"I to ja z tobą wytrzymuję?" 🇫🇷&🇲🇬

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

_Khazaaa_

-Ma - da - ga - skar — mówiła, klaszcząc w dłonie — M - a - d - a - g - a - s - k - a - r — przeliterowała powoli, pokazując na litery, uprzednio napisane na kartce. — A teraz powtórz: Madagaskar.

-Dziecko — odparła uśmiechnięta Francja, komfortowo siedząc na kanapie i pijąc herbatę.

-Nie! — Zrzuciła leżący obok długopis na ziemię. Położyła głowę na blacie stołu, a na niej swoje dłonie. — Poddaję się, nie wygram z tobą… A bynajmniej nie dziś…

Francuska zaśmiała się, odstawiając pusty kubek na stolik. Wzięła swoje zaczęte origami węża i precyzyjnie kontynuowała swoją pracę. W pewnym momencie zrozumiała, że potrzebuje innego koloru papieru. Wstała i otworzyła drzwi, które miesiąc wcześniej prowadziły do rupieciarni.

-Czy tobie już do reszty się wszystko w tej głowie poprzewracało? — spytała Francuska donośnym głosem, pokazując dłonią na jedne z drzwi.

-Nie wiem, dlaczego tak sądzisz — odparła spokojnie Madagaskar — Sto osiemnaście figurek postaci z wszelkich filmów o pingwinach z Madagaskaru to wcale nie tak dużo.

-Ja już nawet nie mówię o tym! — Przypadkowo trzasnęła drzwiami, wracając do salonu, co jednak nie odwróciło jej uwagi od młodszej dziewczyny. — Po prostu chcę wiedzieć na co ci osobny pokój w domu na same plakaty z tych filmów?!

-Będę teraz szła do sklepu, potrzebujesz czegoś? — zmieniła temat, biorąc swoją torebkę. Po chwili została zamknięta w mocnym uścisku.

-Na pewno chcesz tam iść? Czujesz się na siłach? Nic ci nie jest? Nic cię nie piecze? Nie jest ci niedobrze? Nie zostawiłaś włączonego gazu? Masz kanapki, chusteczki? Spakowałaś podpaski lub tampony? Na pewno masz ochotę wyjść z domu?

-Francja… — wyszeptała, trzymając ją za ręce. — Idę do sklepu, nic mi się nie stanie. — Poluzowała uścisk i się z niego wydostała. — Jakim cudem tak szybko zmieniasz swój humor…?

-Przezorny zawsze ubezpieczony — przypomniała, ignorując drugą część wypowiedzi. Madagaskar zniknęła jej z pola widzenia, więc wyjrzała za okno.

Twarz kobiety zrobiła się blada, a jej ciało samoistnie zaczęło podchodzić do krzesła. W tym momencie ponownie pojawiła się w drzwiach czternastolatka.

-Węże są takie słodkie, nie uważasz? — spytała Madagaskar, wyjmując zaskrońca z pudełka.

-Uwierz mi, będę osobiście przeprowadzała twój pogrzeb za kilka tygodni, jak nie dni — mówiła z uśmiechem na twarzy, stojąc na krześle. — Nie otwiera się przypadkowych paczek, które ktoś mi zostawił pod drzwiami!

-Tak, tak. — Przewróciła oczami. — Za twoich czasów to baliście się, że w takim pudełku znajdziecie nową religię. — Uśmiechnęła się, wciąż trzymając węża w dłoniach.

-Aż tak stara nie jestem — zauważyła Francja, lekko się opanowując.

-Dwa razy starsza ode mnie — ciągnęła.

-Prawie dwa razy — poprawiła ją, czując uraz, gdy została postarzona. — Proszę mi nie dodawać lat. Jeszcze zdmuchnę kolejne liczby świeczek na torcie.

Madagaskar zignorowała starszą kobietę i zajęła się wężem, prawiąc mu komplementy.

-I to ja z tobą wytrzymuję? — spytała sama siebie, schodząc z krzesła, wciąż pozostawiając w bezpiecznej odległości od zwierzęcia. — Niesamowite. Zaprawdę niesamowite.

=======================================
To nawet nie wygląda, jakbym ja to napisała

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro