17.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim Niall zdążył wydobyć z niego kolejne słowo, drzwi do tego okropnego, okropnego pokoju otworzyły się. Louis nie potrzebował żadnego ze swoich zmysłów, by stwierdzić, że to Harry tam stał, ponieważ po prostu to wiedział.

Wyglądało to tak, jakby ostatnie osiem lat w najmniejszym stopniu nie stłumiło reakcji jego ciała - dłonie zaczęły mu się pocić, a puls przyspieszył. Louis spojrzał poza Nialla, tracąc oddech, gdy ujrzał alfę przed nim.

Teraz, mając trzydzieści trzy lata, Harry stracił wszelki ślad młodości, a jego twarz była ostrzejsza, ale ani grama mniej piękna - może tylko mniej chłopięca, a bardziej męska. Louis pomyślał nawet przez chwilę, że może być jeszcze atrakcyjniejszy niż ostatnim razem, kiedy go widział.

Omega nie mógł znieść ciężaru miękkich, zielonych oczu Harry'ego, z początku pozornie patrzących na niego nie ze złością, a z podziwem. Jego pełne różowe usta rozchyliły się, kiedy jego wzrok odnalazł Louisa na podłodze i w tej samej chwili obaj wstrzymali na moment swój oddech.

Przystojny, nowy mąż Nialla znalazł poza głębią ich ponownego połączenia, gdy patrzył między zaniedbaną omegą na ziemi a swoim szefem wciąż w drzwiach.

Zayn słyszał strzępy rodzinnych historii. Tak wiele plotek krążyło wokół tej omegi leżącej właśnie tutaj pod jego stopami. Teraz obserwował, jak para przygląda się sobie nawzajem i nie dało się nie zauważyć tego napięcia i iskier, które musiały sprawać, że Harry szukał swojego chłopca przez cały ten czas. Osiem lat po niecałych sześciu miesiącach spędzonych razem to dużo czasu, ale teraz Zayn mógł już zrozumieć, dlaczego.

Louis uznał, że Harry musiał właśnie wyjść z biura, ponieważ miał na sobie dobrze skrojony, "firmowy" niebieski garnitur i drogie, skórzane buty. Jego włosy były teraz krótsze, ale nadal miały charakterystyczne loki.

Serce Louisa natychmiast zabolało z powodu małej dziewczynki, która wczoraj poszła spać bez swojej mamy. Jego mała dziewczynka z tymi samymi ciemnobrązowymi lokami i miękkimi, zielonymi oczami.

- Wyjść - głos Harry'ego był głębszy, niż Louis zapamiętał, ale wciąż kojarzył taki ton z wielką przyjemnością.

Ten głos osiadł ciężko w brzuchu Louisa i wytworzył cudownie zdradzieckie ciepło w jego klatce piersiowej.

Wrócił myślami do tych wszystkich nieświadomych, mokrych snów o właśnie takich różowych ustach szepczących mu do uszu same brudne rzeczy. Jak często budził się ciężko po nich dysząc? Jednak te sny nawet nie zbliżyły się do rzeczywistości.

Niall spojrzał na Louisa po raz ostatni, zanim odwrócił się na pięcie i zostawił go samego. Louis chciał powiedzieć, że się nie bał, ale tak nie było. Wiedział, że to nie strach przed śmiercią przyspieszał jego puls, ale raczej strach, że jego życie przedłuży się w tej rezydencji. Jak długo zajmie temu przystojnemu mężczyźnie ponowne złamanie Louisa?

Kiedy miał siedemnaście lat, zajęło mu to tylko jedną noc.

Ale Louis nie był już zdenerwowanym siedemnastolatkiem. Panika na myśl o tym, jak długo będzie musiał żyć bez kawałka serca? Wolałby umrzeć, niż pozwolić im odebrać córkę, ale z drugiej strony nie potrafił żyć bez niej. Jedyną rzeczą, która uspokajała jego nerwy, było to, że obserwowali ją najlepsi znani mu ludzie i dbali o jej bezpieczeństwo.

Nowy mąż Nialla dołączył do boku Harry'ego.

- Jesteś pewien, że nie chcesz wsparcia?

Harry potrząsnął głową, odrywając wzrok od Louisa po raz pierwszy odkąd wszedł do pokoju.

- Zdejmij mu tylko kajdanki i wyjdź.

Harry, którego poznał osiem lat temu, był charyzmatyczny i chłopięco uroczy, z dołeczkami i olśniewającym uśmiechem. Mrugnięciem oczu potrafił oczarować pokój. Ten Harry przed nim był zimniejszy, ale nie surowy, po prostu zamknięty.

Był bardziej jak Edward.

Zayn skinął głową i podszedł zdjąć omedze kajdanki. Louis natychmiast rozmasował skórę wokół nadgarstków, by poprawić przepływ krwi. Wysoki, ciemnowłosy i przystojny rzucił mu ostatnie spojrzenie przed odejściem.

Zayn widział zdjęcia Louisa, ale omega przed nim wyglądał tak monumentalnie inaczej! Miał niechlujną, rzadką brodę, a jego ubranie było za duże i źle dopasowane. Zupełnie nie przypominał miękkiej omegi, której zdjęcia widział tak wiele razy. Wcale nie wyglądał jak omega, o którego Niall kilka razy błagalnie jęczał, kiedy pozwolił sobie być bezbronny.

Kiedy drzwi się zasunęły, Louis wziął głęboki oddech.

- Jeśli chcesz mnie zabić, równie dobrze możesz to zrobić tutaj.

Harry nie odpowiedział, zamiast tego podszedł o trzy kroki bliżej, aż górował nad chudą, małą omegą, wciąż stłoczoną pod ścianą. Szyja Louisa bolała, gdy wyciągał ją pod tak dziwnym kątem, by utrzymać kontakt wzrokowy. Nie był tak słabą istotą, jaką był kiedyś. Nie zamierzał pierwszy mrugnąć.

Alfa westchnął i Louis złapał ogłuszający zapach alfy, ciepły i pocieszający, i zaskakująco nie sugerujący żadnej innej omegi.

Louis cofnął się głębiej w ścianę, kiedy Harry w końcu przykucnął, umieszczając ich twarze na tej samej wysokości. Louis czuł się jak małe zwierze przyszpilone brzuchem do szczytowego drapieżnika - nie było głośnego warczenia zwycięstwa, raczej miękkie zrozumienie.

Został złapany.

Harry tylko patrzył na Louisa tymi ostrymi i wyrachowanymi zielonymi oczami, do tego stopnia intensywnie, że ​​Louis nie mógł już tego dłużej znieść. Jeśli będzie musiał, sam sprowokuje alfę, by go wykończył.

- Gdzie, do cholery, jest Edward? - zapytał Louis, modląc się, by jego głos był silny, chociaż brzmiał piskliwie i bez żadnej mocy.

Edward zawsze był słabym punktem Harry'ego, więc dlaczego nie zacząć właśnie od tego? Jednak zamiast wpłynąć na alfę, to zdanie poruszyło pamięć Louisa. Gorzkie uczucie żółci wypełniło mu usta, bo gdy był tu po raz ostatni, błagał Harry'ego o Edwarda, błagał Harry'ego, żeby pozwolił mu odejść.

- Język - to była pierwsza rzecz skierowana do Louisa od prawie ośmiu lat.

Było to stanowcze ostrzeżenie. Osiemnastoletni Louis pochyliłby głowę i posłusznie nią skinął, ale jego dwudziestopięcioletnia wersja nie okazałaby takiej słabości na jego oczach, już nie.

Louis zadrwił, przewracając oczami.

- Mogę powiedzieć cokolwiek, kurwa, chcę, Harry.

- Język i ton - Harry ostrzegł go ponownie, mrocznym głosem obietnicy, oczami wciąż przyglądając się każdej komórce Louisa.

Omega wzdrygnął się szorstko, gdy ciepła dłoń alfy wylądowała na jego policzku. To było tylko muśnięcie, ale błysk elektryczności przebiegł wzdłuż kręgosłupa Louisa. Próbował wmówić sobie, że myślał, że zostanie spoliczkowany i po prostu szykował się na uderzenie, ale to wcale nie było to.

Bez względu na to, jak bardzo tego nienawidził, jego ciało wciąż pragnęło tej ciepłej dłoni i o wiele więcej. Louis był pewien, że alfa wyczuł go z tej odległości, owijając go własnym zapachem, jak pies sikający na swoje ulubione drzewo.

- Nie jestem twoją własnością! - warknął Louis, ponownie walcząc z chęcią wyrwania się z klatki, którą były ręce Harry'ego, oparte mocno na ścianie obok jego głowy.

Louis wolałby umrzeć, niż żyć tutaj dłużej, a potem pozwolić bliźniakom odkryć jego sekret.

Harry tylko westchnął, chwytając ramię Louisa i podciągając go do pozycji stojącej. Nie marnował czasu, przerzucając omegę przez ramię i rozpoczynając wspinaczkę. Głowa omegi wciąż pulsowała boleśnie z powodu leków nasennych w organizmie i odwodnienia.

Wkrótce znaleźli się w łazience znajomego, drogiego apartamentu. Głowa Louisa obróciła się, a jego kolana zadrżały, kiedy Harry ostrożnie go odłożył.

Alfa usiadł z boku wanny i poklepał się po kolanach. Louis wiedział, czego chciał, bez wymówienia przez alfę jednego słowa.

Ledwie zamienił z nim trzy słowa, a teraz mężczyzna chciał mu dać klapsa! Chciał, żeby Louis poddał się laniu!

Louis miał dwadzieścia pięć lat; był w tym samym wieku, w którym Harry po raz pierwszy wślizgnął się do sypialni Louisa. Nie był teraz dzieckiem, podobnie jak nie był nim Harry, kiedy zaczął ten pokręcony romans.

Louis popędził do drzwi łazienki, potykając się, gdy szedł, ale spotkał się z solidnym, zakluczonym mahoniem.

- Wypuść mnie.

- Nie mamy dużo czasu, Lou, więc równie dobrze możesz od razu zacząć się zachowywać - ton Harry'ego był równy i napięty, kontrolowany.

- Nie jestem małym dzieckiem, ty kutasie - Louis skrzyżował ramiona na piersi, pozostając blisko drzwi - Po prostu już mnie, kurwa, zabij.

- Pięć za każde przekleństwo i pięć za ton - stwierdził z łatwością Harry, wpatrując się w Louisa z dołu - Podejdź. Tutaj. Teraz.

Louis utkwił wzrok w ścianie i potrząsnął głową.

- Nie.

- ...26, 27... - liczył wolno Harry, niemal tym znudzony, a zanim dotarł do trzydziestu pięciu, Louis już wiercił się na swoim miejscu.

Utknął w tym pokoju z Harrym, więc mógł albo poddać się laniu teraz, albo poczekać, aż alfa dojdzie do setki i wtedy się poddać.

Omega odpływała lekko przez czystą dominację promieniującą z alfy siedzącej po drugiej stronie pokoju, tak odmiennej od miękkich i zdecydowanych zapachów alf, którymi byli Cordenowie. Łazienka wypełniła się czystym zapachem Harry'ego, miętą i czymś słodko-gorzkim, jak herbata.

Louis nie dostał klapsa, odkąd był ostatni raz w tym domu i nie sądził, że przeżyje chociaż dziesięć, nie mówiąc już o trzydziestu.

Więc zrobił krok do przodu i Harry zatrzymał liczenie na ruch omegi. Kiedy Louis pojawił się przed Harrym, jego usta drżały i był przerażony. Nie chciał być tą samą słabą omegą, która jako pierwsza wpadła w ten związek, ale jaki miał inny wybór?

- Nie możesz tak po prostu dać mi klapsa. Nie jesteś moją alfą.

Harry znów wstał, jego wzrost był o wiele bardziej onieśmielający niż kiedykolwiek wcześniej.

- Ale ty jesteś moją omegą - Louis wzdrygnął się na szybki ruch ręki Harry'ego zbliżającej się do jego twarzy
Ponownie zacisnął mięśnie, ale kiedy dłoń na nim wylądowała, poczuł tylko miękkość na swoim policzku - Muszę to zrobić dla Edwarda.

- Dla Edwarda? - Louis potrząsnął głową, nic nie rozumiejąc.

- On chce dobrej omegi. Musisz być dobrym chłopcem, żeby zabrał cię z powrotem, ale nigdy się tego nie nauczysz, jeśli nie otrzymasz odpowiedziej lekcji.

Harry przesunął ze smutkiem kciukiem po policzku Louisa po raz ostatni, zanim osiadł z powrotem na krawędzi wanny i poklepał się po kolanach, przechylając głowę i unosząc brew. Nie zamierzał tego ułatwiać. Louis trzymał jego wzrok przez całą minutę, zanim Harry kontynuował:

- 35, 36... - Louis wspiął się na kolana Harry'ego, ale zanim mógł się ułożyć wygodnie, Harry potrząsnął głową - Zdejmij spodnie.

Louis odetchnął ciężko przez nos, z jego gardła wydobyła się wściekła prośba.

- Harry...

- Zdejmij spodnie, mała omego - głos Harry'ego nie był twardy, raczej rozczarowany i Louis zamknął oczy, zanim opuścił swoje brudne, ciemnoniebieskie, robocze spodnie i stanął przed swoją alfą tylko w bokserkach i bawełnianej koszulce.

Nie był pewien, gdzie podziała się jego koszula do pracy, ale teraz nie miał czasu się tym przejmować.

Harry w końcu zlitował się nad nim, ciągnąc Louisa na kolana, by przytrzymać go w pasie.

- Licz dla mnie, słodki chłopcze.

To było jedyne ostrzeżenie, jakie otrzymał Louis, zanim Harry uderzył boleśnie w najbardziej wrażliwe części jego pośladków i ud.

Louis był z siebie dumny, bo kiedy w końcu pojawiło się trzydzieści pięć klapsów, nie wypuścił ani jednego szlochu - zamiast tego płakał w ciszy. Harry podniósł Louisa i spojrzał na jego zaczerwienioną i zasmarkaną twarz, zanim odwrócił się i uruchomił wannę.

Louis prychnął; dupek chciał, żeby teraz się wykąpał? Co za pretensjonalne pieprzenie! Chciał upokorzyć i oczyścić omegę!

Po napełnieniu wody płynem o świeżym zapachu mięty, Harry skinął w stronę wanny. Jego stoicyzm zaczął drażnić Louisa w niewłaściwy sposób.

- Wskakuj do środka - Louis nie odpowiedział, a Harry rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie - Edward nie będzie tolerował nieposłuszeństwa, Louis. Wskakuj do wanny.

- Nie obchodzi mnie, co Edward będzie lub nie będzie tolerował - głos Louisa ponownie zatrząsł się od łez, gdy owinął swoje chude ramiona wokół talii.

Starał się nie wyglądać na tak nieznośnie małego przed alfą.

Harry westchnął i wszedł w przestrzeń Louisa. Omega próbował się cofnąć, ale Harry przyłożył mocno rękę do jego karku, trzymając go nieruchomo. Alfa pochylił głowę, próbując spojrzeć Louisowi w oczy. Omega poczuł, jak jego i tak już czerwona i opuchnięta twarz płonie pod tym spojrzeniem I właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że Harry był inny.

Alfa miał pokonany wyraz w oczach, jego ramiona opadły tylko na tyle, by Louis zauważył, że mężczyzna przed nim był zmęczony. Co stało się z tym otwartym i charyzmatycznym chłopakiem? Louis potrząsnął głową, by oczyścić umysł. Nie mógł żałować swojego oprawcy. Nie zrobiłby tego.

- Louis, proszę - poprosił Harry - Pachniesz jak inne alfy. Edwardowi się to nie spodoba.

Tyłek omegi wciąż bolał od jego kary i nie mógł znieść myśli, że Edward również by go ukarał, więc szatyn w końcu zsunął bokserki i T-shirt i wszedł do ciepłej wanny.

Louis usiadł w rogu czując się niezgrabnie i mały, gdy Harry podszedł do szafy na bieliznę i wyciągnął ręcznik do twarzy, wracając do omegi. Alfa szybko zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli, po czym skropił ręcznik tym samym silnie pachnącym mydłem, które już przenikało wodę.

- Mogę się sam umyć - wymamrotał Louis, podnosząc drżące ręce do twarzy, by spłukać zatęchłe łzy.

- Po prostu mi na to pozwól? - zapytał bardziej niż zażądał Harry.

Oczy Louisa zmarszczyły się, a Harry przysunął ręcznik do jego szyi, sprawdzając subtelnie znak godowy, z ulgą stwierdzając, że jego słodki chłopiec jest wciąż nieoznaczony. Westchnął, ale kontynuował swoją pracę w dół ramion i klatki piersiowej Louisa. Jego oczy spoczęły ciężko na przypadkowych tatuażach, które teraz zdobiły to małe ciałko, ale nic nie skomentował. Louis pozwolił alfie wziąć jego mały nadgarstek w rękę i odwrócić go tak, by objąć wzrokiem również jego znak.

Louis myślał, żeby go zatuszować kilka razy, ale nigdy nie miał na to odwagi. Omega zadrżał pomimo gorącej wody, kiedy kciuk Harry'ego przesunął się po jego tatuażu. Często zastanawiał się, czy alfa żałował tego dnia, ale kiedy na jego twarz pojawił się mały uśmiech, a oczy rozbłysły ze szczęścia lub ulgi, Louis wiedział z całą pewnością, że nie.

Louis zarumienił się, kiedy Harry przesunął się na jego brzuch i kolana. Jego ciało nie było już tak miękkie, po latach samodzielnego zbierania pieniędzy na czynsz i media, bo to, co jadł, nigdy nie było dla niego priorytetem. Może i był odrobinę niedożywiony i tylko James mógł od czasu do czasu wepchnąć trochę jedzenia do gardła, ale nikt nie mógł mu zarzucić, że jest złą mamą. Joanne zawsze miała dość jedzenia.

Oczy omegi zmęczyły się od rytmicznego czyszczenia i ciepłej wody. Nawet nie próbował tego powstrzymać, kiedy Harry przycisnął jego głowę do krawędzi wanny i przeczesał jego włosy swoimi twardymi, aczkolwiek rozluźnionymi dłońmi.

Louis wstydził się powiedzieć, ale jego oczy nawet wywróciły się z przyjemności do tyłu, a małe westchnienie uciekło z jego ust, kiedy Harry szarpał za jego włosy i przyciskał skórę głowy dokładnie. Omega zagubił się w tym niezwykle przyjemnym akcie i prawie zasnął, gdy nagle ocknął się przy Harrym sięgającym, by opróżnić wannę. Alfa podniósł suchy, większy ręcznik i Louis potulnie wszedł w niego. Jego niebieskie oczy skakały po pokoju jak uwięzione zwierzę, nagle bardzo świadomy swojego małego poślizgnięcia.

Nie może pozwolić, żeby to się powtórzyło.

Alfa pociągnął Louisa do blatu umywalki i podniósł go z łatwością, usadzając go na zamkniętej toalecie. Louis był zdezorientowany tylko przez chwilę, kiedy zobaczył brzytwę w dłoni Harry'ego, ale już po chwili wszystko zrozumiał - alfa przygotowywał go, by wyglądał tak młodo, jak to tylko możliwe.

Louis zadrwił pod nosem.

- Nie jestem już nastolatkiem, Harry, nawet jeśli mnie ogolisz lub przebierzesz. Nie jestem tym samym chłopcem z twojej pamięci.

- Wiem - westchnął tęsknie Harry, delikatnie wcierając mu w twarz krem ​​do golenia - Ale dla mnie zawsze będziesz moim słodkim chłopcem.

Louis szybko odwrócił twarz w drobnym akcie buntu. Mógł się ogolić, nie żeby musiał, to wciąż było jego ciało.

- Nie jestem twój, Harry.

Dłoń Harry'ego wsunęła się we włosy Louisa i zacisnęła, by przechylić jego głowę stanowczo, ale bez gniewu.

- Na twoim miejscu zmieniłbym nastawienie, Lou. Edward tego nie przyjmie.

Louis wydał wysokie sapnięcie na wściekłość i ostrzeżenia Harry'ego. Dlaczego Harry tak bardzo bał się Edwarda? Osiem lat nie mogło go aż tak bardzo zmienić.

Harry pracował szybko i delikatnie, aż Louis był bezwłosy na twarzy i szyi. Kiedy skończył i odłożył brzytwę z powrotem na blat, podniósł niepewnie dłoń do policzka omegi, sprawdzając swoją pracę. Louis westchnął, gdy jego ręka przesunęła się po jego szczęce i szyi, mały palec alfy ześlizgnął się, by spocząć na obojczyku szatyna. Wewnętrzna omega Louisa wymagała tego od tak dawna, więc mężczyzna pozwolił, by jego powieki opadły, a zapach Harry'ego go objął.

Alfa nie mógł naznaczać go zapachem zbyt długo, więc Harry po raz ostatni tęsknie spojrzał na omegę, po czym dał mu bardzo dużą bluzę i przywiązał kostkę do słupka łóżka. Louis prychnął i pociągnął za wiązanie, zanim w końcu się poddał.

Na razie zachowa siły i spróbuje uciec później.

***

Kiedy Edward otrzymał niejasną wiadomość od brata, w której kazał mu wrócić do domu, zrobił to bez większego pytania. Harry brzmiał na nerwowego i podekscytowanego przez telefon, co było wyraźną zmianą w stosunku do jego zwykłego zachowania. Może w końcu zaczął interesować się ich planami na dzisiejszy wieczór.

Alfa przeszedł bez trudu przez rezydencję, zastanawiając się nad ich wieczorną randką i tym, gdzie musi się zatrzymać, by zdobyć odpowiednie kwiaty, ale to wszystko ustało, gdy dotarł do drzwi do ich sypialni, które były otwarte. Natychmiast uderzył go zapach, słabo ukryty pod najsilniejszym żelem do mycia ciała i szamponem, jaki posiadali - w tym pokoju była omega.

Edward prychnął i ostrożnie wszedł, by znaleźć małą postać półnagiego omegi na swoim łóżku, ubranego w jego bluzę. Alfa warknął na Harry'ego, kiedy tylko jego bliźniak wyszedł z łazienki:

- Co do diabła, Harry?! Co, do cholery, robi jakaś przypadkowa dziwka w moim łóżku?! I nosi moje ubrania?!

Harry potrząsnął głową, ale zanim zdążył mu odpowiedzieć, omega obudzony ze snu usiadł i ziewnął w jego dłonie. Jego małe pięści przecierały raz po raz jego zaspane, niebieskie oczy, ale Edwardowi zajęło tylko kilka sekund, by zdać sobie sprawę, że to nie była jakaś przypadkowa omega. To był Louis, spowity zapachem jego i Harry'ego, jakby ostatnie osiem lat było jakimś gorączkowym snem.

Był chudszy niż omega, którą stracił, ale to był on. Jego niebieskie oczy powędrowały w stronę alfy i rozszerzyły się, gdy zobaczył, jak apodyktyczny mężczyzna krąży wokół łóżka, by stanąć tuż nad nim. Zobaczył błysk paniki na jego twarzy i namacalny gniew spłynął jak rzeka z alfy.

Edward wylądował twardą i karzącą ręką z boku szyi Louisa, zmuszając go do gwałtownego uklęku na łóżku. Omega jęknął i próbował uciec, ale nie udało mu się to, bo Edward wsunął rękę w jego włosy, trzymając go za nie w miejscu.

Jego uścisk był o wiele mocniejszy i bardziej wymagający niż Harry'ego.

- Gdzie, do cholery, byłeś?

Louis spojrzał na alfę, wciąż z długimi włosami skręcającymi się w loki i z eleganckim garniturem. Poczuł prawdziwą rozpacz, słysząc ton alfy i bolesny uścisk. Kiedy omega nie udzielił odpowiedzi w mniej niż trzydzieści sekund, Edward chwycił go za ramię, trzymając go bliżej i lekko nim potrząsając.

- P-p-proszę...! - wyjąkał Louis, próbując walczyć z mocnym uściskiem, szukając pomocy Harry'ego.

- Edwardzie, właśnie tu przyjechał - głos Harry'ego był spokojny, gdy stanął obok swojego bliźniaka, jednak wciąż się nie wtrącając - Był odurzony i zdezorientowany. Daj mu chwilę.

Edward rzucił Harry'emu wkurzone spojrzenie, zanim zwrócił swój płonący wzrok na Louisa.

- Gdzie byłeś?

- Montreal - sapnął Louis, ewidentnie kłamiąc.

- Znaleźli go w Toronto - oznajmił Harry, przechylając głowę.

Rzucił również Louisowi rozczarowane spojrzenie, spoglądając z powrotem na swojego brata. Próbował ułagodzić gniew bliźniaka łagodnym tonem.

- Tak blisko... - warknął Edward ze złością, jego oczy przesunęły się po twarzy Louisa, próbując coś tam znaleźć. Gniew stale rósł w jego klatce piersiowej, zanim w końcu i szorstko wypuścił omegę - Idź uklęknąć w kącie.

Louis próbował się podnieść, ale jego noga wciąż była przywiązana do łóżka. Jego drżące ręce przez kilka chwil grzebały w ciasnym węźle, zanim Edward odwrócił się do niego z uniesionymi brwiami. Omega spróbował wyjaśnić.

- T-to lina...

- Powiedziałem, żebyś uklękł - zgrzytnął między zaciśniętymi zębami Edward i Louis nie mógł nic poradzić na to, że poczuł, jak panika ściska się w jego gardle.

Nie mógł wstać z liną, ale Edward chciał, żeby ukląkł, by go ukarać.

Oczy Louisa odszukały Harry'ego, który tylko westchnął i wyciągnął z kieszeni mały szwajcarski scyzoryk przymocowany do breloczka i przeciął linę. Omega szybko podbiegł do kąta i uklęknął twarzą do ściany.

Słyszał szum krwi w uszach i zacisnął pięści, żeby się uziemić, ale to nie działało. Hałasy powodowane przez bliźniaków za jego plecami potęgowały narastający w nim niepokój. To wszystko było przerażające i ciemne i narastało, dopóki Louis nie poczuł mrowienia na twarzy i zakołysał się na kolanach, próbując podeprzeć się jakoś ręką na ścianie przed nim.

- Ręce za plecami - rozkazał ostro Edward, o wiele zbyt wrogo na słabnącą determinację Louisa, gdzieś z pokoju, ale Louis szybko go posłuchał.

Poczuł zamroczenie w głowie i od razu wiedział, że upadnie. Louis nie robił tego przez cztery lata od czasu Eleanor, ale znał to uczucie. Nie został ukarany, odkąd ostatni raz był z bliźniakami, a teraz w niecałą godzinę dostał lanie i został zmuszony do klęczenia w kącie.

Gniew jego alf wkradł się do jego umysłu i pozostawił go zimnym i przestraszonym, całkowicie owładnietym zwierzęcym instynktem. Był przytłoczony. Bliźniacy byli już tylko kilka kroków za nim, a ich głośne i niezrozumiałe głosy też nie pomagały w narastającej panice.

- Pomocy... - chlipnął cicho, żałośnie Louis.

Edward warknął.

- Nic nie mów.

Louis jęknął.

- Proszę...

Kroki zbliżyły się do niego od tyłu, a mocna dłoń chwyciła za jego włosy i odciągnęła jego głowę do tyłu, by mógł spojrzeć prosto w rozgniewaną twarz Edwarda.

- Ty niesubordynowana, mała omego, powiedziałem, żebyś nic nie mówił!

Louis mógł poczuć jego łzy i usłyszeć jego skowyt, ale nie zrozumiał sposobu, w jaki błagał.

- Proszę, to boli. Boję się. Proszę.

Uchwyt lekko zelżał i ostatnią rzeczą, jaką zobaczył Louis, było odbicie spanikowanych spojrzeń, zanim upadł.

Harry szybko zgarnął Louisa z podłogi, który instynktownie wbił nos w szyję alfy. Zaniósł go z powrotem do łóżka, odkładając go ostrożnie, szepcząc w powietrze szybkie i kojące przeprosiny.

Edward obserwował parę ze złością.

- Harry, co my, do cholery, z nim zrobimy?

- Jest moją omegą.

Edward powstrzymał ruchy Harry'ego, szarpiąc szorstko za kołnierz brata.

- Odeślij go z powrotem do jakiejkolwiek piekielnej dziury, z jakiej go wygrzebałeś.

Harry warknął i wyrwał się z uścisku bliźniaka.

- Nie, on jest mój.

- On nie jest twój - Edward tylko potrząsnął głową - Był praktycznie dzieckiem, kiedy go znalazłeś. Manipulowałeś nim i maltretowałeś go, aż od ciebie uciekł.

- Naprawię to - Harry ponownie potrząsnął głową, spoglądając w dół na postać Louisa - Kocham go, a on nauczy się kochać mnie ponownie.

- Nigdy go nie kochałeś - zgrzytnął zębami Edward - W każdym razie zabiegamy o kogoś. Co z Camille?

- Ty zabiegasz o Camille - stwierdził Harry - Louis jest moją omegą. Naszą omegą. Camille jest dla mnie nikim.

- Louis nie jest moją omegą - parsknął okrutnym śmiechem Edward - A ojciec Camille jest właścicielem połowy Francji. To dla nas dobry ruch.

- Więc to zrób - warknął Harry i złapał za bezwładny nadgarstek Louisa, prezentując jego tatuaż - Ale Louis jest i zawsze będzie mój i twój, aż do chwili śmierci.

Edward warknął.

- To ty bez pytania umieściłeś moje inicjały na jego nadgarstku!

- W porządku - chłodno odprawił swojego bliźniaka Harry - No to idź. Zajmę się moją omegą.

Edward zszedł po schodach z pełnym zamiarem opuszczenia tego gównianego pokazu wybuchu z przeszłości, kiedy natknął się na Liama, z Niallem tuż za nim. Para wyraźnie na niego czekała. Niall przyglądał mu się podejrzliwie, a Liam wyglądał na równie zirytowanego.

- Co?! - warknął Edward, zatrzymując się przed nimi.

- Czy on potrzebuje pomocy medycznej? - zapytał Liam i Niall podszedł bliżej.

Edward niejasno pomyślał, że omega starał się wyglądać onieśmielająco.

- Kto? - westchnął Edward - O czym ty, do diabła, mówisz?

- Louis - Liam skinął głową na górę - Słyszałem, jak krzyczy. Czy potrzebuje pomocy medycznej?

- Nie - Edward przewrócił oczami i sapnął, by w końcu odejść.

- Jeśli nie zamierzasz go zatrzymać, to Niall go chce, więc go nie zabijaj! - zawołał Liam za oddalającą się postacią Edwarda, który próbował ogarnąć fakt, że wszyscy ci idioci chcieli odzyskać tę omegę z powrotem.

Omegę, który ich porzucił. Który sprawił, że poczuli się tak ważni, widziani i kochani, a potem po prostu odeszł. Który wolał żyć w biedzie i wyglądać tak starsznie chudo niż żyć z nimi.

Zęby Edwarda były na krawędzi, a jego puls przyspieszył. Cóż, Edward nie zmarnuje ani jednego oddechu więcej na ludzi niewartych jego czasu i miłości.

- Poza tym w tym domu jest dzieciak, czy możesz wyciszyć hałas? Nie potrzebuję, żeby znowu mówiła o tym szkolnemu psychologowi! - dobiegł go jeszcze krzyk Nialla, ale Edward po prostu odpowiedział mu środkowym palcem.

- Możesz to załatwić z Harrym. Ta omega nie jest moja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro