CHAPTER ONE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowy Jork, USA

- Panie Styles, za dwie godziny ma pan samolot do Aten – przypomniała osobista asystentka mężczyzny, który właśnie zakończył spotkanie z zarządem jego firmy architektonicznej.

 - Dziękuję, Clarie – szybko pozbierał dokumenty jakie pozostały na szklanym stole w jego gabinecie zamykając je w szafce.

Przystanął przy wielkiej oszklonej ścianie biura i spojrzał w dół, na ulice Nowego Jorku. Właśnie teraz miał chwilę zawahania czy jest gotowy pojawić się tam, skąd 20 lat temu musiał wyjechać ze złamanym sercem.

Najwyżej znów spotka go zawód. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy.

Szybko podszedł do rozsuwanej szafy i wyjął z niej dużą skórzaną torbę od jego ulubionego projektanta jakim był Saint Laurent. Niezmiennie od lat. Założył na siebie płaszcz i wyszedł z gabinetu.

 - Clarie, lecę do Grecji. Czekaj na telefon, bo nie wiem kiedy wrócę – poinstruował młodą dziewczynę Harry wchodząc do windy.

 - Oczywiście, panie Styles. Miłej podróży i bezpiecznego lotu życzę.

Po zjechaniu z trzydziestego piętra na parter, znalazł się w lobby swojej firmy. Kiwnął głową do ochroniarzy, którzy otworzyli mu drzwi. Wyszedł na chodnik rozglądając się po manhattańskiej ulicy w poszukiwaniu jakieś żółtej taksówki. Gdy ową zauważył podniósł rękę do góry, a kierowca zaparkował przed biurowcem. Harry zapakował torbę do bagażnika i wsiadł na tylne siedzenie auta.

 - Na lotnisko JFK, byle szybko – polecił i wygodnie rozsiadł się na siedzeniu, a taksówka włączyła się do ruchu.


*


Londyn, Wielka Brytania

- Dzień dobry, panie Payne – kierowca skłonił się przed swoim pracodawcą, którym był Liam Payne, jeden z najlepszych prawników w mieście.

 - Witam, Roger – Liam podał swoją walizkę Rogerowi, który umieścił ją w bagażniku Mercedesa.

Takie spontaniczne wyjazdy to już nie jego bajka. Kiedyś może i był szalonym młodzieńcem, który wiedział jak się bawić jednak znikło to wraz z podjęciem studiów prawniczych.

Lecz nie mógł nie skorzystać z tej jedynej okazji odwiedzenia raz jeszcze greckiej wyspy, na której posmakował życia.

 - Lucille! – krzyknął, a z jego domu wyłoniła się gospodyni.

 - Tak, proszę pana?

 - Możesz pójść za chwilę na spacer z Brucem i Barbarą?

 - Oczywiście, że tak – powiedziała i wróciła do domu.

Kiwnął głową z aprobatą i ściągnął jakiś niewidoczny dla oka okruch ze swojego szytego na miarę, drogiego garnituru. Jak na razie wszystko szło po jego myśli. Lot ma za trzy godziny, w tym czasie zdąży dojechać na Heathrow i spokojnie odbyć odprawę.

Roger otworzył mu tylne drzwi od auta, uśmiechnął się do niego i wsiadł do środka na obite czarną skórą siedzenia. Obok leżał już aktualny „The Times". Ostatni raz spojrzał na swój okazały dom i zauważył jak tylnymi drzwiami wychodzi Lucille prowadząc przed sobą dwa psy rasy husky.

*


Vouliagmeni, Grecja


Niall Horan od zawsze był ciekawy świata. I tak było też teraz. Był spontaniczny. Bo jak inaczej nazwać pisarza podróżnika, który zjechał świat wzdłuż i wszerz jedynie w poszukiwaniu przygód, które mógł potem opisać w swoich książkach? Spontaniczny.

W Atenach wsiadł na swój motocykl i to na nim dostał się do miejscowości, z której tylko raz w tygodniu wypływa prom na Kavouronisi. Ale Niall nie byłby sobą, gdyby skorzystał z tego środka transportu. Dlatego, gdy dojechał do portu zaparkował pojazd i patrząc w stronę oceanu zdjął okulary przeciwsłoneczne. Na wodzie stała piękna i okazała żaglówka w staromodnym stylu.

Zupełnie taka sama jak ta, którą wynajął 20 lat temu żeby dostać się na tą wyspę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro