20. Kylo Ren

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To brzmi jak pokręcona bajeczka – rzucił Finn zaraz po tym, gdy Poe skończył swoją część historii. Na jej końcu wspomniał powód, dla którego się tu właściwie znaleźli i to właśnie do niego doczepił się były szturmowiec. Chłopak, który przez cały czas stał na progu, odepchnął się od ściany i przeszedł obojętnie obok Rena i stanął przy pilocie, chwytając go za obwiniętą bandażem rękę. Dameron jęknął i zgiął się z bólu. – Przepraszam. – Finn go puścił, po czym wskazał na ramię przyjaciela, patrząc na Leię. – To pani generał, jest namacalny dowód na część opowieści, tę w której Kylo Ren masakruje naszego żołnierza z nieznanych komukolwiek powodów.

- Stary, nie przesadzajmy – zaczął Poe, jednak Finn uciszył go wzrokiem. Ren zagryzł zęby próbując pozostać niewzruszony. Ku własnemu zaskoczeniu, udawało mu się to całkiem sprawnie. Niestety stojąca u jego boku Rey nie wytrzymała i wyrwała się przed siebie, co poniekąd ucieszyło mężczyznę. Jednak nie dał tego po sobie poznać.

- Zbaczasz z tematu, Finn. Zgadzam się, to nierozsądne i okropne, że coś takiego zrobił, ale jesteśmy tu, bo...

- Właśnie miałem do tego przejść – przerwał jej chłopak, posyłając w jej stronę krzywy uśmiech. – Wiadomość od rycerzy Ren, którą mógł wysłuchać jedynie on – mówiąc to, wymierzył palcem w pierś Kylo. Mężczyźnie drgnęła powieka. Starał się pozostać ostoją spokoju. – Czy tylko mi to brzmi jak jedna wielka bujda?! Może mamy jeszcze uwierzyć, że komunikujesz się ze zmarłymi, co? – Obrócił się z powrotem do Lei. – Jeśli damy mu kredyt zaufania, co to będzie świadczyć o Ruchu Oporu? W ten sposób damy przyzwolenie każdemu świrowi w galaktyce, by mógł do nas przylecieć i wmówić, że słyszał, jak warzywa w jego ogródku przed niemu spiskują.

Dameron spuścił wzrok, zawieszając go na swoich butach. Rey kręciła głową, zastanawiając się nad tym, co powiedzieć. Leia otworzyła usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć. Wyprzedził ją jej syn, znaczy Kylo.

- Za kogo się uważasz, by móc dzielić się tutaj swoją opinią? – zapytał w miarę spokojnie Ren, zbliżając się do ciemnoskórego chłopaka. Ten nieznacznie się cofnął, ale napotkał na swojej drodze przeszkodę w formie biurka. – Nie wiem jak na ciebie tu mówią, zdrajco, ale powątpiewam, by twoje zdanie miało jakiekolwiek znaczenie.

- To Finn – dodał Dameron.

- Nazywa się Finn – powiedziała dokładnie w tym samym momencie Rey.

- Jestem Finn – odparł były szturmowiec.

- Wspaniale, ale gówno mnie to obchodzi – warknął mężczyzna przeszywając byłego szturmowca pełnym irytacji wzrokiem. – Zdrajco, próbujesz przekonać wszystkich do tego, że nie byłbym w stanie zdradzić ''swoich". Przepraszam, ale czy ty nie zrobiłeś dokładnie tego samego, dezerterując z mojego wojska?

- Mówię jedynie, że to niemożliwe, że w ogóle się z nimi skontaktowałeś – poprawił go chłopak. – Poza tym, co do mojej zdrady. Wysłaliście mnie na front, gdy przez całe życie zamiatałem tylko korytarze! Nie byłem stworzony do zabijania!

- Z pretensjami zgłoś się do Phasmy, a nie, nie możesz, bo ją zabiłeś. – Ren zaakcentował ostatnie słowo. – Rzeczywiście, jesteś potulny jak baranek. Zakładam, że wszyscy uśmierceni przez ciebie szturmowcy mogliby to potwierdzić. Zresztą nie o tobie mamy rozmawiać.

- Właśnie, coś czułem, że zjechaliśmy na inny tor rozważań – dodał Poe.

- Nie możemy tego zakończyć i po prostu dojść do porozumienia? – Rey zwróciła się jednocześnie do Lei i Rena. Mężczyzna odsunął się od Finna. – Skupmy się na połączeniu sił i zwalczeniu wspólnego wroga.

- Który może wcale nie istnieć – wtrącił chłopak.

- Naszym wrogiem od zawsze był Najwyższy Porządek – zauważył Dameron.

- Nie chcę połączyć sił! – ryknął Kylo. – Ruch Oporu ma odsunąć się w cień i nie wtrącać. To wszystkie moje żądania.

- Nie. Pomożemy wam. – Rey zbliżyła się do Rena. Mężczyzna wiedział, co chciała powiedzieć. Słyszał to w swojej głowie, dziewczyna prawdopodobnie specjalnie dopuściła go do tych myśli.

To twój moment na pojednanie z Leią. Nie uciekaj od niej. Nie opuszczaj nas.

- Moja decyzja jest niezmienna – odezwał się, ignorując rozbrzmiewające dookoła słowa. Rey patrzyła na niego błagalnie. Ren odwrócił od niej spojrzenie. Nie mógł dać się zmanipulować. Jeśli ona nie potrafiła zrozumieć, że robił to tylko i wyłącznie ze względu na ich bezpieczeństwo, nie miało sensu ponownie jej tego uświadamiać. Była zbyt uparta, by się z nim zgodzić i przyznać, że było to odpowiednim posunięciem. – Odsuwamy konflikt na bok, pozostajecie bierni, a w razie problemów, jestem w stanie zapewnić wam ochronę.

Finn parsknął.

- Już sobie wyobrażam, jak twoi żołnierze się na to godzą. Ciekawe jak ich do tego zachęcisz.

- Uwierz mi, mam swoje sposoby – warknął z irytacją, kierując niepostrzeżenie otwartą dłoń w jego stronę. Jednak po chwili opuścił ją przy ciele, ignorując chęć starcia chłopaka z powierzchni ziemi. – Poza tym, nie ja będę za to odpowiadać, mam od tego ludzi – dodał spokojniej, gratulując sobie w duchu tych słów. Pierwszy raz poczuł się pewnie w roli nowego wodza.

- Masz na myśli Huxa? – zapytał nagle Dameron. – Cienko to widzę – dodał ciszej, zwracając się do Lei. Zapał Kylo przygasł, jednak nie mógł pozwolić, by wyszło to na jaw, dlatego wyprostował się i obrócił w kierunku pilota.

- Na twoim miejscu, zamilkłbym – mruknął gniewnie. Poe zacisnął usta. W tym czasie Rey podeszła do Rena i położyła mu rękę na ramieniu. Mężczyzna wzdrygnął się pod jej dotykiem.

- Mam drobną rada – zaczęła, napotykając wzrok Kylo. – Wszyscy powinniśmy się zamknąć i wykrzesać z siebie odrobinę optymizmu.

- Dajmy sobie trochę czasu na uzgodnienie szczegółów – powiedziała Leia. – Chciałabym również dostać potwierdzenie od twojego generała, że wykonał swoje zadanie. Dopiero wtedy będzie sens kontynuować nasze rozważania.

Na jej słowa Dameron się ożywił i z entuzjazmem podniósł dłoń na głowę.

- Ja będę kontrolować, gdyby nagle się odezwał – zaczął z uśmiechem, który nieco przygasł, gdy Finn posłał w jego kierunku chłodne spojrzenie. – Znaczy, pewnie szybko się z tym upora, więc będę czekać, aż da znak.

- Więc, co do tego czasu będziemy robić? – zapytała Rey. Jej wzrok wędrował między Leią a Renem. Mężczyzna wydawał się jeszcze bardziej spięty niż wcześniej. Jego matka przygryzła wargę i zapatrzyła się na syna.

- Ludzie ci nie ufają – zaczęła po chwili. – Nie będą skakać ze szczęścia, gdybyś spacerował między nimi jak gdyby nigdy nic.

Kylo wzruszył ramionami.

- Nie zamierzałem tego robić.

- Nikt by ci ta no nie pozwolił – wtrącił Finn. Pomimo, że Ren go zignorował, czuł, że podskoczyło mu ciśnienie, a dłoń sama zamknęła się w pięść. Krótki strzał. Przy odrobinie szczęścia znokautowałby go jednym uderzeniem.

Odepchnął od siebie tę kuszącą myśl. Innym razem. Gdy będą sami.

- Do odzewu Huxa możecie trzymać mnie, gdziekolwiek chcecie – ciągnął Kylo. – Wystawcie mnie na zewnątrz. Z chęcią ulepię bałwana.

- Zebrało ci się na żarty? – zapytała Leia. Jej syn przechylił głowę, po czym lekko nią skinął. – Coś nieprawdopodobnego.

- Ostatnim na co mam ochotę, jest męczenie się z oburzonymi rebeliantami. – Kątem oka spojrzał na byłego szturmowca. – I z tym tu.

Finn zmarszczył brwi. Och, Ren z chęcią by mu przypieprzył.

- Myślę, że atmosfera się nieco zagęściła – zauważył Poe. Leia przytaknęła i klasnęła w dłonie.

- Dobrze, to chyba na tyle. Możecie się rozejść. – Po tych słowach zwróciła się bezpośrednio do Damerona. – Pilnuj Huxa.

- Tak jest, pani generał. - Pilot uśmiechnął się szeroko. Finn obserwował wszystkich z widocznym niezadowoleniem, które nienaturalnie mocno cieszyło Rena.

Leia odkaszlnęła, przykuwając na siebie jego uwagę.

- Z tobą będzie większy problem – odparła.

- Chyba nie zamkniesz go w celi – wtrąciła Rey.

- Mogłabym to zrobić, gdybyśmy takową posiadali.

- Teraz rozumiem dlaczego wszyscy byli tacy bladzi – parsknął Poe.

- Naprawdę mogę pójść na spacer – rzucił Kylo.

Rey westchnęła i pokręciła głową. Leia w tym czasie wpatrywała się w syna, wyglądając jakby nad czymś myślała. Gdy w końcu się odezwała, mówiła poważnym tonem, który ostudził zapał Rena do dalszego żartowania.

- Myślę, że mam dla ciebie zajęcie, nim pozwolę ci pójść bawić się w śniegu.

Mężczyzna posłał jej pytające spojrzenie. Głos jego matki rozległ się wewnątrz jego głowy.

Zdołałbyś skontaktować się ze swoim zakonem?

- Dawnym – poprawił ją od razu mężczyzna, orientując się, że wypowiedział te słowa na głos. Resztę dokończył w myślach.

Nie wiem, musiałbym spróbować, to nie jest łatwe. Mogłoby zająć trochę czasu.

Masz go pod dostatkiem.

Nie byłbym tego taki pewien.

W takim razie, nie ma co zwlekać.

Z pozostałych osób będących w pomieszczeniu, jedynie Rey zorientowała się, że ta dwójka prowadziła ze sobą rozmowę. Dziewczyna przyglądała im się z zaciekawieniem. Nie to co Finn, który mierzył Rena nieufnym spojrzeniem, za każdym razem gdy ten chociażby się poruszył.

Kylo wymienił z matką jeszcze kilka zdań, po czym kobieta skinęła głową.

Mężczyzna przeniósł wzrok na Rey. Ta zmrużyła oczy, dając do zrozumienia, że go przejrzała. Kącik ust Rena nieznacznie drgnął.

- Finn, zaprowadź Kylo i Rey do głównej sali.

- Słucham? – oburzył się chłopak.

- To rozkaz – dodała kobieta.

- Słyszałeś pachołku, to rozkaz – szepnął do niego Kylo, w momencie gdy mijał go, idąc w stronę drzwi.

- Ale inni rebelianci – ciągnął. – Oni nie pozwolą, żeby Ren się między nimi plątał.

- Przeżyją – odparła Rey.

Gdy wyszła w towarzystwie mężczyzny na korytarz, chwyciła go za rękaw, by ten się schylił, a następnie przystawiła usta do jego ucha.

- Co wy najlepszego wymyśliliście? – zapytała.

Kylo w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.

Za ich przykładem z pomieszczenia wyszli Poe i Finn. Były szturmowiec szybkim krokiem prowadził ich istnym labiryntem. Na swojej drodze napotkali jedynie dwie osoby. Kiedy dotarli do celu, do ich uszu dobiegł znajomy ryk. Cała czwórka odwróciła się w stronę, z której dobiegał. Na widok Chewbacci idącego z drugiego końca korytarza, Rey puściła się do niego biegiem, a Ren wstrzymał oddech.

- Cholera – mruknął. Bezwiednie dotknął boku, w który został postrzelony. Niechętnie wrócił pamięcią do dnia, gdy zabił własnego ojca. Fala wstydu zalała jego całe ciało. Gdy Rey wpadła w objęcia włochatej postaci, Kylo spojrzał kątem oka na Finna.

Postanowił wykorzystać swoją niespożytą frustrację i zdecydowanie zacisnął pięść wymierzając ją w policzek chłopaka. Ten zatoczył się, ale nie upadł. Zszokowany spojrzał na Rena. Ten wzruszył ramionami i wszedł do pomieszczenia, znikając z pola widzenia Chewbacci i całej reszty. Z zamkniętymi oczami oparł się o ścianę i zaczął wolno oddychać, próbując się uspokoić.

Gdy rozchylił powieki, zorientował się, że wpatrywała się w niego spora grupa rebeliantów, których blastery były skierowane wprost na niego.

- Cholera – powtórzył.

W tym momencie nad jego głową rozległo się donośne warknięcie. Wszystkie włosy na jego ciele się zjeżyły. Chewie stanął obok niego i powtórnie ryknął.

Tym razem obecne wewnątrz pokoju osoby opuściły swoje bronie. Niektórzy wyszli.

Kylo nie był w stanie spojrzeć Chewbacce w twarz. Ten jakby wcale na to nie czekał i obojętnie przeszedł na drugą stronę pomieszczenia. Ren podążył za nim wzrokiem.

Czy to była odpowiednia chwila, by przeprosić go za zabicie jego najlepszego przyjaciela?

Chyba?

Nie był pewien. Zamiast tego pomyślał o bólu, który musiał towarzyszyć podczas rozrywania kogoś na strzępy. Mężczyzna zakrztusił się śliną. Jego przyszłość nie zapowiadała się kolorowo.

Mimo to zrobił krok przed siebie.

Czas odpokutować za swoje grzechy. Nawet jeśli oznaczało to kalectwo.

- Chewie – zaczął niepewnie. – Ile to lat minęło od naszej ostatniej rozmowy...

Wookiee obrócił się niespodziewanie i zacisnął potężną łapę na jego szyi. Stopy Rena oderwały się od podłogi. Mężczyzna słyszał wrzask zaskoczenia wydany przez Rey. Kylo się nie opierał. Odepchnął od siebie wyuczony odruch posłużenia się mocą i po prostu zwisał kilka centymetrów nad ziemią, będąc lekko podduszanym.

Chewbacca zawarczał, ozdabiając twarz mężczyzny kropelkami śliny. Słowa których używał, spokojnie można było zakwalifikować jako niewłaściwe i nieodpowiednie w codziennej rozmowie. Jednak to nie była zwykła pogawędka. Tak więc po wysłuchaniu monologu Wookieego, skóra na policzkach Rena przybrała już sinawą barwę, a w uszach dudniła mu krew, która nie dochodziła do jego mózgu. Stworzenie puściło go.

Kylo zaczął łapczywie łapać oddech, patrząc jednocześnie na Chewbaccę. Podbródek mężczyzny zadrżał. Dotarły do niego ostatnie słowa, które wypowiedział przyjaciel jego ojca. W wolnym tłumaczeniu, Chewie powiedział:

- Nie uduszę cię tylko dlatego, że Han by tego nie chciał. Poza tym miałbym wyrzuty sumienia, bo pomimo wszystko się za tobą stęskniłem, Ben.

Nie zważając na obecnych poza nimi ludzi, Ren doskoczył do Chewbacci i objął go, wtulając się w jego gęstą sierść.

- Przepraszam, naprawdę – powiedział.

Wookiee ryknął, mierzwiąc włosy mężczyzny:

- Wiem, Solo, wiem.

Kylo przez chwilę znów był małym dzieckiem. 


Trochę miesięcy minęło. Nie mogę zapewnić, że kolejne tyle nie upłynie do następnego rozdziału. Oby nie, ale ja to ja, więc to całkiem możliwe. Chociaż przez to, że nie było tutaj Huxa, może uwinę się szybciej, bo historia z jego perspektywy jest już z tyłu mojej głowy. Cóż, czas pokaże. Miłego dzionka/wieczoru itp. itd.

Ps. Za wszystkie błędy i literówki szczerze żałuję i postanawiam poprawę, ale muszę trochę się pouczyć i nie mam ochoty kolejny raz przeglądać tekstu w ich poszukiwaniu. Gdyby ktoś coś znalazł, śmiało pisać. Od razu poprawię. :D

Pelasia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro