Seven. Starzy znajomi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rok 2020, 9 lutego. Godzina 12:40.
Ellie szła wzdłuż rzeki, kiedy natrafiła na dziwaczną maź blokującą jej drogę. Dotknęła jej. Masa przypominała śliski glut, który na dodatek został ubity, przez co cała konsystencja była niczym twarda wata cukrowa. "Super. Jak mam to rozwalić?" zaczęła się zastanawiać. Postanowiła sprawdzić, jak substancja zareaguje na dźgnięcie nożem. Zero reakcji. Spróbowała jeszcze raz - nadal nic. Za trzecim również. Z niechęcią bohaterka chwyciła za pistolet i strzeliła w przeszkodę. Ta w końcu rozpuściła się, umożliwiając dalszą wędrówkę. "Jeśli nie chcę się wyprztykać ze wszystkiego co mam, będę musiała unikać tego badziewia... szlag, przecież na terenie Moreau może być tego od cholery. Niedobrze..." myślała, idąc dalej. Dotarła w ten sposób do młyna, w którym znajdowały się kręte schody prowadzące na dół, a obok nich znak z podpisem "Zbiornik". Ostrożnie zeszła na sam dół, gdzie grzecznie czekała na nią winda.
— Dobra... — Ellie weszła do środka i pociągnęła za dźwignię, dzięki czemu winda zaczęła jechać. — No to jedziemy.
Winda ta była dość prostej konstrukcji, albowiem składała się jedynie z platformy, na której się stało, czterech słupów w każdym z rogów oraz piedestału z dźwignią. Nie było zatem mowy o oparciu się o ścianę i wygodnym przeczekaniu dość długiej przejażdżki na dół. Williams przeciągnęła się. W tym samym momencie, w którym winda zatrzymała się, Williams zatkała nos. Jaskinia, w której się znalazła, ociekała ze wszystkich stron okropnym odorem, który zdaniem bohaterki był jeszcze gorszy niż świński chlew. "Mogłam zabrać maskę przeciwgazową" pomyślała, odtykając nos. Po rozejrzeniu się po okolicy, Ellie ruszyła jedyną dostępną jej drogą, mianowicie niewielkim, w części pokrytym mchem, korytarzem. Weszła po drewnianych schodkach i przecisnęła się przez szparę, trafiając do zaułka, gdzie w jednej ze ścian był otwór prowadzący do niezbyt wielkiego pomieszczenia. W owym pokoju urzędował Moreau płaczący i oglądający komedię romantyczną.
— Och, Matko Mirando! Jeśli to dla ciebie, zrobię wszystko... — zapłakał, po czym zwymiotował do miski z serem obok. Następnie odwrócił się w stronę Ellie. — Oo. Nieproszony gość! Chwileczkę... to dziewczynka, której Mama chce się pozbyć!
— Ciebie również miło widzieć, Quasimodo. Jak rozumiem, nie ma u ciebie Diny? — zapytała przybyszka.
— Diny...? Oczywiście, że jej tu nie ma! Mamusia trzyma Dinę w specjalnym miejscu! Nigdy jej nie znajdziesz! — odparł Salvatore. — Och, mówię za dużo...
— Posłuchaj. Matka Miranda nie jest taka cudowna, za jaką ją uważasz. To wariatka, przez którą teraz wyglądasz... jak wyglądasz — Williams starała się nie urazić lorda. — To, co ci zrobiła jest okropne, chociaż to i tak niewystarczające określenie. Dlatego chcę ją powstrzymać przed skrzywdzeniem kolejnej osoby...
— Nie! Mama dała mi wspaniałe życie! — przerwał jej Salvatore. — Łżesz! Łżesz! — krzyczał.
— Jesteś w błędzie... — Ellie chciała przemówić mu do rozsądku, lecz lord znów jej przerwał.
— Nie! Już rozumiem, czemu Mamusia tak bardzo cię nie cierpi... jesteś wstrętną kłamczuchą... ale jeśli cię zabiję... będzie ze mnie dumna! — zawołał radośnie. — To moje terytorium! Nie pozwolę ci uciec! — wraz z tymi słowami, przed bohaterką wyrosła ściana z masy, na którą trafiła wcześniej.
"Czyli to on je wytwarza..." pomyślała, rzucając się do ucieczki. Przecisnęła się z powrotem i ignorując krzyki Moreau oraz unikając wyrastających bąbli, udało jej się dotrzeć z powrotem do "głównego holu". Spojrzała w prawo - wcześniej zablokowane przejście stało teraz dla niej otworem. Ruszyła w jego kierunku, dzięki czemu trafiła na zewnątrz. Zaciągnęła się świeżym powietrzem, którego niezwykle jej brakowało w trakcie pobytu w śmierdzącej kwaterze Moreau. Zaczęła podążać naprzód, kiedy  zauważyła kolejny młyn, który znajdował się po drugiej stronie rzeki, oraz niewielką chatkę i pomost na końcu ścieżki. Weszła do środka i zaczęła przeszukiwać budynek. Odnalazła dwie paczki z amunicją do karabinu snajperskiego oraz intrygującą notatkę, obok której leżał kluczyk.
"Nawet nie myślcie o odpalaniu łodzi. Hans nie żyje, więc na jakiś czas koniec z łowieniem ryb.
Wszyscy wiemy, że jego śmierć nie była zwykłym wypadkiem. Zjadła go ogromna ryba! I to z łodzią!"
— Ogromna ryba, huh? Niech zgadnę... albo Quasimodo ma pupilka... albo potrafi zmutować jak Dimitrescu — myślała na głos Ellie, po czym zabrała kluczyk. — Pan Gal Anonim co zostawił tę wiadomość wybaczy, ale muszę się wydostać z tego bagna.
Dziewczyna opuściła chatkę, a następnie wsiadła do łódki czekającej grzecznie przy pomoście. Uruchomiła silnik, po czym ruszyła przed siebie. Przepłynęła przez niewysoki tunel, który od wewnątrz również pokryty był w niektórych miejscach mchem. Po opuszczeniu go, ujrzała ogromną tamę znajdującą po prawej. "Szlag. Muszę poszukać innej drogi" pomyślała, rozglądając się wokół. Nie mogła popłynąć w lewo, ponieważ dalszą podróż uniemożliwiały wystające z wody, poprzewracane budynki. Pozostało jej zatem udać się naprzód. Była w połowie drogi, kiedy coś dużego przepłynęło pod nią, ocierając się o spód łodzi. Williams przełknęła ślinę, po czym ruszyła dalej. Wpłynęła do jaskini, w której znajdowała się kolejna niewielka chatka. Przybiła do brzegu i opuściła łódkę. Spojrzała na konstrukcję przed nią. "Coś jest nie tak" pomyślała po zauważeniu reflektorów oświetlających chatkę. Wyjęła pistolet i ostrożnie weszła do środka. Wyposażenie wnętrza zdziwiło ją. Znajdowało się tam bowiem kilka metalowych skrzynek, komputerów, a także... drzewo z pleśni, podobnej do tej, z którą miała do czynienia w Luizjanie.
— Co do... — nie zdążyła zapytać, gdyż ktoś chciał ją zaatakować od tyłu.
Zorientowała się w porę, chwyciła napastnika za ramię i przewróciła go. Ten jednak pociągnął Ellie za nogę i ją przewrócił, następnie przytrzymał i przystawił jej pistolet do twarzy.
— Ani ruchu! — wrzasnął zamaskowany agent.
— CANINE! ZŁAŹ Z NIEJ! — krzyknął znajomy głos. — To tylko Ellie, wariacie!
— Sir, a jeśli to Miranda pod przykrywką... — Canine próbował się usprawiedliwić.
— Wyluzuj, Miranda nie ma takiego wyczucia — odezwał się kolejny znajomy głos, tym razem kobiecy. — Złaź, zanim ja cię z niej zrzucę.
— Tak jest, Wilczyco — odparł Canine, wykonując rozkaz.
— Wybacz, jest nowy — przeprosiła za rekruta Rebecca Chambers.
— Ta, to widać — odpowiedziała Ellie, po czym wstała z pomocą Rebecci.
— Dobrze cię widzieć całą — wtrąciła Abby Anderson.
— Miło widzieć kogoś, komu mogę ufać — powiedziała Ellie. — Co wy u licha tu robicie?
— Śledzimy kilka broni biologicznych, próbujemy ustalić do czego Mirandzie jest potrzebna Dina, przy okazji odnaleźć je obie... takie tam, normalne sprawy — odpowiedział Chris Redfield.
Cała czwórka poszła w głąb chatki, rozmawiając przy tym:
— Od dawna tu jesteście? — spytała Williams.
— Przybyliśmy niedługo po waszym lądowaniu w Rumunii — powiedziała Rebecca.
— Śledziliście nas? — zadała kolejne pytanie Ellie.
— Poniekąd. Aczkolwiek naszym głównym celem nie było zakłócenie waszego miesiąca miodowego, tylko dorwanie Mirandy, która przyleciała tu z wami pod przykrywką — poinformowała Abby.
— Przykrywką? Ten nowy też o tym mówił... chcecie mi powiedzieć, że ta wiedźma jest zmiennokształtna? — odparła Ellie.
  — Jak najbardziej. Przybrała postać wymyślonego alter ego, doktor Mary Armstrong, a potem... — Chris nie skończył.
  — Szefie, nasze nadajniki wykryły coś ogromnego w wodzie. Kieruje się w naszą stronę — powiadomił agent o pseudonimie Night Hawk.
Cała grupa podeszła do otworu w ścianie, przez który można było obserwować okolicę. Z wody wyłonił się wielki stwór i niesamowicie szybko zaczął płynąć w kierunku bohaterów. Agenci ustawili się w szyku bojowym i rozpoczęli ostrzeliwanie bestii, za nimi Ellie, Chris, Abby oraz Rebecca. W pewnym momencie potwór z całą siłą uderzył w chatkę, niszcząc ją, a także powodując, że Williams oddzieliła się od reszty. Dziewczyna wpadła do wody, znów zdana na radzenie sobie z potwornościami tej wioski sama.

~🐺~

*muzyczka z Polsatu*
I tym oto mokrym akcentem kończymy kolejny rozdział tej opowieści. Dziś nie udało nam się przekabacić Moreau na naszą stronę... cóż, plusem tej całej sytuacji jest taki, że pojawiły się znajome twarze! Jupi!
Jednakże świętować długo nie będziemy. Ellie nadal musi się wydostać ze Zbiornika, przy okazji poradzić sobie z Salvatore'em. Czy jej się uda? Przekonamy się niebawem.
Jeżeli pojawiły się jakieś błędy, możecie mi dać znać.
Pamiętajcie, nie jedźcie za dużo śmierdzącego sera, bo potem będziecie się źle czuć, a ja się z Wami żegnam, pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie, do zobaczenia wkrótce! Cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro