Four. Koty i niesworna mysz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rok 2020, 9 lutego. Godzina 09:20.
        Ellie weszła do kuchni pełnej zwisających z sufitu ogromnych kawałków mięsa. Wnioskując po zapachu, ustaliła, że są w miarę świeże. Spojrzała na szafkę pod oknem po lewej. Znajdowała się na niej porzucona notatka. Williams podeszła i zaczęła czytać jej treść.
"Kolejna została zabrana do lochów. Przecież tylko wylała zupę...
Wszyscy wiedzą, co się z tobą dzieje, kiedy zabiorą cię do lochów. Nigdy więcej nie ujrzysz światła dziennego. Wysysają twoją krew, twa dusza zostaje przeklęta, aby błąkać się po korytarzach.
Poszłam jej szukać, a kiedy ją znalazłam, została z niej tylko z skóra i kości, do tego jadła szczurzą padlinę.
Podejrzewam, że będę następna."
"Czyli te stwory, które kręcą się po lochach, to służki" pomyślała Ellie, odchodząc od regału. Jej uwagę przykuło wiadro pełne krwi. Leżała w nim ozdobiona złotem butelka. Ellie wzięła ją i dokładnie obejrzała. Znalazła podpis - "Sanguis Virginis".
  — "Krew Dziewicy"... — przetłumaczyła na głos. — Patrząc na to, co się w tym zamku wyprawia, jestem więcej niż pewna, że to nie jest tylko osobliwa nazwa wina.
Dziewczyna przypomniała sobie o pomieszczeniu w głównym holu, w którym znajdował się pusty stojak na butelkę. Schowała ją do plecaka z nadzieją, że kiedy wróci do wspomnianego pokoju i umieści butelkę na właściwym miejscu, otrzyma coś, co może jej się przydać w dalszej podróży. Opuściła kuchnię, przez co trafiła do jadalni. Stół był zastawiony po brzegi i gdyby nie fakt, że na talerzach mogło znajdować się ludzkie mięso, Williams podjadłaby co nieco. Postanowiła zbadać podwójne, srebrne drzwi na lewo od stołu - niestety, okazały się być zamknięte. Podeszła zatem do drewnianych drzwi naprzeciw poprzednich. Przekręciła zamek i przeszła przez nie. Znalazła się z powrotem w głównym holu. "Deja vu, I've just been in this place before..." zanuciła w myślach, po czym udała się do pokoju okupowanego przez Duke'a i Elenę.
— Ach, wróciłaś! — powitał ją handlarz. — Jak poszukiwania?
— Nadal próbuję trafić do Komnat Dimitrescu — odparła Ellie. — Lecz postanowiłam się na chwilę tu zatrzymać. Mam coś, co powinno ci się spodobać.
Mówiąc to, Williams ostrożnie wyciągnęła z plecaka kryształowe szczątki Beli Dimitrescu, a następnie położyła je na ladzie.
— Czy to... czy to jest to, o czym myślę? — zapytała zdziwiona Elena.
— Jedna blondynka bardzo chciała mnie dopaść, ale cóż, wyszło na odwrót — skomentowała przybyszka.
— Tak, tak... temperament Panienki Beli potrafił być zabójczy — odpowiedział Duke.
— Ellie, musisz teraz być bardziej ostrożna... jeśli Lady Dimitrescu się dowie... a na pewno tak będzie... nie spocznie, póki cię nie znajdzie i nie zabije — ostrzegła Lupu.
— Panienka Lupu ma rację. Śmiało mogę stwierdzić, że pani zamku na córkach zależy bardziej niż na tym, by służyć Matce Mirandzie — wtrącił Duke.
— Będę się miała na baczności — zarzekła się Ellie. — Ile za to dasz? — zmieniła temat.
  — Zobaczmy... — odparł handlarz, po czym zaczął oglądać kryształowe szczątki. — Pięć tysięcy lei. Myślę, że to odpowiednia kwota — dodał, wręczając klientce sakiewkę z pieniędzmi.
  — Dziękuję... — odpowiedziała, po czym wzięła do ręki jedną monetę. Z jednej strony znajdował się wygrawerowany wilk. — Poproszę... pięć pocisków do strzelby. Do pistoletu na razie mi starczy.
  — Oczywiście — powiedział, przyjmując z powrotem sakiewkę i dając Ellie amunicję.
  — Jeszcze raz dziękuję — powiedziała, chowając pociski do plecaka. — Będę się zbierać. Do zobaczenia później.
  — Udanej wyprawy! — życzył jej Duke.
  — Uważaj na siebie — poprosiła Elena.
Williams skinęła lekko głową, a następnie opuściła pomieszczenie.
        Tak jak zakładała, umieszczenie butelki z Sanguis Virginis na stojaku umożliwiło jej dostanie się do ukrytego, niewielkiego pokoju, w którym schowane były klucze umożliwiające dostanie się na dziedziniec. Bohaterka udała się do jadalni, gdzie użyła kluczy, aby otworzyć srebrne drzwi. Po wyjściu na zewnątrz, zaciągnęła się świeżym powietrzem i schowała klucze do plecaka. Postanowiła zbadać nieszczególnie duży, ośnieżony dziedziniec. Znajdowały się na nim tylko trzy pary drzwi - pierwsze, srebrne, przez które Ellie wyszła, drugie, ze złotym herbem rodu, które były zamknięte oraz trzecie, również srebrne. Okazały się być otwarte. Kiedy Ellie przez nie przeszła, przez sekundę mignęła jej Lady Dimitrescu wchodząca na górę. "Szlag" pomyślała. Schyliła się nieco i ruszyła za panią zamku. Biała Dama jakby rozmyła się w powietrzu, więc Williams postanowiła przyjrzeć się mapie zamku znajdującej się na komodzie pod oknem po prawej. Dziewczynie udało się odczytać, że drzwi z herbem rodu, które znajdowały się w korytarzu, prowadziły do Komnat Dimitrescu. Wiedząc jednak, że nie otworzy ich bez klucza, zaczęła szukać innej drogi. Pomieszczenie było połączone z łazienką, która, na szczęście, nie wymagała żadnego specjalnego klucza, aby się do niej dostać. Ellie udała się w jej kierunku, kiedy usłyszała przepełniony gniewem krzyk:
  — CO ŻEŚ ZROBIŁA MOJEJ CÓRCE?!
"Oo. Muszę znaleźć alternatywną ścieżkę" pomyślała, po czym ruszyła w głąb korytarza. Dotarła w ten sposób do okrągłego pomieszczenia, w którym znajdowały się cztery figury. Jedna przedstawiała kobietę ubraną w łachmany, druga kobietę ubraną w suknię galową, z kapeluszem na głowie i trzymającą kieliszek, trzecia mężczyznę ujeżdżającego konia, zaś czwarta - trzech klęczących mężczyzn w łachmanach, którzy trzymali kawałki chleba. Posągi były rozstawione na okrągłych podstawach przy rogach zbiornika z krwią. Lub winem. Albo i tym, i tym. Naprzeciwko wejścia znajdowała się tablica z kolejną zagadką.
"Kobiety są ślepe na zaloty mężczyzn, lecz biedni powinni spróbować wykorzystać swe szanse, aby dać panu swą hojność, a wino mogło popłynąć".
Williams zbadała figury i odkryła, że można je obracać. "Dobra... "kobiety są ślepe na zaloty"..." pomyślała, po czym odwróciła obydwie panie tak, aby patrzyły na siebie. Jeźdźca pozostawiła tak, aby wciąż był zwrócony twarzą do kobiety w łachmanach. "Okej... "biedni powinni wykorzystać swe szanse, aby dać panu swą hojność"...". Ustawiła biedaków tak, aby patrzyli na jeźdźca. Usłyszała wtedy szczęknięcie. Z basenu została spuszczona ciecz, a na dnie otworzyło się przejście prowadzące na dół. Ellie zeszła po schodach. Trafiła do zalanej czerwoną cieczą winiarni. "Lepiej, żeby mnie gdzieś to zaprowadziło" pomyślała, schodząc ostrożnie na zalany po łydki teren.
       Pomimo utrudnień w postaci Moroaic ukrywających się w winie, bohaterce udało się bez szwanku dostać do niedużej windy. Pociągnęła za dźwignię, dzięki czemu wjechała na górę. W ten sposób trafiła na balkon, który sąsiadował z balkonem przy Komnatach Dimitrescu. Ellie przeskoczyła na niego, a gdy usłyszała dzwoniący telefon, schowała się pod oknem. Chwilę potem przyszła Lady Dimitrescu. Wypuściła dym z ust, a następnie usiadła przy toaletce i przyłożyła słuchawkę do prawego ucha.
  — Matko Mirando. Chciałabym poinformować, że Ellie Williams uciekła temu głupcowi Heisenbergowi... — powiedziała, po czym zaczęła smarować usta szminką. — Ponieważ jest teraz w moim zamku, a moje córki nie mogą sobie z nią poradzić! Kiedy ją znajdę... — odłożyła szminkę. — Nie, Matko Mirando. Tak, pamiętam o ceremonii. Nie zawiodę cię — po tych słowach rozłączyła się. Zdenerwowana wrzasnęła, po czym rzuciła toaletką jak szmacianą lalką na drugą stronę pomieszczenia. — Do diabła z ceremonią! Ta nieznośna mysz zapłaci za to, co zrobiła!
Biała Dama poszła do łazienki, a Williams postanowiła wykorzystać okazję i wejść do środka. Ku jej niezadowoleniu, nigdzie nie było ani śladu po obecności Diny. "Szlag by to trafił! Szlag by trafił tę przeklętą wioskę!" pomyślała, po czym kopnęła w kanapę. Dojrzała na niej dziennik należący do nikogo innego, jak do pani zamku.
"Zostaliśmy wezwani przez Matkę Mirandę, aby zadecydować o losie drugiej matki dziecka.
Sama myśl o tym "rodzinnym" spotkaniu przyprawia mnie o dreszcze. Pomyśleć, że jestem traktowana jako siostra tych niegodziwców.
Zwłaszcza Heisenberga! Ten cham nie znałby dobrych manier nawet jeśli by przywalono mu nimi w twarz!
Pocięłabym go na kawałeczki, gdyby Matka mnie nie powstrzymała."
"Ciekawe w sumie skąd wziął się spór między Dimitrescu a Heisenbergiem..." pomyślała Ellie, po czym przewróciła stronę.
"Dlaczego... dlaczego traktuje mnie tak samo jak ich?!
Dała mi ten zamek, posłuszne córki i życie wieczne, czyż nie?
Nie jestem jej ulubienicą? Nie jestem wyjątkowa?
Muszę się napić."
"Też bym chciała, ale nie jest mi dane... okej, teraz bez żartów. Miranda dała Białej Damie zamek, córki i życie wieczne. Może dlatego Dimitrescu jest jej posłuszna? Może nie chce stracić pozycji jako jedna z władczyń wioski?" zaczęła się zastanawiać. "I o jaką ceremonię jej chodziło? Czyżby dlatego porwali Dinę? Do czego jest im potrzebna?". Odłożyła dziennik, kiedy dojrzała wiszący na ścianie klucz z herbem rodu. "No hej, przystojniaku" pomyślała żartobliwie, zabierając przedmiot. Podeszła do drzwi obok których stał wysoki manekin z białą suknią identycznej do tej, którą nosiła pani zamku. Ellie otworzyła drzwi i schowała klucz do kieszeni kurtki. W tym samym momencie do pomieszczenia weszła Lady Dimitrescu.
— Cholera — przeklnęła Ellie.
— Tutaj jesteś. Wszystko dla dziewczyny, której nawet tutaj nie ma! — odparła Lady Dimitrescu.
"Dziękuję za informacje..." pomyślała przybyszka dosłownie chwilę przed tym, jak Biała Dama chwyciła ją za szyję i podniosła.
— Ty niewdzięczna dziewucho. Przychodzisz do MOJEGO domu... — kucnęła i uderzyła głową Ellie o posadzkę — kładziesz łapska na MOICH córkach... — znów uderzyła — a teraz próbujesz mnie okraść?! — uderzyła po raz kolejny. — Jak śmiesz?!
Williams zaczęła spadać przez dziurę zrobioną w podłodze. Po wylądowaniu na twardych płytkach, zorientowała się, że trafiła do kolejnej podziemnej części zamku.
— Odpoczywaj, póki możesz! Ponieważ znajdę cię i zniszczę! — zagroziła Alcina.
— Aua... moje plecy... — wymamrotała Williams, po czym powoli się podniosła. — Ale przynajmniej teraz wiem, że Diny tu nie ma... muszę znaleźć te przeklęte twarze aniołów... super, jeszcze więcej czasu zmarnuję w tym wariatkowie.
Dziewczyna przeczołgała się przez dziurę w ścianie, a następnie trafiła do niewielkiego przejścia. Na prawo od dziury znajdowała się brama, a obok niej dźwignia. Ellie pociągnęła ją w dół, dzięki czemu kraty uniosły się i pozwoliły jej przejść do następnego pomieszczenia. Uznała je za dziwne, a przynajmniej pod względem zagospodarowania przestrzeni - składało się ono z dwóch rzędów, z czego w tym bliżej bramy, którą weszła, co półtora metra stały niewielkie wieże z drewnianych skrzynek. Ellie wyminęła je i udała się do kolejnej bramy, która znajdowała się na drugim końcu pomieszczenia. Miała już chwycić za dźwignię, kiedy usłyszała stukot obcasów o posadzkę. Odwróciła się w lewo, aby skonfrontować się z Białą Damą. "Muszę ją zrobić w jajo" pomyślała, zerkając na sterty skrzynek.
  — Myślałaś, że pozwolę ci uciec, zgniła cwaniaro? — zapytała pani zamku.
  — Wiesz... jakby to ujął mój przyjaciel... dzięki cwaniakowaniu zaszłam aż tutaj — odparła Ellie, a następnie ruszyła pędem przed siebie, jednakże Alcina znów ją chwyciła za szyję i podniosła.
  — Zostaniesz pocięta na plasterki... zanim kiedykolwiek zobaczysz tę dziewczynę! — mówiąc to, Alcina rzuciła Williams na ścianę po drugiej stronie pomieszczenia.
Po twardym lądowaniu, Williams odchrząknęła i czym prędzej podniosła się. Lady Dimitrescu już zmierzała w jej kierunku. Nagle z jej dłoni wysunęły się długie, stalowe pazury. "Tego się nie spodziewałam" pomyślała Ellie, po czym podbiegła do najbliższej wieżyczki. Kiedy Biała Dama się do niej zbliżyła, przybyszka obiegła skrzynki z drugiej strony i ruszyła pędem do bramy. Pociągnęła dźwignię do góry, a gdy tylko kraty wystarczająco się uniosły, Ellie przeturlała się pod nimi. Podniosła się i zaczęła biec przed siebie. Skręciła w prawo i zeszła po schodach, po czym znów skręciła w prawo. Trafiła na kolejne drzwi z herbem rodu. Otworzyła je kluczem, a następnie wparowała do kolejnego pomieszczenia, które zdawało się być ślepym zaułkiem. Pokój był pogrążony w ciemnościach, jedynie paliły się świece przy posągu na środku. Przedstawiał on cztery kobiety, z czego dwie klęczały, trzecia stała, a czwarta leżała, zwisając głową w dół. Jej twarz była inna od pozostałych - jako jedyna wyrażała emocje, a dokładniej rozpacz. Na dodatek, twarz wraz z fragmentem włosów można było odłączyć od reszty posągu. Ellie postanowiła zaryzykować i zabrała Maskę Rozpaczy. Wtedy zatrzęsła się ziemia, a część podłogi, na której znajdowała się statua, zaczęła jechać w górę. Dziewczyna otarła pot z czoła. Lady Dimitrescu roześmiała się szyderczo.
— Ucieczka cię nie uratuje! — ostrzegła.
Williams zaczęła oglądać maskę. "To chyba jedna z twarzy aniołów" pomyślała. W tym momencie platforma się zatrzymała, przez co przybyszka znalazła się z powrotem na dziedzińcu. Postanowiła, że najpierw uda się do znanej jej już części zamku, aby odłożyć Maskę Rozpaczy na swoje miejsce. Tak też zrobiła. Kiedy pierwsza postać odzyskała swoją twarz, nad drzwiami z zagadką zapaliła się jedna z czterech pochodni. "Jedna z głowy... zostały trzy" pomyślała Ellie.
Bohaterka postanowiła, że najpierw przeszuka część zamku, która znajdowała się za drzwiami z herbem rodowym na dziedzińcu. Weszła po schodach i trafiła na rozwidlenie. Po prawej stronie znajdowały się drzwi, które były zablokowane kratami ze złotym symbolem, który Ellie widziała wcześniej w wiosce. Wiedząc, że bez kolejnego klucza nie odblokuje sobie przejścia, ruszyła w lewo. Trafiła na piętro w Hali Operowej. Podeszła do barierki i rozejrzała się. Pomieszczenie zachwyciło ją. "Joelowi by się spodobało" pomyślała. Podeszła do komody nieopodal, aby ją przeszukać. W szufladach znalazła kilka sakiewek z pieniędzmi, a także dziennik podpisany jako "Badania". Otworzyła go i zaczęła czytać treść notatek.
"Jeden dzień od zabiegu.
Dziewczęta przestały się ruszać. Wydają się praktycznie martwe.
Z ust najstarszej wyleciał insekt. Wygląda jak najzwyklejsza mucha."
"Fuj" pomyślała Ellie.
"Dwa dni od zabiegu.
Wszystkie trzy ciała są pokryte w muchach. Wygląda na to, że muchy konsumują ich skórę.
Kiedy otworzyłam okno, niektóre z insektów padły martwe na podłogę. Wygląda na to, że zimno je petryfikuje. Szybko zamknęłam okno, aby nie osłabiać ich bardziej.
Cztery dni od zabiegu.
Wszystkie trzy ciała zostały kompletnie pożarte przez insekty. To co pozostało, to ciemna, wijąca się masa o ludzkich kształtach.
Jest już po południu, a muchy zaczęły zmieniać kolory. Te wokół twarzy zbladły, a te na ustach przybrały kolor ciemnego karmazynu."
"Czym u licha były zainfekowane te dziewczyny?" zapytała się w myślach.
"Sześć dni od zabiegu.
Masy insektów zamieniły się z powrotem w ludzkie ciała.
Dziewczęta się obudziły, patrząc na mnie niczym noworodki. Poczułam między nami więź. Jak matka i córki.
Zdecydowałam jak się będą nazywać: Bela, Cassandra i Daniela."
"Och. Więc tak się narodziły... zabiorę to ze sobą. Może się przydać Doktorce" postanowiła, a następnie schowała dziennik do plecaka. Zeszła na dół i po raz kolejny zaczęła się zachwycać pięknem hali. Niestety nie znalazła kolejnej maski. Uznając, że zapewne trafi na jakiś trop w pomieszczeniu zablokowanym przez kraty, zaczęła szukać klucza ze złotym symbolem odpowiadającemu temu na bramce. Trafiła przy tym na kolejny notatnik, do którego także zajrzała.
"Nazwa naukowa: Brak
Rozmiar: od 5 do 6 cm
Budowa ciała jest podobna do muchówki, aczkolwiek występują różnice w głowie.
Są mięsożerne i energicznie konsumują mięso.
Żeby złapać niczego niespodziewającą się ofiarę, łączą się przy użyciu feromonów, aby naśladować człowieka.
Rodzą się kiedy Cadou składa jaja w ich właścicielu, ale same w sobie muchy nie są w stanie się rozmnażać.
Są one podatne na nagłe spadki temperatury.
Zwłaszcza kiedy temperatura spada poniżej 10°C (50°F), wtedy ich metabolizm spada i przechodzą w stan uśpienia.
Podobne do kryptobiozy Tardigrady lub Polypedilum vanderplanki?"
"Czym u licha jest Cadou? To jakiś pasożyt?" zaczęła się zastanawiać, chowając dziennik do plecaka. Przyjrzała się fortepianowi stojącemu obok. Był on z jasnobrązowego drewna, a do tego zdobiony złotem. Usiadła przy nim i zerknęła na nuty. Rozpoznała w nich utwór "Danse Macabre". Obok nut znajdowała się notatka - "Muzyka jest kluczem". "To nierozważne... ale muszę zaryzykować" pomyślała, po czym zaczęła grać. Mniej więcej w połowie utworu nad klawiszami wysunęła się szufladka z kluczem Żelaznego Insygnium. Muzyka ucichła, gdy Ellie zabierała klucz. Miała już ruszyć na górę, kiedy nagle przez drzwi na drugim końcu pomieszczenia weszła Lady Dimitrescu.
— Znów się spotykamy — powiedziała w tym samym momencie, w którym z jej dłoni wysunęły się pazury.
"Oczywiście, że dźwięk ją tu zbawił. Ale przynajmniej mam klucz" pomyślała Williams, rzucając się do ucieczki. Gdy tak biegła, cały czas słyszała za sobą stukot obcasów. Przypomniała sobie o stworach, które ją prześladowały w podobny sposób przez ostatnie kilkanaście lat. Zaczynała być tym wszystkim zmęczona. Po dotarciu do bramki z Żelaznym Insygnium użyła klucza, aby odblokować sobie przejście. Kraty się uniosły, a dziewczyna schowała klucz do kieszeni kurtki i przeszła przez drzwi. Biała Dama zaprzestała pościgu. Ellie chciała odetchnąć z ulgą, kiedy nagle wszystkie drzwi w bibliotece obsiadły muchy. Na środku pomieszczenia pojawiła się najmłodsza z córek - Daniela. Rudowłosa zachichotała.
  — O, więc nareszcie przyszłaś się ze mną spotkać! Wiesz, wszyscy po pewnym czasie tracą dla mnie głowę! — po tych słowach Daniela rzuciła się z sierpem na przybyszkę.
Ellie wyminęła jej atak, po czym chwyciła pistolet i strzeliła w świetlik. Szkło jednakże nie pękło. "Cholera!" pomyślała, unikając kolejnego ataku. Zaczęła się desperacko rozglądać w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby jej pomóc. Udało jej się dojrzeć na jednym ze słupków wokół platformy (znajdującej się pod świetlikiem) dźwignię. Czym prędzej do niej podbiegła i pociągnęła za nią, powodując, że świetlik się otworzył. Wraz z wpadającym do pomieszczenia podmuchem mroźnego powietrza, Daniela przerażona zapytała:
  — Co ty wyprawiasz?!
  — Wietrzę ten pokój — odparła Ellie, a następnie zaczęła strzelać w głowę Danieli.
Daniela starała się zaatakować Williams, jednakże przez spadającą temperaturę coraz bardziej słabła. Williams strzelała dalej, a gdy skończyła przeładowywać broń, rudowłosa zaczęła się zamieniać w posąg. W tym samym momencie muchy na drzwiach zniknęły.
  — Nie... chcę... umierać... — wypowiedziała swoje ostatnie słowa.
— Wybacz... ale trzeba było mnie wcześniej wysłuchać — odpowiedziała Ellie, a następnie spakowała do plecaka kryształowe szczątki najmłodszej z córek. Były praktycznie identyczne jak poprzednie, jedynie różniły się tym, że na klatce piersiowej tym razem znajdował się zielony klejnot.
Ellie przeszukała bibliotekę. Po zabraniu znajdującej się tam (znów ku jej zdziwieniu) amunicji do pistoletu, przeszła przez podwójne drzwi naprzeciw tych, przez które tam weszła. Znalazła się w Hali Radości, w której znajdowała się kolejna statua z kobietami. Williams zabrała maskę. Miała już opuszczać pomieszczenie, kiedy zza ściany na lewo od posagu usłyszała jakieś dźwięki. Podeszła do ściany i przyłożyła do niej ucho. "Coś jakby... mechanizm zegarowy?" pomyślała. "Wrócę tu później" postanowiła, a następnie podeszła do drzwi naprzeciw posągu. Przekręciła zamek i weszła do głównego holu.
— CASSANDRO! PRZYJDŹ TU NATYCHMIAST! — zarządziła niezwykle głośno Lady Dimitrescu.
Ellie kucnęła przy barierce i zaczęła się przyglądać pani zamku oraz jej córce, która pojawiła się przed chwilą.
— Jesteś moją córką, więc zachowuj się, jak należy! Chcę głowy tej dziewuchy! MASZ MI JĄ PRZYNIEŚĆ! A TERAZ IDŹ! — rozkazała.
— Oczywiście, matko — odparła Cassandra, po czym lekko skinęła głową.
Czarnowłosa zamieniła się w chmarę much i odleciała, zaś jej matka nerwowym krokiem udała się w stronę jadalni. Ellie odetchnęła, a następnie powoli zeszła po schodach. Ostrożnie poszła do pomieszczenia z zagadką i umieściła Maskę Radości na odpowiednim miejscu. Zapaliła się kolejna pochodnia. Williams udała się do pomieszczenia, w którym czekali na nią Duke oraz Elena.
  — Udało ci się znaleźć twoją partnerkę? — zapytała z nadzieją Elena.
  — Nie ma jej na zamku. Dimitrescu się wygadała, kiedy na siebie wpadłyśmy — odparła Ellie, kładąc talię Danieli na ladzie. — Jak rozumiem, znów dostanę pięć tysięcy lei?
  — Nie inaczej — odpowiedział Duke, po czym wręczył klientce sakwę z pieniędzmi. — Przykro mi, że tak się sprawy potoczyły.
— Nie dołuj się. Najważniejsze teraz jest, aby się stąd wydostać — powiedziała Williams, chowając pieniądze do torby. — Do zobaczenia później — dodała, wychodząc.
— Do zobaczenia — odpowiedzieli jednocześnie handlarz i Lupu.
Bohaterce udało się wyminąć Białą Damę i wrócić do Hali Radości. Podeszła po raz kolejny do ściany, zza której można było usłyszeć mechanizm wydający dźwięki. Dziewczyna zbadała biały fragment ściany ze złotymi zdobieniami, dzięki czemu odkryła, że da się go popchnąć. Weszła do ukrytego pomieszczenia, które okazało się być atelier. "Jeśli to jest atelier... to czemu jest tu ten cały mechanizm?" zaczęła się zastanawiać, patrząc na koła zębate naprzeciwko. Podeszła do płótna na środku pokoju. Była przyczepiona do niego karteczka z kolejną zagadką:
"Pozwól, aby pięć dzwonów tej sali wybrzmiało"
Pierwszy srebrny dzwonek znajdował się na stoliku obok płótna. Williams uderzyła w niego, a potem zaczęła szukać pozostałych czterech. Drugi znajdował się na szafie - Williams strzeliła w niego. Tak samo w trzeci, który był ukryty na żyrandolu, czwarty, znajdujący się na zewnątrz, przez co Ellie musiała zniszczyć świetlik, aby do niego strzelić, a także w piąty, który poruszał się na wahadle będącym częścią dziwacznego mechanizmu. Kiedy już wszystkie dzwony grały, duży obraz na ścianie na prawo od wejścia, który przedstawiał Lady Dimitrescu, odchylił się, umożliwiając wejście do szczeliny. Ellie wcisnęła się w nią, a następnie przeszła niewielkim korytarzykiem i wspięła się po drewnianej drabinie. Znalazła się na strychu. Na stoliku pośrodku pomieszczenia znajdowały się dwie rzeczy - paczka amunicji do karabinu snajperskiego, którą Ellie na wszelki wypadek zabrała, a także notatka.
"Słyszałam, że tak zwany "Sztylet Kwiatów Śmierci" znajduje się gdzieś w zamku.
Podobno jest to antyk ze średniowiecza, pokryty mieszaniną trucizn z całego kontynentu. Został stworzony, by zabijać demony i potwory.
Brzmi fascynująco, ale... nikt nie wie gdzie on jest."
"Ooo... i to mi się podoba. Może przy odrobinie szczęścia wpadnę na to cacko" pomyślała Ellie, a następnie ruszyła dalej. Przy wyjściu na dach, na krześle leżała snajperka. Bez większego namysłu, dziewczyna wzięła broń i ją naładowała. Uśmiechnęła się lekko.
     Po przeprawie przez dach oraz przetestowaniu karabinu na Samcăch (czyli Moroaicach ze skrzydłami) Williams udało się dostać do Wieży Gniewu i zabrać kolejną maskę. Zeszła po drabinie i trafiła do pomieszczenia z windą, które mijała wcześniej. Zjechała na dół, dzięki czemu trafiła do pomieszczenia znajdującego się obok pokoju z obrazem przedstawiającym trzy córki. Miała już iść odłożyć Maskę Gniewu na swoje miejsce, kiedy usłyszała kroki. Przysunęła się do ściany przy drzwiach i odczekała chwilę. Gdy tylko Lady Dimitrescu weszła, Ellie przecisnęła się obok niej i szybkim krokiem ruszyła do Hali Czterech. Po umiejscowieniu Maski Gniewu na odpowiednim posągu, zapaliła się przedostatnia pochodnia. "Dobra... została mi ostatnia maska. I zostało mi tylko jedno pomieszczenie do sprawdzenia. Obym miała szczęście" pomyślała, a następnie udała się w kierunku drzwi z herbem rodu, które mijała podczas ucieczki przed Cassandrą. Od razu po wejściu do pokoju oczom Ellie ukazała się kolejna statua. Zabrała Maskę Przyjemności. W tej samej chwili wyjście zostało zasłonięte kratami. "Cholera" pomyślała Williams. "Zabranie maski uruchomiło pułapkę... muszę znaleźć coś na jej miejsce" postanowiła, odkładając Maskę Przyjemności na komodę obok. W Hali Przyjemności nie znalazła ani jednej rzeczy, której mogłaby użyć. Udało jej się za to dojrzeć dziurę w ścianie za kominkiem. Kucnęła i przeszła przez nią, a następnie weszła po schodach do zbrojowni.
— Bałam się, że moje siostry dorwały cię pierwsze — zaskoczyła ją Cassandra.
"Czy ja nie mogę mieć ani chwili spokoju?!" zdenerwowała się Williams. Na szczęście w porę zauważyła wpadające światło przez otwór za szafką. Podbiegła i odsunęła mebel. "Muszę rozwalić tę ścianę" pomyślała, po czym zaczęła desperacko szukać czegoś, co mogłoby jej pomóc. Ku jej zdziwieniu, Cassandra nie śpieszyła się, by ją dopaść. Dzięki temu znalazła bomby rurowe. "Kaboom?! Tak, Rico. Kaboom" pomyślała i zabrała jedną bombę. Wyjęła z kieszeni spodni zapalniczkę, a następnie podpaliła lont. Rzuciła bombą w ścianę. Chwilę potem wybuchła, przez co pomieszczenie napełniło się mroźnym powietrzem.
— Argh! — warknęła czarnowłosa. — Zrujnowałaś moje polowanie!
— Ojej. Tak mi przykro, że aż wcale — odparła Ellie, chowając zapalniczkę i biorąc strzelbę.
Zaczęła ostrzeliwać córkę Dimitrescu, która cały czas podejmowała próby zaatakowania jej. Ze wszystkich trzech sióstr Cassandra była najbardziej nieustępliwa. I właśnie to ją zabiło. Za każdym razem, gdy zbliżała się do przybyszki, zwiększały się szanse na to, że pocisk zrani ją bardziej. Zamieniając się w posąg, wierzgała się na wszystkie strony i mówiła:
— Nie! Jesteś moją ofiarą... MOJĄ...
— Chyba na odwrót — odpowiedziała Ellie, przeładowując broń.
Szczątki Cassandry były identyczne jak te należące do jej sióstr, jednakże tym razem na klatce piersiowej znajdował się żółty klejnot. Williams schowała kryształową talię do plecaka, po czym zabrała pozostałe bomby rurowe. Wróciła do szukania przedmiotu, który mógłby posłużyć jako zastępstwo dla Maski Przyjemności. Zauważyła wiszącą na ścianie czaszkę kozy. Zdjęła tabliczkę i odczepiła czaszkę. Obejrzała ją. "Powinno się nadać" uznała, po czym wróciła do Hali Przyjemności. Umiejscowiła czaszkę na miejscu maski. Kraty się podniosły, dzięki czemu mogła wyjść. "Yay!" pomyślała, zabierając maskę i opuszczając pomieszczenie. Powoli wróciła do głównego holu. Rozejrzała się. Biała Dama akurat schodziła po schodach. Ellie kucnęła i odczekała chwilę. Kiedy Alcina udała się do jadalni, Williams wykorzystała okazję i ostrożnie poszła do pokoju zajmowanego przez handlarza.
— Wspaniale cię widzieć żywą! — powitał ją.
— Taa, wzajemnie — odparła, kładąc maskę na stolik obok Eleny.
— Udało ci się zabić Cassandrę?! — zapytała z lekkim niedowierzaniem Lupu, patrząc na talię wystającą z plecaka przybyszki.
— Um... jak widać — Williams wyjęła z plecaka kryształowe szczątki czarnowłosej i położyła je na ladzie.
— Z jednej strony to dobrze, udało ci się przeżyć... ale jak Dimitrescu cię znajdzie, rozerwie cię na strzępy... — dodała ponuro Elena.
— Chyba, że ucieknę przed tym — odparła Ellie, wskazując głową na Maskę Przyjemności. — To ostatnia z czterech masek, które otworzą mi drogę ucieczki. Jeśli wierzyć zagadce na drzwiach.
— Ach, tak, tak... zaślepione spojrzenia aniołów. Zastanawiałyście się kiedyś, czemu istnieją anioły? — zapytał znienacka Duke.
— Nie — odpowiedziały jednocześnie.
— To ciekawa kwestia — kontynuował Duke. — Być może są po to, by bronić nas przed bliźnimi? A może stworzono je po to, by chroniły nas przed nami samymi?
— Z chęcią podyskutowałabym na ten temat, ale teraz nie mam za bardzo czasu. Pięć tysięcy lei jak zawsze? — zapytała Ellie, zmieniając temat.
— Oczywiście — odparł handlarz, a następnie wręczył dziewczynie sakwę z pieniędzmi. — Czy mogę służyć czymś jeszcze? — dopytał, odkładając talię Cassandry za siebie.
— W sumie tak. Mówiłeś, że możesz ulepszać broń — zaczęła Ellie. — Przydałaby się lepsza luneta i większy magazynek. I warto byłoby poprawić stabilność. Dasz radę to zrobić? — zapytała, kładąc na ladzie snajperkę.
— Jasna sprawa — odpowiedział handlarz. — Ilu lei mam się za to spodziewać?
"Mam dziesięć tysięcy pięćset... oby się zgodził na sześć tysięcy pięćset" pomyślała klientka, po czym odparła:
— Sześć tysięcy pięćset. Może być?
— Umowa stoi — powiedział z uśmiechem Duke, a następnie zabrał się za ulepszanie karabinu snajperskiego.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a wszystko już było gotowe. "Skubany jest niezły" pomyślała Ellie, kiedy wręczała mu pieniądze i zabierała broń. Nagle Duke położył na ladzie po trzy paczki z amunicją do każdej z broni, które miała Ellie oraz cztery bomby rurowe. Williams spojrzała na niego pytająco.
  — Na koszt firmy. Czuję, że przydadzą ci się te drobiazgi — stwierdził.
  — O... dziękuję — odpowiedziała klientka, po czym zabrała zapasy. — Zobaczymy się na zewnątrz? — zapytała, po tym jak zabrała maskę i miała już opuszczać pomieszczenie.
  — Ależ oczywiście — oznajmił Duke. — Zawsze jestem tam, gdzie jestem potrzebny.
  — Bądź ostrożna — poprosiła Elena.
Ellie skinęła lekko głową i wyszła z pokoju. Umieściła Maskę Przyjemności na właściwym miejscu, a ostatnia pochodnia zapaliła się. Dziewczyna usłyszała szczęknięcie - drzwi z tabliczką z zagadką otworzyły się. Słysząc stukot obcasów, Ellie od razu przeszła przez owe drzwi. Ruszyła biegiem przed siebie. Trafiła w ten sposób na wieżę, której wnętrze przypominało kaplicę. Na samym końcu pomieszczenia, pod wielkim oknem leżała czarna kamienna trumna. Ellie podeszła do niej i niepewnie odsunęła wieko. Nie uwierzyła własnym oczom. Udało jej się. Znalazła Sztylet Kwiatów Śmierci.

~🐺~

I tym oto akcentem kończymy czwarty rozdział tej książki.
RIP Cassandra & Daniela Dimitrescu [*]
Coś czuję, że Lady Dimitrescu jest z tego powodu bardzo, ale to bardzo zła. Chociaż "zła" to mało powiedziane... Ellie, miej się na baczności.
Jeśli zauważyliście jakieś błędy, możecie dać mi znać.
Pamiętajcie, sprawdzajcie skład napoju przed jego wypiciem, a ja się z Wami żegnam i pozdrawiam Was wszystkich cieplutko! Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro