15: Znam się na ludziach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zostaw coś po sobie 💋

*

Odwróciłam wzrok od zdenerwowanego Miles'a i pomachałam w stronę Cody'ego, który stał i szukał mnie wzrokiem. Kiedy mnie zauważył uśmiechnął się szeroko i podszedł do stolika, przy którym siedziałam.

Wstałam, witając się z nim uściskiem, po czym usiedliśmy na przeciwko siebie. Wiedziałam, że Miles patrzy na mnie z drugiej strony kawiarni, ale starałam się nie spoglądać w jego stronę i po prostu zachowywać się tak, jakby go tutaj nie było.

- Pójdę coś zamówić, na co masz ochotę?- zapytał Cody, przeglądając menu, leżące na stoliku.

- Latte będzie okej.

Chłopak uśmiechnął się do mnie, po czym wstał i poszedł do kasy. Nie było go tylko przez moment, a kiedy wrócił, postawił przede mną talerzyk z szarlotką.

- Musisz spróbować tutejszej szarlotki, przysięgam. Niebo w gębie.

Zaśmiałam się i podziękowałam mu za ciasto, a później wzięłam widelczykiem jego kawałek i włożyłam do ust. Faktycznie było przepyszne.

- O Jezu, boskie - powiedziałam z uśmiechem, na co on przytaknął i również wziął kawałek swojego ciasta.

- Więc..- przerwał na chwilę, ponieważ kelnerka właśnie przyniosła nam nasze kawy - jak podoba Ci się w Bostonie?

Zastanowiłam się przez moment nad tym pytaniem. Jak mi się podoba? Jest świetnie, nie licząc pewnego sąsiada, który truje mi życie i sprawia, że zaczynam się bać wychodzić na miasto, bo wiem, że po okolicy chodzą groźne typy. Hmm..

- Jest w porządku. To nie to samo, co wiecznie słoneczne Miami, ale myślałam, że będzie gorzej - odparłam zgodnie z prawdą.

- Jak poznałaś Norę i Alex'a?

- Przez moją siostrę.

- Kelsey, tak?

- Skąd wiesz?- zapytałam, unosząc jedną brew.

- Wiem z kim zadają się Nora i Alex, więc wywnioskowałem - wzruszył ramionami - Dogadujesz się w ich ekipie?

Nie wiedziałam dlaczego pytał mnie akurat o nich, ale może po prostu chciał być miły.

- Tak, dobrze mnie przyjęli - zaśmiałam się.

- Nie dziwię się - puścił mi oczko, popijając kawę - Pewnie w szkole nie będziesz umiała odgonić się od adoratorów.

- Nie przesadzaj - przewróciłam oczami.

- Ode mnie na pewno nie będziesz umiała - wyszczerzył się, a ja się zaśmiałam.

Później rozmawialiśmy o różnych tematach. O szkole, o wakacjach, o planach na przyszłość. A przez ten cały czas wiedziałam, że ktoś bacznie mi się przygląda. W pewnym momencie Cody oznajmił mi, że idzie do łazienki, a ja przytaknęłam.

- Zaraz wracam - powiedział, wstając i odchodząc w stronę odpowiednich drzwi.

Siedziałam sama, dopijając kawę i bawiąc się papierową serwetką, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że ktoś staje nad moim stolikiem.

Podniosłam wzrok, patrząc na Miles'a, który stał nade mną z założonymi na piersiach rękami i spoglądał na mnie ze zmrużonymi oczami.

- Co?- zapytałam oschle.

- Mówiłem Ci, żebyś na niego uważała - odparł poważnie, a ja parsknęłam pod nosem.

- Serio? Myślisz, że wezmę sobie twoje słowa na poważnie? Daj mi spokój, Miles.

Brunet przewrócił oczami i pochylił się nad stolikiem, opierając się o niego rękami i patrząc prosto w moje oczy.

- Możesz mnie nienawidzieć, ale znam się na ludziach. Uwierz mi, gdzieś go już widziałem i..- przerwał w połowie zdania, ponieważ nagle oboje usłyszeliśmy chrząknięcie.

Miles wyprostował się i spojrzeliśmy na stojącego obok Cody'ego. Kiedy jego wzrok padł na Miles'a, miałam dziwne wrażenie, że wydawał się być zszokowany. Lekko zmrużył oczy i wciągnął powietrze, a później się odezwał.

- Mogę w czymś pomóc?

On i Miles przez moment prowadzili wojnę na wzrok. Miałam wrażenie, że zaraz doskoczą sobie do gardeł. Miles spiął wszystkie mięśnie i myślałam, że za chwilę rozpęta się tu bójka, ale on tylko zacisnął pięści i powiedział:

- Nie.

Po czym tak po prostu ruszył do drzwi i wyszedł z kawiarni.

- Nerwowy typ - powiedział Cody ponownie siadając na miejscu na przeciwko mnie - Kto to był?- zapytał, patrząc na mnie z błyskiem ciekawości w oczach.

Wyglądał jakby tak na prawdę chciał tylko poznać moją odpowiedź, chociaż pewnie dobrze wiedział kim on był.

- Nikt ważny, nie znam go - skłamałam, sama nie wiem dlaczego.

Później jednak Cody zmienił temat i rozmowa wróciła do normalności, a ja przestałam się przejmować wcześniej zaistniałą sytuacją. Chłopak zaproponował, że odprowadzi mnie pod dom, na co się zgodziłam i już po paru minutach staliśmy na mojej werandzie.

Słońce już zaszło i robiło się ponuro, a pobliskie latarnie właśnie się zapaliły. Widziałam jak w pokoju Miles'a się świeci, co oznaczało, że jest w domu.

- Dzięki za dziś - usłyszałam.

- To ja dziękuje, było.. miło - uśmiechnęłam się.

- Zobaczymy się jutro na zajęciach, tak?

- Nie ma innego wyjścia - zaśmiałam się i oparłam plecami o drzwi za mną.

- W takim razie, do jutra - powiedział Cody i pochylił się, składając na moim policzku szybki pocałunek, po czym ostatni raz się uśmiechnął i ruszył w swoją stronę.

Odetchnęłam z ulgą, że nie próbował mnie pocałować w usta. Weszłam do domu i zdjęłam z nóg swoje złote trampki, a później powędrowałam na górę i weszłam do swojego pokoju. Rzuciłam torebkę na łóżko i podeszłam do okna w celu zasłonięcia rolet, ale wtedy moim oczom ukazał się Miles.

Stał na swoim małym balkonie i palił papierosa. Rozmawiał z kimś przez telefon i wyglądał na zdenerwowanego, co nie było niczym nowym, ponieważ on wiecznie chodzi wkurzony.

Pokręciłam głową i zaciągnęłam żaluzje, a później poszłam przygotować się na jutrzejszy dzień.

*

- To dopiero pierwszy dzień, a ja już mam serdecznie dość tej budy - wyjęczał Alex, kiedy siedzieliśmy razem na lekcji matmy, którą mieliśmy razem.

To była chyba jedyna lekcja, której nie mieliśmy razem z Norą. Nie licząc wychowania fizycznego, gdzie grupa dzieliła się na dziewczyny i chłopaków. Sama miałam jeszcze biologię, którą miałam mieć na ostatniej lekcji. Nie podobał mi się fakt, że nie będzie tam ze mną Nory i Alex'a, ale na pewno dam sobie radę.

Nauczyciele nie specjalnie interesowali się obecnością nowej uczennicy, za co byłam im wdzięczna, ponieważ nie uśmiechało mi się stanie na środku klasy i mówienie o sobie. Parę osób posyłało w moją stronę zaciekawione spojrzenia, a Alex ciągle dogadywał mi, że przyciągam wzrok szkolnych przystojniaków. Akurat.

Po paru godzinach w końcu nadeszły ostatnie zajęcia. Weszłam do klasy za innymi uczniami i poczułam lekką ulgę, gdy z tyłu sali zauważyłam siedzącego w ławce Cody'ego. Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam w jego stronę, stając nad nim.

- Czy to miejsce jest wolne?- zapytałam z uśmieszkiem, na co on oderwał wzrok z nad telefonu i na mnie spojrzał.

- Hmm.. myślę, że tak - rozpromienił się, a ja usiadłam - Jesteś nowa? Nigdy wcześniej Cię tu nie widziałem - próbował zażartować.

Parsknęłam cichym śmiechem i przewróciłam oczami.

- Niedawno się przeprowadziłam. A Ty? Często tu przychodzisz?

Próbowałam powstrzymać śmiech, ale nie potrafiłam, bo po paru sekundach oboje wybuchliśmy.

- Przysięgam, że bardziej kiepskiego tekstu na podryw w życiu nie słyszałem.

- Domyślam się.

Po chwili do sali wszedł nauczyciel biologi i od razu zaczął mówić coś na temat programu na to półrocze. Oparłam się o ławkę i starałam się go słuchać, chociaż nie bardzo mnie to wszystko obchodziło. Dowiedziałam się, że w swojej starej szkole byłam już do przodu z materiałem, więc domyśliłam się, że przez kolejne parę tygodni będzie mi się tutaj nudzić.

Dwie ławki przede mną dostrzegłam Sama, który właśnie odwrócił się w moją stronę i mi pomachał. Posłałam mu przyjazny uśmiech, a ten powiedział do mnie szeptem coś na rodzaj: "zabierzcie mnie stąd". Zaśmiałam się, a później blondyn odwrócił się i położył na ławce, za co dostał ochrzan od nauczyciela.

Tydzień minął szybko i bezboleśnie. Nauka nie zdążyła się jeszcze dobrze rozpocząć, ale byłam zmęczona. Przez te parę dni ani razu nie widziałam Miles'a. Nawet kiedy wychodziliśmy grupą na miasto - nie było go z nami i słyszałam, że ponoć jest czymś bardzo zajęty.

Był piątek przed ostatnią lekcją, kiedy siedziałam już w klasie razem z Cody'm i opowiadaliśmy sobie suchary.

- Dobra to słuchaj tego!- powiedział zdeterminowany, próbując rozśmieszyć mnie kolejnym żartem - Jak nazywa się blondynka świeżo po prysznicu?

Posłałam mu pytające spojrzenie, unosząc jedną brew.

- Czysta głupota!

Chwyciłam się za głowę, po czym spojrzałam na niego znacząco.

- Masz coś do blondynek?

- Nie, a szczególnie do takiej jednej - pochylił się nade mną, patrząc głęboko w oczy i zrobiło się lekko niezręcznie, ale nagle usłyszeliśmy dźwięk przychodzącej wiadomości.

Cody odskoczył i chwycił za telefon. Przeczytał wiadomość, po czym przeklął coś pod nosem i wstał, zarzucając na ramię plecak.

- Co robisz?- zapytałam, marszcząc brwi.

- Muszę coś załatwić, narazie - powiedział tak po prostu i wyszedł.

Siedziałam zdezorientowana jego zachowaniem i zastanawiałam się dlaczego nagle zrobił się taki nerwowy. Otrząsnęłam się dopiero wtedy, kiedy zadzwonił dzwonek na lekcję.

* Miles *

Siedziałem w domu już któryś dzień, ponieważ nie chciałem wychodzić i pokazywać wszystkim, że znów wdałem się w bójkę.

W tamten poniedziałek, kiedy widziałem Lindy z tym gościem w Holly's, zaraz po wyjściu poszedłem do baru. Sam nie wiem czemu byłem taki wściekły, ale trochę się spiłem i przez przypadek pobiłem się z jakimś kolesiem. Nie pamietam o co poszło, ale pewnie o nic ważnego. Bądź co bądź oboje dostaliśmy po mordzie.

Na szczęście po tych kilku dniach s końcu wyglądałem jak człowiek, więc chwyciłem z szafki portfel oraz telefon i wyszedłem do sklepu po papierosy, które już mi się skończyły.

Byłem zmęczony bo przez pół nocy razem z moim kumplem Warren'em obmyślaliśmy jak zabezpieczyć się przed Bradshaw'em i sprawą z motocyklem. Ostatecznie jednak wiedziałem, że nic mi się nie stanie, a jedynie dostanę upomnienie. Ale to nie o siebie się martwiłem.

Wszedłem do sklepu, zabrałem z półki paczkę czipsów paprykowych i podszedłem do kasy, prosząc o papierosy. Od razu po wyjściu ze sklepu zapaliłem jednego i odetchnąłem.

Już miałem kierować się do domu, a później po Hayden'a, z którym byłem umówiony, ale coś przykuło moją uwagę.

Z oddali zobaczyłem tego barmana od siedmiu boleści, zmierzającego gdzieś za tył budynku. Rozglądał się, jakby nie chciał być przyłapany i co chwilę spoglądał w telefon.

Zmarszczyłem brwi i nie wiem co mną kierowało, ale postanowiłem go trochę pośledzić. Ruszyłem powoli za nim, zakładając kaptur bluzy i wyrzucając na ziemię w połowie zapalonego papierosa. Byłem ostrożny, ponieważ za nic w świecie nie chciałbym zostać przyłapany. Chłopak skręcił za rogiem, a ja ruszyłem w jego ślady, ale zanim zdążyłem skręcić usłyszałem czyjąś rozmowę.

- Nikt Cię nie widział?- zapytał głos, który niestety bardzo dobrze znałem.

- Nie.

Wtedy lekko odchyliłem głowę zza rogu i spojrzałem jak ten cały Cody rozmawia właśnie z Bradshaw'em. Co za skurwiel!

- Jak Ci idzie? Mów - powiedział Bradshaw w stronę chłopaka.

- Powoli do przodu. Muszę to jakoś rozegrać.

- Nie masz tego rozgrywać, głąbie. Nie masz się z nią zaprzyjaźniać. Masz przyprowadzić do mnie tą dziewczynę, rozumiesz?

Zacisnąłem szczękę, słuchając ich konwersacji, ponieważ domyślałem się o jakiej dziewczynie mówią.

- A co jeśli nie zechce przyjść?

- Zrób tak, żeby zechciała. Nie obchodzi mnie co jej powiesz. Masz ją zabrać jutro do kasyna, a resztą zajmę się ja, zrozumiano?

- Tak..

Reszty rozmowy nie słyszałem, ponieważ szybko odbiegłem z miejsca zdarzenia i zacząłem iść w kierunku domu jak gdyby nigdy nic, podczas gdy w środku miałem ochotę wybuchnąć. Targały mną skrajne emocje i ledwo powstrzymałem się od doskoczenia do nich i obicia im twarzy o beton.

Nie mogłem jednak tego zrobić, ponieważ pewnie pogorszyłoby to sytuację. Jedyne co mogłem w tym momencie zrobić to uchronić Lindy przed tymi dwoma świrami i zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby nie poszła do kasyna.

Ruszyłem więc do jej domu i zacząłem pukać w drzwi, aż w końcu nie otworzyła mi Kelsey.

- Co chcesz, idioto?- zapytała, wzdychając i przecierając oczy.

- Jest Lindy?- zapytałem wprost.

Nie obchodziło mnie to, co Kels sobie pomyśli. Musiałem z nią porozmawiać.

- Wyszła z Alex'em, nie wiem gdzie. Co się stało? Pali się czy co?

- Nieważne, powiedz jej, żeby do mnie zadzwoniła, w razie gdyby wróciła.

- O-okej - wyjęczała zdezorientowana, a później odwróciłem się i wróciłem do domu.

Wybrałem numer Lindy, ale nie odbierała. Nic dziwnego, bo pewnie nie chce ze mną rozmawiać. Sam kazałem jej się trzymać z daleka, ale to był błąd, ponieważ nawet kiedy jesteśmy osobno - jej dalej grozi niebezpieczeństwo.

Po piątym nieudanym połączeniu w końcu się poddałem i wróciłem na górę. Miałem w planach czekać aż wróci do domu. Wypaliłem na balkonie trzy papierosy aż w końcu zrobiłem się głody, więc odgrzałem sobie w mikrofalówce wczorajszą pizzę. Wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku, włączając sobie telewizor.

Leżałem tak chyba dwie godziny, co chwilę spoglądając przez otwarte okno i czekając na Lindy, ale jej dalej nie było. Byłem okropnie zmęczony i przysięgam, że zamknąłem oczy tylko na sekundę.

Niestety chcąc nie chcąc zasnąłem.

_________________

Chyba was teraz za bardzo rozpieszczam tymi rozdziałami 😅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro