40. Kylo Ren

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim Kylo znalazł się na planie astralnym, czekał na Rey przy windzie. Nie zorientował się, że przez ten cały czas Avan go śledził. Powinien go usłyszeć, albo zobaczyć. Fakt, że tak wielki i ociężały człowiek zdołał umknąć uwadze Rena źle świadczył o jego wytrenowani, lub z drugiej strony świadczyć mógł o wybitnych zdolnościach rycerza. Zaatakował go znienacka. Wepchnął do najbliższego pokoju i zanim mężczyzna dobył miecza, już go nie potrzebował.

Stał w ogrodzie ćwiczebnym zamku na obrzeżach stolicy Vaulty. Planety, na której lata wcześniej Kylo poznał Avana. Ren zacisnął dłonie w pięści i zaczął okładać się nimi po głowie. Musiał się obudzić, ale jego wysiłki okazały się zbędne.

- Przestań to robić – odezwał się Avan, wychodząc z budynku po prawej stronie placu, który dookoła otoczony był domami, nie dając żadnej drogi ucieczki. Kylo skarcił się w myślach. Nie zamierzał uciekać.

- Czyli przez ten cały czas po wypadku mogłeś się tutaj przenosić?

-Gdyby nie, już dawno bym cię zabił. – Facet szedł w jego kierunku. Zatrzymał się dopiero w odległości mniej więcej dziesięciu metrów.

- Cały ty.

- Tylko tutaj jest jak dawniej.

Mężczyzna przyznał mu rację. Twarz jego dawnego przyjaciela była w nienaruszonym stanie. Posiadał parę oczu, włosy rosnące na całej głowie i żadnych blizn z incydentu. Nawet ubrany był – Ren zresztą tak samo – w ten sam strój, w jakim kiedyś tutaj trenowali razem. Czarna toga z kapturem i złotymi wstawkami.

- Czemu mnie tu sprowadziłeś? Chcesz porozmawiać w cztery oczy. – Słaby żart, zważając na realny stan rycerza.

- Będziemy walczyć!

- Avan, daj spokój.

- Tu są równe szanse – mówiąc to, facet stanął na jednej nodze, a drugą wykonał niespecjalnie szybkie kopnięcie. Kylo poczuł energię wokół siebie. Fala mocy uderzyła w niego i odrzuciła do tyłu. Zdołał utrzymać się na nogach. – Chyba, że już nie pamiętasz.

- Nie miałem wielu okazji do pojedynkowania się we śnie, więc nie, nie pamiętam.

- Twoja strata!

Avan ruszał się szybciej, niż wskazywałby na to jego rozmiar. To była główna zaleta planu astralnego. Tam jedyną bronią, jakiej się używało, była moc. Facet wykonywał ruchy rękoma i nogami, wciąż trzymając się w dużej odległości od Rena, który starał się unikać niewidzialnych przedłużeń jego ciosów. Dopiero gdy otrzymał solidne uderzenie pod żebra, które pozbawiło go tchu, przestał odczuwać głęboko zakopaną nostalgię do tego miejsca.

- Sam tego chciałeś. – Splunął śliną. Ren natarł na Avana. Gdy się rozpędził, wyprostował ręce i rozstawił je na boki. Nagle zaczął hamować, sunąc butami po żwirze. Gdy wyczuł moment, w którym jego podeszwy znalazły oparcie na podłożu, wytrącił się z równowagi i przekręcił na bok, zakreślając ramieniem obszerny łuk. Specjalnie upadł na ziemię.

Świst przeszył powietrze. Nie było to byle wyładowanie energii, a prawdziwy piorun. Skrząca wstęga pruła wprost na Avana. Facet próbował zrobić unik, ale cios był zbyt szybki. Rycerz padł na kolana. Kylo patrzył na niego, strzepując z szaty pył.

- Kłamałeś. Tutaj już nie jest, jak dawniej. Kiedyś nie próbowalibyśmy się pozabijać – powiedział. Avan wzruszył ramionami.

- Wtedy jeszcze nie miałem powodu.

Kylo zaczerpnął moc. Zacisnął pięści i powoli uniósł ręce, aby móc je z powrotem opuścić i tym samym wgnieść rycerza w ziemię. Jednak sięgając po energię, zorientował się, że uciekała mu przez palce. Mężczyzna uniósł spojrzenie i zrozumiał, dlaczego tak się działo.

Avan ją wykorzystywał do przenoszenia całego drzewa z korzeniami, które nadlatywało wprost na ich dwójkę zza pleców rycerza. Ren wrzasnął i zerwał się na nogi. Zaczął uciekać. Wiedział, że wcześniej nie zamierzał tego robić, ale nie spodziewał się aż takiej eskalacji wydarzeń. Kylo słyszał zgrzyt gałęzi sunących po żwirze tuż za nim.

Nagle zahaczył o coś butem i rozpędzony runął, jak długi. Przeturlał się kilka metrów i podkulił nogi do piersi, chcąc uchronić się przed śmiercionośnym drzewem.

Jednak, gdy nic się nie działo, a on nie czuł bycia przebijanym drzazgami, wychylił głowę spomiędzy ramion.

Plac był w stanie lepszym, niż Kylo go zastał. Zero drzew, żadnych śladów walki, mężczyzna nie widział nawet najmniejszej gałązki. Najważniejszym kogo brakowało, był Avan. Posłużył się drzewem, jako dywersją.

- Gratuluję, nabrałeś mnie! – zawołał, rozglądając się we wszystkich kierunkach. – To ty mnie tutaj sprowadziłeś, więc pokaż się i walcz!

Po odczekaniu dłuższej chwili, podczas której nie otrzymał odpowiedzi, Kylo ruszył w stronę budynku z otwartymi drzwiami. Wskoczył na taras przed wejściem, omijając cztery stopnie i zniknął w chłodnym domu.

To miejsce można było nazwać „domem" tylko z zewnątrz. W środku panowała nieprzenikniona ciemność. Nie dlatego, że należało podwinąć zasłony w oknach, a dlatego, że plan astralny Avana obejmował wyłącznie plac. Nic za jego obrębem nie istniało. Kylo z własnej nieprzymuszonej woli wszedł w nicość.

Wolał nie myśleć, co by się z nim stało, gdyby w tym momencie Avan przerwał projekcję i go tam zostawił. Ren nie chciał się przekonywać. Wycofał się biegiem do wyjścia.

- Avan, no dalej pokaż się. Sam tego chciałeś, więc nie uciekaj – powiedział, stając w promieniach późnopopołudniowego słońca sięgających tarasu. Już otworzył usta, aby zawołać rycerza, gdy jego wzrok padł na Rey. Pod Kylo prawie ugięły się kolana.

- To niemożliwe. Avan, grubo kurwa przesadzasz! Odeślij ją z powrotem! – Najpierw ogarnął go gniew. Mężczyzna popędził do Rey i złapał ją mocno za ramiona. Wtedy złość przysłoniła panika. – Nic ci nie jest?

- Zamierzasz mi wytłumaczyć, co tu się dzieje? – Dziewczyna miała wszystkie kończyny. Żadnych zadrapań. Nie dostrzegał niczego niepokojącego.

- Nie skrzywdził cię?

- Jeszcze nie, ale jeśli zaraz nie dowiem się, gdzie jesteśmy, nie będę mogła się bronić. – Już chciała walczyć. Wszystko było z nią w porządku. Kylo zapragnął ją pocałować, ale porzucił ten pomysł, gdy spotkał jej surowe spojrzenie.

- Jesteśmy na planie astralnym. Stara sztuczka Avana, której byłem pewien, że już nie potrafi.

- Takich rzeczy można nauczyć się po ciemnej stronie mocy?

- Nie, jeśli nie masz predyspozycji. Avan miał.

- I ciągle ma.

- Jakimś cudem. – Kylo zobaczył, że Rey szukała przy sobie miecza świetlnego. –Żadna broń się tobie nie przyda. Tutaj korzystamy wyłącznie z mocy. To tak, jakbyś zasnęła ze szczoteczką do zębów i próbowała użyć jej we śnie.

- Czyli skoro śpimy, nic z tego nie jest prawdziwe? – Mężczyzna chciał wtrącić się w jej zdanie, ale go wyprzedziła i kontynuowała. – Nic nam się nie stanie. Zranienie we śnie nigdy jeszcze nie sprawiło, żeby coś mi było po przebudzeniu.

- Rany, które otrzymasz na planie astralnym nie przełożą się bezpośrednio na twoje ciało w rzeczywistości. To całe miejsce odtwarza się w naszych umysłach, więc cokolwiek się tobie stanie, może mieć negatywne skutki właśnie tam. – Kylo przyłożył palce do skroni.

- To mnie nie uspokaja.

- Dobrze. Powinnaś się bać. – Przez cały czas, gdy rozmawiali Ren rozglądał się za rycerzem, który wciąż chciał bawić się w chowanego. – Na wstępie w ogóle nie powinno cię tu być. Właśnie, jak tu trafiłaś?

- Bez ostrzeżenia.

- Pieprzony Avan. Od incydentu stał się kretynem, ale nie wiedziałem, że aż takim.

- Czy „incydent" dotyczy tego, jak wygląda?

- Widziałaś go bez maski.

- Gdy znalazłam was leżących na podłodze.

Kylo powoli skinął głową.

- Co mu się stało?

-Kylo Ren się stał! – Odwrócili się. Avan stał na tarasie około trzydzieści metrów od nich. – Trzymaj się od niego z daleka, Rey!

- Skąd znasz moje imię?! – Rey strąciła rękę mężczyzny, który próbował trzymać ją za swoimi plecami i powoli przed niego wyszła.

- Widziałem cię już dwa razy. Pojawiałaś się tylko na chwilę i znikałaś.

Ren przeklął. Powinien to przewidzieć. Głupi od razu założył, że z dziurą w głowie Avan stracił swoje zdolności.

- Nie reagowałeś? – ciągnęła dziewczyna. Kylo obserwował rycerza, który stał w bezruchu jak posąd. Jego ton był pozbawiony emocji. Mówił jak maszyna.

- Teraz reaguję. – Avan odwiódł nieznacznie ręce od tułowia i zamknął oczy. Jego stopy oderwały się od desek tarasu. Unosił się coraz wyżej i jednocześnie zaczął sunąć w ich kierunku.

- Brawo, umiesz latać, gratuluję! – wykrzyknął Kylo i spojrzał na dziewczynę. – Bądź czujna, nigdy nie wiesz, gdy zaatakuje... – Niezauważalny strumień mocy uderzył w mężczyznę od dołu prosto w jego szczękę. Świat wokół zawirował. Rey przytrzymała go, aby nie upadł. – Tego właśnie unikaj.

Dziewczyna odsunęła się od niego i wyrzuciła obie ręce nad głowę. Zacisnęła pięści i jednym szybkim ruchem pociągnęła je w dół. Avan zakołysał się wysoko w powietrzu. Ren zrobił dokładnie to samo, co Rey. Uchwycił moc i sprowadził ją do ziemi. Rycerz spadł.

- Już wiesz, co robić.

- Intuicja.

- Nienawidzę cię! – ryknął Avan na całe gardło.

- Powtarzasz się! – Kylo i dziewczyna rozdzielili się. Rey wbiegła po stopniach na podwyższenie wokół placu, a mężczyzna pędził wprost na faceta. Widząc, że jego towarzyszka wykonuje zamach w ich kierunku, a po nim dostrzegł wzburzony kurz na podłożu, odczekał chwilę, po czym wybił się w górę. Poczuł, jak fala mknącej energii drasnęła jego but.

Wciąż się wznosząc, wystawił nogę w przód i wyobraził sobie, jej przedłużenie, które trafia prosto w Avana. Rycerz pochylił się i zasłonił ramionami. Moc zderzyła się z nim i przepchnęła po żwirze, na którym zostawił dwa głębokie wyżłobienia.

- Zniszczyłeś mi życie! – wrzasnął, patrząc spod brwi na Kylo, który wyhamował i zatrzymał się, gotowy na kolejny atak. Obaj ciężko oddychali. Rey zwolniła. Znajdowała się na tarasie po lewej stronie i ich obserwowała.

- To też już słyszałem!

- Teraz ja zniszczę twoje. – To powiedział znacznie ciszej. Równocześnie wyprostował się i rozdzielił ręce, za którymi się wcześniej krył. Powietrze wokół niego wibrowało. Ren uzmysłowił sobie, że Avan zamierzał wykorzystać całą moc, którą Kylo i Rey na niego posłali.

To wszystko trwało moment. Wzrok rycerza spoczął na dziewczynie. Ręce skierował przed siebie. Smuga zniekształconego powietrza przesiąkniętego mocą pruła wprost na Rey. W ułamku sekundy mężczyzna złapał jej przerażone spojrzenie, aby następnie patrzeć, jak istny tajfun energii wgniatał ją w ścianę, łamał deski i zrywał dach.

Kylo wykrzyknął jej imię, ale on sam słyszał w uszach tylko głuchy szum.


~ To chyba odpowiedni rozdział na uczczenie 40 części tego opowiadania. Wow. Wszystkim, którzy dotrwali do tego momentu, gratuluję. Jesteście wielcy. ~

Asia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro