23.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niall westchnął, jedząc później w nocy miskę pełną owoców w przeszklonym atrium wychodzącym na tylny trawnik, kiedy głowa jego nowo odkrytej bratanicy pojawiła się tuż obok niego.

- Wujku Niall?

W ciągu półtora tygodnia od wprowadzenia się Jo unikała drugiej omegi jak zarazy. Niall nie czuł się jednak tak źle, ponieważ robiła to większości ludzi poza Louisem.

Za to Jo chodziła za Lou, jakby jego córka była najciekawszą osobą na świecie. Słuchała jej z szeroko otwartymi oczami i chichotała na wszystkie szalone pomysły Lou. Więc kiedy teraz do niego podeszła, rozejrzał się za kimś jeszcze, znajdując ich jednak całkiem samych.

- Tak? Potrzebujesz w czymś pomocy, kochanie?

- Czy mogę zadać ci pytanie? - Jo bawiła się palcami i kołysała nerwowo.

- Oczywiście - uśmiechnął się do niej Niall, przesuwając się na swoim miejscu - Usiądź, jeśli chcesz.

Jo zajęła oferowane miejsce bardzo niepewnie, siadając blisko krawędzi i patrząc prosto przed siebie.

- Zastanawiałam się, czy znałeś moją mamę, kiedy chodził do szkoły?

Niall uśmiechnął się, myśląc o tym, jak słodki był Louis, jak bardzo podobny do swojej własnej córki.

- Tak, chodziliśmy razem do liceum.

Alfa skinęła głową.

- Czy to znaczy, że znasz moich ojców?

Niall zamrugał, zaskoczony.

- Um... dlaczego o to pytasz?

Jo odwróciła się, by nieśmiało spojrzeć na Nialla.

- Cóż, moja mama powiedział mi, że poznał moich ojców, kiedy był w liceum.

- Powiedział ci to?

- Tak i on powiedział, że nie... nie wiedzieli jeszcze, jak być tatusiami, więc to dlatego mama musiał mnie wychowywać sam.

- Tak, to... - Niall westchnął - Kochanie, myślę, że możesz zadać mamie te pytania. Nie sądzę, żeby był o to zły.

- Nie byłby zły, ale byłby smutny -  wyjaśniła Joanne - Zawsze jest smutny, gdy ludzie pytają o moich ojców. A moim zadaniem jest upewnienie się, że jest szczęśliwy, tak jak on robi to dla mnie.

Niall poczuł, jak kawałek jego serca pęka na jej słowa. Naprawdę nie sądził, żeby Louis chciał, aby jego córka czuła taką presję. Żadne dziecko nie powinno czuć się odpowiedzialne za kontrolowanie emocji swoich rodziców.

- Kochanie, to nie twoja praca.

- Jest! - argumentowała Jo - Mama bywał czasami tak smutny, że ​​po prostu spał w łóżku przez kilka dni, a wujek James i ciocia Julia musieli przyjść, aby go poprawić, ale już ich tu nie ma, więc to moja praca! Ja jestem teraz alfą mamy!

- Joanne, jesteś taka miła i dobra dla swojej mamy, ale on nie potrzebuje alfy, żeby się nim opiekował. Jest silny i niezależny.

- Ale każda omega potrzebuje alfy - stwierdziła Joanne, przechylając głowę w zakłopotaniu.

- Czasami omegi i alfy są dla siebie przeznaczone, ale nie potrzebują siebie nawzajem - wyjaśnił spokojnie Niall - Omegi mogą być silne i niezależne. Jak twoja mama. Nie potrzebował twojego wujka Jamesa i ciotki Julii. Prawdopodobnie lubił ich mieć w pobliżu, ale mógł zrobić to wszystko sam.

Jo zastanowiała się nad tym przez kilka minut.

- Ale co, gdy czasami jest mu smutno? Potrzebuje alfy, żeby to naprawić!

Niall przygryzł wargę.

- Czy ty nie jesteś czasami smutna?

- Tak - Jo skinęła głową - Jak wtedy, gdy moja mama wyjechała na długi czas.

- Tak. Czasami wszyscy jesteśmy smutni, ale nie jest to zadaniem nikogo innego, oprócz nas samych, aby nas naprawić - Niall delikatnie pogłaskał miękkie, kręcone włosy dziewczynki - Twoja mama sam się naprawi. Nie musisz się martwić o niego ani o inne omegi. U nas wszystko w porządku.

- Omegi, takie jak Lou? - spytał Jo.

- Tak, Lou też jest w porządku.

Niall uśmiechnął się myśląc o swojej własnej dziewczynce. Wiedział bez wątpienia, że ​​nigdy nie będzie musiał się martwić, czy Lou będzie w porządku. Była ponad swoje lata w pewności siebie i dowcipie tak bardzo, że często go to denerwowało.

- Lou jest bardzo silną omegą, tak jak jej mama.

Jo zachichotała.

- Ale to jesteś jej mamą!

Niall uśmiechnął się.

- Zaufaj mi, Jo, zawsze będzie dobrze. A twoja matka jest taka sama!

Skinęła głową.

- Więc myślisz, że powinnam zapytać mamę o moich ojców?

- Myślę, że jeśli to jest coś, co chcesz wiedzieć, powinnaś go zapytać - Niall skinął głową.

- Okej, zapytqłam cię o to tylko dlatego, bo myślę, że Harry i Edward mogliby być moimi ojcami.

Niall wzdrygnął się na słowa dziewczyny.

- Co? Kto ci to powiedział?

Wzruszyła ramionami.

- Cóż, mama powiedziała, że ​​mam dwóch ojców i jest ich dwóch. A Lou powiedziała, że dzieci mają oczy po swoim tacie, a ja mam taki sam kolor oczu jak oni. Poza tym ja nazywam tatusiów Lou moimi wujkami, a ona nazywa Harry'ego i Edwarda swoimi wujkami, więc pomyślała, że ​​to może mieć z tym coś wspólnego. I mama też powiedziała, że ​​jestem tak samo ładna jak mój tata i słyszałam, jak mówił wujkowi Jamesowi, że Harry jest bardzo ładny któregoś dnia.

Niall zachichotał.

- Masz całkiem sporo dowodów Jo, ale będziesz musiała zapytać o to swoją mamę. Mogę iść z tobą, jeśli chcesz.

- Nie, zrobię to sama, ale myślisz, że może nie musisz mu mówić, że cię o to pytałam?

- Tak - Niall skinął głową - Mogę zachować to w sekrecie, dobrze?

Jo skinęła głową i wstała, by odejść, zanim się zatrzymała.

- Wujku Ni?

- Tak, kochanie?

- Myślę, że jesteś naprawdę dobrą mamą - alfa uśmiechnęła się szeroko - Poza tym, jeśli moja mama mówi, że to w porządku, myślisz, że Lou mogłaby jutro znów spać w moim pokoju?

Niall był oszołomiony przez długą chwilę.

- Umm tak, pamiętaj jednak, żeby najpierw zapytać mamę, dobrze?

Jo uśmiechnęła się szeroko, obejmując oszołomioną omegę w szybkim uścisku, po czym skinęła głową i uciekła. Szczęka Nialla zdecydowanie opadła po rozmowie, którą właśnie odbył, ale mógłby przysiąc, że słyszał szepty Joanne i Elouise, gdy tylko mała alfa skręcała za róg. Oczywiście, jego mała Lou miała w tym jakiś udział.

***

Tej samej nocy w sypialni bliźniaków Styles zapadła dziwna i potężna cisza, zaledwie kilka minut po tym, jak Louis zostawił ich samych. Omega obiecał, że przemyśli ich propozycję i to wystarczyło Harry'emu, by nadzieja ponownie zakwitła w jego klatce piersiowej, bijąc pięknie, choć boleśnie w jego skórę, jak czekający na uwolnienie uwięziony ptak.

Cisza przeszyła powietrze, jak grzechotka o wysokim tonie przez niezmierzoną ilość czasu, zanim Edward wyszeptał z niedowierzaniem.

- Powiedziałem mu, że go kocham.

Harry spojrzał na swojego bliźniaka.

Edward spojrzał na Harry'ego.

- Myślę, że teraz cię rozumiem.

- Co masz na myśli?

- Po incydencie myślałem, że nigdy nie będę w stanie zrozumieć, dlaczego i jak mogłeś mu to zrobić - Edward podniósł rękę, by uciszyć wtrącanie się Harry'ego - Nie twierdzę, że miałeś rację albo że sam bym tak zrobił, ale teraz rozumiem ten strach.

- Byłem przerażony - zgodził się Harry, podchodząc do swojego brata, by położyć delikatnie dłoń na policzku Edwarda - Doktor Thompson powiedziała, że to, co stało się z naszą matką, a potem z Anne sprawiło, że nie mogę poradzić sobie z porzuceniem. Nie sądzę, żeby to była wymówka, ale to jest wyjaśnienie.

- Pamiętasz? - zapytał Edward - Co stało się z naszą matką?

Harry potrząsnął głową.

- Pamiętam, że tamtej nocy jedliśmy sos żurawinowy do kolacji i że skończył rozlany na ziemi. I pamiętam, że czułem się bardzo mały i zakrywałem uszy, bo było tak głośno... Ale nie, nie pamiętam dokładnie, co się z nią stało.

- Płakałeś, bo tego wieczoru na kolację podano brokuły, a ty ich nie cierpiałeś. Ojciec kazał ci przestać, ale nie byłeś w stanie, więc wysłał cię do twojego pokoju.

- Tak?

- Tak, a kiedy cię tam już nie było, mama powiedziała mu, żeby był dla ciebie milszy. Była taką silną kobietą i powtarzała to ojcu w kółko, aż wybuchnął - Edward potrząsnął głową - Zaczął krzyczeć, a potem oboje wstali. Uderzał ją przed nami już wcześniej, ale tym razem zrobił to za mocno. Straciła równowagę i uderzyła głową o stół. Przysięgam, Harry, umarła w jednej chwili.

- Nigdy mi tego nie powiedziałeś - Harry potrząsnął głową - Dlaczego pamiętam tylko sos żurawinowy? Skąd wiedziałem, że ją uderzył?

- To było słychać w całym domu. Natychmiast do niej podbiegłem i pamiętam, jak zimno ojciec spojrzał na mnie, gdy płakałem nad jej martwym ciałem - potrząsnął głową Edward - Złapał mnie za kołnierz koszuli i podniósł z ziemi. Bez żadnych emocji powiedział, że jestem cały ubrudzony sosem żurawinowym i że muszę iść się dokładnie umyć przed snem.

- Co...?

- Tego wieczoru nie jedliśmy sosu żurawinowego na kolację - Edward potrząsnął głową - Znalazłem cię w naszym pokoju z dłońmi zakrywającymi uszy, płakałeś. Nigdy nie mogłeś znieść krzyków i walki. Poszedłem przyszykować sobie kąpiel, żeby się umyć i powiedziałem ci, że to sos żurawinowy, tak jak kazał mi ojciec.

- Byliśmy tacy młodzi... Był potworem.

Harry potrząsnął głową, przyciągając Edwarda z powrotem do siebie, usuwając nieobecny wyraz w jego zielonych oczach.

Edward poczuł łzy w oczach, kiwając głową, gdy Harry przyciągnął go do swojego ramienia.

- Tak bardzo nas spieprzył. Jak kiedykolwiek nauczymy się kogoś kochać?

Harry odsunął się od uścisku, spoglądając na twarz Edwarda.

- Może nauczył nas nienawiści i strachu, ale zaznaliśmy miłości od dnia naszych narodzin. Kocham cię Edwardzie i wiem, że ty też mnie kochasz.

Edward skinął głową.

- Kocham cię, Harry.

- A teraz, Eddie, mamy córkę - Harry przygryzł wargę, czując przypływ endorfin na samą myśl o Joanne - A ja tak bardzo ją kocham.

- Ja też ją kocham, Haz. Nigdy nie zazna strachu ani nienawiści, tak jak my.

- Zgadza się - Harry pocałował brata w policzek - Nasza omega kochał ją wystarczająco za nas dwóch, ale teraz możemy nadrobić zaległości.

- Nasza Omega -  Edward skinął głową - Jest doskonały, prawda? Właśnie taki, jakiego mi obiecywałeś.

Harry skinął głową, myśląc o pewnej lutowej nocy sprzed wielu lat...

***

Harry nie wiedział, co odciągnęło go od przyjęcia, które urządzał w apartamencie na ostatnim piętrze mieszkania, które Bobby właśnie kupił im na osiemnaste urodziny. Ale balkon go przywoływał, więc bez słowa wyciągnął paczkę papierosów z tylnej kieszeni dżinsów i wymknął się na zimne nocne powietrze.

Tam, opartego o kamienną krawędź, znalazł Edwarda, który odpoczywał w cieniu nocy, paląc własnego papierosa. Zimniejszy bliźniak zaryzykował spojrzenie i znalazł Harry'ego.

- Co ty tu robisz?

- Właśnie wyszedłem na papierosa - Harry skinął głową, patrząc na przystojny profil swojego bliźniaka - Wielkie umysły myślą podobnie, jak sądzę.

Ed tylko wzruszył ramionami, po raz ostatni zaciągając się papierosem, po czym wyrzucił go w przewiewne nocne powietrze. Był rozproszony tylko na sekundę, podczas której Harry zauważył kopertę w jego dłoni i szybko ją przechwycił.

- Harry, to moje...!

Harry z chichotem uniknął rąk swojego bliźniaka, obracając papier na drugą stronę.

- Właściwie jest tutaj moje imię, więc wierzę, że jest przeznaczona dla mnie.

- Harry, daj spokój, mówię poważnie, oddaj to - Edward wyciągnął rękę, ale Harry tylko potrząsnął głową.

Zielone oczy bardziej porywczego bliźniaka przeskanowały szybko dosyć długi list, w całości napisany perfekcyjną czcionką Edwarda, a jego twarz stawała się coraz bardziej kamienna wraz z każdym kolejnym przeczytanym wersem.

- Co to, kurwa, jest?!

- Miałeś tego nie widzieć...

- A kiedy chciałeś, żebym to zobaczył, do cholery? Kiedy byłbyś już naleśnikiem na ulicach Nowego Jorku? - Harry był wściekły - Co, do kurwy nędzy, Edwardzie? To pieprzony list pożegnalny w schludnej małej kopercie zaadresowany do twojego „najdroższego brata Harry'ego"!

- Harry, nie rozumiesz... - głos Edwarda załamał się, gdy ciężko opadł na jedną z  ławek na balkonie - Nie chcę tego dalej robić.

- Nie rozumiem? Edwardzie, siedzimy w tym razem, robię dokładnie to samo co ty - Harry potrząsnął głową - Nie możesz mnie zostawić!

- I wcale nie chcę cię zostawiać! - krzyknął Edward, patrząc na swojego brata - To ty mnie zostawisz. Znajdziesz omegę i założysz rodzinę. Teraz masz tam Taylor, a to tylko jedna omega z setek, które możesz dla siebie wybrać. Zostawisz mnie...

- To nieprawda, Eddie - westchnął Harry, osuwając się na ławkę obok swojego brata - Mamy tylko osiemnaście lat! Wiem, że nie miałeś najlepszych doświadczeń z omegami, ale wszystko jeszcze się zmieni.

- Moje relacje z omegami nigdy nie będą lepsze, Harry - Edward pozwolił, by jego głowa opadła - Największą szansą, jaką mam, jest znalezienie omegi, która poślubi mnie dla pieniędzy. Nie chcę tak żyć. Nie mogę tak żyć.

Harry potrząsnął głową.

- Nie, Eddie, to nieprawda. Omegi w naszym wieku są po prostu głupie, nie są dla ciebie wystarczająco dojrzałe.

- Oboje wiemy, że to nieprawda - alfa pociągnął nosem, z twarzą schowaną w swoich dłoniach - Jestem zepsuty, nie do naprawienia.

Harry przez kilka chwil obserwował zgarbioną postać swojego brata, po czym skinął głową.

- Już w porządku, Edwardzie, spójrz na mnie.

Bliźniak zrobił to, rzucając żałosne spojrzenie znad swojej pochylonej postaci.

- Znajdę nam omegę.

- Co masz na myśli? - Edward ze znużeniem spojrzał na brata.

Harry nigdy nie miał problemów z omegami. Jego dołeczki i wyluzowana osobowość zapewniły mu każdą omegę w akademii, a nawet teraz w Columbii.

- Ty, ja i omega. Stworzymy stado - Harry skinął zawzięcie głową - Znajdę dla ciebie wystarczająco dobrą omegę. Małą, cichą i miłą. Będzie dla ciebie idealna.

- Dlaczego chcesz to zrobić? - potrząsnął głową Edward - Nie mogę pozwolić ci tego zrobić tylko z litości dla mnie.

- To nie litość, bracie - Harry pochylił się bliżej, biorąc brata za rękę w swoją - Jesteś pierwszą osobą, którą kiedykolwiek pokochałem i nie mogłę myśleć o innej osobie, z którą wolałbym spędzić całe swoje życie.

- Jesteś pewny? - zapytał Edward - Omegi mnie nawet nie lubią.

Harry szturchnął swoim ramieniem w ramię Edwarda.

- Myślę, że w takim razie będę musiał być dwa razy bardziej czarujący.

***

- Dziękuję, Harry -  szepnął w ramię swojego brata Edward.

- Za co?

- Za Louisa - zaczął Edward - Za uratowanie mnie. Za wszystko.

Harry odsunął się trochę, uśmiechając się delikatnie, zanim złożył krótki i czuły pocałunek na ustach swojego bliźniaka.

***

Louis obudził się przez odgłos otwiercia i zamknięcia drzwi, i delikatny oddech na jego policzku. Jego nos powiedział mu, że to usta Nialla mocno przyciśnięte do jego policzka i gardło Nialla przyciśnięte do jego nosa. Jego umysł był powolny i ciepły, ale stopniowo wychwytywał nowy zapach, co zmusiło go do otwarcia oczu. Nad dwiema omegami, z głową przechyloną w delikatnym zakłopotaniu, stał Zayn.

W ciągu całego ponownego pobytu w rwzydencji Louis miał może kilka interakcji z partnerem Nialla, wliczając w to jego pierwszy dzień po powrocie, kiedy znalazł się z nim sam na sam w piwnicy, więc stwierdzenie, że było między nimi dość niezręczne, było jak niedopowiedzenie.

- Jest w porządku  - wyszeptał Zayn, spoglądając na śpiącą twarz swojego partnera. Jego głos nie zdradzał nic z tego, co czuł - Cieszę się, że mogłeś dotrzymać mu towarzystwa.

Louis skinął głową i usiadł, budząc tym drugą omegę.

- Byłem po prostu samotny zeszłej nocy.

- Lou bardzo lubi się przytulać - wyjaśnił zaspany Niall, siadając, żeby się przeciągnąć i ziewnąć, ochronnie i zaborczo opuszczając rękę na plecy Louisa.

Zayn uśmiechnął się, patrząc między nimi i ponownie kiwnął głową.

- Idę wziąć prysznic, ale zobaczymy się później, Louis.

Louis skinął głową, i poczakał, aż Zayn zniknie w łazience.

- Umm, dlaczego to wcale nie było dla niego dziwne? Czy często znajduje cię w łóżku z innymi omegami?

Niall potrząsnął głową na nie.

- Nie, ale wie o tobie.

- Wie o mnie? - powtórzył Louis.

- Upewniłem się, zanim zostałem sparowany z którymkolwiek z nich, że jeśli kiedykolwiek do mnie wrócisz, istnieje możliwość, że dołączysz do mojego stada. To znaczy, jeśli Harry najpierw wypuści cię ze swoich szponów.

- Tak, Liam mi o tym powiedział - Louis zarumienił się trochę. - Więc Zayn był z tym całkiem spoko?

- Myślę, że jest trochę zainteresowany tym pomysłem - Niall wzruszył ramionami, staczając się z łóżka i zastanawiając się, czy opłaca mu się zajść do garderoby, by znaleźć swój szlafrok, mamrocząc po drodze.

Louis zarumienił się jeszcze bardziej, myśląc, że miło byłoby mieć plan awaryjny, jeśli wciąż byłby singlem, gdy w końcu się zestarzeje. Ale potem jego umysł pomyślał o Harrym i tym, czego dowiedział się zeszłej nocy, zastanawiając się, czy po tym wszystkim nadal mógłby się do niego zalecać.

Louis podążył za Niallem do jego garderoby.

- Poprosili mnie, żebym znów pozwolił im się do mnie zalecać ostatniej nocy.

- Oh? - Niall uniósł brwi.

Słabo ukrywał swoją niechęć do tematu.

- Tak, i nie jestem pewien, co powinienem zrobić z informacjami, które przekazałeś mi zeszłej nocy - Louis przełknął nerwowo ślinę - Co powinienem zrobić z Jo i nimi.

- Cóż, myślę, że Jo może wiedzieć więcej, niż sugeruje - Niall starał się być na tyle niejasny, by nie złamać obietnicy danej siostrzenicy.

- Co sprawia, że ​​tak mówisz?

- Cóż, przyszła do mnie wczoraj w nocy i miała kilka pytań. Powiedziałem jej, żeby ci je zadała, ale myślę, że pierwszy powinieneś z nią porozmawiać o tym wszystkim.

Louis skinął głową.

- Masz rację. W tej chwili nie chodzi o mnie i o nich. Chodzi o nas wszystkich.

Niall przycisnął dłoń do policzka Louisa, poklepując go delikatnie.

- Jesteś taką dobrą mamą, Louis.

- Tylko tak mówisz, żebym pomyślał o dołączeniu do twojego stada - droczył się Louis, a Niall się roześmiał.

- Wiem, że żartujesz, ale jestem na ciebie gotowy, kiedy tylko ty też będziesz - Niall skinął głową, wzdychając tęsknie - Chciałbym poczuć połączenie z tobą poprzez więź stada.

- Nie potrzebujemy więzi, żeby nas połączyć, Ni.

Louis pocałował Nialla w policzek, a nieco wyższy omega wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że już o tym wiedział, co wcale nie zmienia faktu, że nadal tego chciał.

Pragnął Louisa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro