wkrótce, Williams.
Telewizor wyłączył się, zostawiając Ellie pogrążoną w myślach. "Co on knuje?" zaczęła się zastanawiać.

~🐺~

RIP Salvatore Moreau [*]
I tym oto enigmatycznym akcentem kończymy ten rozdział. Ellie udało się pokonać Moreau, a także odkryć prawdę odnośnie zamiarów Mirandy. Co jednak knuje Heisenberg? Tego dowiemy się wkrótce. O, warto wspomnieć, że zbliżamy się do końca książki. Jeszcze dokładnie cztery rozdziały i zakończymy naszą przygodę w tajemniczej wiosce.
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy, możecie mi dać znać.
Pamiętajcie, co za dużo kwasu to niezdrowo, a ja się z Wami żegnam i pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie! Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro