8: Chciałem, żebyś była to Ty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Jechaliśmy w ciszy, nie grało nawet radio. Przez parę minut po prostu myślałam, zastanawiając się gdzie ten idiota mnie zabiera i co jest takie ważne. A przede wszystkim - dlaczego mnie w to wciąga? Do czego jestem mu potrzebna?

Dzisiejsza noc była gwieździsta, a ja zawsze kochałam wpatrywać się w niebo nocą. Czułam wtedy taki błogi spokój. W Miami miałam swój "kącik" obserwacyjny na środku dachu, gdzie po prostu leżałam i patrzyłam w gwiazdy.

W Bostonie mało było takich nocy, ponieważ niebo często było zachmurzone, mimo ciepłej temperatury. Zaczęłam zastanawiać się co u rodziców, ponieważ nie pisali do mnie od czasu, gdy tu przyjechałam. A byłam tu już dwa tygodnie. Dali mi jedynie znać, że już przeprowadzili się do Filadelfii.

- Nic nie mówisz - usłyszałam nagle głos Miles'a, który przywrócił mnie do rzeczywistości - Albo się boisz, albo zastanawiasz się gdzie jedziemy.

Spojrzałam na niego, odrywając wzrok od gwiazd.

- Rozmyślam swój wspaniały plan mordu na Tobie. Jeszcze nie wiem czy powinnam zatopić zwłoki w morzu, czy może poćwiartować i spuścić w kiblu - odparłam najsłodszym głosem, na jaki było mnie stać i uśmiechnęłam się złośliwie.

- Na Twoim miejscu wybrałbym drugą opcję. Mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś się dowie - mrugnął do mnie, a później się roześmiał.

Nienawidzę go, Jezu. Nienawidzę jego złośliwych odzywek. Nienawidzę jego cwanego uśmieszku. A szczególnie nienawidzę jego dołeczków w policzkach i uwodzicielskiego spojrzenia.

W końcu po chwili Miles zaparkował na jakimś parkingu. Wysiadłam z jego samochodu i spojrzałam na ogromny szyld przede mną. Mystic club.

To są jakieś żarty?

- Przywiozłeś mnie do klubu nocnego? Serio, Wood? Nie mam ochoty na potańcówki.

Brunet tylko się zaśmiał i pokręcił głową, ruszając w stronę wejścia.

- Widać, że mało wiesz o tym mieście.

No jasne, kretynie. Mieszkam tu jebane dwa tygodnie.

Miles zaczął prowadzić mnie przez parkiet, gdzie ludzie tańczyli w rytm klubowej muzyki. Szłam za nim, nie spuszczając go z oczu, bojąc się, że mi ucieknie i go zgubię. Wtedy doszliśmy do ściany, pokrytej miękką, bordową zasłoną. Spojrzałam pytająco na chłopaka, a on tylko uśmiechnął się cwano i przeciągnął materiał na bok.

Wtedy zobaczyłam gdzie tak na prawdę byliśmy.

- Co? Jesteśmy w.. kasynie?

Ludzie siedzieli w grupkach przy okrągłych stolikach, grając w ruletkę lub pokera i popijając alkohol z luksusowych szklanek. Wszędzie było słychać głośne śmiechy i odgłosy rzucanych żetonów.

- Po jaką cholerę mnie tu zabrałeś?

- Jak mówiłem, potrzebuję Twojej pomocy.

- W?- westchnęłam zrezygnowana.

- Musisz odwrócić czyjąś uwagę.

- To się źle skończy - chwyciłam się za głowę.

- Prawdopodobnie tak.

Teraz to już na pewno byłam zestresowana. Miałam odegrać rolę w jakimś szatańskim planie Wood'a i wcale mi się to nie podobało.

Miles pociągnął mnie za rękę w stronę baru, gdzie usiedliśmy na wysokich stołkach, żeby nie wzbudzać podejrzeń, stojąc na środku sali.

- Cholera, Miles. Jesteśmy w złym miejscu. Pachnie tu forsą, alkoholem i seksem.

Brunet zaśmiał się w głos i zaczął rozglądać się po pełnym pomieszczeniu.

- Dobra.. widzisz tego wysokiego faceta w stoliku po prawej, który gra z tym grubym w pokera?- zapytał, a ja dyskretnie odwróciłam wzrok, który padł na wskazanego mężczyznę.

Poznałam go. Był jednym z tych dwóch typów, którzy przyszli nieproszeni na imprezę Miles'a kilka dni temu.

- Mhm - odparłam tylko - Co z nim?

- Kiedy tylko jego kolega odejdzie, pójdziesz tam i zaczniesz z nim rozmowę.

- Oszalałeś? I o czym mam niby z nim rozmawiać? O pogodzie?

- Po prostu go zagadaj - wywrócił oczami - Wiesz, zacznij flirtować.. jeśli wiesz co to znaczy, a szczerze wątpię - wysłała mi cwany uśmiech, jeden z tych, których najbardziej nienawidzę.

- Słucham?- poczułam się zirytowana - Że niby co, proszę?

- Mylę się?

Posłałam mu zabójcze spojrzenie, zagryzając policzki od środka. On chyba kpi.

Wstałam z krzesła w przeciągu sekundy, kiedy ujrzałam, że nasza ofiara została już sama. Nie obchodziło mnie to, że pewnie wyglądałam jak pokraka, w za dużej bluzie i jeansach. Wyglądem zupełne tu nie pasowałam.

W drodze do jego stolika, poczochrałam włosy i wytarłam rozmazany tusz z pod oczu. A później już stałam na przeciwko niego.

- Cześć - powiedziałam pewnie, opierając się o bok skórzanego narożnika i spoglądając zalotnie na starszego chłopaka.

Ten uniósł swój wzrok zza kart i uniósł jedną brew, gdy mnie zobaczył. Przeskanował mnie wzrokiem i uśmiechnął się chytrze, chwytając za szklankę whiskey oraz odwracając się do mnie całym ciałem.

- Znam Cię - powiedział niskim głosem - Gdzie Twój chłopak?

- Z tego co mi wiadomo, to nie mam aktualnie żadnego chłopaka - uśmiechnęłam się, mam nadzieję, że dość przekonująco. Chociaż w sumie to nie kłamałam.

- Mhm.. dlaczego więc jesteś tutaj tak sama? Zgubiłaś się?- uniósł brew.

- Lubię tu czasem przychodzić - skłamałam, owijając sobie kosmyk włosów wokół palca - Wypić, zabawić się, poczuć smak adrenaliny i nielegalnej forsy.

- Więc potrafisz grać w pokera?- zapytał, patrząc na mnie z lubieżnych uśmieszkiem, co sprawiło, że miałam ochotę się wycofać, ale jedynie co zrobiłam to kiwnęłam głową - W takim razie możemy zagrać.. w rozbieranego.

W tym samym momencie, kątem oka zobaczyłam jak Miles niezauważalnie podchodzi pod drugi koniec stolika, ciągle obserwując zachowanie chłopaka, z którym rozmawiam. Ledwo powstrzymałam się od spojrzenia na niego, bo byłam przerażona, że zaraz wszystko się wyda, chociaż tak na prawdę nie wiedziałam co ty się tak właściwie dzieje.

Nieznajomy chyba wyczuł moje zmieszanie, odstawił szklankę z napojem, a ja powstrzymałam go od odwrócenia ode mnie wzroku poprzez chwycenie jego podbródka.

- W takim razie.. powiedz mi - zaczęłam, zjeżdżając palcem na jego klatkę piersiową - Są tu jakieś ciche miejsca?

W myślach miałam ochotę zabić się za moje słowa i czułam się cholernie zażenowana, wypowiadając je. W rzeczywistości nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.

Miles włożył dłonie do kieszeni skórzanej kurtki mężczyzny, a ja na chwilę wstrzymałam oddech. Później otworzył małe opakowanie i wsypał coś do jego napoju. A następnie zaczął wycofywać się do wyjścia, kiwając znacząco głową w moją stronę.

Ale wyplątanie się z tej sytuacji wcale nie było takie proste.

- Chodźmy..- powiedział nieznajomy, wstając, a mnie nagle dopadła panika.

- Wiesz co.. poczekaj tu na mnie, muszę tylko skorzystać z łazienki.

- Właśnie miałem Cię tam zabrać - mrugnął do mnie, podnosząc z krzesła kurtkę.

O nie, nie, nie. Co robić? Miles, gdzie jesteś?

I wtedy chłopak zjawił się obok mnie jak na zawołanie. Stanął z założonymi rękami i zmierzył gniewnym spojrzeniem faceta po mojej drugiej stronie.

- Wood, cóż za niemiła niespodzianka.

- Chyba pomyliłeś panny - powiedział Miles, obejmując mnie ramieniem w pasie i przyciągając do siebie.

- Ponoć nie jest twoja - prychnął ten drugi.

- Ponoć miałeś wyjechać.

- Zmieniłem zdanie - uśmiechnął się odrażająco.

- W takim razie zadowalaj się swoją grą i alkoholem, póki jeszcze możesz.

Nie rozumiałam nic z ich wymiany zdań. Po prostu stałam tam jak kołek i bez słów przypatrywałam się ich rozmowie, marząc o tym, żeby być już w łóżku.

- Chcesz sobie przypomnieć jak mocno oberwałeś poprzednim razem?- parsknął starszy, wskazując na oko Miles'a.

Wiedziałam, że to ich sprawka.

- Daj jej spokój i się odpierdol - powiedział tylko Miles, próbując zachować spokój i zaczął ciągnąc mnie w stronę kurtyny.

- Sama do mnie przyszła - podniósł ręce w gęsie obronnym.

- A teraz wychodzi.

Wyszliśmy z kasyna, a później z klubu, a ja w końcu mogłam odetchnąć, czując jak cała się trzęsę. Wsiedliśmy do samochodu bez słów, a Miles ruszył i dopiero, kiedy byliśmy dość daleko od tamtego miejsca, otrząsnęłam się i na niego spojrzałam.

Jechał równie zamyślony, ale kiedy zdał sobie sprawę, że na niego patrzę, również posłał mi przelotne spojrzenie.

- O czym myślisz?- zapytał, patrząc na drogę.

Był nad wyraz spokojny, opanowany. Dziwiłam się mu, bo ja byłam cała roztrzęsiona i ledwo składałam myśli do kupy.

- To było popaprane - powiedziałam w końcu, po chwili ciszy.

- Nieźle sobie poradziłaś, zaczarowałaś go - zaśmiał się Miles, stukając palcami w kierownicę - Aż sam uwierzyłem, że chcesz zaciągnąć go na szybki numerek - odwrócił do mnie głowę i posłał mi oczko.

- Zamknij się - wyjąkałam zażenowana - Osiągnąłeś chociaż swój cel? Co było tak ważnego, żeby mnie w to wciągać?

- Zabrałem mu coś cennego.

- Zgaduję, że nie powiesz mi co.

- Nie - powiedział krótko i poważnie, ale tonem, który ewidentnie się ze mnie naśmiewał.

- A co z tym, co wsypałeś mu do drinka?- zadaję kolejne pytanie.

Miles wzruszył ramionami, uśmiechając się pod nosem.

- A to już zrobiłem dla zabawy.

Chwyciłam się za głowę, wzdychając głośno i odwracając od niego wzrok. Przez kolejne, ostatnie pięć minut jazdy nie odezwałam się już ani słowem, będąc zbyt bardzo pochłonięta przez swoje myśli. Zastanawiam się dlaczego pakowałam się w kłopoty dla kogoś takiego jak Miles.

Kiedy w końcu brunet zaparkował na swoim podjeździe i wyłączył silnik, ja dalej siedziałam z głową, patrząca na jakiś punkt przede mną.

- Nie powiesz mi dlaczego pobiłeś wtedy tamtego chłopaka, prawda?- odezwałam się w końcu.

- Ponieważ, Lindy. Lepiej, żebyś nie wiedziała - spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko, tak jakoś inaczej niż zwykle.

Westchnęłam i sięgnęłam do klamki, otwierając drzwi jego auta. Już miałam zamykać i odejść, kiedy zadałam ostatnie pytanie.

- Jeszcze jedna sprawa - zaczęłam, pochylając się i spoglądając ponownie na Miles'a - Dlaczego zabrałeś tam akurat mnie?

Miles uśmiechnął się i oblizał wargi, patrząc na mnie tym czarującym spojrzeniem.

- Ponieważ chciałem, żebyś była to Ty.

Później ostatni raz zmierzyłam go spojrzeniem i zatrzasnęłam drzwi. Przebiegłam na drugą stronę wąskiej ulicy i kluczami otworzyłam drzwi swojego domu, następnie do niego wchodząc i ponownie zamykając od środka.

Cicho zdjęłam trampki i poszłam do kuchni, zabierając z lodówki mleko czekoladowe w kartoniku, które zawsze pomagało mi zasnąć, gdy za dużo myślałam.

W salonie zastałam śpiącą Kelsey w ramionach Hayden'a. Będę musiała z nią jutro o tym porozmawiać, ponieważ zaczynam myśleć, że to coś poważnego, a obiecała mi nie pakować się w żadne głupstwo.

Przeszłam obok nich na palcach, nie chcąc zostać przyłapana. Przypuszczam, że Kels nawet nie zorientowała się, że wyszłam. Przynajmniej na to liczyłam, bo nie chciałam słuchać jej pytań i nie miałam ochoty się jej tłumaczyć.

Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi, a później odetchnęłam i ziewnęłam. Byłam zmęczona, bardzo.

Zdjęłam z siebie bluzę i spodnie, a później poszłam wziąć szybki prysznic. Kiedy poczułam gorącą wodę na moich plecach - od razu się rozluźniłam. Zamknęłam oczy i przez chwilę po prostu wczuwałam się w ciepło.

Kiedy w końcu wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju, wpięłam telefon do ładowania i chwyciłam papierosa z paczki oraz zapalniczkę. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie, odpalając fajkę. Nie obchodziło mnie, że pokój będzie śmierdzieć mi dymem przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny - ja po prostu teraz tego potrzebowałam.

Skupiłam swój wzrok na niebie, ponownie dzisiejszej nocy wpatrując się w gwiazdy. Piłam małymi łykami mleko czekoladowe i po prostu próbowałam się nie przejmować. Wtedy nagle usłyszałam znany mi już warkot odpalanego silnika, więc momentalnie spojrzałam w dół i ujrzałam jak Miles wycofał samochód z podjazdu i odjechał.

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się co jeszcze ma dziś do załatwienia. Na pewno nic dobrego.

Później zgasiłam końcówkę papierosa o zewnętrzny parapet i wyrzuciłam ją na ulicę. Zamknęłam okno i runęłam do łóżka, przykrywając się kołdrą po same uszy. Zasnęłam od razu.

________________

Jak myślicie, co Miles miał jeszcze do zrobienia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro