20.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stopa Louisa podskakiwała nerwowo, gdy prywatny odrzutowiec ustabilizował się na wysokości dziesięciu tysięcy stóp. Wiedział, że lot z Nowego Jorku do Toronto potrwa nie dłużej niż czterdzieści pięć minut, więc z całą pewnością mógł zacząć liczyć minuty do chwili, gdy jego córka znów znajdzie się w jego ramionach.

Uczucie podniecenia i lęku przyprawiło go o dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, którego nawet jego nerwowe stukanie nie mogło powstrzymać.

Jego umysł przywołał chwile przed opuszczeniem posiadłości i udaniem się na małe, prywatne lotnisko rodziny znajdujące się zaledwie kilka mil od rodzinnego domu. Stał naprzeciwko Nialla w przedpokoju, uważnie słuchając gorączkowych telefonów Harry'ego, który w pośpiechu układał ich plany podróży.

- Nigdy ci nie wybaczę, jeśli coś jej się stanie.

Oczy Nialla spoczęły na twarzy jego przyrodniego brata, smutnej, ale także pokrytej ulgą.

- Ja też sobie nie wybaczę, ale nie mógłbym żyć ze świadomością bólu, jaki będziesz odczuwać żyjąc tu bez niej.

Oczy Louisa zwęziły się niebezpiecznie.

- Nie wiesz, jak to jest. Wolałbym być martwy, niż żeby skończyła jak bliźniacy albo jak ty.

Niall wzdrygnął się na słowa wyszeptane tak delikatnie, ale z takim zapałem.

- Ona i Lou będą lepsze niż ktokolwiek z nas kiedykolwiek miał szansę być.

Niall zatrzymał się, wytrzymując zaciekłe spojrzenie drugiej omegi, zanim odszedł.

Godzinę później pięść Louisa uniosła się na chwilę przed znajomymi śliwkowymi drzwiami znajdującymi się na szczycie trzeciego piętra. Zatrzymał się na chwilę, ale ostatecznie zapukał, gdy usłyszał zniecierpliwione westchnienie tuż za sobą.

Kiedy trio zatrzymało się na miejscu przed apartamentowcem w Toronto, zauważył, że oknach salonu mieszkania Cordonów paliły się światła.

Usłyszał szuranie stóp, zanim ujrzał zaspanego Jamesa w kropkowanej piżamie.

- Louis...! - łzy natychmiast napłynęły do ​​oczu ekstrawaganckiej alfy, gdy objął omegę bez namysłu - Myślałem, że nie żyjesz!

– Tak, przepraszam za to - zarumienił się Louis, kiedy James odsunął się, by uważniej przyjrzeć się szatanowi. Zauważył, że Louis nie wyglądał dużo gorzej, a raczej zdrowiej niż James widział go od lat - Powinienem był spróbować zadzwonić do ciebie wcześniej.

- Nie, nie, nie przepraszaj - James pogłaskał głowę Louisa w ojcowskim geście, a potem zawołał przez ramię - Julia, chodź tu szybko!

Harry patrzył, jak kolejna alfa wyłoniła się z salonu i natychmiast przyciągnęła Louisa do uścisku. Serce bolało go od mętnych emocji, z których pierwszą była wdzięczność dla ludzi, którzy opiekowali się jego omegą pod jego nieobecność. Drugą, którą próbował stłumić, ale nie mógł całkowicie, była zazdrość z powodu wszystkich straconych lat. I zazdrość wynikająca z łatwości, z jaką jego omega przyjmowała sympatię dwóch Kanadyjskich Brytyjczyków przed nim.

Kiedy alfy w końcu otrząsnęły się z szoku, zdały sobie sprawę, że w pokoju znajdowały się jeszcze dwie inne alfy. Julia spojrzała na nich zdezorientowana, zanim przypomniała sobie, gdzie widziała ich wcześniej.

- Znam was dwóch.

- Naprawdę? - zdziwili się jednocześnie Harry i Louis.

- Tak! - Julia skinęła głową - Byliście na okładce biznesowego wydania GQ w zeszłym roku. Jesteście bliźniakami Styles.

- Och, tak.

Harry miał na tyle przyzwoitości, by wyglądać na nieco zawstydzonego ich niedawną, jego zdaniem zbyt przesadzoną okładką. Edward z drugiej strony skinął tylko sztywno głową.

- No dobrze - James spojrzał między trójkę nowoprzybyłych - Czy ktoś mi w końcu wyjaśni, co się dzieje?

– Czy Jo jest tutaj? - zapytał zamiast odpowiedzieć Louis, patrząc już w kierunku drzwi do pokoju, w którym wiedział, że będzie, ponieważ to właśnie tam zawsze na niego czekała, gdy podczas jego nieobecności opiekowali się nią Cordenowie.

- Tak - uśmiechnęła się Julia - Jest w swoim pokoju. Tęskniła za tobą.

– Ja też za nią tęskniłem - usta Louisa zadrżały i zabrało mu to wszystko, by nie wbiec do tymczasowej sypialni jego małej alfy, by obudzić swoją śpiącą dziewczynkę.

— Gdzie byłeś, Louisie? - zapytał ostrożnie James - Ostatnim razem, kiedy cię widziałem, byłeś przekonany, że umrzesz.

– Cóż, z pewnością próbował - żartował Harry, ale ani jedna osoba się nie zaśmiała.

- James, Julia - Louis przełknął ciężko ślinę - To Harry i Edward Styles, są ojcami Joanne.

- Ale powiedziałeś... - zaczął James, ale szybko przestał, by zastanowić się nad kolejnymi słowami - Myślałem, że nie chcesz, żeby angażowali się w jej życie?

- Byłem… ja nie… - Louis spróbował się uspokoić. Był zdenerwowany, jego wzrok krążył między bliźniakami a Cordonami. Dwie pary alf wpatrywały się w niego wyczekująco - Zdałem sobie sprawę, że to nie jest możliwe.

Zanim James mógł odnieść się do faktu, że Louis brzmiał dla niego ewidentnie jak ofiara porwania, wszystkie głowy odwróciły się na dźwięk skrzypiących drzwi dochodzącym z wnętrza mieszkania. Na moment zapadła cisza, zanim mała dziewczynka wyłoniła się z cienia zaciemnionego pokoju, przecierając zaciśniętymi piąstkami zaspane oczy.

W chwili, gdy zatrzymała się w drzwiach, oczyszczając oczy ze snu, serce Harry'ego stopiło się. Stała przed nim niewiarygodnie piękna kombinacja jego samego i miłości jego życia, i po raz pierwszy od ośmiu lat wiedział, co trzymało go przy Louisie.

Dziecko.

Jego córka tak doskonała, że ​​nie musiała mówić ani nic udowadniać, wystarczyło po prostu istnieć.

Jej usta nagle zadrżały, a potem wyszlochała:

- Mamo!

Louis miał dwie sekundy, żeby się przygotować, zanim Jo rzuciła mu się w ramiona. Omega przycisnął ją do piersi i wziął pierwszy pełny oddech od ostatniego razu, kiedy ją widział. Dziura w jego sercu wypełniała się, gdy trzymał ją ponownie w swoich drżących ramionach.

- JoJo, mamie jest tak bardzo przykro - wyszeptał jej do ucha Louis - Obiecuję, że już nigdy nie odejdę.

- Po-po-powiedziałeś, że wrócisz po-po szkole, ale potem cię nie b-było! - płakała dalej, odsuwając się, by położyć swoje małe dłonie na jego policzkach, sprawdzając, czy naprawdę stoi tam  prawdziwy - T-tak się bał-łam!

- Wiem, kochanie - skinął głową Louis, patrząc głęboko w jej szmaragdowe oczy, zanim złożył delikatne pocałunki na obu jej policzkach - Przepraszam.

Louis spędził następne trzy minuty kołysząc Joanne w swoich ramionach, pozwalając swojej córce bezpiecznie się wypłakać. Kiedy jej łzy w końcu zamieniły się w pociągnięcie nosem, uniosła głowę z jego ramienia i dopiero wtedy zauważyła nowych mężczyzn w pokoju.

- Mamo...? - Joanne spojrzała podejrzliwie na mamę i nieznajome alfy.

Louis rzucił parze naglące spojrzenie i był zaskoczony, widząc, że obaj już patrzą na Louisa i jego córkę z podziwem.

Harry wyglądał na bardziej podekscytowanego i oszołomionego, Edward był za to  do głębi wstrząśnięty. Spodziewał się, że dziecko będzie prawdziwe, ale widząc ją tutaj, patrzącą na nich oczami tak boleśnie pasującymi do jego własnych, dosłownie odebrało mu mowę.

- Jo... - Louis przerwał, nie wiedząc, jak się do tego zabrać — To są…

Harry zrobił tylko mały krok do przodu, gdy przerwa Louisa znacząco się wydłużyła, pochylając głowę, by znalazła się na wysokości ośmioletniej dziewczynki i uspokajając głos.

- Cześć, Joanne, jestem Harry Styles i tak bardzo się cieszę, że mogę cię w końcu poznać.

Harry wyglądał, jakby za chwilę miał się rozpłakać z nadmiaru emocji, ale dzielnie wyciągnął rękę, by po rsz pierwszy uścisnąć o wiele mniejszą od jego własnej dłoń jego córki.

Joanne bardzo ostrożnie spojrzała między jego dłoń a wciąż przyjazną twarz, a Louis przygotował się do wyjaśnienia, że ​​jest bardzo nieśmiała. Ale zanim zdążył to zrobić, alfa wyciągnęła rękę i potrząsnęła dłonią Harry'ego. Uśmiech, który pojawił się na twarzy mężczyzny był tym, którego Louis nigdy wcześniej nie widział i wierzył, że już nigdy go nie zobaczy. Uśmiech czystego ciepła i radości, najpełniejszy uśmiech człowieka.

– Czy to ty zabrałeś mi mamę? - zapytała, gdy ich uścisk dłoni się skończył, natychmiast przyciągając mocno swoją dłoń do piersi.

Harry pokiwał smutno głową.

- Tak, ale obiecuję, że od teraz zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyście zawsze byli razem.

- Obiecujesz? - upewniła się cicho.

Louis był szczerze zszokowany tą interakcją, ponieważ Jo nie rozmawiała tak nawet ze swoją wychowawczynią, niezwykle miłą omegą, a przekonanie jej do tak śmiałych interakcji zajęło nauczycielce prawie dwa miesiące. Ale tutaj siedziała nieśmiało choć konsekwentnie prowadząc rozmowę z onieśmielającą alfą.

- Tak, obiecuję- Harry poważnie skinął głową i uśmiechnął się szeroko, kiedy Jo z podobnie poważną miną pomogła mu podnieść mały palec.

- Moja mama mówi, że nigdy nie można złamać obietnicy złożonej na mały paluszek - wyszeptała po tym, jak Harry owinął swój mały palec wokół jej.

- Zatem uroczyście ci obiecuję, że nigdy więcej was nie rozdzielę.

Głowa Jo spoczęła ciężko na ramieniu Louisa, kiedy jej oczy przesunęły się z pierwszego alfy na drugiego.

- Mamo? Dlaczego on wygląda jak Harry?

- Och - Harry odwrócił się, by spojrzeć na Edwarda, który wyglądał zupełnie bezbronnie, stojąc tuż za ich małym kręgiem, który składał się z Louisa, Harry'ego oraz Joanne - To jest mój bliźniak, Edward.

Jo skinęła głową, wpatrując się w drugą alfę, po czym bez słowa wyciągnęła rękę, naśladując zachowanie Harry'ego. Louis spojrzał na Jamesa i Julię, którzy patrzyli na nich ze zdziwieniem, potwierdzając, że własna reakcja Louisa nie była szalona. Jo nie rozmawiała z innymi ludźmi zaraz po ich pierwszym spotkaniu i z pewnością sama nigdy nie inicjowała rozmowy.

Edward nie marnował czasu, robiąc krok do przodu i biorąc rękę małej dziewczynki w swoją.

- Ty też to obiecujesz?

- Co...? - zapytał zmieszany, jego twarz była wykrzywiona od emocji, a głos był nieco szorstki od powstrzymywania płaczu wzruszenia.

– Obiecujesz, że nie rozdzielisz mnie i mamy? - Jo zamrugała na niego poważnymi oczami, jakby zawierała umowę biznesową.

Louis nerwowo zagryzał wargę, gdy zinternalizował blizny, które pozostawił po swojej krótkiej, ale szokującej nieobecności w życiu małej dziewczynki.

Edward spojrzał na Louisa, a potem na Harry'ego, zanim zaoferował dziecku swój mały palec.

Brwi Harry'ego uniosły się w zaskoczeniu, bo przez ostatnie osiem lat Edward pogrążył się w swojej zimnej postaci, odpychając wszystkich swoim stoickim zachowaniem.

Jo skinęła zadowolona głową i w końcu przyłożyła nos z powrotem do szyi mamy, szepcząc do Louisa, że ​​nie może już nigdy więcej od niej odejść.

Wszyscy milczeli tylko przez kilka sekund, zanim Edward przeszedł w tryb biznesowy. Odrywając wzrok od Louisa i Jo, odwrócił się do Cordonów i spojrzał na nich wyrachowanymi oczami, zanim sięgnął do kieszeni po wewnętrznej stronie płaszcza i wyciągnął książeczkę czekową.

- Louis opowiedział nam po drodze o tym, co zrobiliście dla niego i Joanne przez te wszystkie lata. Chciałbym osobiście podziękować za wszystko, co zrobiłeś za mojego brata i za mnie. Wierzę, że to powinno wystarczyć.

James rzucił okiem na czek, wyraźnie wstrząśnięty.

- Och, wow, nie mogę tego od ciebie przyjąć.

- Proszę, jest już twój - skinął głową Edward - Wyślę drugą połowę wraz z moimi asystentami i kilkoma papierami do podpisania jeszcze w tym tygodniu.

- Druga połowa? - James potrząsnął głową - Słuchaj, nie wiem, co się dzieje, ale naprawdę myślę, że muszę porozmawiać z Louisem na osobności, zanim podejmiemy tu jakieś ważne decyzje.

- Co powiesz na jutro? - wtrącił Harry - Jest późno i Joanne powinna iść spać.

- W porządku - zgodziła się Julia, wpatrując się w Louisa, który wciąż trzymał Jo w ramionach - Gdzie się zatrzymaliście?

- Zarezerwowałem nam nocleg – stwierdził enigmatycznie Edward.

- Chcę zostać z Jo - wyszeptał Louis, mocniej ściskając ich córkę, patrząc na Harry'ego błagającymi oczami.

– Oczywiście, słodki chłopcze - Harry skinął głową i z roztargnieniem potarł dłonią włosy i policzek Louisa - Zawsze jest dla niej wystarczająco dużo miejsca.

Louis skinął głową i odwrócił się, by spojrzeć na Jo.

- Słyszałaś to, Jo? Zostaniemy tej nocy z Harrym i Edwardem. Czy to w porządku? - Jo skinęła głową i jeszcze bardziej wtuliła się w szyję Louisa. Omega westchnął i zwrócił się do Jamesa i Julii - W porządku?

- Louis, kochanie - potrząsnął głową James - To twoja córka, oczywiście, że możesz ją ze sobą wziąć.

- Wiem - omega skinął głową  - Przepraszam, że nie było mnie tak długo.

Julia położyła jedną dłoń na plecach Jo, a drugą na Louisie.

- Po prostu cieszymy się, widząc cię żywego, ale naprawdę chciałbym porozmawiać z tobą o całej tej sytuacji jutro?

Louis skinął głową i odwrócił się, by posłać Harry'emu pytające spojrzenie, a kiedy alfa skinął głową uspokajająco, ponownie zwrócił się do Cordenów.

- W porządku,  do zobaczenia jutro.

***

Niecałe dziesięć minut później Louis znalazł się na tylnym siedzeniu ciemnego samochodu terenowego, pomiędzy Harrym i Edwardem, z Jo mocno wciśniętą na jego kolanach. Jej oddech był miękki i stały na szyi Louisa, jego ręka impulsywnie gładziła jej plecy, jakby miała zniknąć w każdej chwili.

– Jest piękna, Lou - przerwał ciszę Harry, odwracając się, by spojrzeć to na swoją córkę, to na swoją ukochaną.

Louis skinął głową i spojrzał na Harry'ego, którego twarz pojawiała się i znikała w świetle każdej mijanej latarni.

– Ponieważ wygląda bardziej jak ty niż ja - westchnął Louis.

Harry uśmiechnął się delikatnie, zanim niepewnie położył swoją dłoń nieco niżej od dłoni Louisa, ale wciąż na plecach Joanne. Kiedy Louis nie wykonał żadnego niewygodnego ruchu i nie spróbował go odtrącić,  Harry zostawił ją tam, znajdując pocieszenie w miękkim unoszeniu się i opadaniu pleców dziecka.

– Zwykle nie jest taka, jaka była dziś wieczorem - zaczął nerwowo Louis, czując się niemal w obowiązku, by powiedziec to Harry'emu i Edwardowi - Jest nieśmiała i boi się ludzi. Nie będzie dobrym spadkobiercą.

- To całkowicie w porządku, Lou - skinął głową Harry - Eddie był dokładnie taki sam, kiedy był mały i spójrz na niego teraz.

Edward spojrzał na brata z uniesionymi brwiami, nie pamiętając, kiedy ostatni raz Harry pattzył na niego tak łagodnie lub użył jego przezwiska. Bliźniacy nawiązali kontakt wzrokowy nad Louisem i Jo, prowadząc między sobą niemą rozmowę, tak jak tylko bliźniacy to potrafią.

- Zgadza się - przemowił w końcu Edward - Nasza mama mówiła, że ​​jestem bardziej nieśmiały niż nowo narodzony jelonek.

Louis zerknął kątem oka na Edwarda po swojej prawej stronie.

- Jak miała na imię?

- Nasza matka? – zapytał Edward z delikatnym drżeniem w głosie.

Louis skinął głową.

- Biologiczna babcia Jo?

Edward spojrzał na Jo ze zmarszczonymi brwiami, jakby wciąż przetwarzał nowe wiadomości.

- Nazywała się Saoirse i miała takie same zielone oczy jak ja, Harry i Joanne.

Harry skinął głową w zgodzie z lewej strony Louisa.

– To piękne imię.

Edward także skinął głową, a samochód zatrzymał się przed eleganckim hotelem. Cała czwórka cicho wysiadła z samochodu. Louis z łatwością ułożył wciąż śpiącą Jo na dużym łóżku typu queen-size w jednym z dwóch pokoi w apartamencie. Omega odgarnęła włosy Jo i wyszeptała w powietrze niesłyszane „kocham cię”.

Kiedy wszedł przez drzwi z powrotem do wspólnej przestrzeni apartamentu, spotkał czekającego tam Harry'ego. Alfa wyglądała na jednocześnie zdenerwowaną i ożywioną, a kiedy Louis pojawił się ponownie, wstał z zajmowanej sofy.

- Myślisz, że mógłbym trochę popatrzeć, jak śpi?

- Pewnie - Louis ze świstem wypuścił przytrzymywane ze stresu powietrze - To także twoja córka, Harry.

Alfa uśmiechnął się tak słodko i tak szczęśliwie, i złożył długi, delikatny pocałunek na policzku Louisa.

- Dziękuję ci.

- Za? - Louis wyszeptał w powietrze między nimi.

– Za powrót do mnie. Za zaufanie, że cię ochronię. Za nią - usta Harry'ego zadrżały niepewnie - Obiecuję, że będę dla was najlepszą alfą. Najlepszą, jaką tylko mogę być.

Louis skinął głową.

- Wejdź tam po cichi i nie obudź jej.

Harry uśmiechnął się ponownie i cicho wślizgnął się do pokoju. Zmęczony omega udał się do kuchni po jedzenie, kiedy zauważył Edwarda już opierającego się o kuchenny blat, wściekle stukającego w telefon. Louis zignorował alfę i w pełni wyposażonej lodówce przeanalizował wszystkie opcje dostępnego jedzenia, upewniając się, że bierze najdroższe orzechy, jakie tylko mógł znaleźć. Z ręką i ustami pełnymi orzechów nerkowca, podniósł wzrok i zobaczył, że Edward również na niego patrzy.

- Dlaczego Joanne? A nie Johannah, jak twoja matka? - brwi Edwarda zmarszczyły się, a Louis mógł niemal zobaczyć, jak trybiki w głowie alfy zaczynają pracować.

Louis wzruszył ramionami i wyszeptał:

- Nie wiem.

Edward oblizał swoje usta, a potem przechylił głowę.

- Wyciągnęła cię, prawda?

— Nie wiem, o czym mówisz - Louis ponownie potrząsnął głową.

- Anne. Spotkałeś się z nią przed swoim zniknięciem, ale nigdy nie mogliśmy tego udowodnić - stwierdził Edward, a Louis po prostu odwrócił wzrok, ale kątem oka mógł zobaczyć, jak alfa skinął ze zrozumieniem - Zabiłbym ją, gdyby okoliczności były inne.

Louis wziął tylko mały, ostry oddech.

- Okoliczności?

- Związane z biznesem.

— A co z biznesem? - Louis zaśmiał się bez humoru - Czy to nie jest to, co robisz? Zabijasz tych, którzy staną ci na drodze lub cię zdenerwują?

Edward wyglądał na zaskoczonego.

- Harry jeszcze ci nie powiedział?

- Powiedział mi co?

- Działamy całkowicie legalnie - wyjaśnił omedze Edward - Całkowicie odseparowaliśmy się od prostytucji i handlu ludźmi i mamy pięcioletni plan zrobienia tego samego z narkotykami.

Oczy Louisa rozszerzyły się w szoku.

- Mówisz poważnie?

- Całkowicie - Edward skinął głową - Bobby położył podwaliny, ale Harry odegrał kluczową rolę w doprowadzeniu tego do skutku. Nigdy nie powiedział mi tego wprost, ale myślę, że to wszystko dla ciebie.

- Dla mnie? - powtórzył Louis.

- Tak - Edward westchnął - Nie byliśmy blisko, odkąd wyjechałeś, ale chciał, żebyś miał jakieś bezpieczne miejsce, do którego zawsze możesz wrócić. Zawsze myślałem, że zwariował, czekając przez te wszystkie lata, ale teraz chyba zaczynam go rozumieć.

Louis przygryzł wargę i skinął głową.

- Nie ma znaczenia, czy to wszystko jest legalne, czy nie. Nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić. Nie tobie. Nie Harry'emu. I na pewno nie Camille.

Edward skinął głową.

- Cóż, Camille i ja zerwaliśmy nasze zaloty, więc to już nie problem. Chciałbym skupić się na Joanne i na nas.

Edward obserwował twarz Louisa, szukając jego reakcji.

- Nie ma nas, Edwardzie i wiem, że ona nie jest twoja.

Usta Edwarda zacisnęły się.

- Teraz nie ma nas, ale byliśmy w przeszłości i możemy to mieć ponownie.

– Oskarżyłaś mnie o bycie dziwką mniej niż osiem godzin temu. Naprawdę myślisz, że chcę być z kimś, kto tak nisko o mnie myśli? - zapytał Louis.

Edward westchnął.

- Głęboko żałuję moich działań w ciągu ostatniego miesiąca  i jestem gotów wynagrodzić ci to w każdy możliwy sposób.

Louis przełknął ślinę i potrząsnął głową.

- Zraniłeś mnie, Edwardzie.

- Bardziej niż Harry kiedykolwiek? - zapytał z niedowierzaniem Edward - Wygląda na to, że jemu wybaczyłeś bez żadnego "ale".

- Całym sobą wierzę i naprawdę to widzę, że on się zmienił, ale niestety, ty też - wyszeptał Louis - I nie jestem pewien, czy twoja zmiana wyszła ci na lepsze.

- Tylko czas przyzna rację jednemu z nas, ale w międzyczasie nie będziesz mnie trzymał z dala od mojej córki.

Louis westchnął.

- Edwardzie, obaj wiemy, że ona nie jest twoja.

– Nie możesz tego wiedzieć.

- Nigdy nie uprawialiśmy seksu, Edwardzie - Louis potrząsnął głową. - Mogę wciąż mieć pewne luki w pamięci z tamtego czasu, ale tyle wiem na pewno. Człowiek, którym wtedy byłeś, nigdy by tego nie zrobił.

Alfa wziął głęboki uspokajający oddech, zanim kontynuował:

- Nie możesz tego udowodnić w żaden sposób.

- Nie zamierzam tego udowadniać, ale jeśli robisz to, by skrzywdzić mnie, moje dziecko lub twojego brata, to nie zawaham się cię zabić.

Zaskoczony, Edward szybko przesunął oczami po postaci Louisa, a omega miał wrażenie, że to nie było to gniewne spojrzenie, ale bardziej pożądliwe. Pomimo niepokojąco zimnego tonu i groźby, omega wciąż go pociągała.  Zimny ton omegi, która nie bała się chronić tego, co do niego należało.

- Dziecko zmienia wszystko - Edward oblizał swoje usta, ostrożnie dobierając swoje słowa - A ja chcę, żeby to dziecko było moje. Chcę, żebyś ty był mój.

Louis skinął głową.

- Zawszs możesz spróbować to naprawić.

- Właśnie wysłałem e-maila do mojego prawnika, żeby dodał ją do mojego testamentu - wyjawił mu Edward - Zapisałem ją też do szkoły z Lou. Udowodnię ci to. Wszystkim trzem wam obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro