17: Myślałem, że Cię ochronię

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


* Lindy *

Chciałam się odwrócić i uciec, ale Cody trzymał mnie mocno za ramię, uniemożliwiając mi to. Spojrzałam na niego, a jego kamienna twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jak mogłam być taka głupia?

Pierwszy raz pomyślałam, że lepiej było słuchać Miles'a.

- Puść mnie, do cholery!- zaczęłam się wyrywać, ale na marne.

- Uspokój się, nic ci się nie stanie - odparł beznamiętnie - Wybacz, ślicznotko. Musiałem Cię do niego zaprowadzić.

- Co Ty pieprzysz? W tej chwili mnie puść!

- Zamknij się - powiedział ostro i zaczął ciągnąć mnie w stronę baru, gdzie siedział uśmiechający się cwano Bradshaw.

Ta chwila, kiedy za nim szłam, próbując obmyślić jakiś plan ucieczki była okropna. Zaczęłam się zastanawiać co mi zrobi i czy wie o motocyklu. Zastanawiałam się dlaczego Cody okazał się być tak fałszywym człowiekiem i dlaczego to robi.

I na prawdę miałam się już poddać i zobaczyć co się stanie, kiedy nagle tuż przed nami stanął Miles.

Nie myślałam, że kiedykolwiek tak bardzo ucieszę się na jego widok, ale cholera.. ulżyło mi. Odetchnęłam cicho, spoglądając w jego wściekłe tęczówki. Wiem, że pewnie był zły, ponieważ miał racje, a ja go nie posłuchałam, ale skąd miałam wiedzieć? Przecież sam Miles przynosił kłopoty, skąd miałam wiedzieć, że ze mną nie pogrywa bo taki ma kaprys?

No tak, teraz to wiem. Mimo, że kazał mi trzymać się od niego z daleka - chciał mnie ostrzec, a ja go zignorowałam.

- Masz sekundę, żeby ją puścić - Miles przeniósł wzrok na Cody'ego, stojąc z założonymi na piersiach rękami.

- Zejdź mi z drogi, Wood.

Aha, czyli jednak go zna.

- Słuchaj, nie wiem co Bradshaw na Ciebie ma, albo co ci obiecał, ale nie warto - zaczął spokojnie brunet - Zostaw ją, nie masz o tym bladego pojęcia.

- A co Ty tam wiesz? Już od dawna nie pracujesz dla ojca.

- Okej, co się tu dzieje?- zapytałam zdezorientowana.

Dla ojca? O co w tym wszystkim chodzi?

- Wyglada na to, że to twoja dziewczyna nie ma o niczym pojęcia - wtrącił Cody, zupełnie mnie ignorując.

- Nie mieszaj jej w to, kurwa, ostrzegam Cię.

Teraz Miles i Cody stali przed sobą twarzą w twarz, mierząc się złowrogimi spojrzeniami. Zdałam sobie sprawę, że już nikt mnie nie trzyma, ale byłam zbyt sparaliżowana, żeby uciec. Poza tym, nie zostawiłabym tu Miles'a.

- Za późno, sam ją w to wplątałeś.

- Chłopaki, ale po co tyle nerwów?- usłyszałam nagle znany mi głos.

Przeniosłam swój wzrok na Bradshaw'a, który stał razem z dwoma innymi facetami, obserwując Miles'a, który właśnie stanął przede mną, zasłaniając mnie ciałem.

- Odpuść - wycedził Miles przez zaciśnięte zęby.

- Nie wiem o co Ci chodzi. Chciałem tylko poprowadzić spokojną rozmowę z twoją piękną koleżanką - zaśmiał się cwano.

- Obydwoje wiemy, że nie potrafisz spokojnie rozmawiać.

- A co niby teraz robimy? Prowadzimy pogawędkę.

- Myślisz, że nie widzę jak ci dwaj za tobą trzymają w dłoniach noże?- zapytał Miles, wskazując na tamtych typów.

Przełknęłam ślinę, bo robiłam się coraz bardziej nerwowa. Bóg wie co stałoby się gdyby nie było tu Miles'a.

- Ale jak uważasz..- zaczął ponownie brunet obok mnie, mierząc złowrogim spojrzeniem Bradshaw'a - kto będzie miał większe problemy jeśli nas zaatakujesz?

Przez moment po prostu na siebie patrzyli, wysyłając sobie znaczące spojrzenia, których nie rozumiałam. Po chwili Bradshaw warknął coś pod nosem i zacisnął pięści.

- Tym razem ci się upiekło, Wood. Ale to nie znaczy, że możesz spać spokojnie - po tych słowach Bradshaw odwrócił się i odszedł w stronę baru, zabierając za sobą jego obstawę.

Stałam tam przez chwilę w amoku, próbując przeanalizować wydarzenia z ostatnich paru minut. Patrzyłam jak Cody siada przy barze i wysyła mi ukradkowe spojrzenie.

- Idziemy. Już. - stanowczy głos Miles'a wyrwał mnie z zamyślenia i już po chwili zostałam prowadzona za rękę do wyjścia.

Szliśmy w ciszy przez ulicę, aż nie dotarliśmy do jego samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera, a Miles usiadł za kierownicę i ruszył w mgnieniu oka.

Byłam zbyt zdezorientowana, żeby cokolwiek powiedzieć. Wiedziałam też, że Miles jest na mnie wściekły, ponieważ nawet na mnie nie patrzył, a jego ręka była kurczowo zaciśnięta na kierownicy. Jechał bardzo szybko, mijając kolejne skrzyżowania, ale nawet mi to nie przeszkadzało.

Kiedy w końcu zaparkował na swoim podjeździe, wysiadł bez słowa z auta i zatrzasnął za sobą drzwi. Przez szybę widziałam jak wchodzi do domu, zostawiajac za sobą otwarte drzwi na oścież, jakby oczekiwał, że za nim pójdę.

Szczerze trochę przestraszyłam się jego reakcji, ponieważ nigdy nie widziałam go w takim stanie. Wyglądał na mega wkurwionego i pewnie też taki był.

Westchnęłam, zagryzając wargę i powoli wysiadłam z samochodu. Ruszyłam za chłopakiem, wchodząc do jego mieszkania i zamykając za sobą drzwi. W środku panował półmrok, a zapalone była jedynie mała lampka w salonie, gdzie się skierowałam.

Miles stał przy oknie z założonymi rękami i patrzył wprost na mnie. Próbowałam odgadnąć jego humor, ale był dla mnie wielką zagadką.

Podeszłam do niego na tyle blisko, że mogliśmy bez problemu patrzeć sobie w twarz i chciałam już coś powiedzieć, ale mnie wyprzedził.

- Mój ojciec jest głównym szefem bostońskiej mafii.

Wpatrywałam się w niego przez długą chwilę, czując jak moje serce upada do podłogi.

- C-co..

- Mieszka poza miastem - znów mi przerwał - ale kieruje handlem broni i wszystkimi sprawami z tym związanymi - mówił powoli i wyraźnie, jakby chciał się upewnić, że na pewno dobrze go zrozumiem - Od pewnego czasu przestałem dla niego pracować i razem z kilkoma innymi chłopakami zaczęliśmy się buntować.

Na chwilę przestał mówić, patrząc na mnie uważnie i czekając na moją reakcję, ale ja tylko stałam i czekałam na jego kolejne słowa.

- Mój ojciec próbował mnie przekonać, żebym zmienił zdanie, ale na marne - znów zaczął - A wtedy pojawiłaś się Ty i wszystko popsułaś.

Nie mówił tego z wyrzutem, oskarżycielsko. Jego ton był łagodny i jakby.. pełen wątpliwości.

- Nie rozumiem - wyszeptałam tylko.

Wtedy Miles odbił się od parapetu i podszedł do mnie, stając tuż obok i patrząc na mnie z góry.

- Wtedy na mojej imprezie.. Bradshaw wiedział, że nie dam Cię skrzywdzić. I wtedy zawarłem układ z moim ojcem, że wrócę, jeśli Bradshaw wyjedzie z miasta. Ale tego nie zrobił.

Nie mogłam zebrać myśli, a co dopiero czegoś powiedzieć. Nie potrafiłam nawet nabrać oddechu, ponieważ świadomość, że Miles jest synem kryminalisty sprawiała, że zrobiło mi się słabo.

Te wszystkie razy kiedy znikał, ta cała jego tajemniczość.. to wszystko przez to, że jego ojcem był ktoś taki. Nawet nie chcę myśleć o złych, nielegalnych rzeczach, których Miles się dopuścił.

Ale z drugiej strony coś mówiło mi, że nie jest on wcale taki zły. Coś mi mówiło, że nie chce taki być.

- Myślałem, że Cię ochronię, kiedy nie będziemy ze sobą rozmawiać. Teraz wiem, że mogę Cię obronić tylko wtedy.

Po tych słowach stało się coś, czego nigdy w życiu się nie spodziewałam. Miles przyciągnął mnie mocno do siebie i złączył ze sobą nasze usta.

Przez moment byłam w szoku, nie wykonując żadnych ruchów, ale w końcu pod wpływem jego dotyku uległam i odwzajemniłam pocałunek.

Miles smakował miętą i papierosem, ale było do dobre połączenie. Całował mnie powoli, ale mocno i cholera.. robił to tak dobrze. Jego dłonie błądziły po moich biodrach i talii, a ja wplotłam swoje w jego gęste włosy i lekko za nie pociągnęłam.

Wtedy brunet lekko przygryzł moją wargę, sprawiając, że zaczęłam mieć zawroty głowy. Chyba wyczuł, że uginają się pode mną kolana, ponieważ chwycił za tył moich ud i mnie podniósł. Momentalnie oplotłam go nogami w pasie, mocno się trzymając. Miles zrobił kilka kroków w przód i posadził mnie na kredensie w rogu salonu.

Całowaliśmy się coraz szybciej i goręcej i ja po prostu wiedziałam, że muszę to przerwać.

W ułamku sekundy odepchnęłam go od siebie i zeskoczyłam z mebla. Brunet wydawał się być zdezorientowany, patrząc na mnie wielkimi oczami. Miał rozkopane włosy i zaróżowione policzki. Miałam ochotę powiedzieć mu jak seksownie wyglada, ale zamiast tego przygryzłam wargę, tłumiąc to w sobie.

- Muszę iść - wyszeptałam tylko i ruszyłam w stronę drzwi, nie odwracając się za siebie.

Miles nie próbował mnie zatrzymywać. I dobrze.

Bez komplikacji udało mi się wrócić do domu i pobiec na górę, żeby po chwili zamknąć się na klucz w pokoju. Nie miałam ochoty na konfrontacje z siostrą lub Tracy, która pewnie dalej u nas była.

Przebrałam się w piżamę, nawet nie idąc do łazienki, ponieważ i tak kąpałam się przed wyjściem. Zmyłam tylko makijaż chusteczkami do demakijażu i runęłam na łóżko.

Warknęłam pod nosem, widząc nie zasłoniętą roletę, więc ponownie wstałam i podeszłam do okna. Już miałam ją zaciągać, kiedy mój wzrok padł na okno pokoju Miles'a.

Chłopak właśnie zdejmował koszulkę przez głowę, ukazując swoje mięśnie brzucha. Przeklęłam pod nosem i zaciągnęłam rolety, zanim mogłabym zostać zauważona. Położyłam się pod kołdrę i przykryłam twarz poduszką, tłumiąc w niej swój krzyk.

Boże, czemu jestem taka głupia? Wpakowałam się w takie gówno. Już sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

Cody okazał się być posłannikiem Bradshaw'a, który pracuje dla szefa mafii, którym jest ojciec Miles'a. Ale to wszystko popaprane. Dotychczas o takich sytuacjach czytałam tylko w książkach, albo widziałam je w serialach telewizyjnych, a teraz? Czy ja jestem w ukrytej kamerze?

I dlaczego do cholery Miles mnie pocałował? I przede wszystkim - dlaczego to odwzajemniłam? Cholera, cholera, cholera.

Głowa zaczęła mi pękać i czułam, że muszę odpocząć. Sięgnęłam do szafki po tabletki na sen i zapiłam jedną wodą.

Później zamknęłam oczy, próbując skupić swoje myśli na czymkolwiek innym, aż w końcu odpłynęłam.

_____________________

Musiałam wam to już opublikować Haha

Troszkę krótszy rozdział, ale mam nadzieję, że się nie zawiedliście 😎

Kochani dziękuje wam za wszystkie gwiazdeczki i miłe słowa, na prawdę! Czytam wszystkie komentarze i biorę je sobie do serca :)

Mam nadzieję, że będziecie cierpliwie czekać na kolejny rozdział, buziaki!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro